Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Lewica w Grupie Wyszehradzkiej: dlaczego Czesi nie mają swojego Razem?  

O ile w Polsce dotarcie z lewicowym przekazem do młodych wyborców jest trudne, to w Czechach i na Słowacji okazuje się to jak dotąd po prostu niemożliwe.

Rozmowa
1

Jakub Majmurek: Drugi raz z rzędu wybory w Czechach wyłoniły Izbę Poselską bez lewicy, chyba że liczyć dwóch deputowanych Zielonych wybranych z list Piratów. Co się stało? W Czechach przecież latami kluczową rolę w polityce odgrywała niepostkomunistyczna socjaldemokracja, a oprócz niej próg wyborczy przekraczali też komuniści.

Rafał Chwedoruk: Partie socjaldemokratyczne w naszej części Europy mogły przyjmować w ostatnich dekadach dwie strategie. Pierwsza zakładała, że socjaldemokracja staje się częścią szerokiego proeuropejskiego obozu liberalno-demokratycznego, na którego czele stały jednak środowiska liberalne – jeśli nie przewodzące mu w wymiarze czysto politycznym, partyjnym, to sprawujące w jego ramach hegemonię ideową. Taką strategię przyjęli węgierscy socjaliści czy Sojusz Lewicy Demokratycznej w Polsce.

Czytaj także Źle, jeśli Czechami rządzić będą pajace. Gorzej, jeśli „eksperci” Michal Chmela

Druga strategia była antyliberalna. W jej ramach lewica szła za głosem swojego elektoratu, który w partiach postkomunistycznych czy w niemającej takich korzeni socjaldemokracji chciał widzieć uosobienie sprzeciwu wobec gwałtownego budowania kapitalizmu i trudnych społecznie reform. W Czechach takim katalizatorem poparcia dla lewicy było na przykład wprowadzenie w 2008 roku odpłatności za wizyty u lekarzy, co wywindowało Czeską Partię Socjaldemokratyczną (ČSSD) na pozycję liderki sondaży, pomogło też komunistom.

Którą z tych dwóch strategii przyjęła ČSSD?

Ona zawsze starała się balansować między nimi. Z jednej strony jako jedyna duża socjaldemokracja w regionie nie miała postkomunistycznych korzeni, a w deklaracji bohumińskiej w 1995 roku wykluczyła współpracę z komunistami. Jednocześnie nigdy specjalnie nie włączała się w politykę dekomunizacyjną, jaką Czechy prowadziły na znacznie poważniejszą skalę niż Polska, choć biorąc pod uwagę długotrwałą obecność Komunistycznej Partii Czech i Moraw (KSČM) w czeskim parlamencie, średnio skutecznie.

Czytaj także Niemiecka lewica: między klęską a nowym rozdaniem Jakub Majmurek

Z drugiej strony ČSSD była partią silnie antyestablishmentową. Najsłabiej radziła sobie zawsze w Pradze, a najlepiej na peryferiach: w swoim historycznym bastionie Pilźnie, na czeskich ziemiach odzyskanych, na Śląsku i Morawach. Emanacją tego ludowego, antyestablishmentowego elektoratu partii był wywodzący się z jej szeregów prezydent Miloš Zeman – polityk pozycjonujący się jako antyteza należącego do elit kulturalnych Václava Havla, jako reprezentant poglądów i obyczajowości ludowego elektoratu.

Partia nigdy nie potrafiła się jednak zdecydować, czy podążać za Zemanem i elektoratem, jaki on reprezentował. Z jednej strony miała więc bardzo proeuropejski program, z drugiej potrafiła łączyć go z antyimigracyjnym resentymentem. Siedziała latami okrakiem na barykadzie, co w momencie, gdy – także pod wpływem zmian, których światowym symbolem może być Donald Trump – zaczął zaostrzać się podział liberalizm-populizm, przyniosło tragiczne efekty i doprowadziło do jej praktycznego zniknięcia ze sceny politycznej.

Jaką rolę odegrała w tym koalicja z Babišem? Często można spotkać się z opinią, że to on jako rządowy partner socjaldemokratów odebrał im elektorat.

To była bezpośrednia przyczyna załamania się poparcia ČSSD, ale problemy partii, jak starałem się pokazać, miały o wiele głębsze, strukturalne przyczyny. Babiš jako koalicjant socjaldemokratów zastąpił Zemana jako negatywny punkt odniesienia dla liberalnego establishmentu w Czechach. ČSSD próbowała się pozycjonować jako umiarkowana część jego koalicji, co w podziale liberalizm-populizm czyniło ją coraz mniej politycznie istotną.

Kolejna kwestia, która mocno pracowała przeciw całej czeskiej lewicy, to demografia. Z każdymi wyborami kurczyła się grupa wyborców, którzy nawet jeśli nie mówili o sobie „lewica”, to mieli np. lewicowe podejście do sprawiedliwości społecznej, ukształtowane jeszcze w czasach realnego socjalizmu. Ten problem występuje w całym naszym regionie, także na Słowacji i w Polsce. Przy czym o ile w Polsce dotarcie z lewicowym przekazem do młodych wyborców jest trudne, to w Czechach, ale też na Słowacji okazuje się jak dotąd po prostu niemożliwe.

Czeska socjaldemokracja popełniła też taki błąd, że choć od lat 90. czasy się już radykalnie zmieniły, to ciągle trwała przy deklaracji bohumińskiej. A być może sojusz z komunistami, mającymi ciągle zwarte struktury i poparcie, mógłby ją uratować.

Taki sojusz wystartował w tych wyborach – z udziałem sił, które określilibyśmy raczej jako radykalną, populistyczną prawicę niż jakkolwiek rozumianą lewicę – pod nazwą Stačilo! i nie przekroczył progu. Elektorat socjaldemokracji nie zaakceptował jednak wspólnego startu z komunistami?

Elektorat ČSSD w przytłaczającej większości nigdy nie głosował na tę partię dlatego, że była historyczną, niepostkomunistyczną socjaldemokracją, tylko dlatego, że widział w tym swój interes.

Kłopoty Stačilo! wynikały głównie z kryzysu komunistów, którzy byli główną siłą tego porozumienia. Socjaldemokraci funkcjonowali tam raczej jako kwiatek do kożucha. Do przekroczenia progu Stačilo! zabrakło kilkudziesięciu tysięcy głosów, czyli dość sporo jak na kraj wielkości Czech. Próg udało się przekroczyć tylko w największym bastionie KSČM na Śląsku i na Morawach, które są bardzo antyestablishmentowe, choć niekoniecznie lewicowe. Co wskazuje na głębokie problemy z poparciem komunistów.

Trzeba też powiedzieć, że Stačilo! to był naprawdę egzotyczny sojusz, nawet jak na czeską politykę, z udziałem jednego ze środowisk prawicowych eurosceptyków czy istniejącej od końca XIX wieku Czeskiej Partii Narodowo-Socjalistycznej, przez dekady balansującej między lewicą, nacjonalizmem a liberalizmem.

Dlaczego w Czechach nie powstała nowolewicowa formacja w rodzaju Razem?

Bo czeska inteligencja, która mogłaby tworzyć takie środowiska, była o wiele mniej lewicowa niż polska, miała raczej tendencje liberalne i ekologiczne – te ostatnie podkreślał między innymi Havel. Była też bardziej antykomunistyczna – mimo tego, że czeska opozycja wobec władzy komunistycznej nie była szczególnie głęboko zakorzeniona społecznie, co wiązało się z pamięcią interwencji Układu Warszawskiego w Czechosłowacji w 1968 roku. Z kolei czeska prawica była bardziej żywa i różnorodna niż polska i była w stanie lepiej zagospodarować środowiska, które u nas byłyby lewicującą inteligencją.

Myślisz, że możliwe jest jeszcze jakieś odrodzenie lewicy w Czechach?

Mówiąc trochę żartem, to Babiš zaczynał jako liberał, zarówno jeśli chodzi o program, jak i międzynarodowe powiązania – gdy startował na prezydenta, to popierał go Macron. Dziś za swoim elektoratem przeszedł na pozycje narodowego konserwatyzmu, w Parlamencie Europejskim buduje jedną frakcję z radykalną prawicą z różnych państw. Więc być może zobaczymy jeszcze, jak Babiš, podążając za poglądami swojego elektoratu, zacznie machać pomarańczową chorągiewką czeskiej socjaldemokracji.

A serio, to nie wykluczam takiego scenariusza, biorąc pod uwagę jak bardzo eklektyczna jest zarówno formacja Babiša, jak i centroprawicowa opozycja. Decydujące mogą się okazać dwa czynniki. Po pierwsze personalny, który odgrywa bardzo istotną rolę w czeskiej polityce. Obecną scenę polityczną ukształtował w dużej mierze Babiš, wcześniej jako prezydent rolę niemalże osobnej partii pełnił Zeman. Po drugie strukturalny: to, czy przetrwają struktury już nawet nie czeskiej socjaldemokracji, których praktycznie nie ma, ale Komunistycznej Partii Czech i Moraw.

Przy zgraniu się tych dwóch czynników w sytuacji kryzysu gospodarczego czy choćby załamania się i tak niestabilnego systemu partyjnego, naruszającego dotychczasowe osie podziału, mogłaby pojawić się nowa partia lewicowa.

Na czeskich peryferiach – na Morawach, na północnym zachodzie kraju – jest ciągle antyestablishmentowy potencjał, który nie do końca wpisuje się w postkonserwatywną narrację współczesnej populistycznej prawicy. Z tym, że formacja zdolna go zagospodarować na pewno nie będzie przypominała lewicy znanej z Polski czy krajów zachodnioeuropejskich, raczej którąś ze słowackich socjaldemokracji, czyli SMER Roberta Fico albo HLAS prezydenta Pellegriniego.

SMER był lewicą, która przyjęła antyestablishmentową strategię?

Tak, Fico zaczynał jako polityk postkomunistycznej Partii Demokratycznej Lewicy (SDL’), która związała się z liberałami w opozycji przeciw prezydenturze Vladimíra Mečiara. Fico był krytycznym recenzentem tego kierunku partii, początkowo lojalnym wobec jej kierownictwa. Gdy jednak zauważył, że słowaccy wyborcy, którzy mogliby głosować na lewicę, to nie jest elektorat bratysławski, tylko antyestablishmentowo nastawieni wyborcy z prowincji, to założył SMER, partię, która zresztą zaczynała od zainteresowania blairowską Trzecią Drogą.

I jest wielkim paradoksem, że w Czechach, z ich lewicowymi tradycjami i świeckim, silnie zurbanizowanym społeczeństwem lewica praktycznie nie istnieje, a w konserwatywnej Słowacji rządzi.

Na kongresie, który w weekend odbył się w Amsterdamie, SMER został oficjalnie wykluczony z Partii Europejskich Socjalistów – od dawna był zawieszony w prawach członka, podobnie jak HLAS. Czy ceną za sukcesy Fico nie było odejście od lewicowej tożsamości w stronę prawicowo-populistyczną?

Gdy jeszcze w pierwszej dekadzie XXI wieku badano elektorat SMER-u, pojawiła się bardzo wyraźna antynomia: albo społeczna sprawiedliwość bez kulturowej emancypacji, albo społeczna próżnia. I to był tak naprawdę bezalternatywny wybór. Podobne dylematy pojawiają się w wielu europejskich socjaldemokracjach, nie tylko w naszym regionie – weźmy choćby politykę migracyjną rządu Mette Frederiksen, odrzucającą promigracyjne stanowisko, które kojarzylibyśmy ze współczesną europejską lewicą.

Lewica w naszej części świata po 1989 roku przez długi czas bardzo mocno orientowała się na zachodnią socjaldemokrację. Czasy, gdy przeżywała ona swoją ostatnią wielką falę triumfów, gdy do władzy dochodzili Blair i Schröder, dawno już jednak minęły, a wielki kryzys z roku 2008 roku poważnie nadszarpnął ideowe podstawy trzeciej drogi. Dziś znaczek PES nie jest już tym, na co będą się koniecznie orientować lewicowi politycy z naszego regionu, a już na pewno nie ich wyborcy.

Przy tym warto pamiętać, że Fico mimo wszystko trzyma się ciągle socjaldemokratycznego sztafażu, unika też wyraziście antyeuropejskiego przekazu, mimo gorzkich słów, jakie płyną pod jego adresem z Europy.

Prowadzi też jednak prorosyjską i protrumpowską politykę.

Stany i Europa znajdują się w stanie konfliktu handlowego i po części politycznego. Trump stara się narzucić kluczowym europejskim państwom i głównym siłom politycznym Europy swoją agendę i tacy politycy jak Fico trochę nie mają innego wyboru, niż znaleźć się w kręgu jego oddziaływania.

Z kolei polityka rosyjska Fico, tak jak w Niemczech, wynika z interesów ekonomicznych. Słowacja, tak jak wiele niemieckich landów, latami zarabiała na obsługiwaniu infrastruktury przesyłowej dla rosyjskiego gazu i korzystała z rosyjskich surowców dla własnego rozwoju gospodarczego. Jednocześnie Fico bardzo zdecydowanie krytykował Nord Stream, bo ta inwestycja ograniczała rolę Słowacji jako kraju tranzytowego.

W jakim kierunku SMER może ewaluować po wyrzuceniu z PES? Nie znajdzie się ostatecznie, podobnie jak ANO Babiša, na suwerenistyczno-populistycznej prawicy?

Myślę, że Fico będzie się starał tego unikać tak długo jak to możliwe, pozycjonując SMER tak, by partia miała jak największe zdolności koalicyjne w kraju. Dziś Fico rządzi wspólnie ze Słowacką Partią Narodową (SNS) oraz HLAS-em. SNS to ideologiczna kontynuacja najstarszej partii na Słowacji, o podobnym rodowodzie co nasze Stronnictwo Narodowe, choć dziś przypominająca ideologicznie raczej PiS. HLAS z kolei to partia rozłamowców ze SMER-u, która miała funkcjonować między partią Ficy a liberalnym establishmentem. Jak widzimy, Fico gra na wielu politycznych fortepianach i będzie starał się to dalej robić.

Czytaj także Korupcyjna ośmiornica na Słowacji: czym się różni premier od pospolitego gangstera? Aleksandra Pyka

To jest polityk bardzo pragmatyczny, któremu zależy tylko na jednym: swoim politycznym przetrwaniu. I, biorąc pod uwagę kryzys systemów partyjnych we wszystkich europejskich demokracjach, przyszłość może należeć do podobnie działających polityków.

Przez to wszystko Fico trochę wymyka się polskim schematom. Także w tym sensie, że jego próbowano przecież zamordować w zeszłym roku, został postrzelony – co też pozwala nam docenić, że u nas jednak spór polityczny nie osiągnął aż takich emocji.

Zabito prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza.

Tak, ale przy całym szacunku dla prezydenta Gdańska, to nigdy nie była tak istotna postać w polskiej polityce jak Fico w słowackiej. To jest po Mečiarze najbardziej polaryzująca postać w najnowszej historii Słowacji. W Polsce z zamachem na Fico można by tylko porównywać atak na Kaczyńskiego albo Tuska.

Na koniec przyjrzyjmy się jeszcze jednemu państwu naszemu regionu: Węgrom. Klęska rządów tamtejszej socjaldemokracji otworzyła w 2010 roku drogę do rządów Orbána, trwających do dziś. Co dziś się dzieje z węgierską lewicą?

Biorąc pod uwagę sondaże i kryzys organizacyjny ona właściwie zniknęła. Szukając przyczyn jej słabości, trzeba się jednak cofnąć jeszcze przed 2010 rok. Węgierska Partia Socjalistyczna (MSZP), o podobnym rodowodzie jak SLD, przyjęła po 1989 roku kurs jednoznacznie liberalny i zapłaciła za to polityczną cenę.

Na Węgrzech, na wzór Niemiec, część posłów wybierana jest w jednomandatowych okręgach wyborczych, MSZP zaczęła coraz bardziej stawać się tylko epifenomenem szerokiego antyorbanowskiego obozu, którego większość podmiotów nie identyfikowała się z socjaldemokracją. Gdyby w polskiej konstytucji nie było zapisanej proporcjonalnej ordynacji, to PiS lub PO mogłyby wprowadzić częściowo JOW-y i lewica mogłaby zapomnieć o politycznej samodzielności albo w ogóle o parlamentarnej reprezentacji.

Z naszej rozmowy wynika, że Polska, gdzie w parlamencie mamy samodzielną lewicę jednocześnie emancypacyjną kulturową, wrażliwą społecznie i proeuropejską oraz nieprorosyjską, jest ewenementem na tle regionu.

Tak, choć także przed nią stoi cały szereg trudnych wyzwań. Ordynacja, inaczej niż na Węgrzech, umożliwia jej samodzielny start w wyborach. Jednocześnie, tak jak na Węgrzech, wyraźnie określiła się ona jako część liberalnego obozu, u nas budowanego wokół PO. Inaczej niż w Czechach albo na Słowacji elektorat lewicy nie ma zasadniczego problemu z tym sojuszem, ale lewica powinna mieć świadomość, że niekoniecznie musi być on układem na całe życie.

Nie wiadomo, co z nim będzie, jeśli Platforma będzie się zbliżać do różnych środowisk prawicowych, np. do Konfederacji. Nawet bez ruchu Platformy na prawo istnienie dwóch partii walczących o ten sam wielkomiejski elektorat jest mocno problematyczne. Ten elektorat zaczyna się co prawda ostatnio dywersyfikować – co pokazał spór o ograniczenie sprzedaży alkoholu nocą w Warszawie – ale nic nie zapowiada, by Platforma w najbliższym czasie miała utracić w nim dominującą pozycję. Wręcz przeciwnie, mimo katastrofy w wyborach prezydenckich radzi sobie dobrze w sondażach. Myślę zresztą, że zwycięstwo Trzaskowskiego mogłoby uruchomić zmiany na polskiej scenie politycznej, zmuszające lewicę do szukania nowego elektoratu. Jego klęska prowadzi z kolei do zwierania szeregów w obozie liberalnym, co oznacza kontynuację przez lewicę, przynajmniej tę poza Razem, strategii, którą przyjęła od powrotu do Sejmu w 2019 roku. 

Lekcja Czech, Słowacji i Węgier pokazuje, że nie można siedzieć okrakiem na barykadzie i czasem trzeba dokonać trudnego wyboru: albo roztopienia się w obozie liberalnym, albo wyjścia naprzeciw elektoratowi antysystemowemu. Bo nie można jednocześnie reprezentować ludowego elektoratu i być częścią liberalnych elit. Przy tym oczywiście ten elektorat ludowy sam się bardzo szybko zmienia i chcące go reprezentować partie muszą podążać za tymi zmianami. Lewicy w Czechach czy na Węgrzech to się nie udawało – także ze względu na dogmatyzm czeskich komunistów i węgierskich socjaldemokratów – na Słowacji udawało się lepiej.

Tylko czy lewica, wychodząc naprzeciw tym wszystkim zmianom, nie straci swojej tożsamości, tak jak dzieje się to ze SMER-em?

Tylko dzięki takim, a nie innym decyzjom SMER-u najbardziej radykalna słowacka prawica, która do niedawno przeżywała triumfy, została w dużej mierze rozbrojona i zmarginalizowana.

SMER, podobnie jak ANO, to nie są jednak siły klasycznie nacjonalistyczne czy ksenofobiczne, tylko formacje wyrachowanych pragmatyków, czasami sięgających po radykalnie prawicowe treści dla doraźnych korzyści.

I myślę, że dla demokracji lepiej jest, gdy rządzą tacy wyrachowani pragmatycy niż twarda, zideologizowana radykalna prawica, traktująca ksenofobię jako podstawę swojego projektu politycznego, a nie jak jedną z wielu kart, którą zagrywa się w kampanii, by potem ją schować, by nie ograniczała pola manewru przy rządzeniu.

**

Rafał Chwedoruk − politolog, doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Warszawskiego.

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
1 Komentarz
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie
posip2017
posip2017
2025-10-20 16:01

„czasem trzeba dokonać trudnego wyboru: albo roztopienia się w obozie liberalnym, albo wyjścia naprzeciw elektoratowi antysystemowemu. Bo nie można jednocześnie reprezentować ludowego elektoratu i być częścią liberalnych elit.
Tylko czy lewica, wychodząc naprzeciw tym wszystkim zmianom, nie straci swojej tożsamości, tak jak dzieje się to ze SMER-em?”

Sedno sporu o lewicę w Polsce: czy może istnieć lewica z tożsamością bazującą na zachodnich liberalnych wzorcach walcząca o głosy klasy ludowej (Razem) w kraju gdzie liberalni wyborcy są prosystemowi/anty-ludowi a klasa ludowa jest anty-systemowa/anty-liberalna/anty-zachodnia?

Z tego punkt uwidzenia za cud należy uznać, że obie partie lewicowe w PL mają po plus/minus 5% głosów.

Ostatnio edytowane 21 minut temu przez posip2017