Czy kapitalizm się kończy? David Graeber mówił, że jest tego pewien, nie wie tylko, co przyjdzie po nim. Janis Warufakis pisze, że ten nowy system już się wyłania – i nie jest to po prostu nowa postać kapitalizmu.
ATENY – I tak właśnie kończy się kapitalizm: nie rewolucyjnym hukiem, ale ewolucyjnym skomleniem. Tak jak stopniowo, ukradkiem, wypierał feudalizm, aż pewnego dnia ludzie spostrzegli, że większość relacji między nimi opiera się na zasadach rynkowych, a stary układ został zmieciony, tak dziś kapitalizm jest obalany przez nowy model gospodarczy – technofeudalizm.
To śmiałe twierdzenie, poprzedzone (zwłaszcza na lewicy) wieloma przedwczesnymi zapowiedziami rychłego upadku kapitalizmu. Ale tym razem może się sprawdzić.
czytaj także
Oznaki widać już od jakiegoś czasu. Ceny kursów akcji i obligacji, które powinny rozchodzić się w przeciwne strony, wspólnie osiągają niebotyczne poziomy, a kiedy czasem spadają, to też synchronicznie. Podobnie koszt kapitału (stopa zwrotu, jakiej oczekują dostarczyciele kapitału) powinien spadać wraz ze wzrostem wahań na rynkach, a tymczasem rośnie, chociaż przyszłe zwroty stają się coraz bardziej niepewne.
Być może najwyraźniejszy znak, że dzieje się coś poważnego, pojawił się 12 sierpnia zeszłego roku. Tego dnia dowiedzieliśmy się, że w ciągu pierwszych siedmiu miesięcy 2020 roku dochód narodowy Wielkiej Brytanii spadł o ponad 20 proc. – znacznie więcej, niż zakładano w najczarniejszych prognozach. Kilka minut później indeksy na londyńskiej giełdzie wzrosły o ponad 2 proc. Nic porównywalnego nie zdarzyło się nigdy w historii. Świat finansów oddzielił się w pełni od gospodarki realnej.
Czy te bezprecedensowe zjawiska naprawdę oznaczają, że nie żyjemy już w kapitalizmie? Przecież ten system nieraz już przechodził fundamentalne transformacje. Czy nie powinniśmy po prostu przygotować się na jego kolejne wcielenie?
Nie, nie sądzę. Doświadczamy czegoś więcej niż tylko kolejnego przeobrażenia kapitalizmu – to coś znacznie głębszego i bardzo niepokojącego.
Tak, kapitalizm zmienił się nie do poznania przynajmniej dwa razy od końca XIX wieku. Pierwsza wielka transformacja – gdy zza fasady wolnej konkurencji wyłoniły się jawne oligopole – dokonała się wraz z drugą rewolucją przemysłową. Odkąd opanowanie zjawisk elektromagnetycznych otworzyło drogę dla wielkich sieci biznesowych i megabanków, które były potrzebne do ich finansowania, historię zaczęli popychać naprzód Ford, Edison i Krupp, a nie rzeźnik, piwowar i piekarz z pism Adama Smitha. Rozpoczął się tym samym wyboisty cykl megadługów i megazwrotów z inwestycji, który w końcu doprowadził do krachu z 1929 roku, polityki Nowego Ładu, a po drugiej wojnie światowej – systemu z Bretton Woods, który, dzięki uwiązaniu świata finansów na smyczy, zapewnił rzadki okres stabilizacji.
czytaj także
Rozpad systemu z Bretton Woods w 1971 roku wywołał drugą przemianę kapitalizmu. Kiedy rosnący amerykański deficyt handlowy stał się motorem popytu łącznego dla całego świata (zassał eksport netto Niemiec, Japonii, a później Chin), Stany Zjednoczone rozkręciły fazę najbardziej energicznej globalizacji kapitalizmu. Stały dopływ zysków eksporterów niemieckich, japońskich, a później chińskich, wracał na Wall Street, która finansowała cały ten system.
Jednak by odgrywać tę rolę, przedstawiciele Wall Street zażądali wyswobodzenia ze wszystkich ograniczeń, jakie nałożył na nich Nowy Ład i system z Bretton Woods. Dzięki tej deregulacji kapitalizm oligopolistyczny przekształcił się w kapitalizm sfinansjalizowany. Tak jak wcześniej Ford, Edison i Krupp zastąpili rzeźnika, piwowara i piekarza, tak teraz nowymi bohaterami kapitalizmu stali się Goldman Sachs, JP Morgan i Lehman Brothers.
Choć te radykalne przemiany przyniosły reperkusje, które wstrząsnęły światem (wielki kryzys, druga wojna światowa, wielka recesja 2008 roku i późniejsza długa stagnacja), to jednak nie wpłynęły na główną cechę kapitalizmu: wciąż jest to system oparty na prywatnych zyskach i rentach [dochód z posiadania zasobów, np. kapitału lub nieruchomości – przyp. tłum.], które czerpane są za pośrednictwem jakiegoś rynku.
czytaj także
Przejście od kapitalizmu Adama Smitha do oligopolu niepomiernie zwiększyło zyski i pozwoliło grupom spółek używać gigantycznej siły rynkowej (a w zasadzie ich dopiero co nabytej wolności od konkurencji), by narzucać konsumentom wysoką rentę. Tak – Wall Street czerpała rentę od społeczeństwa poprzez rodzaj rynkowej kradzieży w biały dzień. Niemniej zarówno w oligopolu, jak i w kapitalizmie sfinansjalizowanym siłą napędową systemu były prywatne zyski wzmacniane przez renty, które uzyskiwano za pomocą jakichś rynków – rynków zmonopolizowanych przez, powiedzmy, General Electric czy Coca-Colę lub wymyślonych przez Goldman Sachs.
Po 2008 roku wszystko się zmieniło. Odkąd w kwietniu 2009 roku banki centralne państw z grupy G7 połączyły swoje siły, by użyć swoich możliwości drukowania pieniędzy do wydobycia globalnego świata finansów z otchłani bankructwa, pojawił się głęboki brak ciągłości. Dziś globalna gospodarka nie jest już napędzana generowaniem prywatnych zysków, a stałym tworzeniem pieniędzy przez banki centralne. Jednocześnie ekstrakcja wartości odbywa się w coraz mniejszym stopniu w ramach rynków, a w coraz większym na platformach cyfrowych, jak Facebook i Amazon, które nie funkcjonują już jak firmy oligopolistyczne, lecz raczej prywatne księstwa lub majątki.
Jak śpisz, to pracujesz. Jak klikasz, też pracujesz. A Facebook zabiera ci wartość dodatkową
czytaj także
To, co wydarzyło się 12 sierpnia 2020 roku, stanie się zrozumiałe, gdy przyjmiemy, że motorem systemu ekonomicznego nie są już zyski, ale bilanse banków centralnych. Słysząc ponure wieści o spadku PKB, finansiści pomyśleli: „Świetnie! Bank Anglii wpadnie w panikę, wydrukuje jeszcze więcej funtów i skieruje je do nas. Czas kupować akcje!”. W całym świecie zachodnim banki centralne drukują pieniądze, finansiści je pożyczają korporacjom, a te używają ich do wykupu własnych akcji celem ich umorzenia. Cena akcji oddzieliła się od zysków.
Tymczasem platformy cyfrowe zastąpiły rynki w roli miejsca, gdzie dokonuje się proces czerpania prywatnego bogactwa. Po raz pierwszy w historii prawie wszyscy produkują za darmo kapitał podstawowy wielkich korporacji. To właśnie robimy, kiedy piszemy na Facebooku lub poruszamy się po świecie podpięci pod Google Maps.
Nie oznacza to oczywiście, że tradycyjne kapitalistyczne sektory zniknęły. Na początku XIX wieku wiele stosunków feudalnych pozostało nienaruszonych, mimo że zaczynały już dominować relacje kapitalistyczne. Dziś nienaruszone pozostały stosunki kapitalistyczne, ale przeważać zaczynają relacje technofeudalne.
Koniec świata, jaki znamy, czyli cztery przyszłości po kapitalizmie
czytaj także
Jeśli mam rację, to każdy program stymulacji gospodarki musi być jednocześnie za duży i za mały. Nie ma takiej stopy procentowej, która pozwoliłaby uzyskać pełne zatrudnienie, a jednocześnie nie pociągnęłaby za sobą całej serii bankructw przedsiębiorstw. A polityka oparta na klasach, w której partie sprzyjające wielkiemu kapitałowi rywalizują z partiami reprezentującymi pracowników, jest skończona.
Kapitalizm może kończyć się skomleniem, ale huk może jeszcze nadejść. I może on być bardzo głośny – jeśli tylko ci, którzy są ofiarami technofeudalnego wyzysku i niemieszczących się w głowie nierówności, znajdą wspólny głos.
**
Copyright: Project Syndicate, 2021. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożył Maciej Domagała.