Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Aube i Fadżar. Oba te imiona oznaczają to samo – świt

Powieść-laureatka nagrody Goncourtów to jeden wielki akt oskarżenia fundamentalizmu islamskiego, patriarchatu i algierskiej polityki, także tej historycznej.

3

Kamel Daoud, Huryska, przeł. Oskar Hedemann, ArtRage 2025

Widzisz to?

Ukazuję szeroki, nieprzerwany uśmiech i jestem niema, albo niemal całkiem niema. Aby mnie zrozumieć, trzeba pochylić się nade mną bardzo nisko, jakby chodziło o podzielenie się jakąś tajemnicą lub wspólne odczuwanie przyjaznej nam nocy. Trzeba jeszcze przyzwyczaić się do mojego oddechu, który zawsze sprawia wrażenie, jakby był tym ostatnim, a także mojej krępującej w pierwszej chwili obecności.

Tak zaczyna się monolog młodej Algierki, który jest tworzywem tej powieści. Zbliża się Święto Ofiarowania, najważniejsze muzułmańskie święto obchodzone na pamiątkę mitycznego wydarzenia, o którym również chrześcijanie lubią czasem pofilozofować. Bóg wystawił Ibrahima/Abrahama na próbę, rozkazał mu zarżnąć na ofiarę jego syna Ismaila/Izaaka, a potem się rozmyślił. Najważniejszym elementem święta jest złożenie rytualnej ofiary ze zwierzęcia – głównie są to owce. Wszędzie widać przygotowywane na ofiarę zwierzęta lub ich już martwe ciała.

Bohaterka też szykuje na ten dzień ofiarę – ma to być aborcja. Na razie jednak rozmawia ze swoją nienarodzoną córką. Ciekawe skąd wie, że to córka? Opowiada jej o sobie i tłumaczy, czemu lepiej jej będzie w raju z hurysami niż w kraju, w którym miałaby się urodzić. Aborcja w tym przypadku to bardziej akt łaski niż ofiara. Ma już odpowiednie tabletki – są dostępne, ale są drogie, zapisał jej je ginekolog hipokryta (jest tak gorliwym wyznawcą islamu, że nie bada kobiet, robi to jego żona, a on siedzi za zasłoną i udziela porad). Wie też, gdzie do tego dojdzie – w wiosce, w której zaczęło i skończyło się jej życie, a potem narodziła się na nowo.

Ostatniego dnia 1999 roku doszło tam do masakry mieszkańców przez islamistów, zginęli jej rodzice i siostra, jej poderżnięto gardło, ale została uratowana. Jej „szeroki i nieprzerwany uśmiech” to blizna na szyi, w której tkwi kaniula. Z trudem mówi, ale nawet gdyby mówiła, zamykano by jej usta, bo mówi o tym, o czym mówić nie wolno. Tak głosi jeden z artykułów Karty Pokoju i Narodowego Pojednania, przywołany przez autora na początku książki.

„Każdy, kto poprzez swoje oświadczenia, publikacje lub jakiekolwiek działania użytkuje lub wykorzystuje rany tragedii narodowej w celu podważenia instytucji Algierskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej, osłabienia państwa, zaszkodzenia dobremu imieniu jego przedstawicieli, którzy godnie mu służyli, lub naruszeniu wizerunku Algierii za granicą podlega karze pozbawienia wolności od lat trzech do pięciu oraz grzywnie (…) W przypadku ponownego popełnienia przestępstwa kara przewidziana w niniejszym artykule zostanie podwojona”.

Dokument ten został przyjęty w drodze referendum w 2005 roku i miał ostatecznie zakończyć algierską wojnę domową znaną jako „czarna dekada”. Jej początkiem były demokratyczne wybory, które wygrali islamiści. Wybory zostały anulowane, co doprowadziło do powstania Islamskiej Grupy Zbrojnej, przeciwko której opowiedziała się armia, i to siły rządowe ostatecznie zwyciężyły. Jedna i druga strona dopuszczała się przemocy i zbrodni, i jak to w takich sytuacjach bywa, najbardziej ucierpieli zwykli mieszkańcy. Dochodziło do mordów, krwawych masakr całych wiosek. Według ostrożnych szacunków zginęło wówczas 100-200 tysięcy osób, ale mogło ich być więcej.

Karta Pojednania zapewniała sprawcom, o ile nie dopuścili się najcięższych zbrodni, amnestię, a ofiarom pomoc finansową. Jak mówi bohaterka, nagle okazało się, że w partyzantce wszyscy byli kucharzami. Ona za pieniądze z odszkodowania założyła zakład fryzjerski Szeherezada, zbyt frywolny zdaniem imama z sąsiadującego z nim meczetu. Zakład, w którym kobiety znajdowały chwilę wytchnienia, zdemolowano.

W drodze do wioski, gdzie się urodziła, zostanie napadnięta i obrabowana. Dla kobiety, która podróżuje bez męskiego opiekuna, w spodniach, bez zasłony, nie ma miejsca ani litości w tym społeczeństwie. Spotka po drodze mężczyznę, któremu islamiści darowali życie po to, aby opowiadał wszędzie o okrucieństwie, które widział i ostrzegał, że wszystkich niewiernych czeka to samo. Po latach wciąż opowiada swoją historię i wszystkie inne, przemilczane i zapomniane, jest prawdziwą encyklopedią zbrodni z tych czasów. I oczywiście nikt nie chce go słuchać. Spotyka kobietę, kiedyś porwaną przez islamistów, zmuszaną do „małżeństw”, a potem przygarnięta przez rodzinę, lecz nie mogąca opuszczać domu ze względu na stygmatyzację. I jeszcze braci bliźniaków – jeden jest złotoustym imamem i oszustem, drugi islamskim bojownikiem, który nie skorzystał z amnestii i wciąż się ukrywa, są jak dwie twarze tego społeczeństwa.

To opowieść męcząca, obsesyjna, pełna powtórzeń, złości i bólu. Obarczona ciężarem wymuszonego milczenia. Powiedzmy szczerze, nie jest to przyjemna lektura, ale na pewno warta włożonego w nią wysiłku. I jeden wielki akt oskarżenia fundamentalizmu islamskiego, patriarchatu i algierskiej polityki, także tej historycznej. Sprawiedliwości nie stało się zadość – zbrodniarze powrócili do społeczeństwa i żyją spokojnie, a trauma ofiar ma zostać zapomniana, jedyną ważną i oficjalnie czczoną wojną jest ta wcześniejsza z francuskimi kolonizatorami.

Oczywiście pisarz ma prawo do radykalnych sądów, upominania się o to, co zapomniane, ale mówi nam to więcej o nim – jest ateistą, zwolennikiem świeckiego państwa, od lat walczącym z fundamentalistycznym islamem i jego patriarchalną kulturą – niż o współczesnej Algierii, która może nie jest tylko taka? Może pojednanie narodowe w takim właśnie kształcie było z pragmatycznego punktu widzenia najlepszym rozwiązaniem, popartym przez prawie wszystkich biorących udział w referendum? I czy nie jest naiwnością oczekiwanie sprawiedliwości na tym świecie? Czy taka krytyka nie jest zbyt francuska, europocentryczna? A może islamofobiczna – takie zarzuty też padają.

Z drugiej strony, czy tak żarliwa krytyka swojego kraju nie jest najlepszym świadectwem patriotycznego zaangażowania autora? W Algierii uznawany jest za narodowego zdrajcę, został też obłożony fatwą (za pierwszą powieść), za którą poszły liczne groźby śmierci i potrzebna mu była i jest ochrona. Jednak zauważmy, że w Algierii taka fatwa nie ma mocy prawnej, oficjalnie nie rządzą tu prawa szariatu, to imam, który jej użył, został skazany. Podobnie jak pisarz za przemoc wobec byłej żony – obie kary miały wymiar raczej symboliczny, ale jednak zostały wymierzone. Natomiast Huryska została zakazana, na mocy wspomnianego prawa o „pojednaniu narodowym”, a jej wydawcę, Gallimarda, wykluczono z targów książki w Algierze.

We Francji Huryska została w zeszłym roku uhonorowana nagrodą Goncourtów. Wcześniej poznaliśmy jego poprzednią powieść, Sprawę Meursaulta.

Czytaj także Zabójstwo w pełnym słońcu [fragment powieści] Kamel Daoud

Meursault to, jak może pamiętacie, bohater powieści Camusa Obcy, którego egzystencjalna obcość i nieprzystawalność do społeczeństwa okazują się bardziej godne potępienia niż czyn, za który zostanie skazany na śmierć – morderstwo Araba. I właśnie owego bezimiennego Araba Daoud uczynił bohaterem swojej powieści. Dość łatwo jest przeczytać ją w kluczu krytyki postkolonialnej. Z Huryską sprawa nie jest tak oczywista.

Za jego inną „zdradę” można uznać język, w którym pisze. Daoud urodził się na algierskiej prowincji w tradycyjnej rodzinie arabskiej. Jego rodzimym językiem, tym do którego się przyznaje, jest miejscowy dialekt, który chciałby nazywać językiem algierskim, lecz nie ma on pisemnej formy. Urzędowym językiem w Algierii jest standardowy arabski – ujednolicona wersja arabskiego używana w edukacji, oficjalnie i w piśmiennictwie w świecie arabskim. Daoud studiował filologię francuską na uniwersytecie w Oranie, pracował we francuskojęzycznym czasopiśmie, pisze po francusku. Bohaterka jego powieści ma dwa imiona: w języku wewnętrznym Aube, imię francuskie, w języku zewnętrza Fadżar. Obydwa te imiona oznaczają to samo – świt.

„Dwa języki – ten na zewnątrz, charczący i niezrozumiały, i ten drugi, wewnętrzny, jedwabisty i bogaty”. Może chodzi nie tylko o uszkodzone gardło? Język zewnętrzny to arabski. Językiem Aube jest francuski i tylko ten daje je bogactwo językowe i możliwość pełnej ekspresji. Od 2020 roku Daoud ma obywatelstwo francuskie, mieszka w Paryżu.

Polskie wydanie Huryski poprzedza słowo wstępne, w którym wytłumaczone zostaje, czemu ukazuje się w serii Rahla, w której miały być publikowane literatury Azji Zachodniej i Afryki Północnej, co sugerowało dzieła z określonego obszaru geograficznego i językowego – arabskiego (chociaż pasuje również hebrajski). Pierwsza opublikowana w niej pozycja w jasny sposób spełniała te kryteria – pisarka z Omanu, mieszkająca w Omanie, pisząca po arabsku (chociaż studiowała w Wielkiej Brytanii), a jej książka nie jest bezkrytyczna wobec sytuacji kobiet w Omanie, jednak z dużą dozą akceptacji dla swojego kraju i jego kultury.

To, że z umieszczenia w niej Daouda trzeba się tłumaczyć, świadczy o tym, że jest to problem. Dotyczy on wielu pisarzy z całego świata z krajów pokolonialnych, mieszających poza własnym krajem, niepiszących w rodzimych językach. W samej Francji jest wielu takich twórców, ich pozycję i dylematy ciekawie opisał Mohamed Mbougar Sarr.

Cieszę się, że mogłam przeczytać nową książkę Daouda, ale nie jestem pewna, czy powinna trafić do tej serii. Na pewno ciekawe jest pytanie, czym w dzisiejszym świecie są „literatury narodowe”, może w ogóle warto zrezygnować z tego terminu?

Czytaj także Francuzka, Senegalczyk czy po prostu pisarze? Kinga Dunin

Wróćmy jednak do powieści. Ostatecznie Aube/Fadżar nie decyduje się na aborcję i rodzi córkę, której nadaje imię Kulsum (to imię dawno już zmarłej piosenkarki egipskiej, niezwykle popularnej w krajach Bliskiego Wschodu). Gdyby to była powieść psychologiczna, powiedziałabym, że kobieta, która w czasie ciąży zaczyna rozmawiać z przyszłym dzieckiem, oczywiście tego nie zrobi, ale to jest powieść polityczna, więc potraktujmy to jako promyk nadziei, którą autor jednak pokłada w swoim kraju. Wtedy imię bohaterki – Świt – też okazuje się nieprzypadkowe. Ale konwencjonalne jest zakończenie – kobiety oczywiście mają prawo do aborcji, ale happy end jest wtedy, kiedy tego nie robią.  

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie