Śląskie szynki to coś więcej niż miejsce, w których leje się piwo. Przez dziesięciolecia były enklawą politycznych debat, opowieści o szychcie i kształtowania się robotniczej wspólnoty. Dziś – wypierane przez tani alkohol z marketu i zmieniający się krajobraz społeczny – pustoszeją. Co znika wraz z nimi?
Na wstępie uściślijmy – mowa o lokalach, w których przesiaduje ta sama grupa. Każdy szynk ma bowiem swoją stałą klientelę. Obecnie to zazwyczaj emeryci. Weźmy na przykład Chorzów. Lokalnych szynków pozostało tu ledwo kilka, choć o wdzięcznych nazwach: Sayonara, Desperado, Santos, Agawa, Joy, Dorado… Każdy z nich ma swoją specyfikę. W jednym panują klimaty Ruchu Chorzów, w innym starzyki ciupią [grają] w szkata [skata], a na ogródku jeszcze innego w samym centrum siedzi niemal zawsze grupa starszych kobiet (śmialiśmy się z nimi, że „rozsadzają tam chłopów po kątach jak feministki”). Znad piwa czy sznapsa snują się opowieści:
– Ech, takich knajp była kiedyś masa. Na samej ulicy przy Hucie Batory jedna przy drugiej, może więcej niż na modnej ulicy Mariackiej w Katowicach – opowiada Sławek, wciąż hutnik. I niemal nic z tego nie zostało.
– Wiadomo, ceny robią swoje. A skoro czteropak kosztuje tyle, co piwo w knajpie, to lepiej wypić w domu, do czego już przyzwyczailiśmy się przy covidzie – mówi Jacek, stały bywalec jednego z wymienionych szynków.
– To dlaczego też tak nie robisz?
– Wolę siedzieć wśród ludzi.
I to jest sedno tych szynków. Jednak knajp takich ubywa, choć spożycie alkoholu niespecjalnie spada – a mocnych trunków nawet rośnie (wiadomo, rewolucja małpek). Cofnijmy się jednak w czasie…
Historia śląskich gospód
Dwieście lat temu z gospodami na wsiach czy w jeszcze niewielkich miastach Górnego Śląska było podobnie jak na reszcie ziem obecnej Polski. Strumieniami lała się przede wszystkim wódka.
Isak Schlockow w swej pracy o już przemysłowym Śląsku w 1876 roku zauważał: „Wódka uchodzi nie tylko za największa przyjemność dla zdrowych, lecz także za lekarstwo dla chorych. Szczególnie chorym dzieciom podaje się ją w ogromnych ilościach, tak że bywa, że lekarz staje przed niecodziennym zadaniem i musi rozróżnić objawy choroby od objawów zatrucia alkoholowego”.
Inny obserwator tamtych czasów, socjaldemokratyczny działacz i historyk Franz Mehring, pisał: „Świadomość swego ponurego losu, który wydawał się mu nieuchronny, proletariat usiłował zagłuszyć pijaństwem. […] Zaraza alkoholizmu szalała w szeregach proletariatu, od Górnego Śląska, gdzie srożyła najbardziej, aż po nadreńskie ośrodki przemysłowe, gdzie nieszkodliwych, wesołych piwoszy zamieniała w ponurych pijaków i awanturników”.
„We Środę Popielcową to combry baby odprawiały, ale nie tak jak indziej, bo baby zaraz ze sobą swych i innych chłopów pozabierały, toteż ku wieczorowi, gdy sobie nieco popili, poleciał jeden chłop do domu zaraz wąs zgolić i wziął szaty kobiece i za babę się przestroił, a kilka bab za chłopów, a zkończyli potem z bijatyką” – to opis z końca XIX wieku z osady Wilhelmina w pobliżu ówczesnych Katowic.
Z kolei badacz śląskich pieśni Adolf Dygacz zanotował jedną z licznych związanych z tym tematem:
„Na Bismarcku [Bismarckhutte] kole szynku
jest werkorzy [hutników] cały szok,
ale dzoiuchy na tych synków
spojrzóm ledwie roz na rok.
A wiecie wy czemu
Dyć przeca po temu.
Werkorze w Bismarcku
wielkie ślamazary,
bo im przy dziouszyskach
rychło braknie pary”.
To bóle porodowe, w których rodził się na Śląsku nowy, przemysłowy świat. Podobnie było w innych regionach przemysłowych. Z tej magmy na końcu XIX wieku rodzi się nowe społeczeństwo. Z alkoholizmem walczy zarówno Kościół, jak i wchodząca na Śląsk socjaldemokracja niemiecka. Jeden ze śląskich górników w ankiecie z początków XX wieku stwierdził: „Jestem wrogiem alkoholu, a piję tylko piwo na zebraniach związkowych”.
Zalega: Nie da się pisać historii Śląska w oderwaniu od historii Niemiec [rozmowa]
czytaj także
Szynk jako centrum życia robotniczego
Gospoda jako przestrzeń komunikacyjna w kajzerowskiej Rzeszy, Gospoda jako miejsce wypoczynku i polityzacji to wybrane tytuły mniej lub bardziej naukowych opracowań poświęconych temu zagadnieniu. O historii gospody jako schronienia politycznego, możemy przeczytać na stronie Deutschlandfunk: „Władze imperium obawiały się karczm jako miejsc buntu, a robotników publicznie stawiały pod pręgierzem jako »pijaków«”.
„Knajpy […] były czynnikiem w jakimś sensie integrującym środowisko, ponieważ właściwie tylko tu istniała możliwość spotykania się z ludźmi z kręgu zawodowego czy reprezentujących zbliżone poglądy w kwestiach społecznych lub narodowych. Śląskie szynki były miejscem agitacji i zbiorowego czytania gazet. […] Knajpy i szynki spełniały w tych burzliwych czasach rolę plebejskich klubów politycznych” – jak pisał badacz kultury robotniczej Władysław Karwacki.
W 1880 roku górnicy kopalni „Radzionków” (Radzionkaugrube) otrzymali wypłatę o jedną piątą niższą niż poprzednio. Pismo „Katolik” informowało: „Przyszło do poważnych, pożałowania godnych wykroczeń ze strony robotników górniczych. […] Gdy się ściemniło, wybuchł rozruch w gospodzie, przy czym rozbijano okna i meble gospody oraz sponiewierano kilku urzędników. Aby stłumić rozruch, sprowadzono siłę zbrojną z komendantury bytomskiej i odział huzarów z Królewskiej Huty”.
Śląscy górnicy: Zielona transformacja jest konieczna, ale musi być sprawiedliwa [reportaż]
czytaj także
Gospody stawały się więc coraz częściej miejscem, gdzie można było „politykować” na różnym poziomie. W większych lokalach były sale wynajmowane na wiece, do tego mogły też służyć ogródki piwne. 5 sierpnia 1894 roku w Wirku miał się odbyć wiec Związku Górników i Hutników. Właściciel lokalu w ostatniej chwili odmówił wynajęcia sali. A czekały na to spotkanie dwa tysiące robotników. Kiedy nie udało się znaleźć lokalu zastępczego, część z nich udała się do innego osiedla, gdzie usiłowano zająć salę gospody. Padły strzały ze strony policji. Zginęła jedna kobieta, rannych było kilka innych osób.
Policja inwigilowała restauracje i gospody, których właściciele udostępniali sale robotnikom na odbywanie zebrań. Ale do tego już dochodziły zwykłe represje: kary i grzywny za rzekome lub urojone braki, zaniedbania, czy zwykłe rozwiązywanie zebrań. Przykładowo, gdy związkowiec Tusker miał przemawiać przed setką osób w sali gospody w Zabrzu Porębie, policja kazała opróżnić lokal z powodu… wybuchu zaraźliwej choroby zwierzęcej. Mimo to coraz częściej właściciele gospód zaczęli je udostępniać na takie spotkania, gdyż widzieli wzrost znaczenia socjaldemokratów, a poza tym walczyli o klienta. Dlatego przed pierwszą wojną światową we wspomnianym Chorzowie działało prawie sześćdziesiąt szynków.
Jak upadek przemysłu zmienił Śląsk?
Kolejna zmiana nastąpiła w czasach Polski Ludowej, kiedy po raz kolejny z magmy rodziło się nowe społeczeństwo. Kufle i pięści nieraz szły w ruch między hanysami a gorolami z wulców [hoteli robotniczych] albo między zwolennikami różnych klubów piłkarskich. Władze oczywiście próbowały reagować ograniczeniami: a to koniecznością zakupu zakąski, a to późniejszymi godzinami otwarcia lokalu. Jak jednak wytłumaczyć górnikowi czy hutnikowi, że po szychcie nie może skoczyć na piwo?
Z Jarkiem siedzieliśmy w lokalu Basko w Czechowicach-Dziedzicach. Późne popołudnie, a tu pustki. Wylicza kolejne zamknięte lokale w otoczeniu kopalni Silesia: – Dawny świat robotniczy już nie istnieje. A kiedyś tętniło tu życie…
Podobnych przykładów jest bez liku przy każdym zamkniętym czy zrestrukturyzowanym zakładzie. Zanikają szynki jako miejsca tworzące pewną wspólnotę. Gdzie jednak trudniej niż w internecie rzucić komuś obelgą w twarz. Gdzie znad piwa snują się opowieści o śląskiej historii ludowej.