Gospodarka

Po co czekać, aż roboty zabiorą nam robotę? Dochodu podstawowego potrzebujemy już teraz

Nie ma postępu technologicznego bez wyparcia niektórych pracowników i właścicieli firm. Nie musimy być jednak okrutni wobec ludzi, których technologia zastępuje.

W ostatnich latach jednym z najczęściej przytaczanych argumentów na rzecz powszechnego dochodu podstawowego (BDP) – regularnej wypłaty pieniędzy każdej osobie, bez względu na jej sytuację finansową i to, czy pracuje – jest obawa, że w przyszłości automatyzacja i sztuczna inteligencja zabiorą nam miejsca pracy. Przewiduje się, że doprowadzi to do masowego bezrobocia, a BDP stanie się koniecznością – dlatego lepiej się pospieszmy.

Jak bezwarunkowy dochód podstawowy pomógł w czasie pandemii

czytaj także

Ten argument, często nazywany „argumentem z automatyzacji”, nie jest moim zdaniem najlepszym sposobem na omawianie związku między automatyzacją a dochodem podstawowym. Zbytnio skupia się na przyszłości, próbując przewidzieć, co może się wydarzyć. Choć jest w nim wiele racji, nie wszyscy są przekonani, że apokalipsa robotyzacji pracy nastąpi w najbliższym czasie. Taki przyszłościowy argument daje ludziom pretekst, by powiedzieć: „ok, dajcie znać, kiedy to się wydarzy, a do tego czasu zapomnijmy o BDP”.

Uważam, że BDP powinien zostać wprowadzony już dawno temu. Argumenty na jego rzecz muszą opierać się na tym, co dzieje się tu i teraz, a automatyzacja odgrywa w tym kluczową rolę.

Automatyzacja zmienia nasze życie

Kiedy myślimy o postępie technologicznym, możemy wyobrazić sobie dzieci rolników, które szczęśliwie opuszczają dom, by znaleźć lepsze możliwości zatrudnienia w przemyśle samochodowym. Ich wnuki z kolei z radością chodzą do szkoły, aby zdobyć jeszcze lepsze prace w branży komputerowej. Jednak nie zawsze – a nawet rzadko – ma to tak pozytywny przebieg.

Mimo że całkowita liczba miejsc pracy wzrasta wraz z automatyzacją, innowacje zakłócają rynek pracy. Ludzie nie są wymiennymi częściami. Spędzają życie na zdobywaniu umiejętności, podejmują pracę, a potem nagle ich umiejętności tracą wartość na rynku. To zjawisko określa się jako wypieranie technologiczne (ang. technological displacement). Choć nie prowadzi to do trwałego bezrobocia technologicznego, jest traumatyczne dla pracowników. Czasami ludzie tracą domy lub zmuszeni są ogłosić bankructwo. Rodziny cierpią wraz z nimi, a nawet tymczasowy okres ubóstwa może pozostawić trwałe blizny na całe życie. Ich dzieci i wnuki będą w końcu mogli zdobyć lepsze prace, ale to słabe pocieszenie dla tych, którzy spędzają resztę życia na dnie rynku pracy.

Dochód podstawowy: lek na chroniczną niepewność

Wypieranie przez technologię można dostrzec w zamkniętych bramach kopalni węgla, pustych fabrykach w opustoszałych miastach postindustrialnych oraz w opuszczonych sklepach, które zostały zniszczone przez wielkopowierzchniowe sklepy detaliczne, które później zastąpiły sklepy internetowe.

Nikt nie ma dożywotniego prawa do pracy w określonym zawodzie. Bycie wykwalifikowanym górnikiem, kierowcą ciężarówki czy profesorem uniwersyteckim nie oznacza, że społeczeństwo ma obowiązek płacenia ci za tę pracę do końca życia. Nie ma postępu technologicznego bez wyparcia niektórych pracowników i właścicieli firm.

Nie musimy być jednak okrutni wobec ludzi, których technologia zastępuje.

Potrzebujemy BDP nie po to, aby chronić się przed przyszłą perspektywą zerowego zatrudnienia, lecz by zamortyzować cios związany z ciągłymi zakłóceniami, jakie automatyzacja wprowadza na rynku pracy od setek lat. BDP daje pracownikom siłę ekonomiczną do odmowy przyjęcia niskich wynagrodzeń i złych warunków pracy. Automatyzacja zagraża zdolności pracowników do utrzymania przyzwoitego poziomu życia. Ratunkiem jest BDP.

Technologia wypiera coraz więcej ludzi, nawet jeśli bezrobocie nie rośnie

Rewolucja sztucznej inteligencji jeszcze nie spowodowała trwałego wzrostu bezrobocia, ale zwiększyła tempo wypierania ludzi przez technologie. Zastępowanie węgla energią wiatrową i słoneczną jest korzystne zarówno dla naszej gospodarki, jak i dla środowiska. Ale nie dla pięćdziesięcioletnich, wysoko wykwalifikowanych górników, którzy resztę swojej kariery spędzą w systemie gospodarki zleceń (gig economy) lub na niskopłatnych stanowiskach.

Gospodarka o szybko zmieniających się wymaganiach, ale bez ogólnego spadku zapotrzebowania na pracę, charakteryzuje się mniejszym bezpieczeństwem, większą niestabilnością, większą liczbą prac dorywczych oraz wyższym poziomem lęku. Wraz z przyspieszającą automatyzacją coraz więcej z nas staje w obliczu takich perspektyw.

To problem, który musimy rozwiązać natychmiast. Jeśli chcemy stawić czoła nierównościom w dystrybucji władzy, które wywołały te problemy, a nie tylko załagodzić ich skutki, BDP musi być częścią rozwiązania. Łagodziłby skutki, dając „wypartym” pracownikom czas na odbudowę umiejętności i powrót na rynek pracy. Może dać tym, którzy nie wrócą do sektorów, w których panują wysokie zarobki – oraz wszystkim pracownikom w kiepsko opłacanych sektorach – impet do domagania się lepszych wynagrodzeń i warunków pracy.

Gdzie jest nasz udział w zyskach z automatyzacji?

Jednym z głównych powodów, dla których wszyscy potrzebujemy BDP, jest to, że większość z nas nie uczestniczyła w podziale zysków, jakie automatyzacja i wzrost gospodarczy przyniosły w ciągu ostatnich 40 lub 50 lat. Od lat 30. XX wieku do połowy lat 70. mediana dochodów rosła mniej więcej w tym samym tempie co dochód narodowy, mierzony produktem krajowym brutto (PKB). To wskazuje, że większość ludzi brała udział w podziale korzyści gospodarczych związanych ze wzrostem. Od tego czasu jednak większość korzyści ze wzrostu gospodarczego trafiła do 1 proc. najbogatszych, a poziom życia 99 proc. społeczeństw stanął w miejscu.

Automatyzacja sprawiła, że zdolność produkcyjna USA od 1980 roku wzrosła ponad dwukrotnie. Oznacza to, że wszyscy moglibyśmy konsumować dwa razy więcej, nie pracując dłużej, niż w 1980 roku, lub pracować o połowę mniej, nie zmniejszając poziomu konsumpcji.

Dochód podstawowy w państwie opiekuńczym [polemika]

czytaj także

Dochód podstawowy w państwie opiekuńczym [polemika]

Maciej Grodzicki, Mateusz Leźnicki, Maciej Szlinder, Jan J. Zygmuntowski

Jednak bardzo niewielu z nas to odczuwa. Większość etatowych pracowników zyskała znacznie mniej, niż wzrósł dochód narodowy. Pracownicy zarabiający na podstawie zleceń (wage workers) zyskali niewiele lub wręcz nic. Ci otrzymujący płacę minimalną zarabiają teraz realnie mniej niż w 1955 roku, kiedy gospodarka USA miała mniej niż jedną trzecią swojej obecnej zdolności produkcyjnej.

Wyobraźmy sobie, że nasze dochody rosłyby w tempie wzrostu gospodarczego. Pracownik na płacy minimalnej mógłby pozwolić sobie na opłacenie czynszu i wychowanie dzieci, a pracownik zarabiający medianę pracować 20 godzin tygodniowo i żyć przyzwoicie. Zamiast tego praktycznie wszystkie zyski, które wszyscy pomogliśmy wytworzyć, trafiły do najbogatszego 1 proc., podczas gdy coraz więcej z nas musi zmagać się z coraz bardziej niepewnym rynkiem pracy. Sposób, w jaki korzyści i ciężary automatyzacji zostały podzielone, jest niesprawiedliwy i okrutny.

Mówi się, że tak po prostu działa rynek. Ale to nie indywidualne działania na rynku spowodowały ten ogromny wzrost nierówności w ciągu ostatnich 50 lat. To konsekwencja politycznych mechanizmów leżących u podstaw funkcjonowania rynku.

W latach 70. i 80. politycy tacy jak Ronald Reagan i Margaret Thatcher zmienili system podatkowy, co spowodowało, że bogaci odprowadzali mniejszy odsetek swoich dochodów niż pracownicy o najniższych zarobkach. Jednocześnie politycy ci przekierowali wydatki rządowe na dobra, które klasa darczyńców chciała sprzedawać rządowi.

Politycy wprowadzili regulacje sprzyjające dużym korporacjom, co utrudniło pracownikom organizowanie się, a związkom zawodowym negocjowanie wyższych płac. Zdemontowali system osłon socjalnych, eliminując programy polityki społecznej, zmniejszając świadczenia i zaostrzając warunki uprawniające do świadczeń. Te zmiany spowodowały, że pracownicy musieli akceptować to, co oferowali im pracodawcy. W miarę jak ci pierwsi tracili swoją siłę negocjacyjną, drugim spadała motywacja do oferowania dobrych wynagrodzeń i dzielenia się korzyściami z automatyzacji.

Bezwarunkowy dochód podstawowy oznaczać będzie koniec państwa opiekuńczego

W tym środowisku rosnącej nierówności wypieranie przez technologie pogarsza sytuację, jeszcze bardziej osłabiając pozycję przetargową pracowników i zwiększając nierówności. Aby odwrócić tę tendencję, potrzebujemy nowych zasad, które będą bardziej sprzyjające dla 99 proc. społeczeństwa. BDP robi więcej, niż tylko amortyzuje cios wymierzony pracownikom, którzy mogą zostać zastąpieni przez automatyzację. Dochód podstawowy zwiększa siłę wszystkich pracowników do domagania się większego udziału w zyskach z automatyzacji, które wypracował każdy pracownik i każda osoba zajmująca się w gospodarstwie domowym opieką.

Nie musimy wyobrażać sobie dystopijnej przyszłości, by dostrzec, że BDP jest koniecznością tu i teraz. Powinien zostać wprowadzony już dawno temu.

**

Karl Widerquist – adiunkt na Uniwersytecie Georgetown w Katarze, specjalizujący się w filozofii politycznej. Jego badania skupiają się przede wszystkim na zagadnieniach sprawiedliwości dystrybucyjnej – etyki związanej z tym, kto co posiada. Uzyskał doktoraty z teorii politycznej na Uniwersytecie Oksfordzkim (2006) oraz z ekonomii na City University of New York (1996). Jest autorem książki Independence, Propertylessness, and Basic Income: A Theory of Freedom as the Power to Say No (Palgrave Macmillan, 2013).

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij