Tegoroczny wynik Lewicy pokazuje „parter” tej formacji – wyborców gotowych oddać na nią pewny głos mimo sporej konkurencji ze strony liberalnego centrum, w warunkach silnej mobilizacji sprzeciwu wobec rządu PiS. Poziom tego parteru nie zachwyca.
Lewica w ostatnich wyborach zdobyła najbardziej paradoksalny wynik obok Prawa i Sprawiedliwości. PiS wygrało, ale traci władzę, Lewica zajęła przedostatnie miejsce wśród partii wchodzących do parlamentu, osiągnęła wynik poniżej oczekiwań, straciła ponad 460 tysięcy głosów, a jednocześnie po raz pierwszy od 2005 roku będzie – jeśli nie dojdzie do niespodziewanego zwrotu scenariusza na ostatniej prostej – miała szansę wrócić do rządu, choć jako najmłodszy i najsłabszy koalicyjny partner. Jak interpretować te wyniki?
Sukces Razem i jego wyniki
W pierwszych dniach po wyborach pojawiła się opowieść mówiąca, że o ile Lewica poniosła w tych wyborach porażkę, to sukces odnotowało Razem. Faktycznie, podczas gdy Lewica straciła 23 mandaty – prawie połowę klubu! – to Razem zwiększyło swój stan posiadania w Sejmie o jeden mandat, wprowadziła też dwie nowe senatorki. To kandydatki Razem w wyborach do Sejmu – Dorota Olko w Warszawie, Joanna Wicha w okręgu podwarszawskim, Daria Gosek-Popiołek w Krakowie – po świetnej kampanii weszły do Sejmu, przeskakując kandydatów i kandydatki wyżej umieszczonych na listach.
Jednocześnie warto pamiętać, że przy wyraźnej przewadze partii paktu senackiego nad blokiem radykalnej prawicy PiS-Konfederacja siedem mandatów Razem nie będzie języczkiem u wagi. Razem nie ma możliwości blokowania działań nowej większości. Jeśli się w niej nie odnajdzie, to może co najwyżej założyć koło parlamentarne – bo do utworzenia klubu potrzeba 15 posłów. Taka sama liczba osób poselskich jest konieczna, by złożyć projekt ustawy – samodzielnie Razem nie osiągnęło nawet progu inicjatywy ustawodawczej.
Razem także traciło głosy w tych wyborach, najbardziej spektakularnie jej lider, Adrian Zandberg. W 2019 roku Zandberg zebrał w okręgu warszawskim – łącznie z głosami z zagranicy – prawie 141 tysięcy głosów, w tym roku niecałe 64,5 tysiąca. To ponad dwukrotny spadek. Częściowo wynikał on z tego, że kampania Razem w stolicy w zasadzie wprost zachęcała wyborców, by głosować na „kolejny mandat dla Lewicy” na Dorotę Olko. Można się spodziewać, że całkiem istotna grupa osób, która w innym wypadku poparłaby Zandberga, przerzuciła swoje głosy na Olko. Ten manewr zadziałał, Olko – czwarta na liście Lewicy – zrobiła drugi wynik na liście i wzięła mandat. Jednocześnie suma głosów, które padły na Zandberga i Olko – 108,6 tysięcy – jest ciągle mniejsza niż poparcie Zandberga sprzed czterech lat.
czytaj także
4,36 tysiąca głosów stracił też Maciej Konieczny w okręgu katowickim. Marcelina Zawisza w okręgu opolskim i Paulina Matysiak w sieradzkim zdobyły nieznacznie więcej głosów niż cztery lata temu, ale mniej, niżby to wynikało ze wzrostu frekwencji. W obu tych okręgach procentowe poparcie lewicy wyraźnie spadło.
Joanna Wicha przeskoczyła co prawda umieszczonego na jedynce Arkadiusza Iwaniaka, ale zdobyła też ponad dwukrotnie mniej głosów niż cztery lata temu startujący z sukcesem w tym okręgu Andrzej Rozenek. Według wyliczeń Leszka Kraszyny to właśnie w warszawskim obwarzanku doszło do trzeciego w kraju załamania relatywnego poparcia Lewicy w stosunku do 2019 – liczonego wzorem (poparcie procentowe 2019 – poparcie procentowe 2023) / poparcie procentowe 2019.
Najbardziej bezdyskusyjny sukces w Razem odniosła w tej kampanii Daria Gosek-Popiołek. Nie tylko wyprzedziła Macieja Gdulę, ale też zwiększyła swoje poparcie ponad dwukrotnie. Choć w okręgu krakowskim nie udało się obronić dwóch mandatów, to dzięki wynikowi posłanki Razem, jak oblicza Kraszyna, relatywny spadek poparcia dla Razem był drugi od końca w kraju.
Najmniejszy był w Sosnowcu, gdzie świetny wynik zrobił startujący z ostatniego miejsca listy Łukasz Litewka, do którego jeszcze wrócimy. Kandydat ten wyprzedził Włodzimierza Czarzastego, prowadząc kampanię, w której nie przedstawiał w zasadzie żadnych politycznych postulatów, opierała się ona na intensywnie promowanej w mediach społecznościowych działalności charytatywnej. Jest bardzo ciekawe, jak ten model działania przełoży się na aktywność sejmową nowego posła.
Nie jest za wcześnie, by zacząć odliczanie do legalnej aborcji i związków partnerskich
czytaj także
Regiony Lewicy
Z siedmiu mandatów, jakie zdobyło Razem, tylko jeden został wzięty z okręgu, gdzie wygrał PiS – w okręgu sieradzkim. Nie tylko Razem, ale cała Lewica radzi sobie o wiele lepiej tam, gdzie wygrywa KO, a nie PiS. Z 26 mandatów, jakie Lewica obejmie w Sejmie X kadencji z okręgów, gdzie wygrało PiS, pochodzić będzie siedmiu posłów, więc niewiele ponad jedna czwarta. Z województw ściany wschodniej, będących największym bastionem PiS, Lewica będzie miała w Sejmie tylko jednego przedstawiciela – Jacka Czerniaka z okręgu lubelskiego. Cztery lata temu było ich czterech: Wiesław Buż z okręgu rzeszowskiego, Monika Pawłowska z chełmskiego i Paweł Krutul z województwa podlaskiego. Pawłowska w trakcie kadencji przeszła do Porozumienia Gowina, dołączając w ten sposób do Zjednoczonej Prawicy. Bużowi i Krutulowi nie udało się obronić mandatów. W okręgu podlaskim Lewica zanotowała drugi w kraju spadek poparcia, można zgadywać, że część potencjalnych wyborców odebrał jej Hołownia.
Ponad 40 proc. mandatów – 11 z 26 – Lewica wzięła z okręgów obejmujących metropolie i ich najbliższe sąsiedztwo: 4 z metropolii warszawskiej (3 z samej stolicy, jeden z obwarzanka), po jednym z metropolii poznańskiej, krakowskiej i łódzkiej, cztery z górnośląsko-zagłębiowskiej (dwa z okręgu sosnowieckiego, po jednym z katowickiego i gliwickiego).
Wszystko to pokazuje, że Lewica jest dziś partią bardzo wyraźnie przechyloną w stronę zachodnią i wielkomiejską. Jednocześnie, jak wynika z wyliczeń Kraszyny, traci w tradycyjnie głosującej na nią przyzwoicie północnowschodniej Polsce, gdzie duże wzrosty poparcia odnotowała KO, co może być zarówno efektem polaryzacji, jak i zmian demograficznych, wymierania starszego, postkomunistycznego elektoratu.
Lewica bramińska
Lewica może być przy tym umiarkowanie zadowolona z wyników wśród najmłodszych wyborców. Exit polls wskazują, że w grupie 18–29 lat zdobyła 17,4 proc. Wynik nieznacznie, w przedziale 0,5 pkt proc., różniący się od wyników w tej grupie Trzeciej Drogi i Konfederacji. Im starsza grupa wyborców, tym mniejsze poparcie dla Lewicy – z wyjątkiem grupy 60+, gdzie poparcie jest o 0,1 pkt proc. wyższe niż w grupie 50–60 lat.
Niemniej w grupie 60+ poparcie Lewicy zadeklarowało zaledwie 5,2 proc. ankietowanych. To bardzo mało, ledwie nad progiem procentowym, i to mimo wręcz nadmiernie hojnej oferty Lewicy w tej wyborach dla seniorów. Podobnej wielkości poparcie dla Lewicy (5,5 proc.) sondaż zanotował w grupie emerytów i rencistów – z komitetów, które przekroczyły próg, niższe poparcie w tej grupie ma tylko Konfederacja. Z kolei w kategorii uczeń/student lewicowa koalicja zajęła drugie miejsce za KO z poparciem 21,6 proc. Lewica ma więc wyraźne przechylenie nie tylko geograficzne, ale też demograficzne.
czytaj także
Wśród kategorii zawodowych Lewica najlepiej radzi sobie wśród wyborców należących do kategorii dyrektor/kierownik/specjalista (11,7 proc.) oraz pracownik administracji i usług (10,7 proc.). Najsłabiej wśród rolników (3 proc.) i robotników (5 proc.) – w tej ostatniej kategorii znów wyprzedziła ją nawet Konfederacja. Rolnicy i robotnicy to tylko 7,2 proc. elektoratu Lewicy.
Lewica wśród swoich wyborców ma też według sondażu najwięcej osób z wyższym wykształceniem (od licencjatu w górę) – 53,5 proc. Na drugim biegunie jest PiS, gdzie wyborców co najmniej z licencjatem jest zaledwie 25,6 proc., a wykształceniem zasadniczym zawodowym 27,1 proc. – w elektoracie Lewicy 7,9 proc.
Te wyniki wywołały kpiny wśród komentatorów alt leftu, przekonanych, że PiS to najlepsze, co spotkało polskie klasy ludowe od reformy rolnej i „cudu gospodarczego” początku rządów Gierka, jeśli nie w całej ponad tysiącletniej historii Polski. Nie ma w nich jednak nic sensacyjnego, odbijają one globalne trendy poparcia dla lewicy. Wyższe wykształcenie, zamieszkanie w dużym lub przynajmniej uniwersyteckim mieście i młody wiek stają się w wielu zachodnich demokracjach głównym czynnikiem decydującym o głosowania na centrolewicę. Lewica reprezentuje dziś w pierwszym rzędzie słabszą ekonomicznie część klasy średniej, czy „klasy absolwenckiej”. Thomas Piketty już kilka lat temu pisał o „braminizacji” lewicy – od braminów, kasty mędrców-kapłanów w Indiach.
Oczywiście, lewica nie może pozostać formacją „bramińską”, ale też nie może lekceważyć tego elektoratu, który posiada, przymykając oczy na to, jak dziś realnie wygląda blok socjalno-progresywny.
Kandydaci i kandydatki Razem, którzy zrobili dobre kampanie i odnotowali niezłe wyniki, formułowali socjalny przekaz, ale dostosowany do realiów XXI wieku i potrzeb bardziej klasośredniowego elektoratu. Piotr Ikonowicz ze swoim tradycyjnie anachronicznym językiem i ofertą skierowaną wyłącznie do najuboższych wyborców mimo swojej rozpoznawalności, obecności i medialnej i potencjalnie stanowiącego dobry punkt wyjścia ostatniego miejsca w okręgu gdyńskim – gdzie Lewica cztery lata temu wzięła dwa mandaty – zdobył zaledwie 3,1 tysiąca głosów.
Co zrobić z tym parterem
Wynik słabszy o 460 tysięcy w warunkach, gdy w wyborach oddano ponad 3 miliony głosów więcej, pokazuje też, jak bardzo dwucyfrowy wynik Lewicy sprzed czterech lat oparty był na „pożyczonym elektoracie”. W 2019 roku Lewica dostała premię za jedność, która w tym roku nie zadziałała, skorzystała też na słabej kampanii KO, która pod przywództwem Grzegorza Schetyny miała zarzuconych znacznie więcej konserwatywnych kotwic niż obecnie. W tym roku część progresywnych propozycji wyborcy Lewicy mogli znaleźć w ofercie KO, a nawet Trzeciej Drogi.
Tegoroczny wynik Lewicy pokazuje „parter” tej formacji – wyborców gotowych oddać na nią pewny głos mimo sporej konkurencji ze strony liberalnego centrum, w warunkach silnej mobilizacji sprzeciwu wobec rządu PiS. Poziom tego parteru nie zachwyca, ale też nie przeraża – choć pozostaje otwartą kwestią, Lewica utrzyma swoje poparcie w najmłodszej grupie wyborców, która może z czasem zmieniać poglądy.
czytaj także
Główne zadanie to budowanie na tym parterze kolejnych pięter poparcia. Jako najsłabszy partner w raczej prawicowym rządzie Lewicy nie będzie o to łatwo. Ale ustawienie się w roli opozycji, która od początku odmawia wzięcia odpowiedzialności za Polskę po PiS, też nie pomoże. Ta kadencja może przynieść kolejne przesunięcia na polskiej scenie politycznej, związane z przemianami demograficznymi i kulturowymi, które działają raczej na korzyść Lewicy.
Na pewno wynik z niedzieli zmusza do wielu przemyśleń, refleksji nad wyborczą taktyką i przywództwem. Wynik nie jest jednak na tyle zły, by toczyły się one w panice i poczuciu klęski.