To coś, czego kobiety w innych krajach nam zazdroszczą. Pytają, jak to możliwe, że w tak konserwatywnym kraju jak Polska, w którym obowiązuje tak restrykcyjne prawo, społeczeństwo obywatelek działa tak sprawnie.
Wtorkowa demonstracja pod sejmem zgromadziła kilkaset osób. Protestowały, bo były wkurzone, że Sejm odrzucił ustawę o dekryminalizacji pomocy w aborcji. Kolejne pojawiające się na scenie kobiety nie przebierały w słowach.
Czy to porażka, że pod sejm nie przyszły setki tysięcy ludzi? Czy to znak, że aborcja już nikogo nie obchodzi? Czy sprawa dekryminalizacji i liberalizacji prawa do aborcji jest przegrana?
Na powyższe pytania będą teraz odpowiadać komentatorzy polityczni, analizujący słowa Tuska, Kosiniaka-Kamysza, Giertycha i jeszcze paru innych panów. A co, gdyby zadać pytanie, jak słowa Tuska czy Giertycha zmieniają sytuację kobiet?
czytaj także
Na wtorkowej demonstracji pojawiło się wiele działaczek, które w sprawie aborcji protestują od lat, ale też od lat wspierają kobiety, które decydują się na ten zabieg. Bo „aborcja jest”, jak głosi tytuł książki Katarzyny Wężyk. Była, jest i będzie. Nie zatrzymają jej ani politycy, ani Kościół, ani Kaja Godek.
Ciągle o aborcji
Kinga Dunin w felietonie Dwa tysiące na skrobankę, opublikowanym w 2001 roku, pisała, że jest „zmęczona tym tematem”, że „odbyło się tyle dyskusji, wszystkie argumenty już padły” i „ma potąd, o, potąd, gadania o tym”.
Głośno i wprost mówimy, że mamy prawo do wyboru. #aborcjajestok
czytaj także
Wspomniałam ten felieton w swoim tekście z roku 2018. Wspominałam też książki o aborcji, manify o prawie do niej. Na tamtych manifach również nie było tłumów takich jak na czarnych protestach czy demonstracjach po wyroku TK w 2020 roku. A mimo to były ważne.
Środowiska feministyczne o prawie do aborcji mówiły i mówić będą. Ale robią coś jeszcze. Informują. Dzięki tym wszystkim książkom, artykułom, filmom takim jak Podziemne państwo kobiet (2009), małym i ogromnym demonstracjom kobiety coraz lepiej wiedzą, co zrobić, kiedy nie chcą być w ciąży.
Warto w czasie śledzenia politycznych przepychanek dotyczących aborcji pamiętać właśnie o tym – o istnieniu w Polsce dobrze zorganizowanej sieci kobiet, które się wspierają.
Prawdę powiedziawszy, jest to coś, czego kobiety w innych krajach nam zazdroszczą. Pytają, jak to możliwe, że w tak konserwatywnym kraju jak Polska, w którym obowiązuje tak restrykcyjne prawo, społeczeństwo obywatelek działa tak sprawnie.
Społeczeństwo obywatelek
Społeczeństwo obywatelskie to taki dziwny twór, który w narcystycznym liberalizmie w zasadzie nie powinien istnieć. Bo kiedy każdy zainteresowany jest tylko poprawą własnego losu, konsumpcją i swoim dobrostanem, nie ma miejsca na wspólnotę i działania na rzecz innych. A tu proszę. Przez lata w tej zatomizowanej rzeczywistości rozwinęło się silne społeczeństwo obywatelek. Dziesiątki grup formalnych i nieformalnych.
Aborcyjny Dream Team, Federa, Strajk Kobiet, Manify, Dziewuchy Dziewuchom, Kobiety w Sieci, Legalna Aborcja, Trójmiejska Akcja Kobieca… Teraz już wiem, że pominęłam wiele z was, przepraszam. Wiem, że jest nas dużo więcej.
I wiem też, że bez względu na słowa i czyny polityków nie zniszczą oni społeczeństwa obywatelek. Ba, postawię śmiałą tezę, że im bardziej politycy będą rozczarowywać kobiety, tym mocniej te będą się organizować i wspierać.