Troost: Wieczór wyborczy na meczu rugby. Dużo dziegciu w beczce miodu

Tak jak fani rugby mogą pocieszać się młodymi talentami z francuskiej kadry, tak dla mnie światełkiem w tunelu jest dobry wynik kandydatów Razem, którzy zwiększą swoją reprezentację parlamentarną mimo osłabienia całości formacji.
Artur Troost. Fot. archiwum autora

Z wieczoru wyborczego wracałem w podobnym nastroju co francuscy kibice ze Stade de France, gdzie ich reprezentacja przegrała z RPA zaledwie jednym punktem. Rozczarowany wynikiem i ze świadomością, że następna szansa dla lewicy dopiero za cztery lata.

Niedziela wieczór w pomniejszym paryskim barze. Na wszystkich czterech telewizorach leci mecz Francja–RPA. Afrykańska ekipa broni tytułu mistrza świata w rugby, podczas gdy gospodarze tegorocznej edycji mają nadzieję na swój pierwszy triumf. Tym większą, że w meczu otwarcia reprezentacja Francji pokonała Nową Zelandię.

Odzyskujemy nadzieję

Jedynie grupa ludzi w kącie wydaje się nie przejmować meczem ćwierćfinałowym, zamiast tego gorączkowo sprawdzając telefony. To polscy studenci na emigracji śledzący wybory parlamentarne. Dla części było to pierwsze głosowanie, w którym wzięli udział, wrzucając do urny dwie lub trzy karty w jednej z czterech paryskich komisji wyborczych, w zdecydowanej większości wybierając opozycję.

Toast za klęskę PiS-u i Konfederacji

Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory po raz trzeci z rzędu, co stanowi pierwsze takie osiągnięcie w historii III RP. Jest to jednak zwycięstwo pyrrusowe, bowiem opozycja razem zdobyła więcej głosów i będzie miała wyraźną większość w nowej kadencji Sejmu. Rządowi nie pomoże nawet ewentualna koalicja z Konfederacją. Ta jest być może największym przegranym – jeszcze w wakacje dawano jej kilkanaście procent poparcia, trzecie miejsce i pozycję kingmakera po wyborach.

Zamiast tego głosowanie przyniosło wynik bardzo podobny do tego sprzed czterech lat, bez perspektywy udziału w rządach. To pokazuje, że na dłuższą metę polityki nie można opierać na TikToku i podchmielonym błaznowaniu przed młodzieżą. Sławomir Mentzen w kilka miesięcy pogrzebał swój wizerunek rzekomego eksperta ekonomicznego i pana od niskich podatków. Pozostał człowiek-mem, do znudzenia powtarzający te same, umiarkowanie zabawne (łagodnie mówiąc) żarty, którego rozsmarować potrafi nawet Ryszard Petru, polityk wcześniej znany głównie z politycznych gaf i komicznych przejęzyczeń.

Czarnek won, by żyło się lepiej (od zaraz)

Cichym bohaterem kampanii jest natomiast Janusz Korwin-Mikke. Mentzen ze wszystkich sił próbował go schować, podobnie jak Brauna i innych, bardziej oderwanych od rzeczywistości polityków Konfederacji. Ich prorosyjskość, seksizm czy autorytaryzm nie odbiegają od poglądów innych polityków skrajnie prawicowej koalicji, ale Mentzen czy Bosak mają dość instynktu samozachowawczego, żeby to ukrywać i długo im się to udawało. Na szczęście w ostatnich tygodniach, w kontekście afery pedofilskiej w światku polskiego YouTube’a, Korwin wyszedł z ukrycia cały na biało, powtarzając swoje tezy o niskiej szkodliwości pedofilii.

To mógł być dla Konfederacji gwóźdź do trumny, ale kryzys zaczął się wcześniej. Okazało się, że nie można prowadzić skutecznej kampanii, ukrywając większość swoich poglądów i robiąc nieśmieszny kabaret. W niedzielny wieczór wznieśliśmy więc pełen ulgi toast za klęskę nie tylko PiS-u, ale przede wszystkim jego niedoszłego koalicjanta.

I duża łyżka dziegciu

Członkiem kolejnego rządu powinna być za to Lewica, jednak radość jej polityków z tego faktu przykrywa słaby wynik wyborczy. Ledwie 8,5 proc. to nie tylko mniej niż przed czterema laty – tak mało głosów lewica nie zdobyła jeszcze nigdy w historii III RP. W uznawanym za najbardziej katastrofalny roku 2015 listy SLD i Razem łącznie uzyskały zaufanie ponad 11 proc. wyborców.

Sympatycy Lewicy podniosą wiele argumentów w obronie swojego ugrupowania: Zaszkodził jej wzrost polaryzacji politycznej, głosowanie taktyczne na Trzecią Drogę, zejście KO do centrum itd. W dużej mierze będą mieli rację, ale ostatnie lata to też dyskusja wokół tematów bardzo bliskich lewicy. Prawa kobiet, opieka medyczna, kryzys mieszkaniowy, rosnące koszty życia – to były najważniejsze kwestie dla wyborców, mimo prób rozkręcenia nowej nagonki przeciw migrantom.

Lewica mogła mieć największą wiarygodność lub najlepsze recepty, ale co z tego, skoro nie udało jej przebić się ze swoim programem. Teraz poniesie tego konsekwencje, bo chociaż wejście do rządu jest prawie pewne, to Tusk i Hołownia mają alternatywę względem koalicji z Lewicą – próbę wyrwania grupy kilkunastu posłów PiS-owi lub Konfederacji. Ta opcja jest mało prawdopodobna, ale samo jej istnienie mocno osłabia pozycję negocjacyjną Lewicy i sprawia, że jej głos będzie słabszy przy ustalaniu polityki nowego rządu.

Sterczewski: PiS minęło się z nastrojami społecznymi

Tak więc koniec końców z wieczoru wyborczego wracałem w podobnym nastroju co francuscy kibice ze Stade de France, gdzie ich reprezentacja przegrała z RPA zaledwie jednym punktem. Rozczarowany wynikiem i ze świadomością, że następna szansa dopiero za cztery lata. Jednak tak jak fani rugby mogą pocieszać się młodymi talentami z francuskiej kadry, dla mnie światełkiem w tunelu jest dobry wynik kandydatów Razem, którzy zwiększą swoją reprezentację parlamentarną mimo osłabienia całości formacji – znak, że na lewicy idzie nowe i jest szansa na odbudowę wokół bardziej wyrazistego, socjalnego programu. Dzisiaj cieszmy się z obalenia PiS-u, a od jutra szykujmy do krytyki rządu Tuska i walki o to, aby za cztery lata alternatywą dla niego była silna lewica.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Artur Troost
Artur Troost
Doktorant UW, publicysta Krytyki Politycznej
Doktorant na Uniwersytecie Warszawskim, publicysta Krytyki Politycznej.
Zamknij