Wszędzie, gdzie miasta stawiały na rozwijanie przestrzeni dla pieszych w swoich centrach, na przykład w Bordeaux, na początku zauważalny był opór. Dziś – nawet dla sprzedawców – nie ma w ogóle o czym dyskutować – mówi Barbara Trachte, odpowiedzialna za kwestie transformacji ekonomicznej i badań naukowych w Brukseli.
Opracowany przez Kate Raworth model ekonomii obwarzanka stanowi koncepcję, dzięki której łatwo uchwycić to, czy gospodarka realizuje cele zrównoważonego rozwoju. Przedstawiana graficznie w formie tytułowego obwarzanka (lub „pączka z dziurką”) łączy ze sobą aspekty granic ekosystemowych i minimalnych standardów socjalnych po to, by mierzyć to, jak wpływa na nie system ekonomiczny. Europejskie miasta, takie jak Amsterdam, Genewa czy Bruksela, zdecydowały się wykorzystać go jako drogowskaz dla lokalnych, zielonych transformacji.
Barbara Trachte, sekretara stanu w Regionie Stołecznym Brukseli, odpowiedzialna za kwestie transformacji ekonomicznej i badań naukowych, wyjaśnia, w jaki sposób miasto używa obwarzanka do wytyczenia nowego kierunku dla lokalnej gospodarki.
Green European Journal: Co sprawiło, że zdecydowaliście się wdrażać model ekonomii obwarzanka w Regionie Stołecznym Brukseli?
Barbara Trachte: Na początku mojej kadencji – w lipcu 2019 roku – zdecydowaliśmy się na zmianę nazwy Ministerstwa Gospodarki regionu na Ministerstwo Transformacji Gospodarczej. Chcieliśmy pokazać, że na serio zamierzamy zmienić kierunek. Chodziło nam o powiązanie rozwoju gospodarczego z naszymi celami socjalnymi i środowiskowymi oraz o przemianę gospodarki miasta – tak by była ona odpowiedzialna społecznie i ekologicznie. Zanim objęłam to stanowisko, kwestie klimatyczne i społeczne traktowane były jako koszty zewnętrzne działalności gospodarczej. Dopiero niedawno zaczęły przesuwać się do centrum dyskusji ekonomicznych.
czytaj także
Z kolei kwestie ekonomiczne do niedawna niekoniecznie były priorytetem dla Zielonych, tymczasem funkcjonowanie gospodarki to istotny czynnik wpływający na zmianę klimatu. W roku 2019 postanowiliśmy poświęcić swoją uwagę także i tej dziedzinie życia. Potrzebowaliśmy do tego bazy teoretycznej. Różnego rodzaju polityki rozwoju regionalnego uwzględniają realizację projektów, wspierających transformację biznesu, ale brakowało całościowej wizji.
Chcieliśmy zacząć od realizowanych w modelu partycypacyjnym badań, które przeprowadzone byłyby wspólnie z instytucjami publicznymi oraz opinią społeczną. Ich celem miałoby być wypracowanie wskaźników, traktowanych jak kompas dla agend rządowych, oraz włączenie do modelu gospodarczego kwestii uważanych niegdyś za jego koszty zewnętrzne. Mniej więcej w tym czasie wydana została książka Ekonomia obwarzanka – uznaliśmy ją za inspirującą z powodu łatwości zrozumienia zaprezentowanej w niej koncepcji. Otrzymaliśmy całościowy obraz wpływu gospodarki na środowisko i społeczeństwo oraz tego, w jaki sposób kwestie te możemy uwzględniać w modelu ekonomicznym. Koncepcja ekonomii obwarzanka ułatwiła nam wytłumaczenie naszego planu w miejskich instytucjach.
Projekt BrusselsDonut rozpoczął się w 2020 roku. W jaki sposób przebiegała jego realizacja? Pytam szczególnie pod kątem pandemii. Co konkretnego udało się osiągnąć?
Współpracowaliśmy tu z ośrodkiem badawczym Confluences, ICHEC Research Lab, agendami rządowymi oraz z samą Kate Raworth i jej zespołem z organizacji DEAL. Pierwszym etapem było sfinansowanie badań, następnie zaś pracowaliśmy nad sposobami na dostosowanie modelu obwarzanka do poziomu regionalnego. Kiedy zakończyliśmy go w roku 2020 – w trakcie pandemii – zdobyte do tamtej pory doświadczenia pomogły nam w uzyskaniu obrazu wpływu lokalnej gospodarki na wskaźniki ekologiczne i społeczne, a także w tworzeniu poradników, wskazujących na możliwości włączania tej koncepcji do poszczególnych strategii tematycznych.
Uzyskaliśmy również czytelną metodologię, umożliwiającą firmom oszacowanie ich wpływu na kwestie środowiskowe i socjalne, a także wytłumaczenie obwarzankowej teorii samym mieszkankom-konsumentom. Rdzeń zajmującego się tematem zespołu tworzył tuzin osób, których celem było zbadanie metodologii i napisanie dedykowanego zagadnieniu raportu. Wybrały się do naszych urzędów, trzech działających w mieście firm, spotykały się również z samymi mieszkańcami. Od początku stawialiśmy sobie za cel dotarcie do szerokiego grona, ale pandemia sprawiła, że osiągnięcie tego celu nie było łatwe.
Koncepcja obwarzanka jako ilustracji ram ekonomicznych dla kogoś, kto nie zna tej koncepcji, może wydawać się przekombinowana. Gospodarkę uważa się za „poważny temat” – jak zatem na początku przyjęto „obwarzankową” ideę?
Szczerze? Lepiej, niż myślałam. Kilka miesięcy po zawarciu przez nas porozumienia koalicyjnego koncepcja transformacji gospodarczej była już całkiem modna. W roku 2019, jeszcze przez pandemią, Komisja Europejska zaprezentowała wizję Europejskiego Zielonego Ładu. Związany z koronawirusem kryzys pokazał, jak kruche potrafią być łańcuchy dostaw w zglobalizowanym świecie. Jako Zieloni od dawna powtarzaliśmy, że ten model nie służy ani klimatowi, ani społeczeństwu. COVID-19 pokazał, że nie jest w stanie zapewnić nam nawet szybkiego dostępu do produktów pierwszej potrzeby, takich jak maski. Okazało się, że tak funkcjonująca gospodarka naraża na problemy również nasze firmy. Trwający obecnie kryzys energetyczny czy letnie fale upałów tylko potwierdzają te obserwacje. Grunt pod te zmiany jest całkiem podatny.
Raworth: Światowy kryzys to doskonała pora na wielką transformację
czytaj także
Model obwarzanka zakłada – na zewnątrz krążka – obecność granic ekosystemowych, które nie mogą być przekraczane, od wewnętrznej strony z kolei umieszcza prawa społeczne, które muszą być poszanowane. Czego dowiedzieliście się dzięki niemu o warunkach ekologicznych i socjalnych, panujących w Brukseli?
Nie było zaskoczeniem, że Bruksela przekracza szereg granic ekologicznych. Kate Raworth już przedtem zdążyła zaaplikować swoją teorię do przykładów typowych kontekstów globalnej Północy i globalnego Południa. W tym pierwszym przypadku, ogólnie rzecz biorąc, przekraczamy szereg barier planetarnych, ale za to dzięki gwarantowaniu szeregu praw społecznych radzimy sobie całkiem nieźle po wewnętrznej stronie obwarzanka. Na globalnym Południu mamy do czynienia z odwrotną sytuacją. W wypadku Brukseli okazało się, że siedmiokrotnie przekraczamy limity naszego budżetu węglowego. Największą niespodzianką okazał się jednak filar społeczny, gdzie czerwień niezrealizowanych potrzeb pojawiła się zaskakująco często. Po części da się to wytłumaczyć tym, że poprzeczka w zakresie dostępu do usług publicznych została przez opinię publiczną postawiona wysoko. Pokazuje to, że jeśli chcemy zaspokoić jej potrzeby, potrzebujemy po swej stronie obywatelek i obywateli.
Czy pandemia skłoniła was do ponownego przemyślenia modelu gospodarczego miasta? Czy dostrzegliście coś, co was zaskoczyło czy zmusiło do rewizji waszego punktu widzenia?
Było wręcz odwrotnie! Pandemia potwierdziła szereg przeczuć, które mieliśmy już wcześniej. W marcu 2020 roku, kiedy zostaliśmy zmuszeni do produkowania maseczek (bo nie mieliśmy już żadnych zapasowych) pierwsze inicjatywy ze strony biznesu wyszły od podmiotów ekonomii społecznej i solidarnej. Wszystko, o czym latami mówiliśmy w kontekście budowania odporności na wyzwania, rozwijania lokalnej gospodarki czy tworzenia łańcuchów dostaw, które nie zależą od wyzysku chińskich robotników, okazało się mieć praktyczne znaczenie. W tej bezprecedensowej sytuacji zdrowotnej to przedsiębiorstwa, na rzecz których od lat działaliśmy, stanęły na wysokości zadania jako pierwsze. Choć okres ten dla wielu był odkrywczy, dla nas stanowił dowód na to, że mieliśmy rację. Model wspierającej transformację ekonomiczną ekonomii społecznej pokazał swoją żywotność w obliczu kryzysu dzięki temu, że zaspokaja lokalne potrzeby i tworzy miejsca pracy, których nie można przenieść na drugi koniec świata.
Bruksela to międzynarodowe miasto, będące domem dla ludzi, organizacji i firm o globalnych powiązaniach. Czy model BrusselsDonut uwzględnia to, w jaki sposób miasto oddziałuje na inne rejony świata?
Owszem. Wielką zaletą tej koncepcji jest fakt, iż uwzględnia zarówno wpływ lokalny, jak i globalny. W wypadku Brukseli widać, że jeśli popatrzymy na jej wpływ na środowisko i skupimy się na poziomie regionalnym, to jest w stanie zmniejszyć swe bezpośrednie, negatywne oddziaływanie. Sęk w tym, że ponad 80 proc. generowanych przez nas emisji ma charakter pośredni, związany z importem produktów na potrzeby konsumpcyjne (np. sprowadzaną żywnością czy transportem towarów). Dzięki ekonomii obwarzanka bierzemy wszystkie te kwestie pod uwagę. Jej założenia teoretyczne dostarczają narzędzi umożliwiających firmom zmienianie swoich modeli biznesowych, sposobów działania czy oferowanych produktów i usług. Zmiany te pomagają również w przeorientowaniu naszej polityki gospodarczej na wspieranie firm, które przyłączyły się do zielonej transformacji lub mają taki zamiar.
Jaka jest twoja wizja pomyślnej, zrównoważonej przyszłości dla Brukseli? Jak Region Stołeczny będzie się zmieniał i co będzie tę zmianę stymulować?
Uaktualniliśmy zestaw stosowanych przez nas narzędzi wspierania przedsiębiorczości, takich jak pomaganie w tworzeniu nowych modeli biznesowych, szacowaniu wpływu na otoczenie czy znajdowaniu nowych klientów. Powołaliśmy również do życia Fundusz Transformacji Gospodarczej, który kieruje się czytelną strategią działania oraz precyzyjnymi (a zarazem dynamicznymi) kryteriami wsparcia. Nie mówimy już „tak, sfinansujemy to”, czy „nie, nie pomożemy”, ale raczej „jesteś obecnie na tym etapie – jeśli zrobisz więcej, będziesz mógł liczyć na więcej środków”.
Stawiamy również na powrót przemysłu do Brukseli. Dziś w przeważającej mierze jesteśmy gospodarką opartą na usługach. Chcemy produkować więcej w mieście – tak by było ono bardziej odporne na wyzwania i oferowało zróżnicowane zatrudnienie. Chcemy też więcej osób samozatrudnionych, firm kierowanych przez kobiety oraz przedsiębiorstw, które wdrażają wysokie standardy społeczne i środowiskowe. Zmierzamy w dobrą stronę, o czym świadczyć może liczba przykładów lokalnych firm, uczestniczących w zielonej transformacji.
czytaj także
Bruksela nie będzie jednak nigdy samowystarczalnym regionem. 93 proc. miejsc pracy wciąż zapewnia sektor usług, co nie dziwi, biorąc pod uwagę fakt, że miasto jest stolicą Belgii i Europy, a przez to nie brak tu powiązań gospodarczych oraz instytucji publicznych i prywatnych. Nasza samowystarczalność żywnościowa również jest na bardzo niskim poziomie. Chcielibyśmy uprawiać więcej lokalnie, mierzymy się tu jednak z ograniczeniami przestrzennymi.
W mieście działa również lokalna waluta społecznościowa – Zinne. Pomagamy tej wolontariackiej inicjatywie poszerzyć swój zasięg, zachęcając do jej przyjmowania większą liczbę przedsiębiorstw, opracowując jej wersję cyfrową, współpracując z gminami oraz stymulując jej obieg. Zinne jest narzędziem, które wspiera regionalną gospodarkę, w przeciwieństwie do euro można ją bowiem wydawać wyłącznie w okolicy.
Region Brukseli miał gdzieniegdzie problemy z wdrażaniem swego planu zrównoważonej mobilności. Część mieszkańców nie była zachwycona jego wpływem na osoby podróżujące samochodem. W jaki sposób władze lokalne mogą zdobyć zaufanie społeczne dla transformacji, o której tutaj mówimy? Co można i należy robić inaczej?
Rozwiązania z zakresu mobilności często spotykają się z oporem społecznym w momencie ich wdrażania. Kiedy jednak dochodzi do transformacji, a ludzie doświadczyli jej skutków, sprzeciw szybko słabnie. Tak było w tych miejscach w mieście, w których obserwowaliśmy największe protesty. W mojej własnej okolicy, Schaerbeek, nie brakowało oporu wobec wdrażania strategii Good Move. Trzy miesiące później po protestach nie było śladu. Z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia w centrum Brukseli. Choć skala zmian jest tam spora, to udaje się nam iść naprzód w całkiem dobrym tempie.
czytaj także
Pod uwagę trzeba przy tym brać lokalne potrzeby, na przykład właścicieli sklepów. Oprócz wdrażania rozwiązań niezbędne jest również wspieranie innych w zmianie – w przeciwnym wypadku opór nie straci na sile. Podam przykład. Bruksela ma dziś sporo nowych tras rowerowych. Dla właścicieli sklepów oznacza to, że dobra dostarczane być mogą za pomocą tego środka transportu zamiast ciężarówką, która musi stać w korku, a potem szukać miejsca parkingowego. Alternatywne formy mobilności pomogły w przełamywaniu oporu, który dał się zauważyć na początku zmian.
Najlepszym rozwiązaniem wydaje się zatem zaangażować w ten proces możliwie największe grono ludzi. Zielonych tymczasem często uważa się za moralizatorów…
Nie sądzę, że powinniśmy oczekiwać, że przy wprowadzaniu zmian (na przykład w kwestiach mobilności) od samego początku wszyscy stać będą po naszej stronie. Niezależnie od tego, o jakiego typu okolicy mówimy, zmiana zachowania na początku budzi przede wszystkim niepokój. Nie brakuje też sklepów, których nie da się zaopatrzyć nocnymi kursami rowerów towarowych. Zmiana utrzyma się wówczas, gdy będzie odpowiednio mocno wspierana. Wszędzie, gdzie miasta stawiały na rozwijanie przestrzeni dla pieszych w swoich centrach, na przykład w Bordeaux, na początku zauważalny był opór. Dziś – nawet dla sprzedawców – nie ma w ogóle o czym dyskutować.
Partie ekopolityczne są dobrze zaznajomione z koncepcją granic planetarnych – pomogły w tym naukowe ustalenia czy międzynarodowe procesy, takie jak szczyty COP. Czy koncepcja ekonomii obwarzanka może stanowić sposób na pokazanie, że przywiązanie do sprawiedliwości społecznej jest dla nich równie fundamentalną kwestią?
Koncepcja, o której mówimy, pozwala na czytelne pokazanie powiązań między kwestiami społecznymi i ekologicznymi. To właśnie dzięki temu jest tak dobrym narzędziem komunikacji. To, by Zieloni mówili więcej o gospodarce, jest dziś dla nich kluczową sprawą. Dobrze idzie nam mówienie o energii, bioróżnorodności czy transporcie. W kwestiach ekonomicznych dysponujemy doświadczeniami, które warto podkreślać.
Nie mamy czasu do stracenia. Jeśli chcemy osiągnąć nasze cele klimatyczne na rok 2030 i 2050, musimy działać z biznesem i zachęcać go do zmian. Ja z kolei zachęcam partie ekopolityczne do oswojenia się z ekonomią. Potrafimy być w tych kwestiach bardziej wiarygodni, niż nam się wydaje. W Strasburgu na przykład poznałam dwie kobiety, które z kręgami gospodarczymi pracują na co dzień: wiceprezydentkę metropolii, Emeline Baume, oraz wiceprezydentkę obszaru eurometropolitarnego tego miasta, Anne-Marie Jean. Nasza trójka robi podobne rzeczy – nakłania operujące w naszych regionach przedsiębiorstwa do bycia bardziej odpowiedzialnymi w kwestiach klimatycznych. Spotykamy się z ich strony zarówno z przykładami oporu, jak i otwartości.
czytaj także
Sprzyja nam w tym kontekst – Zielony Ład, europejska taksonomia, zmiany w świecie finansów i bankowości, a także w podejściu pracownic i pracowników. W Brukseli nie ma dnia, bym nie słyszała od firm, że gdy chcą zatrudnić młode, opuszczające mury wyższych uczelni talenty, coraz częściej są przez nie pytane o to, w jaki sposób oddziałują one na środowisko i społeczeństwo.
Jesteśmy w momencie, w którym musi dojść do przyspieszenia. Spore grono firm uważa, że nadszedł czas na ich działania – w przeciwnym wypadku ryzykują poniesienie realnych kosztów kolejnych kryzysów.
Jaką poradę można dać miastu czy regionowi, rozważającemu wdrożenie koncepcji ekonomii obwarzanka?
Partycypacja społeczna na serio potrafi przynieść miłe zaskoczenia. Nie powinniśmy też bać się zaangażowania biznesu. Każdego dnia pracuję z odpowiedzialnymi społecznie i ekologicznie firmami, w tym z dużymi sieciami handlowymi. Coraz częściej są one gotowe zaangażować się we współpracę z nami, doceniając naszą wiedzę i mandat społeczny. Wdrażanie ekonomii obwarzanka powinno oznaczać włączenie jak największego grona – w tym interesariuszy, którzy wydają się dość odlegli od nas.
Wywiad przeprowadzony został w listopadzie roku 2022 przez Benjamina Joyeaux, reprezentującego magazyn Green European Journal. Dziękujemy redakcji za zgodę na przedruk. Przełożył Bartłomiej Kozek.