Policjant oskarżony o zamordowanie George’a Floyda został uznany za winnego. Pozostaje pytanie, czy proces Chauvina spowoduje lawinę wyroków dla brutalnych policjantów, czy też pozostanie skrajnym i odosobnionym wypadkiem.
Śmierć George’a Floyda w Minneapolis w stanie Minnesota obejrzał rok temu cały świat. Nagranie nastoletniej Darnelli Frazier, która była jednym ze świadków na właśnie zakończonym procesie, okazało się dowodem nie do odparcia. We wtorek 20 kwietnia dwunastoosobowa ława przysięgłych zdecydowała się pójść za radą oskarżenia i „uwierzyć własnym oczom”. 45-letni policjant Derek Chauvin, który przez 9 minut i 29 sekund trzymał kolano na szyi Floyda – mimo że ten wyraźnie sygnalizował, że nie może oddychać, i mimo apelów świadków z minuty na minutę coraz bardziej zaniepokojonych tym, co widzą – został uznany za winnego. Ława przysięgłych potwierdziła wszystkie trzy postawione mu zarzuty: nieumyślne morderstwo drugiego stopnia, morderstwo trzeciego stopnia i spowodowanie śmierci drugiego stopnia.
Czarna społeczność w Stanach świętuje, mając świadomość, że zakończony proces ma szansę stać się przełomowym wydarzeniem. Jak dotąd skazanie policjanta za zabójstwo Afroamerykanina było w Stanach niezwykle trudne – będzie to na przykład pierwszy taki przypadek w historii Minnesoty. „Niebieska ściana milczenia”, jak mówi się tu o policyjnej omercie, została skruszona, czego dowodem jest fakt, że przeciwko swojemu koledze zeznawali na procesie policjanci z departamentu Chauvina, łącznie z jego byłym szefem, który jednoznacznie potępił wypadki z 26 maja 2020 roku.
– To nie są nasze zasady i to nie są nasze wartości – zeznał naczelnik policji Medaria Arradondo.
czytaj także
Obrona próbowała kilku strategii, przede wszystkim usiłując wzbudzić w jednym z przysięgłych uzasadnioną wątpliwość, że Chauvin był faktycznie winny śmierci George’a Floyda. W organizmie Floyda znaleziono narkotyki – metamfetaminę i fentanyl. Jego dziewczyna przyznała, że oboje borykali się z uzależnieniem. Floyd miał rzekomo leżeć za blisko rury wydechowej radiowozu, a do jego śmierci miało się także przyczynić – jak argumentowała obrona – wysokie ciśnienie i wcześniejsze problemy z sercem. W chwili śmierci George Floyd miał 46 lat.
Prokuratura przekonała jednak przysięgłych, że to nie serce Floyda było „za duże”, lecz serce Chauvina okazało się za małe. Chauvin nie tylko miał wcześniej problemy z nadużywaniem przemocy w pracy; potrafił też – argumentowało oskarżenie – rozróżnić, co zagraża, a co nie zagraża życiu zatrzymanego. Przywołano incydent, gdy poprzez zmianę pozycji aresztowanego Chauvin zdecydował się uratować czyjeś życie. W przypadku Floyda nie przestał jednak dociskać kolanem aresztowanego nawet po zaniknięciu pulsu i nawet po tym, jak przyjechała wezwana przez policjantów karetka. Nie udzielił też aresztowanemu wskazanej w tym wypadu pierwszej pomocy, co stanowi zaniedbanie, ponieważ policjant odpowiada za życie zatrzymanego. Przysięgli nie kupili teorii, jakoby na zachowanie Chauvina wpłynęła presja i wrogość tłumu.
Oskarżony przyjął wyrok bez wyraźnych emocji. Nie wiadomo jeszcze, ile lat spędzi w więzieniu. Mówi się o dwunastu i pół roku, ponieważ Chauvin nie był wcześniej karany.
W skład ławy przysięgłych weszło dziewięć kobiet i pięciu mężczyzn. Cztery osoby były czarne, osiem białych; dwie zidentyfikowały się jako przedstawiciele ludności mieszanej. Dojście do porozumienia w sprawie trzech zarzutów zajęło ławnikom niewiele, bo tylko dziesięć godzin rozważań. Czyli nie było wśród nich istotnej różnicy zdań.
Za zgodą sędziego proces transmitowano na żywo. Z zapartym tchem oglądali go nie tylko zwykli Amerykanie – w Minneapolis zgromadzeni za skwerze, który obecnie nosi imię George’a Floyda – ale i politycy. Dostało się posłance z Kalifornii Maxine Waters, która wzywała tłum do „konfrontacji” w razie niepomyślnego wyroku. Prezydent Joe Biden zadzwonił do rodziny Floyda natychmiast po ogłoszeniu wyroku; z jego słów wynika, że administracja jest zadowolona z decyzji ławników.
Kolejnym etapem ma być ustawa reformująca policję, której szczegóły na razie nie są znane i której prawica będzie się opierać. Już teraz republikanie ostrzegają, że demokraci podważają autorytet policji i zachęcają ludzi do zamieszek i grabieży. Z kolei demokraci twierdzą, że bez masowych wielodniowych protestów, jak te, które miały miejsce po śmierci Floyda zeszłego lata, nie ma mowy o prawdziwej zmianie. Zamiast koncentrować się na hańbie pojedynczego oficera, wielu aktywistów widzi w dzisiejszych dyskusjach szansę na polepszenie warunków pracy policjantów – także poprzez wyeliminowanie agresywnych funkcjonariuszy, którzy rujnują reputację całej policji.
Skąd zmilitaryzowana policja ma pieniądze? Od koncernów paliwowych
czytaj także
Tymczasem brutalność policji wobec Afroamerykanów nie skończyła się wraz ze śmiercią Floyda. To samo miasto – Minneapolis – domaga się obecnie sprawiedliwości dla 20-letniego Daunte Wrighta, który 11 kwietnia został zastrzelony przez białą policjantkę podczas próby aresztowania. 48-letnia Kim Potter twierdzi, że zamierzała użyć paralizatora, ale przypadkowo chwyciła za pistolet.
Pytanie brzmi zatem: czy proces Chauvina spowoduje lawinę wyroków dla policjantów, czy też pozostanie wypadkiem skrajnym i odosobnionym.
Mówiąc o tym procesie, Amerykanie często przywołują dwa inne nazwiska i dwa inne procesy. Demokraci domagający się sprawiedliwości dla Floyda mówią o Rodneyu Kingu, czarnym aktywiście pobitym przez policję w Los Angeles w 1991 roku. Zajście zostało przypadkowo nagrane, a sprawa stała się symbolem brutalności policji wobec czarnych i wywołała falę zamieszek w LA. King otrzymał w końcu odszkodowanie, lecz dwóch z czterech jego oprawców puszczono wolno.
czytaj także
Natomiast prawica komentuje sprawę George’a Floyda, odwołując się do procesu O.J. Simpsona, czarnego futbolisty oskarżonego w 1995 roku o podwójne morderstwo. Simpson został uniewinniony, mimo że najprawdopodobniej popełnił zarzucany mu czyn. Dla białej Ameryki jego uniewinnienie stało się symbolem bezkarności czarnych, którzy jakoby zawsze wychodzą obronną ręką, zarzucając oponentom rasizm.
– To jak O.J., tylko na odwrót – powiedział jeden z ulubionych młodych podcasterów prawicy Steve Crowder. Miał przez to na myśli, że 25 lat temu przysięgli obawiali się skazać Simpsona, ponieważ mogło to wywołać zamieszki wśród Afroamerykanów, a teraz bali się nie skazać Chauvina – z tego samego powodu.