Zamiast pogrążać się w pragnieniu sprawiedliwej zemsty, spróbujmy odpowiedzieć na pytanie, czego chcemy od Rosjan, którzy mieszkają w Polsce i podzielają nasze wartości?
Uwaga na początek! W tym tekście nie piszę o Ukraińcach i Ukrainkach, nie odnoszę się do ich postaw. Ten tekst jest o stosunku Polaków do Rosjan, którzy mieszkają w Polsce.
Nie byłam na tej demonstracji, na której Marta Lempart kazała wypierdalać z Europy milionowi Rosjan i przy okazji tej grupce, która przyszła na protest, chociaż chwilę wcześniej, występując ze sceny, właśnie protestu się Marta Lempart od Rosjan domagała.
Na pierwszy rzut oka to jakiś mindfuck, który w skrócie można zilustrować krótkim dialogiem, nadającym się na mema. Marta Lempart krzyczy: Rosjanie, gdzie jesteście? Rosjanie odpowiadają: Tutaj! Na co Lempart: Wypierdalać!
Zepsuta wajcha radykałki
Wystąpienie Marty Lempart znam z dostępnego na YT nagrania. Widać na nim, jak przemawia do tłumu zgromadzonego przed rosyjską ambasadą, by po zmasowanych nalotach na ukraińskie miasta domagać się uznania Rosji za państwo terrorystyczne.
Lempart wywołuje temat „miliona Rosjan, którzy spierdolili przed naborem [chodziło jej zapewne o pobór – red.]”, mówi: „zawieźliście dupy do Niemiec, do Hiszpanii, do Francji, nic wam tam nie grozi, gdzie jest wasz protest przeciwko wojnie? Wypierdalać!”. W odpowiedzi tłum skanduje „Wypierdalać!”.
Dalej Lempart krzyczy, że Rosjanie powinni stać przed rosyjskimi ambasadami w krajach, do których spierdolili. „Gdzie jesteście?!” – pyta i dodaje: „Dopóki nie zobaczę tego miliona, który żyje w zachodniej Europie i robi z siebie opozycjonistów, to wam nie uwierzę. Wypierdalać! Dosyć tego! Nie mam w sobie współczucia, nie mam w sobie dystansu, nie mam w sobie empatii. Mam współczucie dla ludzi z Buczy, mam współczucie dla ludzi z Kijowa. Nie mam dla tych, którzy sprzeciwili się wojnie, dopiero jak przyszedł po nich pobór. Wypierdalać!”.
Tłum nadal zgodnie skanduje wypierdalać, ale następuje zgrzyt, bo przed Martą Lempart staje młody chłopak z biało-niebiesko-białą flagą, symbolizującą antyputinowski i antywojenny rosyjski protest. Wtedy Lempart zaczyna mówić, że nie chce być uciszana, że chce mieć prawo mówić o Rosji to, co czuje. W tym momencie ze sceny pod adresem chłopaka leci już spersonalizowany przekaz: „Wypierdalaj!”.
Minął tydzień, ale reakcje na to wydarzenie nie cichną. Jedni twierdzą, że odbył się seans odstręczającej nienawiści, inni stają w obronie Marty Lempart, argumentując, że skoro jest wojna, to nienawiść do wroga jest naszym świętym prawem. A Tomasz Kozak uważa na przykład, że Lempart to dobrze rokująca radykałka, tylko wajcha jej się chwilowo przestawiła na złą stronę.
czytaj także
Rzeczywiście, jest taka przykra cecha polskiego nacjonalizmu, że lubi cały czas kogoś z kraju wyrzucać, a jak się nie podoba, to wypierdalać. Ale tak naprawdę nie chodzi o to, czy komuś się w Polsce podoba, czy nie, lecz o to, czy nam, Polakom, podoba się, że te osoby tutaj są. Polski nacjonalizm to matryca, która zaprogramowała nie tylko Ruch Narodowy i Wszechpolaków. Jego klisze są wszechobecne, wracają nawet w wypowiedziach liberałów i progresywistów, czego liderka OSK stała się w ostatnich dniach najlepszym przykładem.
Analiza pana spod budki z piwem
Na zdarzenie z demonstracji zareagowała aktywistka rosyjskiej diaspory w Polsce Anastasija Schultz-Siergiejewa, która zaprosiła Martę Lempart do otwartej debaty, by ta jako ekspertka od efektywnego protestu i obalania rządów doradziła, jak Rosjanie mają sobie poradzić z Putinem. Bo właśnie po to mają wypierdalać, czyż nie? Mają jechać do Rosji, obalić Putina i zakończyć wojnę. Proste, prawda?
Warto zrekonstruować wyobrażenia, które stoją za „Wypierdalać!” skierowanym do Rosjan obecnych na proteście przed rosyjską ambasadą. Nie chodzi mi jednak o dogłębne zbadanie prywatnych poglądów i uczuć Marty Lempart, którym daje ujście w przestrzeni publicznej, a o przyjrzenie się narracji, która stała się obowiązującą w polskim mainstreamie.
Zacznę od tego, że Marta Lempart operuje fikcją, mówiąc o milionie Rosjan, którzy przed poborem uciekli do Europy Zachodniej. Nic takiego się nie wydarzyło. Nie wiadomo, ile dokładnie ludzi wyjechało z Rosji po ogłoszeniu mobilizacji, wszystkie cyfry to tylko szacunki, oparte chociażby na statystykach krajów, do których Rosjanie rzeczywiście uciekają przed przymusowym poborem.
Może to być kilkaset tysięcy, ale raczej nie milion ani nawet blisko miliona. Zasadnicze przekłamanie polega jednak nie na tyle na liczbie, ile na kierunku migracji. Rosjanie po ogłoszeniu mobilizacji we wrześniu nie wyjechali do Niemiec, Francji czy Hiszpanii, a do krajów, które mają otwarte granice dla obywateli Rosji: do Gruzji, Armenii, Kazachstanu, Uzbekistanu, Kirgistanu, a nawet do Mongolii, która bardzo hojnie zaoferowała Rosjanom prawo pobytu.
Rosjanie uciekają do Gruzji. „Zachowują się, jakby byli tu u siebie”
czytaj także
Granice lądowe Unii Europejskiej są dla Rosjan zamknięte, a w sytuacji, kiedy nie latają samoloty, wywiezienie dupy do Francji czy innej Hiszpanii to ogromne i bardzo drogie przedsięwzięcie logistyczne, na które stać co najwyżej garstkę osób. Dlatego dziesiątki tysięcy Rosjan na razie zastanawiają się, co dalej ze sobą zrobić, pozostając w Gruzji, Armenii i Kazachstanie, bo kraje te pozwalają na pobyt rosyjskich obywateli bez większych formalności.
Nie wiem, skąd Marta Lempart czerpie informacje na temat Rosji i Rosjan. Możliwe, że sama je wymyśla, bo mam wrażenie, że dzisiaj w Polsce o Rosji można powiedzieć wszystko, nieważne, czy ma to coś wspólnego z prawdą, czy nie. Praca ekspertek i doświadczonych w tematach rosyjskich dziennikarek poszła na marne, została unieważniona ze wstecznym efektem. Dzisiaj w Polsce obowiązuje analiza pana spod budki z piwem: Ruskie to zawsze byli chuje i tyle.
Hamulce puściły, i to w sytuacji wojny, kiedy myśleniem o Rosji i Rosjanach powinien rządzić oparty na faktach skrajny pragmatyzm. W Polsce wolimy się jednak oddawać rojeniom, które zaspokajają nasze potrzebny emocjonalne i tożsamościowe. Moim ulubionym wyrazem tego zjawiska są powtarzające się tu i ówdzie wezwania do zamknięcia polskiej granicy z Rosją, która jest faktycznie zamknięta od 2020 roku, a w przededniu mobilizacji ograniczenia jeszcze rozszerzono. Ale po co się tego dowiedzieć, kiedy chodzi nam o to, żeby dać jakiś upust często słusznej wściekłości?
Marcie Lempart też chodziło o to, żeby ją wykrzyczeć. I racja, w końcu emocji nie można dusić w sobie. Ale po co w takim razie fingować dialog i zwracać się do Rosjan, skoro nie chodzi wcale o to, żeby z jakąś ich częścią choćby rozmawiać?
Zgrzyt nastąpił w momencie, kiedy w tłumie pojawił się ktoś, kto chciał się odnieść do wezwania ze sceny. Lempart poczuła się urażona, że na jej pytanie ktoś próbuje udzielić odpowiedzi. Weszła więc w rolę ofiary, twierdząc, że jest uciszana, że się ją ogranicza, chociaż to ona stała na podeście z mikrofonem, to ona miała kontrolę nad sytuacją i nad tym, kto ma głos, a kto go nie ma.
Przypomniało mi to moją własną rozmowę z pewnym polskim dziennikarzem telewizyjnym, który zapytał mnie, co myślą i czują Rosjanie, by zaraz zacząć mnie strofować, że bawię się w wiwisekcję agresora. Więc po co pytał?
„Dobrzy Rosjanie” są najgorsi
Lempart mówi więc, że Rosjanie się chowają i nie protestują, a kiedy Rosjanie mówią, że są i właśnie protestują, to każe im wypierdalać, bo nie mają prawa jej uciszać. Więc co mają właściwie zrobić?
Żeby zadowolić te oczekiwania, muszą wypierdalać, zapaść się pod ziemię, a najlepiej umrzeć za sprawę. Bo za okrzykiem „Wypierdalać!”, kierowanym do wszystkich Rosjan, którzy znaleźli się w Europie lub poza nią, stoi niebezpieczna fantazja o sprawiedliwej zemście, czyli często o śmierci. Wracajcie do Rosji, obalajcie Putina, a jak go nie umiecie obalić, to gnijcie w więzieniach i umierajcie na froncie, zamiast grzać dupy w Europie. Zasłużyliście na śmierć, bo umierają niewinni Ukraińcy i Ukrainki.
Z jednej strony mogę Martę Lempart uspokoić. Poza setkami tysięcy Rosjan, którzy uciekli przed mobilizacją, są jeszcze setki tysięcy tych, którzy się na nią zgodzili, którzy poszli w kamasze i którzy już umierają. Powinno to zaspokoić tak u nas powszechne uczucie schadenfreude wywołane mobilizacją w Rosji, zwłaszcza jeśli dodać do tego masakrę na rosyjskim poligonie i katastrofę wojskowego samolotu, który rozbił się na rosyjskim osiedlu.
Ale muszę Martę Lempart jednocześnie zmartwić. Wojna nie skończy się dzięki temu szybciej. Każdy wysłany na front mobik, jak nazywa się żołnierzy z łapanki, nawet zupełnie niewyszkolony i niewyekwipowany, przedłuża możliwość prowadzenia działań zbrojnych i sprawia, że zginie jeszcze więcej Ukraińców.
Logika wypowiedzi Lempart, która implikuje Rosjanom tchórzostwo, bo spierdolili przed poborem, wydaje mi się szczególnie przewrotna. Podobne rzeczy na swój temat młodzi mężczyźni, wyjeżdżając z Rosji, słyszeli od pograniczników: że są godnymi największej pogardy boidupami, którzy postanowili uciec i przeczekać, że stchórzyli, że nie są prawdziwymi mężczyznami, żeby lepiej nie wracali, bo wtedy się z nimi policzą.
W tym całym przemocowo-nekrofilitycznym festiwalu, który trwa w Rosji, chęć uratowania własnego życia i niechęć do zabijania wydaje mi się akurat zdrowym impulsem. Chociaż nie muszę odczuwać empatii do uciekających przed poborem Rosjan, to trudno mi mieć komukolwiek za złe, że jeśli mógł, to zamiast wojny wybrał ucieczkę z kraju.
Czekajcie, jak to było… jakoś tak: nie mamy prawa od nikogo wymagać bohaterstwa?
czytaj także
Wiosną pisałam, że niebezpieczna jest sytuacja, gdy Polki i Polacy zaczynają bezrefleksyjnie transmitować ukraińską nienawiść do wszystkich Rosjan bez wyjątków. Chociażby dlatego, że w Polsce mieszka rosyjska diaspora. To polityczna emigracja ostatnich lat, w tym osoby z przyznanymi azylami w Polsce, ale też ludzie, którzy mieszkają tutaj od dziesięcioleci, mają rodziny, pracę, całe swoje życie.
Dostrzegałam potrzebę dyskusji o miejscu i roli tej diaspory w naszym kraju w warunkach toczącej się w Ukrainie wojny. Zwłaszcza że Polska od lutego wydaje rosyjskim obywatelom wizy humanitarne, zapraszając w ten sposób do osiedlenia się w Polsce Rosjan, którym w kraju grozi niebezpieczeństwo (nie, nie dotyczy to mężczyzn uciekających przed mobilizacją).
czytaj także
Tymczasem w sieci i na łamach prasy od miesięcy rozwija się kuriozalna intelektualna konstrukcja, w myśl której „dobrzy Rosjanie” są nawet gorsi niż ci, co popierają wojnę, bo tylko udają dobrych.
Przypisuje im się wydumane intencje, zarzuca, że działają w złej wierze. Że ukraińskim uchodźcom pomagają z własnych egoistycznych pobudek, nie protestują, a jak protestują, to przecież tylko po to, żeby przeciągnąć kołdrę na swoją stronę, zrobić z siebie ofiary, odciągnąć uwagę od Ukrainy i manipulować nami, wciskając nam kit, że są kimś innym, niż są naprawdę. A my przecież wiemy, że są podłymi imperialistami, agentami kageefesbe under cover, zwykłymi zbrodniczymi chujami. Czego nie zrobią – zawsze źle. Może rzeczywiście lepiej wypierdalać? Tylko dokąd?
Przestańmy oczekiwać od Rosjan tego, czego nie mogą nam dać
Zamiast pogrążać się w tych rojeniach, może lepiej spróbujmy odpowiedzieć sobie na pytanie, czego chcemy od Rosjan, którzy mieszkają w Polsce i podzielają nasze wartości. I wypracujmy podstawowe zasady współżycia z nimi.
Jeśli chodzi o Rosjan, którzy mają wielkoruskie sentymenty, popierają Putina i zabijanie Ukraińców, to zakładam, że nimi powinny zajmować się powołane do tego służby. Istnienie niebezpiecznej proputinowksiej rosyjskiej diaspory w Europie jest faktem. Ale tak się składa, że kiedy mieszkająca w Dreźnie Rosjanka z niemieckim obywatelstwem nagrała filmik, w którym proponowała Putinowi, by zbombardował główny plac miasta, na którym zbierają się Ukraińcy na demonstracje, to bardzo szybko zareagowali na to właśnie inni Rosjanie z Niemiec, przekazując tę sprawę policji i federalnemu urzędowi ochrony konstytucji.
Rozumiem, że bardzo chcielibyśmy, żeby Rosjanie obalili reżim i zatrzymali wojnę, żeby w ekspresowym tempie reedukowali swoich zaczarowanych propagandą współobywateli. Też bym tego chciała. Ale jednocześnie wiem, że to oczekiwanie jest nierealne, to się po prostu nie wydarzy. Przyczyny tego stanu rzeczy zostały już wyczerpująco opisane. Nieuzbrojeni ludzie nie obalą uzbrojonego po zęby zbrodniczego reżimu.
Sprawy zaszły za daleko i nikt nie liczy już na jakiś pozytywny społeczny przełom w Rosji, który mógłby się przełożyć na sytuację polityczną. Mobilizacja stała się paktem krwi. W perspektywie może doprowadzić do fali społecznego niezadowolenia i rozczarowania Putinem, ale jednocześnie wzmocni resentyment wobec Ukrainy.
czytaj także
Za późno już na rozliczenia, kto popełnił jakie błędy i za mało się starał, by nie dopuścić do faszyzacji Rosji. Ale nie widzę też sensu, by nasz strach, rozpacz i nienawiść wobec rosyjskiego reżimu i tej części rosyjskiego społeczeństwa, która go popiera albo pozostaje wobec niego rozczarowująco bierna, automatycznie przerzucać na tych Rosjan, których mamy pod ręką i którzy jasno protestują przeciwko wojnie i reżimowi.
Zapytajmy ich lepiej, co mogą zrobić i co już robią, żeby pomóc Ukrainie wygrać wojnę. Wiem, że wśród Rosjan są miliony osób, które życzą Ukrainie zwycięstwa, i tysiące takich, które działają na jego rzecz, przekazując pieniądze na potrzeby ukraińskiej armii, zbierając pomoc humanitarną, wspierając ukraińskich uchodźców, demaskując rosyjską propagandę. Biorą w ten sposób na siebie odpowiedzialność za wojnę swojego własnego kraju, mając świadomość, że sami nie mają nic do wygrania. Dla nich po tej wojnie zostanie tylko pustka i gorycz.