Kurs na ZSRR został już obrany i trudno sobie wyobrazić, żeby można było go łatwo w przyszłości skorygować. Rosja stanie się skansenem, tyle że niestety nie wiadomo, kiedy dokładnie – i czy Ukraina tego doczeka.
Po drastycznym załamaniu wartości rubel przeprowadził mały kontratak, dosyć nieoczekiwany przez większość obserwatorów. 16 marca dolar był wart około stu rubli, chociaż jeszcze kilka dni wcześniej było to nawet 140 rubli. Do Moskwy płyną wciąż twarde zagraniczne dewizy za eksport ropy i gazu, więc Kreml nieustannie otrzymuje środki, dzięki którym może prowadzić wojnę oraz bronić swojej toksycznej waluty. Równocześnie import do Rosji wielu zaawansowanych technologicznie produktów się załamał, co ma dla Moskwy także pozytywne skutki uboczne w postaci poprawy bilansu handlowego. Dzięki temu rosyjska waluta odrobiła część strat, jednak nie wszystkie – przed wojną dolar kosztował mniej niż 80 rubli.
Poza tym Rosja uniknęła też technicznego bankructwa. Groziła jej niewypłacalność, gdyż 16 marca musiała zwrócić swoim pożyczkodawcom odsetki od długu publicznego w dolarach. Pierwsze obiecujące pogłoski mówiły, że Rosja w ogóle nie spłaci swoich zobowiązań lub spłaci je w rublach, co w sumie na jedno by wyszło. Niestety, według informacji Reutersa Rosjanom udało się je spłacić w dolarach, przynajmniej w części. Przykra sprawa, na szczęście same zapowiedzi możliwego bankructwa sponiewierały wiarygodność Moskwy na rynkach, czego dowodem najnowszy rating Rosji według S&P, który spadł już do poziomu „CC”, czyli w okolice państw Afryki Środkowej.
czytaj także
Kupując rosyjskie surowce, Zachód nadal finansuje działalność wojenną Kremla i nie jest w stanie zrezygnować ze swojego wystawnego życia – przynajmniej na te dwa, trzy miesiące – żeby uratować domy i życie bombardowanych Ukraińców. Eksport surowców to ostatnie, co utrzymuje rosyjską gospodarkę przy życiu, można było się więc spodziewać, że wyłączenie surowców z zachodnich sankcji drastycznie przedłuży konanie niedźwiedzia i powrót rosyjskiej gospodarki do granic sprzed 1989 roku. Nie zmienia to faktu, że kurs na ZSRR został już obrany, i trudno sobie wyobrazić, żeby można było go łatwo w przyszłości skorygować. Rosja stanie się skansenem, tyle że niestety nie wiadomo, kiedy dokładnie – i czy Ukraina tego doczeka.
Jak ukraść 500 samolotów
Chociaż Unia Europejska wciąż się wzbrania przed wprowadzeniem embarga na kremlowskie paliwa kopalne, na świecie zachodzi oddolny proces, który może mieć podobny skutek w odniesieniu do samej ropy. Przedsiębiorstwa naftowe zaczynają unikać rosyjskiego surowca, ponieważ wiąże się on ze sporym ryzykiem. Ryzyko embarga sprawia, że kupując rosyjską ropę, trzeba się liczyć z możliwością utraty pieniędzy i uziemieniem ładunku w porcie.
W rezultacie eksport rosyjskiej ropy spadł nawet o 3 mln baryłek dziennie, w związku z czym Rosja może być zmuszona do ograniczenia wydobycia o 30 proc. Nafciarze wolą kupować ropę Brent, droższą, ale z cywilizowanego źródła i nieumoczoną we krwi. Oczywiście wciąż są chętni na zakupy u Rosjan i nie mamy prawa mieć złudzeń – proces odchodzenia będzie stopniowy i powolny. Jednak rosyjska ropa stała się surowcem problematycznym, co przetrzebi kremlowski budżet. Nie zmienia to zarazem faktu, że embargo na surowce z Rosji powinno zostać wprowadzone jak najszybciej.
czytaj także
Rosja stała się także niewiarygodnym partnerem dla transportu lotniczego. W wyniku sankcji nałożonych na lotnictwo zagraniczne przedsiębiorstwa nie mogą świadczyć jej usług ani sprzedawać komponentów. Rosjanie nie mogą więc serwisować swoich maszyn, jednak przede wszystkim powinni zwrócić zachodnim właścicielom wszystkie leasingowane samoloty. Oczywiście tego nie uczynią, gdyż w ten sposób niektórzy przewoźnicy niemal wyzerowaliby się z maszyn. Kreml umożliwił więc przewoźnikom ich przejmowanie i rejestrowanie w Rosji. Mowa nawet o 515 samolotach o wartości 10 mld dolarów.
To oczywiście zwyczajna grabież, która może doprowadzić część leasingodawców do potężnych problemów finansowych. Dla zarejestrowanej w Irlandii spółki AerCap będzie to oznaczać utratę nawet 142 maszyn. Będzie można je zająć, jeśli dany samolot wyląduje na lotnisku któregoś z krajów, które nie zamknęły nieba przed Rosjanami – na przykład w Turcji. Grabież zachodnich samolotów oczywiście odbije się negatywnie na zaufaniu do Rosji wśród przedsiębiorstw z branży lotniczej, co Rosja powinna odczuwać jeszcze długo po wojnie.
Burgery Wujka Wani
Rosyjski rząd wydał również dekret, według którego rodzime podmioty mogą de facto zupełnie legalnie kraść patenty i znaki towarowe. Nie zniosła całkiem ochrony patentowej, jednak przedsiębiorstwa rosyjskie kradnące wzory użytkowe lub patenty nie będą musiały płacić żadnego odszkodowania. Nawet jeśli sprawa trafi do sądu i właściciel patentu wygra, to kara wynosić będzie zero procent obrotów rosyjskiego podmiotu.
Dotyczy to jedynie patentów należących do osób lub firm pochodzących z państw „uznanych za nieprzyjazne”, czyli ze wszystkich krajów należących do szeroko rozumianego Zachodu. Według informacji DGP Kreml myśli nad całkowitym zniesieniem własności intelektualnej produktów, które w wyniku sankcji nie mogą być przez Rosję importowane. W takiej sytuacji zalegalizowano by tam pirackie oprogramowanie czy podrabianą odzież.
Teoretycznie w Rosji zaczęłyby funkcjonować tamtejsze odpowiedniki Ikei czy McDonalda. Do tego drugiego są już pierwsze przymiarki. Pojawił się pomysł, by w miejsce zamykanych restauracji powstawały ich rosyjskie odpowiedniki o nazwie „Wujek Wania”, ze znakiem łudząco podobnym do amerykańskiej korporacji, tyle że obróconym. Zapewne rosyjskie substytuty bułki z kotletem nie będą specjalnie gorsze od tych amerykańskich, bo i poprzeczka nie jest zawieszona zbyt wysoko, jednak już w przypadku mebli lub odzieży, nie mówiąc o nieco bardziej skomplikowanym sprzęcie, różnica będzie znacząca. Przyzwyczajeni do zachodniego stylu życia Rosjanie będą musieli zadowolić się podróbkami, a po wojnie każdy kilka razy się zastanowi, zanim sprzeda do Rosji cokolwiek bardziej skomplikowanego niż młotek, gdyż będzie się to wiązać z ryzykiem kradzieży technologii.
Kilka razy zastanowią się także inwestorzy, którzy chcieliby zainwestować w któreś z rosyjskich przedsiębiorstw. Giełda moskiewska zamknięta jest od trzech tygodni, co z jednej strony jest bardzo racjonalnym ruchem – dzięki temu uniknięto panicznej wyprzedaży udziałów w rosyjskich firmach za bezcen. Z drugiej jednak na co najmniej kilka tygodni odebrano akcjonariuszom możliwość dysponowania własnymi aktywami – zamrożono im kapitał na nie wiadomo jak długo.
Zamknięcie giełdy jest więc mieczem obosiecznym, zresztą jak niemal wszystkie inne działania odwetowe, które wprowadził Kreml w reakcji na sankcje. Zamiast gwałtownych spadków w reakcji na wojnę Moskwa funduje sobie w ten sposób wolniejszy, ale dalej idący odpływ kapitału. Z Rosji wyniosą się nie tylko podmioty, którym nie w smak robienie biznesów z reżimem – choćby norweski fundusz emerytalny – ale też fundusze zafiksowane jedynie na zyskach, które wojnę by ścierpiały, ale zamrożenia aktywów już nie.
Mafia nie umie w innowacje
Od lokowania pieniędzy w Rosji odstraszać będzie także infamia, jaka spotyka te przedsiębiorstwa, które jeszcze się z niej nie wyniosły. Ta infamia będzie się materializować nie tylko w postaci bojkotów konsumenckich czy oddolnych i bardzo godnych pochwały inicjatyw, takich jak napis „Ruskie ruble ważniejsze niż wojna”, który pojawił się na gliwickim Auchanie. Firmy kontynuujące działalność w Moskwie będą miały problemy natury biznesowej, na przykład w postaci utraty kontraktów reklamowych. TVN właśnie zawiesił współpracę z Leroy Merlin, który przez internautów bywa nazywany „Leroy Kremlin”.
Czy Zachód wyciągnął wnioski z 70 lat stosowania sankcji wobec Chin?
czytaj także
Rosję czeka więc powolne osuwanie się do stanu z czasów ZSRR, gdy zakup czegokolwiek mającego zachodnie pochodzenie był niemożliwy lub piekielnie trudny. Z państwem, które dokonuje rabunku samolotów, legalizuje kradzież własności intelektualnej i zamraża aktywa finansowe na czas nieokreślony, mało kto będzie chciał robić interesy. Oczywiście tacy ryzykanci też się znajdą, jednak będą oczekiwać sporej premii za ryzyko.
Rosjanie przekonują, że sankcje będą impulsem dla ich gospodarki i na miejsce odchodzących firm ze „zgniłego Zachodu” pojawią się rodzime przedsiębiorstwa oferujące to samo równie wysokiej jakości. Tyle że to zwykłe mydlenie oczu. Mafijno-policyjny model (niedo)rozwoju występujący w Rosji nie sprzyja tworzeniu zaawansowanych biznesów – w takim modelu można co najwyżej eksploatować własne zasoby naturalne oraz ludzkie.
Problem w tym, że rezultaty sankcji objawią się na pełną skalę najwcześniej za kilka miesięcy, tymczasem Ukraina wykrwawia się właśnie teraz. Zachód zadał Rosji poważne ciosy, jednak wciąż nie zadał ich Kremlowi – a to rosyjska wierchuszka polityczna może zdecydować o zatrzymaniu działań wojennych. Nie uczyni tego w sytuacji, gdy codziennie płyną do niej miliony euro za surowce.