Wojna Turcji przeciwko kurdyjskiej autonomii nie ogranicza się do działań militarnych. Polega także na celowym niszczeniu środowiska, lasów i pól uprawnych. A teraz Turcja odcina Kurdów od wody pitnej, której źródłem w regionie jest Eufrat.
Celowe odcięcie setek tysięcy ludzi od wody powinno trafić na pierwsze strony gazet – o ile nie mieszkają oni w nieuznanej przez rząd syryjski Autonomicznej Administracji Północnej i Wschodniej Syrii, znanej jako Rożawa. I o ile państwo odcinające nie jest członkiem NATO.
Światowa opinia publiczna nie słyszy doniesień o tym, że od końca stycznia 2021 roku Turcja łamie umowę zawartą w 1987 roku z Syrią i Irakiem. W świetle porozumienia Ankara powinna zapewnić przepływ 500 m3 wody na sekundę z Eufratu do Syrii, z czego 60 proc. ma następnie trafiać do Iraku. Tymczasem według władz kurdyjskich i organizacji pozarządowych Turcja przepuszcza do Syrii mniej niż 200 m3 na sekundę. To prowadzi do drastycznego spadku poziomu wód w regionie i grozi poważnym kryzysem humanitarnym.
czytaj także
Problem niedostrzegany w mediach głównego nurtu systematycznie opisują miejscowe redakcje. Z kolei Turcja zaprzecza oskarżeniom, pomawiając Kurdów o celowe spowodowanie niedoboru wody. W regionie działa wielu obserwatorów międzynarodowych. To niemożliwe, by byli nieświadomi tego, co się dzieje. Ich milczenie równa się więc współsprawstwu.
Czynniki geograficzne dały Turcji panowanie nad ponad 90 proc. wody wpływającej do Eufratu i 44 proc. wody wpływającej do Tygrysu. Przez dziesiątki lat turecka polityka gospodarki wodnej charakteryzowała się lekceważeniem potrzeb leżących w dole tych rzek Syrii i Iraku.
Obecna sytuacja wykracza jednak poza narodowy egoizm. Choć Turcja nie znajduje się oficjalnie w stanie wojny z Rożawą – gdzie Kurdowie i ich sojusznicy ustanowili autonomiczny region – w praktyce Kurdów nieustannie zwalcza. Państwo tureckie uczyniło z wód Eufratu broń – z pełną świadomością, że odcinanie dostępu do wody jest zbrodnią wojenną.
W regionie, gdzie temperatura powietrza często przekracza 35°C, w samym środku pandemii ilość wody jest ograniczona, dostęp do niej utrudniony, a jej czystość i bezpieczeństwo dla ludzi stale się pogarszają.
czytaj także
Przez zmianę biegu wody nie działa 30 z 200 stacji pompujących; pozostałe pracują z o połowę mniejszą wydajnością – donosi Rojava Information Center, lokalna agencja prasowa. Do wielu miejsc wodę trzeba dowozić cysternami. Bez zdatnej do picia wody żyje już pół miliona ludzi i grozi to kolejnym 5 milionom. Kogo na to stać, ten zapłacił za wywiercenie nowych, głębokich studni, ale rozwiązanie to może nadszarpnąć zasoby wód gruntowych.
Region, o którym mowa, niegdyś był spichlerzem Syrii, ale brak wody silnie odbił się na rolnictwie. Dziś Syria rozważa import pszenicy zarówno na mąkę, jak i na wysiew. Niespotykanie skąpe opady deszczu jeszcze spotęgowały problem z irygacją.
Konsekwencje niedoboru wody już silnie dają się we znaki. Plony są niskie, niektóre nie nadają się do zbioru na potrzeby ludzi, a jedynie na wypas zwierząt, innych nawet nie udało się posadzić. Rolnicy nie spłacają długów, a wzrost cen pasz powoduje, że pasterze zmuszeni są tanio wyprzedawać zwierzęta. Rybacy nie mają czego łowić. Nie ma też miejsc na rybie tarło, dzięki któremu ich zasób by się odnawiał.
80 proc. prądu w regionie pochodzi z elektrowni wodnych. W 2017 roku tak zwane Państwo Islamskie podjęło próby zniszczenia turbin, ale autonomiczna administracja Rożawy zdołała je naprawić na miarę swoich możliwości za pomocą części, które były akurat dostępne. Teraz jednak wody wystarczy tylko do tego, by w danym momencie poruszyć jedną turbinę na wielkich tamach. Zamiast 500 megawatów elektrownie produkują więc poniżej 100.
Skąpe racjonowanie energii elektrycznej wpływa na każdy aspekt życia w Rożawie, od gospodarstw domowych po całą gospodarkę. Kto może, kupuje generatory i ropę na czarnym rynku, ale inni muszą czekać. Jeśli moc spadnie do tego stopnia, że nie będzie można już odpompowywać wody z elektrowni, czyli chronić maszynerii turbin przed zamoknięciem, mechanizmy mogą zostać trwale uszkodzone.
Od niedawna popierane przez Turcję bojówki zmieniają również bieg wody z rzeki Chabur, płynącej przez wschodnią Syrię i wpadającej do Eufratu na zachód od Dajr az-Zaur. Od czasu, kiedy Turcja zdobyła stację pompującą Aluk w 2019 roku, syryjskie miasto Al-Hasaka i jego okolice mają tylko sporadyczny dostęp do wody.
czytaj także
Pozbawianie dostępu do wody to niejedyna metoda w wojnie na wyniszczenie środowiska, jaką Turcja prowadzi przeciwko Kurdom. Państwo to jest również oskarżone o celowe zalewanie ziem kurdyjskich na terenie Syrii. Same tamy, mieszczące się w północnym Kurdystanie (na terenach południowo-wschodniej Turcji), posłużyły już do niszczenia osadnictwa kurdyjskiego, kultury i naturalnego pejzażu. Niedawno ukończona tama Ilisu zatopiła liczącą 12 tysięcy lat miejscowość Hasankeyf.
Kolejny cel stanowią drzewa. W latach 90. turecki rząd przeprowadził systematyczne wylesianie, niszcząc pradawny rytm wiejskiego życia, zrównując z ziemią tysiące kurdyjskich wiosek i zmuszając setki tysięcy Kurdów do opuszczenia swojego terytorium i emigracji do miast.
Obecnie donosi się, że Turcja próbuje wyprzeć tych, którzy pozostali na miejscu albo wrócili do swoich dawnych domów. W tym celu niszczy cenne dla Kurdów środowisko naturalne, dostarczające im środków do życia. Turcy wykarczowali już tysiące drzew na tamtych terenach i wypalili hektary lasów.
Celowe niszczenie środowiska jest nie tylko narzędziem opresji i czystki etnicznej, lecz także sposobem na krótkoterminowy zarobek. Afrin – najdalej wysunięta na zachód prowincja autonomicznego regionu w Syrii, podbita przez Turcję w 2018 roku – do dziś straciła pół miliona drzew oliwnych, z których słynie, oraz znaczne połacie lasu. Wojsko tureckie, obecnie prowadzące inwazję na Region Kurdystanu w Iraku, niszczy sady i winnice, a także pali lasy. Fotograficznie udokumentowano wywóz drewna na ciężarówkach do Turcji.
W okolicach żniw mieszkańcy wsi w północnej i wschodniej Syrii muszą stale pilnować pól przed podpaleniami prowadzonymi przez tureckich najemników.
Ta wojna Erdogana przyniesie Zachodowi nową falę islamskiego ekstremizmu
czytaj także
Zmasowany atak na podstawowe warunki życia Kurdów ma skompromitować autonomiczny rząd Rożawy oraz zasiać między mieszkańcami regionu niepokoje i podziały. Syryjski prezydent Baszar al-Asad i jego rosyjscy poplecznicy przychylnym okiem patrzą na słabnące poparcie dla kurdyjskiego samorządu. Mimo że tureckie zakręcanie kurka oddziałuje również na obszary kontrolowane przez rząd syryjski, władze w Damaszku zaprotestowały tylko raz. Niedobór wody odczuwa też leżący w dole Eufratu Irak, ale jego słaby rząd nie ma siły przebicia wobec agresywnego sąsiada.
Na początku czerwca Mustafa Ito, współprzewodniczący Rady Prowincji Kobane, skrytykował „międzynarodową ciszę wokół zatrzymania przez Turcję wody dla regionu. Ma to miejsce na oczach wszystkich: Rosji, Globalnej Koalicji przeciwko Daesh/ISIS, ONZ i innych mocarstw świata”.
Turcja przeżywa trudności gospodarcze i szuka sojuszników. Gdyby Stany Zjednoczone wywarły na nią presję, nie mogłaby tego zignorować. Wygląda na to, że USA znów skupiły się na wygrywaniu wojny na Bliskim Wschodzie, ale nie przemyślały stabilizacji następującego po niej pokoju.
Jeśli pozwoli się Turcji kontynuować działalność, która w praktyce jest oblężeniem regionu, wzrośnie prawdopodobieństwo dalszej niestabilności politycznej oraz odrodzenia Państwa Islamskiego lub pojawienia się podobnych grup. Zwłaszcza że Turcja czynnie im sprzyja, najmując na przykład bandy dżihadystów.
Zeszłego lata Solidarity Economy Association z grupą niewielkich, niezależnych organizacji pozarządowych w Europie zebrała pieniądze na niezbędne prace związane z dostępem do wody w Rożawie. Przedstawicielka Water for Rojava Europe Committee tłumaczyła: „Do konfrontacji z odcięciem wody przez Turcję i coraz poważniejszymi suszami spowodowanymi kryzysem klimatycznym nie wystarczą rozwiązania techniczne. Potrzebujemy rozwiązań politycznych”.
czytaj także
„Zebrane 110 tysięcy funtów to tylko plaster na ogromną ranę. Dziś sytuacja jest wielokrotnie gorsza niż rok temu. Kryzys niedoboru wody wzmaga się, ale w mediach głównego nurtu nie ma po nim śladu” – dodała.
Wojna o wodę sprowadzi na region ponurą przyszłość i zrujnuje życie jego mieszkańcom. Obróci także wniwecz autonomiczny eksperyment polityczny Kurdów w Rożawie, którego powodzenie stanowi dla wielu – także mieszkańców Turcji – źródło inspiracji. Tureckie zwycięstwo w wojnie wodnej nie jest w stanie obalić idei, ale ugodzi w nadzieję, którą daje żywy przykład Rożawy.
**
Sarah Glynn jest architektką, naukowczynią i aktywistką. W pracy naukowej i działalności aktywistycznej zajmuje się polityką mieszkaniową i prawami lokatorów. Na Twitterze: @sarahrglynn
Artykuł opublikowany w magazynie openDemocracy na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożyła Aleksandra Paszkowska.