Mistrzowie szukania od lat promocji w gazetkach sklepowych kontra ci, dla których rezygnacja z zagranicznych wakacji jest trudna do zaakceptowania. Styl życia wpływa na to, jak radzimy sobie ze wzrostem cen.
Inflacja uderza w najbiedniejszych. Przez inflację władza się już nie podniesie. Prawie 60 proc. badanych uważa, że to PiS jest winny inflacji. Inflacja zmiecie ten rząd z powierzchni ziemi.
Tyle że jakoś nie zmiata. Poparcie dla PiS spokojnie oscyluje co najmniej na poziomie 35 proc., a partia Kaczyńskiego na ten moment jest faworytem do wygrania wyborów po raz trzeci.
Może więc cała afera z tą inflacją nie jest aż takim gamechangerem polskiej polityki? Może jednak te 12–13 proc. nie jest decydujące dla elektoratu PiS? Owszem, brzmi to jak herezja. Wszak nie tylko klasistowsko uprzedzeni lubią powtarzać, że PiS ma bazę wyborczą w klasie ludowej, a nie klasie średniej. A przecież to klasa ludowa, ci najbiedniejsi, najbardziej odczuwają inflację. Przynajmniej tak mówią mądre głowy. Nazywają nawet inflację „podatkiem od biedy”.
Podobno masło kosztuje więcej, bo teraz zarabiamy lepiej. Prawda to?
czytaj także
Z jednej strony chyba nie do końca jest to prawda. Inflację, kompensowaną wzrostem płac, najbardziej chyba odczuwają pewnie posiadacze dużych oszczędności, a więc bynajmniej nie klasa ludowa. Z drugiej strony, często trafnie podkreśla się, że dla biedniejszego 12 proc. inflacji, zwłaszcza gdy akurat jego branża nie dostaje podwyżek, życiowo „waży więcej” niż te same 12 proc. da kogoś zamożnego.
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Otóż mam wrażenie, że w rozważaniach o inflacji rzadko bierze się pod uwagę styl życia rozmaitych klas czy mikroklas społecznych. A to ten styl życia ostatecznie determinuje, jak subiektywnie postrzegana jest inflacja. Obiektywnie można znaczenie podwyżek badać, porównując zarobki z koszykiem podstawowych produktów dla danej klasy. Ale to nie mówi nam jeszcze wszystkiego. Styl życia może być tutaj znaczący.
Gdyby więc użyć tej kategorii, to nietrudno zauważyć, że style życia różnych klas się od siebie różnią. Owszem, poziom życia, chociaż niektórym trudno to przyznać, klasie ludowej się za PiS poprawił. Wystarczy wspomnieć 500+ na każde dziecko, nawet po odjęciu rocznej inflacji, krótszy wiek emerytalny, trzynasta i czternasta emerytura czy pensja minimalna na poziomie niemal 3 tysięcy złotych.
Owszem, poziom życia na skutek inflacji się obniża, pojawiają się obawy o bezpieczeństwo ekonomiczne. Tyle że klasa ludowa ze swoim stylem życia jest w stanie z relatywnego (dla swojej klasy) luksusu o wiele łatwiej zrezygnować. Nie muszą wyjeżdżać zimą na narty, nie muszą kupować marek premium w sklepach. Przez lata byli ekspertami w szukaniu promocji, szukaniu tańszych zamienników. Czytali gazetki sklepowe i są mistrzami w robieniu obiadów domowych za małe pieniądze. Więc te 12–13 proc. wzrostu cen, chociaż boli, to jest niejako do obejścia. Oczywiście nie wszystko (jak na przykład rachunek za energię), ale nie ma problemu, żeby znowu przez jakiś czas żyć bardziej oszczędnie. Nie ma problemu odczuwania dyskomfortu deklasacji.
Z klasą średnią jest już inaczej. Tutaj mistrzów promocji i ekspertów gazetek z dyskontów już nie znajdziemy. Tutaj do luksusu przyzwyczają się bardziej. Nie będą szukać tańszych odpowiedników, kupować bitego auta z Reichu, rezygnować z weekendowego wyjścia do knajpy. Nie będą chcieli obniżać poziomu życia. A jeśli jednak będą do tego zmuszeni, to będą się czuli zdeklasowani czy wręcz upokorzeni.
To mit, że statystycznie klasa ludowa jest wyjątkowo rozrzutna, albowiem, prosta sprawa, żeby być rozrzutnym, trzeba mieć co „rozrzucać”. Czyli dobrze zarabiać lub mieć kredyt wyliczany na bazie tychże wysokich zarobków. Takie kredyty, zwłaszcza te najgorzej inflacjogenne, czyli hipoteczne, ma przede wszystkim klasa średnia właśnie. Pod koniec zeszłego roku czynnych umów kredytowych hipotecznych było 2,5 miliona, czyli nawet licząc jeden kredyt na parę, będzie to mniej niż 15 proc. Polaków w 38-milionowym społeczeństwie.
Przy ratach kredytu szybujących do góry tak jak teraz oszczędne życie nie wystarczy
czytaj także
Sprzedaż i wyprowadzka z takiego własnościowego mieszkania do lokum wynajmowanego, rzecz jasna, nie wchodzi w grę. A to oznacza więc, że inflacja zaczyna być odczuwana przez klasę średnią jeszcze bardziej, bo nagle raty skaczą znacząco, a poziomu życia obniżyć się nie chce. Klasa ludowa, ze swoimi problemami zadłużeń w chwilówkach, takiego dylematu jednak nie ma. Bo po prostu mało kto z pensją minimalną albo umową śmieciową może sobie na kredyt hipoteczny pozwolić.
Dlatego, jakkolwiek to dziwnie nie zabrzmi, może się okazać, że inflacja o wiele bardziej subiektywnie dotyka klasę średnią, gdyż klasa ludowa jest po prostu bardziej zaprawiona w boju z pogarszającą się ekonomiczną rzeczywistością. W końcu przez wiele lat szkoliła się na warsztatach przeżycia III RP imienia Leszka Balcerowicza.