Koncepcja czynszu nie ogranicza się wyłącznie do mieszkalnictwa i nieruchomości. Neoliberalizm umożliwił tym, którym sprzyja, przemianę coraz szerszej gamy wspólnych zasobów w wyłączną własność, pozwalając na poszerzanie granicy kapitalizmu.
Zapraszamy na rozmowę o książce George’a Monbiota i Petera Hutchisona Niewidzialna doktryna. Tajna historia neoliberalizmu (i tego, jak przejął kontrolę nad twoim życiem), która odbędzie się 9 lipca o godz. 19.00 w kawiarni Krytyki Politycznej Prześniona w Warszawie. O książce porozmawiają Marta Nowak i Miłosz Wiatrowski-Bujacz. Szczegóły znajdziesz na stronie wydarzenia.
*
Choć sama doktryna nie powstała z zamysłem samolubnego szwindlu, w epoce neoliberalnej bardzo szybko nim się stała. Mniej więcej od 1980 roku w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych wskaźniki wzrostu gospodarczego były o wiele niższe niż średnia z epoki keynesowskiej – jednak nie dla bardzo bogatych. Do tego momentu przez około sześćdziesiąt lat nierówności zmniejszały się. Jednak poczynając od lat 80. XX wieku, znów się pojawiły i gwałtownie zaczęły wzrastać. Od 1989 roku amerykańscy superbogacze wzbogacili się o jakieś 21 bilionów dolarów. Dla porównania najbiedniejsze 50 procent zubożało o 900 miliardów dolarów.
Dlaczego? Ponieważ związki zawodowe, kluczowe dla zapewnienia wyższych płac, zostały stłamszone. Ponieważ zmniejszono stawki podatkowe dla bardzo bogatych. Ponieważ przepisy, które wielkie firmy postrzegały jako ograniczające, zostały poluzowane bądź zniesione. A także, co może najważniejsze, ponieważ pozwolono na to, aby czynsze poszły ostro w górę.
Niepomnażalny zasób
Czym jest czynsz? Ten termin ma kilka różnych znaczeń, często ze sobą mylonych; spróbujmy je zatem wyjaśnić. W niniejszym kontekście czynsz oznacza niewypracowany dochód. To taki „prywatny podatek”, nakładany przez właścicieli danej nieruchomości lub usług, przekraczający poczynione przez nich inwestycje, na osoby, które z nieruchomości bądź usług chcą korzystać. Pamiętajmy, że kapitalizm wedle naszej definicji „zamienia wspólne zasoby w wyłączną własność”. Gdy tego dokona, zasoby, które wcześniej użytkowane były za wspólną zgodą przez daną społeczność, należą odtąd do jednej rodziny bądź korporacji. Taki podmiot może wówczas pobierać od innych opłaty za użytkowanie tego zasobu. Na przykład wszyscy potrzebują ziemi – ziemi, na której będą mieszkać, ziemi, po której będą się przemieszczać, oraz ziemi, na której będą pracować. Gdy jednak owa ziemia zostaje przejęta i wygrodzona przez jedną osobę, osoba ta może kazać reszcie społeczności płacić za prawo do użytkowania tego obszaru.
Monbiot: Największy wpływ na środowisko uzyskujemy przechodząc na dietę roślinną [rozmowa]
czytaj także
Dlaczego ten podstawowy mechanizm życia gospodarczego jest tak słabo rozumiany? Częściowo dlatego, że „czynsz” to jedno z kluczowych określeń ekonomicznych, których znaczenie zostało ukryte. Najczęściej czynszem nazywa się pieniądze, które płacimy za wynajęcie mieszkania. Jednakże owa płatność zawiera w sobie dwa odmienne elementy. Jednym z nich jest kompensata, którą płacimy właścicielom za świadczone nam usługi: za cegły i zaprawę, wykończenie, za przeprowadzone remonty. Drugi to opłata za dostęp do kluczowego i niepomnażalnego zasobu, na którym owo mieszkanie stoi – do ziemi. W wielu krajach wartość gruntu stanowi największy składnik kosztu zakupu danej nieruchomości. Na przykład w Wielkiej Brytanii 70 procent kosztów mieszkalnictwa wynika z ceny ziemi, na której wzniesiono budynek. Domy w części lokalizacji są droższe nie dlatego, że w takich miejscach cegły i zaprawa kosztują więcej, ale dlatego, że stoją na droższej ziemi. Gdy zatem płacimy „czynsz” za mieszkanie w Wielkiej Brytanii, średnio 30 procent tej kwoty zapewnia potrzebne nam schronienie. Reszta to opłata za użytkowanie przestrzeni, którą to schronienie zajmuje.
Co istotne, koncepcja czynszu nie ogranicza się wyłącznie do mieszkalnictwa i nieruchomości. Neoliberalizm umożliwił tym, którym sprzyja, przemianę coraz szerszej gamy wspólnych zasobów w wyłączną własność, pozwalając na poszerzanie granicy kapitalizmu.
Prywatny przepych, publiczna nędza
Usługi publiczne powstały głównie za sprawą wspólnych wysiłków całego społeczeństwa. Państwowe szkoły, szpitale, placówki opieki, systemy doprowadzania wody, sieci transportowe i energetyczne, parki i inne grunty publiczne, więzienia, biblioteki i budynki administracji gminnej zostały stworzone przez państwa w odpowiedzi na potrzeby ludności i publiczny popyt, często w wyniku wsparcia kampanii społecznych, w których uczestniczyły miliony osób. Inicjatywy te zostały w większości sfinansowane ze środków podatników, a ich budową i funkcjonowaniem zajmowali się pracownicy sektora publicznego. Znaczna ich część pracując, wykraczała poza swoje obowiązki, by tworzyć i utrzymać usługi, które uważała za potrzebne.
Jedną z fundamentalnych „reform”, do których dąży neoliberalizm, jest prywatyzacja owych usług publicznych (a przynajmniej tylu, na ile pozwolą rządy wysługujące się kapitalizmowi), przemienienie kolektywnych zasobów w wyłączną własność. Nadal możemy z nich korzystać, ale teraz już, poza opłacaniem przez państwo bądź klientów właściwej usługi (dostarczanie wody i odprowadzanie ścieków, transport, szpitale czy mieszkania), musimy uiszczać – indywidualnie bądź jako podatnicy – dodatkową opłatę na rzecz tych, których wyłączną własnością stała się dana usługa. Ta właśnie opłata to czynsz.
Tropem jest tu bramka, na której pobiera się opłaty. Po sprywatyzowaniu usług publicznych nowi właściciele stawiają przed sobą taką bramkę, przez którą my musimy przejść. To, co znajdziemy po drugiej stronie, niekoniecznie spełni nasze potrzeby, ale aby się tam dostać, musimy wnieść opłatę. Jako że opłata za dostęp jest pobierana łącznie z opłatą za rzeczywiste usługi, z których korzystamy, trudno ją wyłuskać z całkowitego kosztu. Opłata za przejście – czyli czynsz, który zmuszeni jesteśmy opłacić – to powód, dla którego tak nieproporcjonalnie dużo płacimy za wodę dostarczaną nam rurociągami, za prąd w gniazdkach, za usługi medyczne w krajach takich jak Stany Zjednoczone, gdzie pozwolono, aby najzachłanniejsze na świecie korporacje nakładały na pacjentów oburzająco wysokie opłaty. Właściciele kluczowych usług, od których zależy nasze życie, trzymają nas w szachu.
czytaj także
Nieodmiennie usługi publiczne sprzedawano (a niekiedy darowano) prywatnym właścicielom za o wiele mniej, niż wynosi ich rzeczywista wartość. Niektóre przykłady są groteskowe: chociażby w Indiach i Rosji bezwzględni i dobrze ustawieni oportuniści zagrabili bądź przyznano im w momentach kryzysu kluczowe zasoby w drodze wyprzedaży, co stworzyło nową i niewyobrażalnie bogatą klasę oligarchów. W Meksyku olbrzymia część krajowych usług telefonii komórkowej i stacjonarnej została przekazana w ręce Carlosa Slima, który niedługo potem stał się najbogatszym człowiekiem na świecie. Co do zasady prywatyzacja to zalegalizowana kradzież mienia publicznego.
Roman Abramowicz, niegdyś właściciel klubu piłkarskiego Chelsea, stanowi mocny przykład tego, z czego wzięła się potęga oligarchów. W klasycznej sytuacji „kryzys jako okazja” najpierw wzbogacił się podczas zawieruchy prywatyzacji dokonywanej w pośpiechu w latach 90. w Rosji, po upadku Związku Radzieckiego. W ramach największego w historii świata transferu dóbr publicznych w ręce prywatne gospodarka, która niegdyś obejmowała niemal wyłącznie branże kontrolowane przez państwo (państwowe zakłady produkcyjne, rafinerie ropy, kopalnie, media, wytwórnie biszkoptów itp.), nagle została sprywatyzowana. Najrentowniejsze zakłady Rosji sprzedano wcześniej ustalonym podmiotom (to znaczy kumplom ludzi Kremla) za grosze. Według niektórych szacunków, gdy kurz już opadł, okazało się, że sześciu rosyjskich oligarchów kontroluje połowę rosyjskiej gospodarki.
Ikonowicz: Żeby być kowalem swego losu, najlepiej odziedziczyć kuźnię po rodzicach
czytaj także
Udziały Abramowicza w rosyjskiej spółce paliwowej Sib nieft (50 procent) kosztowały go i jego partnera w połowie lat 90. około 200 milionów dolarów. W 2005 roku Abramowicz odsprzedał rządowi swoje udziały za, jak podawano, 13,1 miliarda dolarów (równowartość dzisiejszych 20,5 miliarda dolarów).
Odsetki jako najpowszechniejsza forma czynszu
Niemal w każdym przypadku prywatyzacja prowadzi nieuchronnie do zmniejszenia dostępu do usług publicznych i pogorszenia ich jakości. Nie jest tajemnicą, dlaczego tak się dzieje: właścicielom zależy na wyciągnięciu z nich jak największej ilości pieniędzy. Mogą to osiągnąć na dwa sposoby: przez podniesienie opłat bądź – idąc na skróty – wyprowadzenie do własnej kieszeni pieniędzy, które powinny zostać zainwestowane w poprawę usług. Raz za razem, analizując sprywatyzowane usługi publiczne na całym świecie, byliśmy świadkami tej zalegalizowanej kradzieży, gdzie pieniądze wcześniej wydawane na poprawę stanu szkół, parków czy zakładów uzdatniania wody wysysano z nich jako dywidendy.
Plan jest prosty: zagonić nas do cięższej pracy na rzecz kapitału
czytaj także
W ten sposób wyciska się do cna wartościowe elementy usług publicznych, kluczowe zaś, ale nierentowne ich aspekty pozostawia się na pastwę losu. Osoby borykające się ze złożonymi schorzeniami porzuca się albo podrzuca państwu, żeby zapewniło leczenie, zakłady oczyszczania ścieków omija się wzrokiem i pozostawia, aby niszczały, likwiduje się połączenia autobusowe do mniejszych miejscowości i społeczności. Etos usług publicznych także się zmienia, odzwierciedlając ich nową rolę jako dojnych krów kapitalistycznych przedsiębiorstw.
Szpitale przemienia się w „firmy świadczące usługi zdrowotne”, uniwersytety w „przedsiębiorstwa z branży wiedzy”. Wydziały humanistyczne i artes liberales są oczernianie, a rządy podkreślają (choć nadal skąpią finansowania) wagę przedmiotów „użytecznych dla gospodarki”: nauk ścisłych, technologicznych, inżynieryjnych. W wyniku tego dochodzi do porażki instytucjonalnej: usługi publiczne często doprowadza się do stanu zapaści.
Lądujemy w czymś, co ekonomista John Kenneth Galbraith nazwał „prywatnym przepychem i publiczną nędzą”: bogacze wciąż się bogacą, a usługi, od których uzależniona jest cała reszta, stają się wydmuszką.
Zapewne najbardziej rozpowszechnioną formą czynszu są „odsetki”, czyli opłata za dostęp nakładana na korzystanie z kolejnego kluczowego zasobu: pieniędzy. Zakres tej formy domagania się czynszu w ramach neoliberalizmu znacznie się rozszerzył za sprawą procesu zwanego finansjalizacją: wtargnięcia finansowych elit, instytucji i mechanizmów do coraz większej liczby obszarów naszego życia. Na przykład w wielu rejonach świata osoby studiujące na uczelniach nie dostają już od państwa stypendiów. Zamiast tego muszą polegać na pożyczkach od sektora finansowego, w trakcie studiów zaciągając znaczne długi. Z kolei owe długi ograniczają im wybór kariery – w niektórych przypadkach młodzi dorośli zmuszeni są zatrudnić się w korporacjach, bo potrzebują wyższych pensji, rezygnując z pracy w służbie społeczności, takiej jak nauczanie, doradztwo czy praca w organizacjach nieprzynoszących zysku lub z innych form działań na rzecz wspólnoty. W miarę jak biedni ubożeją, a bogaci się bogacą, ci drudzy zdobywają coraz większą kontrolę nad pieniędzmi. Może się to wydawać oczywiste, ale i tak trzeba jasno postawić sprawę: odsetki płyną przede wszystkim do bogatych. Stanowią kolejne koło zamachowe nierówności.
**
Fragment książki Niewidzialna doktryna. Tajna historia neoliberalizmu George’a Monbiota i Petera Hutchisona, która ukazała się w Wydawnictwie Krytyki Politycznej. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.
*
George Monbiot – autor bestsellerowych książek m.in. Feral. Searching for Enchantment on the Frontiers of Rewilding; The Age of Consent. A manifesto for a new world order i Captive State. The corporate takeover of Britain; a także śledczych reportaży podróżniczych Poisoned Arrows, Amazon Watershed i No Man’s Land. Prowadzi własną cotygodniową rubrykę w dzienniku „Guardian”. W 2023 roku w Wydawnictwie Krytyki Politycznej ukazała się jego książka Regenesis. Jak wyżywić świat nie pożerając planety.
Peter Hutchison – reżyser filmów dokumentalnych, autor, edukator i aktywista. Współtwórca i reżyser m.in. Requiem for the American Dream z Noamem Chomskym czy Healing From Hate.