Wróciły czasy imposybilizmu. „Nie da się” odciąć od rosyjskiego biznesu, nie da się zatrzymać TIR-ów zaopatrujących Rosję, nie da się nawet zająć majątku rosyjskich oligarchów bez zmiany konstytucji. Dlaczego?
Jeśli patriotyzm, jak głosi pewna obiegowa mądrość, bywa ostatnim schronieniem łajdaków, to legalizm od zawsze był schronieniem imposybilizmu. Ile razy słyszeliśmy w Polsce słynne „nie da się”? Nie dawało się za AWS, nie dawało za SLD. Nie dawało także za PO, chociaż tutaj imposybilizm się zaczynał łamać (słynna reforma OFE).
Zawsze a to same przepisy, a to Trybunał Konstytucyjny, a to jakieś międzynarodowe umowy, czy nawet standardy zwyczajowe – wszystko to tłumaczone przez mądre głowy w telewizorze miało za zadanie powiedzieć, że tak naprawdę niewiele da się zrobić. A jak już się da, to pomalutku, na spokojnie, bez pośpiechu, bo przecież przepisy są takie niejasne.
czytaj także
Za Prawa i Sprawiedliwości ten imposybilizm miał iść w kompletne zapomnienie. Jedną z podstawowych (jeśli nie najważniejszą w ogóle) obietnic wyborczych było przecież przełamanie słynnego „nie da się”.
I rzeczywiście owo przełamanie nastąpiło niemal na każdym froncie. Okazało się, że z jednej strony jak najbardziej „da się” zorganizować 500+, obniżyć wiek emerytalny, ozusować umowy cywilnoprawne. A z drugiej, że da się przejąć Trybunał Konstytucyjny, uchwalać ustawy w nocy w ciągu kilku godzin, obsadzać KRS swoimi ludźmi. Że da się w kilka godzin wprowadzać rozporządzenia covidowe, które potem masowo były przez sądy podważane. Że nie trzeba nawet stanu wyjątkowego, gdy w pandemii umiera ponad 100 tysięcy osób. Że właściwie, jak się chce, to da się niemal wszystko.
Wszystko – z wyjątkiem zmiany konstytucji, rzecz jasna.
I nagle, jak grom z jasnego nieba, okazuje się, że znowu wróciły czasy „nie da się”. Nie da się odciąć od rosyjskiego węgla. Nie da się zatrzymać TIR-ów zaopatrujących Rosję. I wreszcie, nie da się nawet zająć majątku rosyjskich oligarchów. Bo do tego ostatniego potrzeba, uwaga, aż zmiany konstytucji.
Gdy zmuszano kobiety do rodzenia martwych dzieci, żadna konstytucja nie stała PiS-owi na przeszkodzie. Podobnie przy wyborach kopertowych, prześladowaniu sędziów czy tworzeniu zmilitaryzowanych stref nadgranicznych, by wbrew prawu wypychać kobiety i dzieci na śmierć do lasu.
Konieczny: Kapitalistyczny Zachód krytykuje zbrodnicze reżimy, ale na nich zarabia
czytaj także
Ale gdy trzeba ruskiemu bogaczowi zabrać parę rubli, to nagle, o zgrozo, nie pozwala na to polska konstytucja. Ta sama konstytucja, która była dla PiS albo ścierką do butów albo którą wycierali sobie gęby, gdy znowu coś im do politycznego łba strzeliło, na przykład wypowiedzenie jakiegoś europejskiego konsensusu, na co funkcjonariusze Trybunału Konstytucyjnego zawsze posłusznie przytakną? I teraz ta sama konstytucja ma coś uniemożliwiać? Kto w to w ogóle uwierzy? Nawet beton PiS z tego rechocze.
Jak to wyjaśnić? Pojawiają się konspiracyjne tezy liberałów o spisku Kaczyńskiego z Putinem i Orbánem, co sprawia, że i tak już absurdalna sytuacja staje się coraz większym politycznym kabaretem obu stron PO-PiS-owej wojny. PiS nie ma politycznego interesu w zatrzymaniu rosyjskich TIR-ów nie dlatego, że ich na to nie stać, bo Polskę, jak widać, stać na kary i straty w Turowie i stać na codzienne kary w związku z niestosowaniem się do orzeczeń TSUE (ile to już milionów?).
Ale Polska jednostronnie blokująca tranzyt TIR-ów równocześnie blokuje dostęp do Europejskiego Obszaru Gospodarczego. W teorii nie może tego zrobić jednostronnie – musi to być decyzja UE. Dlaczego jednak polska władza nie chce stawać okoniem wobec UE, chociaż wielokrotnie już stawała w sprawach o wiele mniej poważnych, jak kwestia 245 nowelizacji do ustawy o sędziach? Przecież musi chodzić o coś więcej niż głosy i interesy przewoźników.
Inaczej ma się sprawa rzekomej potrzeby zmiany konstytucji, aby na trwałe zamrażać środki oligarchów w Polsce. Oczywiste jest, że to pułapka na opozycję. Mając do dyspozycji pseudotrybunał konstytucyjny, PiS bez żadnego problemu mógłby jednym orzeczeniem każdą ustawę konfiskacyjną „przyklepać”.
O co chodzi PiS? O to, żeby z jednej strony pokazać, że się robi wszystko, aby pomóc Ukrainie, a z drugiej faktycznie robi się wszystko, żeby pokazać, jak fatalna jest opozycja, która, proszę, nie chce pomagać. Pomysł grubymi nićmi szyty – jak to w polityce wewnętrznej PiS.
Skoro nie liczyli się strajkujący nauczyciele, emeryci zaganiani do wyborów w czasie pandemii czy matki z dziećmi na granicy, to czemu mają się liczyć jacyś tam Ukraińcy? Wróg jest jeden i to od lat ten sam – opozycja. Dlatego można Marine Le Pen wozić jako przyjaciółkę po Warszawie, ale nie można pokazać nawet krótkiego momentu współpracy z Tuskiem, Hołownią, Czarzastym czy Kosiniak-Kamyszem.