Włoski rząd wysyła statki z uratowanymi migrantami jak najdalej na północ, pozostawiając na Morzu Śródziemnym pustkę i zwiększając ryzyko śmierci desperatów próbujących dotrzeć do Europy z Afryki. Tym, co łączy nowe porty wskazywane NGO-som przez rząd włoski, jest nie tylko ich oddalenie, ale i to, że rządzi nimi lewica.
W sobotę rano statek wolontariacki Ocean Viking ratuje na Morzu Śródziemnym 37 osób z przepełnionego pontonu, który wyruszył z Libii. Rząd włoski natychmiast wskazuje mu „bezpieczny port”: Ankonę w regionie Marche, położoną w środkowych Włoszech, nad Morzem Adriatyckim. W sobotę po południu inna jednostka pozarządowa, Geo Barents, podejmuje z morza 73 osoby i od razu dostaje rozkaz płynięcia do tego samego portu.
Sprawna koordynacja ze strony włoskiego rządu, pozwalająca jak najszybciej pomóc wyczerpanym rozbitkom, a organizacjom humanitarnym wrócić do „strefy pomocy i poszukiwań”, gdzie często współpracują (na życzenie rządu) z włoskim kapitanatem? Nic podobnego. Statki mają do pokonania dodatkowych 1,5 tys. km, więcej, niż migranci przebyli po opuszczeniu afrykańskiego wybrzeża. Jeden dotrze do Ankony we wtorek wieczorem, drugi spodziewany jest we czwartek rano.
Włoski rząd oficjalnie mówi, że chce „zapewnić ochronę istot ludzkich” (cytując słowa szefa MSW Matteo Piantedosiego z 9 grudnia), ale w istocie robi coś dokładnie przeciwnego: wysyła statki z uratowanymi jak najdalej na północ, pozostawiając na Morzu Śródziemnym pustkę i zwiększając ryzyko śmierci desperatów próbujących dotrzeć do Europy z Afryki.
W poniedziałek rano rząd odrzucił prośby kapitanów statku o wyznaczenie bliższego portu albo chociażby o przeprowadzenie migrantów z jednego statku na drugi: tak żeby przynajmniej jedna jednostka mogła pozostać i patrolować wody między Półwyspem Apenińskim a wybrzeżem Afryki.
Push-backi trwają, ale pogranicznicy powinni się bać. Także przez sprawę Frontexu
czytaj także
„Najbliższy bezpieczny port” – byle jak najdalej
Tę taktykę rząd stosuje od miesiąca: 8 grudnia wysłał Geo Barents do Salerno, 9 grudnia Humanity1 do Bari, 17 grudnia Rise Above do Gioia Tauro, 22 grudnia Life Support do Livorno, 28 grudnia Ocean Viking do Ravenny, 2 stycznia Geo Barents do Taranto. Teraz kolejne dwa statki należące do organizacji pozarządowych zmierzają do Ankony.
W ten sposób rząd zrywa ze zwyczajem transportowania podjętych z morza migrantów do portów na Sycylii i Kalabrii, najbliższych trasom uciekinierów z wybrzeży afrykańskich. Dodajmy: zwyczajem wynikającym z prawa, które stanowi, że rozbitków należy odstawić do „najbliższego bezpiecznego portu”. Najwięcej szczęścia miało 27 uchodźców z Syrii na pokładzie Rise Above, którym pozwolono wyjść na brzeg w kalabryjskim Gioia Tauro. Innych czekała dodatkowa kilkudniowa podróż do portów w Kampanii, Toskanii, Emilii-Romanii czy Apulii.
Skierowanie 261 migrantów z Kamerunu, Egiptu, Wybrzeża Kości Słoniowej, Syrii i kilku innych państw na pokładzie Humanity1 do Bari oznaczało ponad dwie doby dodatkowej żeglugi po wzburzonym morzu – a w sumie siedem dni wyczerpującej podróży, jak poinformował rzecznik organizacji SOS Humanity, do której należy statek. „Pasażerowie” tej „taksówki przez morze”, jak wciąż nazywa statki organizacji humanitarnych prasa prawicowa we Włoszech, mieli na ciałach znaki tortur, a kobiety były wielokrotnie gwałcone.
– Wyznaczanie portów do ratowania ludzi nie jest uprzejmością rządu, lecz jego obowiązkiem – mówi rzecznik Humanity. Ocean Viking, któremu rząd kazał płynąć do Ravenny, musiał przebyć 1,7 tys. km więcej z 113 rozbitkami na pokładzie. Teraz, 10 dni później, rząd zmusza go do dodatkowych 1,5 tys. km i kolejnych czterech dni podróży do nowego celu – Ankony, choć nigdy wcześniej nie kierował tam statków z migrantami. Od niedzieli na morzu warunki pogodowe są złe.
O tym, jak perwersyjną strategię przyjął prawicowy rząd Włoch, świadczy przykład Geo Barentsa i jego dwóch akcji ratunkowych 1 i 2 stycznia, zanim został skierowany do Taranto. Obydwie akcje statek podjął na prośbę włoskiego Centrum Koordynacji Pomocy na Morzu (Centro Nazionale di Coordinamento del Soccorso Marittimo), przeprowadzając akcję – jak informują Lekarze bez Granic – w nocy, w całkowitych ciemnościach, dosłownie wyławiając ludzi z morza, ponieważ jedna z łodzi się wywróciła.
Tymczasem włoska straż przybrzeżna regularnie odstawia podjętych z morza do portów na Sycylii i w Kalabrii. To ona zresztą dokonuje najwięcej wyokrętowań – migranci przywożeni na brzeg przez jednostki NGO stanowią zaledwie 10–12 proc. wszystkich.
Strefa rozszczepienia: uchodźcy z dwóch granic na podlaskiej wsi [reportaż]
czytaj także
Zasady czy retoryka?
Tuż przed Nowym Rokiem włoski rząd przyjął „dekret o pilnych postanowieniach dotyczących zarządzania przepływami migracyjnymi”, w skrócie nazywany „dekretem NGO” (choć poprawniej byłoby „dekretem anty-NGO”). Przewiduje on m.in., że jednostka wolontariacka może ratować ludzi na morzu tylko w porozumieniu z włoskimi władzami, po wyłowieniu jednej grupy nie może reagować na kolejne wezwania o pomoc i musi natychmiast płynąć do wskazanego przez rząd portu. Nie może też przyjmować na pokład rozbitków podjętych przez inny statek NGO. To dlatego teraz do odległej Ankony płyną aż dwa statki z niewielką liczbą migrantów (każdy z nich mógłby pomieścić 200 pasażerów) – rząd „zyskuje” w ten sposób co najmniej osiem dni (wliczając podróż powrotną) – okres, kiedy statki NGO wyłączone będą z akcji ratunkowych (nie mówiąc o kilkudziesięciu tysiącach euro zmarnowanych na paliwo). Innym „zyskiem” jest ryzyko, że w tym czasie więcej osób pozostanie bez pomocy na morzu lub po prostu utonie.
– Część Morza Śródziemnego pozostanie odsłonięta. Gdyby pozwolili nam zostać, moglibyśmy uratować inne osoby – powiedziała Luisa Albera, szefowa misji Ocean Viking w wywiadzie z „La Repubbliką”.
Tymczasem Giorgia Meloni zapowiedziała: „Kończymy z Włochami, gdzie normalne jest wyżywanie się na tych, którzy przestrzegają zasad, i udaje się, że nie widzi tych, którzy je systematycznie łamią”.
Tak więc organizacje NGO są w porządku, kiedy rząd prosi ich statki o interwencje na morzu, ale potem „łamią prawo” i za karę muszą pokonywać tysiące dodatkowych kilometrów, niejednokrotnie na pokładzie z tymi, o których ratowanie prosił sam rząd. A dla tych, które się nie zastosują, dekret przewiduje mandaty (do 50 tys. euro), sekwestry i konfiskaty statków.
„Wiele mediów nawołuje do solidarności i gościnności, ale potem, gdy na miejscu trzeba przyjąć tysiące nielegalnych migrantów, wszyscy podzielają krytykę systemu, w którym nie obowiązują zasady. Dlatego w ramach wewnętrznej solidarności zdecydowaliśmy się na wyładunek migrantów we wszystkich włoskich portach, a nie tylko w Kalabrii i na Sycylii, gdzie ośrodki [dla uchodźców] są pełne” – tak wyjaśnił nową politykę rządu Matteo Piantedosi w wywiadzie dla „La Repubbliki” 31 grudnia.
Informacja o „pełnych ośrodkach” jest prawdziwa, ale tak jest wszędzie, także w Ankonie, ponieważ wbrew temu, co sugeruje wypowiedź ministra, migranci wcale nie pozostają w ośrodkach na Sycylii i w Kalabrii, lecz są systematycznie rozwożeni autobusami do placówek w całym kraju. Najwięcej miejsc dla imigrantów i uchodźców oferują Mediolan, Turyn, Genua, Rzym, Neapol i Triest, w czołówce jest też Wenecja, ale to nie znaczy, że statki organizacji pomocowych powinny przewozić rozbitków z centralnego obszaru Morza Śródziemnego do Triestu czy Wenecji – a takiej decyzji, w świetle nowej logiki rządu, można by oczekiwać. To właśnie rząd włoski zamienia jednostki NGO w „taksówki morskie”, tyle że bardzo powolne – Ocean Viking jest w stanie przebyć 18 km na godzinę.
„Kto mówi o portach zamkniętych, powinien tu być i zobaczyć te osoby z bliska, w tym liczne dzieci, jak schodzą ze statku. Należy podkreślić, że decyzja o wysłaniu do Rawenny statku, który znajdował się na Morzu Śródziemnym, a więc zmuszenie go do wielu dodatkowych dni nawigacji, oznacza trzymanie go z daleka od miejsca, w którym jest potrzebny, i uniemożliwia mu ratowanie życia innych ludzi. To jest nie do zaakceptowania” – oświadczyły w grudniu lewicowe władze regionu Emilia-Romania, jednocześnie bez zwłoki organizując akcję rozmieszczania migrantów.
Nocny las, latarki tną ciemność. Oto świąteczny klimat według straży granicznej
czytaj także
– Podczas gdy Giorgia Meloni pracuje nad dekretem kryminalizującym solidarność, w Emilii-Romanii robimy wszystko, aby przyjęcie imigrantów było pełne i godne, tak jak zeszłym tygodniu w Livorno. Udzielamy lekcji człowieczeństwa dla tych, którzy wciąż nie mogą wyrwać się z fałszywej i propagandowej retoryki zamkniętych portów i blokad morskich – dodała Elly Schlein, do niedawna wiceprezydent regionu Emilia-Romania i jedna z najpoważniejszych kandydatek do zostania nowym liderem Partii Demokratycznej (obecny sekretarz generalny partii, Enrico Letta, zapowiedział odejście w lutym za sprawą słabego wyniku we wrześniowych wyborach parlamentarnych).
3 stycznia prezydent Sergio Mattarella podpisał dekret. Musi go jeszcze zaklepać parlament, ale na razie – już obowiązuje.
Jak republikanie: wysyłają migrantów na północ, żeby ukarać lewicę
Tym, co łączy nowe porty wskazywane NGO-som przez rząd włoski, jest nie tylko ich oddalenie, ale i to, że rządzi nimi lewica (dlatego Triest i Wenecja, administrowane przez prawicę, na razie mogą być spokojne). I tak należy odczytywać słowa szefa MSZ o tym, żeby ci, co nawołują do goszczenia migrantów, sami się tym zajęli.
Piantedosi i Meloni przypominają republikańskich gubernatorów Teksasu czy Florydy, którzy pakują migrantów do autokarów lub samolotów znad meksykańskiej granicy i wysyłają do Massachusetts czy Waszyngtonu, żeby ukarać „lewicę” za jej rzekomo zbyt liberalną politykę wobec nielegalnych migrantów.
Działające na Morzu Śródziemnym jednostki NGO-sów podejmują z morza niewiele ponad 10 proc. migrantów docierających na Półwysep Apeniński z brzegów Libii i Tunezji. Pozostali dopływają sami, niezauważenie, na małych łódkach albo przenoszeni są przez jednostki włoskiej straży granicznej.
Ale „nielegalni migranci”, jak ich nazywa prawicowy rząd, cały czas giną. W święto Trzech Króli u wybrzeży Lampedusy utonęły co najmniej trzy osoby: półtoraroczna dziewczynka i 38-letni mężczyzna, Jonny, oboje z Wybrzeża Kości Słoniowej, oraz Melen, 38-letnia kobieta z Kamerunu. Płynęli łódką długości 7 metrów, wraz z około trzydziestoma innymi osobami pochodzącymi m.in. z Gwinei, Sierra Leone czy Burkina Faso. Łódź się wywróciła, w sukurs przyszła tunezyjska straż graniczna: tych, których udało się uratować, przekazała pojazdom włoskiej straży granicznej. Matka dziewczynki przeżyła podróż, jest w szoku, umieszczono ją w ośrodku dla uchodźców na Lampedusie, podobnie jak brata mężczyzny, który utonął. W tym samym czasie Tunezyjczycy powstrzymali cztery inne próby wypłynięcia „nieregularnych migrantów”.
5 błędów, których możemy uniknąć, znając historię innych fal migracyjnych
czytaj także
Jak podaje UNHCR, w poprzednim roku na Morzu Śródziemnym zaginęło prawie 2 tys. osób, z tego 1,4 tys. zmierzających w kierunku Półwyspu Apenińskiego.
W poniedziałek Rzym odwiedziła Ursula von der Leyen. Z premier Meloni rozmawiały głównie o korektach włoskiego Planu Odbudowy, ale także o tym – o czym poinformowała na Twitterze szefowa Komisji Europejskiej – jak „dokonać postępów w kwestii Paktu o migracji [czyli przyjmowania migrantów, relokacji lub odsyłania]”. Wedle noty rządowej spotkanie było „świetną okazją do wymiany poglądów w ramach przygotowań do nadzwyczajnego posiedzenia Rady Europejskiej w dniach 9–10 lutego, poświęconego w szczególności gospodarce i migracji”.
**
Bartosz Hlebowicz – antropolog, doktor nauk humanistycznych (UJ). Prowadził badania wśród niewielkich grup tubylczych USA i Kanady. Jest autorem książki Odnaleźć nasze prawdziwe ścieżki. Nanticoke Lenni-Lenapowie i Oneidowie ze Wschodniego Wybrzeża Stanów Zjednoczonych (2009), a także tłumaczem książek o tematyce indiańskiej (m.in. Ligi Irokezów Lewisa H. Morgana, 2011). Pracuje jako korespondent „Gazety Wyborczej” z Włoch, mieszka we Florencji.