Unia Europejska

Lewica zwycięża we Francji, ale nie ma większości. Nacjonaliści powstrzymani

Wbrew oczekiwaniom i sondażom to lewica zdobyła największą liczbę miejsc w parlamencie. Nacjonaliści znaleźli się dopiero na trzecim miejscu, wyprzedzeni przez obóz prezydencki. Ponieważ żaden blok nie osiągnął samodzielnej większości, Francję czeka trudna misja stworzenia rządu koalicyjnego.

Po zdecydowanym zwycięstwie Zjednoczenia Narodowego (RN) w pierwszej turze wyborów partii Le Pen powszechnie przepowiadano zdobycie większości parlamentarnej, a jedynym pytaniem pozostawało, czy będzie to większość absolutna. Okazało się jednak, że nacjonaliści znajdą się bardzo daleko od wymaganych 289 deputowanych, a na dodatek ich grupa parlamentarna będzie mniejsza niż te reprezentujące dwóch głównych rywali.

Na pierwszym miejscu wylądowała lewica zjednoczona w Nowym Froncie Ludowym (NFP) i mogąca liczyć na ok. 182 mandatów. Za jej plecami znalazł się obóz prezydencki, który zdobył 168 deputowanych, a jeszcze dalej nacjonaliści z 143 członkami parlamentu. Do tego należy doliczyć 60 konserwatystów i pojedynczych regionalistów, a otrzymamy pełny skład nowego Zgromadzenia Narodowego.

Front republikański słabszy niż kiedykolwiek

Jeszcze w ostatnich sondażach przed drugą turą mogliśmy zobaczyć zapowiedzi nawet dwukrotnie lepszego wyniku RN niż ten, który nacjonaliści ostatecznie otrzymali. Nie doszacowano tym razem poziomu mobilizacji przeciwko skrajnej prawicy w ramach tradycyjnego frontu republikańskiego.

W większości okręgów wyborczych miało dojść do trójstronnych pojedynków z udziałem RN, NFP oraz centrystów lub konserwatystów, ale lewica od razu zapowiedziała, że wycofa swoich kandydatów, którzy uzyskali trzecie wyniki, za plecami nacjonalistów, aby wesprzeć innych polityków republikańskich. Nie było jednak pewności, czy pozostałe formacje odwdzięczą się tym samym.

Zakulisowo na centrowych polityków miał naciskać sam Macron, nakłaniając ich do wycofywania się na korzyść lewicy, co przeczy dosyć popularnej w ostatnich tygodniach teorii o planie prezydenta polegającym na dopuszczeniu prawicowych radykałów do rządów, w celu ich skompromitowania. Macron liczył raczej na skupienie umiarkowanego elektoratu wokół swojego obozu i przeliczył się tylko częściowo, być może nie doceniając lewicy i jej zdolności zjednoczenia się w kryzysowej sytuacji.

Podobną gotowość wykazali również francuscy wyborcy, solidarnie głosujący na kandydatów frontu republikańskiego w większości okręgów, gdzie taka współpraca miała miejsce. Koniec końców centrowi kandydaci z trzecich miejsc zwykle przekazywali poparcie lewicy, ale kilkudziesięciu z nich postanowiło się wyłamać, najczęściej w sytuacjach, gdy reprezentantem NFP był „niepokorny” z partii Mélenchona. Jeszcze rzadziej wierność frontowi republikańskiemu przejawiali konserwatyści, co przeszkodziło w odebraniu RN dodatkowych mandatów. Mimo rozczarowującego rezultatu partia Le Pen wciąż zdołała podwoić liczbę swoich deputowanych.

Kim jest „niepokorny” Jean-Luc Mélenchon?

Geografia polityczna Francji

Nie można pominąć faktu, że nacjonaliści po raz kolejny znacząco polepszyli swój wynik i do kampanii prezydenckiej w 2027 roku przystąpią jako jedni z faworytów. Najwięcej głosów zyskali we „Francji B”, czyli na rozczarowanej globalizacją prowincji, z której w ostatnich dekadach wyniósł się przemysł i gdzie najmocniej odczuto wszystkie negatywne efekty neoliberalnej polityki kolejnych prezydentów. Ta frustracja wzmacnia też lewicę, ale niekoniecznie wśród tych samych fragmentów ludowego elektoratu.

Od Francji niepokornej do Francji socjalnej. Zjednoczona lewica idzie do wyborów

Wybory parlamentarne dobrze pokazały, że główny podział polityczny Francji przebiega w dużej mierze na osi centrum–peryferie, przy czym nie należy go utożsamiać z podziałem bogaci–biedni. W głównych ośrodkach miejskich widać wyraźnie różnicę między zamożnymi dzielnicami głosującymi na prawicę i liberałów a biedniejszymi, które wybierają Front Ludowy. Za to na prowincji dominacja nacjonalistów staje się coraz wyraźniejsza. Miejscem największych postępów RN jest w tym momencie północna Francja, w tym pas przy granicy z Belgią. Dawne zagłębie górnicze niegdyś było zapleczem komunistów i socjalistów, a teraz wraz z innymi zdeindustrializowanymi regionami wpada w objęcia nacjonalistów.

Lewica utrzymała swoje tradycyjne bazy w Masywie Centralnym i Pirenejach, ale jej głównymi bastionami są duże miasta, z Paryżem oraz jego przedmieściami na czele. Podczas kampanii wyborczej można było dostrzec spore napięcia między politykami NFP ze stolicy a tymi kandydującymi na zalewanej przez RN prowincji, z odmiennymi opiniami na temat strategii wyborczej. Rozbieżności często wynikały z odpowiadania przed innymi grupami wyborców, ale jeśli lewica ma wygrać, to musi pogodzić elektorat zróżnicowanych etnicznie banlieues z mieszkańcami porzuconej prowincji.

Koalicja w zamian za wycofanie głównych reform Macrona?

Po ogłoszeniu wyników wyborów przywódcy Frontu Ludowego jednym głosem zażądali powierzenia lewicy misji sformowania nowego rządu, wskazując, że jako największe ugrupowanie powinna ona mieć pierwszeństwo. Problem w tym, że trzeba jeszcze uzyskać poparcie parlamentu i przede wszystkim prezydenta, a to oznacza konieczność dogadania się z macronistami. Ci z kolei nie mają dość deputowanych, aby myśleć o stworzeniu koalicji chociażby z konserwatystami, więc również wydają się skazani na współpracę z NFP, ale łatwiej powiedzieć niż zrobić.

Lewica w kontekście potencjalnego współrządzenia z obozem prezydenckim od początku wymienia kilka warunków, bez spełnienia których nie zgodzi się na żaden układ. Należą do nich między innymi wycofanie kontrowersyjnej reformy emerytalnej oraz przywrócenie podatku majątkowego od wielkich fortun, zniesionego na początku rządów Macrona. Mówi się też o rezygnacji z prawa migracyjnego przeforsowanego kilka miesięcy temu przy poparciu RN. W praktyce oznaczałoby to cofnięcie większości reform liberalnej administracji, a to będzie trudna tabletka do przełknięcia.

Alternatywą dla Macrona jest skorzystanie z szerokich prerogatyw prezydenckich i narzucenie własnego premiera. Żeby go odrzucić, lewica musiałaby zagłosować wspólnie z Le Pen. To z kolei otworzyłoby drogę do politycznej destabilizacji lub w dalszej perspektywie kolejnych przedterminowych wyborów, jako że francuski parlament nie może sam nominować swojego kandydata na to stanowisko.

Na ten moment ani Macron, ani politycy NFP nie zdradzili swoich dokładniejszych planów czy nazwisk proponowanych premierów. Trudno oczekiwać szybkiego wyklarowania się sytuacji. Francja w wyborach powstrzymała radykalną prawicę, ale znalazła się w sytuacji patowej, z której wyjście nie będzie łatwe.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Artur Troost
Artur Troost
Doktorant UW, publicysta Krytyki Politycznej
Doktorant na Uniwersytecie Warszawskim, publicysta Krytyki Politycznej.
Zamknij