Ponad cztery tysiące zakażeń dziennie, czopujące się szpitale, pierwsze informacje o zgonach w karetkach, które wożą chorych od jednych szpitali do drugich. Sytuacja zaczyna być na tyle poważna, że rządzący mogliby się jednak zacząć przejmować tym, co się dzieje, nawet jeśli nie z całym społeczeństwem, to chociażby z ich własnym elektoratem.
Nie, nie piszę o przygotowaniach na drugą falę. To byłoby zbyt wymagające dla rządzących, aby zająć się nauczycielami i szkołami, zakupić szczepionki dla obywateli, opracować system pomocy szpitalnej wraz z procedurami, zapewnić plany ciągłości działania, wsparcie, zapełnić rezerwy. To wszystko wymaga jednak czegoś więcej niż przelewu na konto w ramach 500+, to wymaga precyzyjnego zarządzania. A więc czegoś, co jest zupełnie obce władzy, która robi wszystko, by nepotyzmem i kumoterstwem osłabić administrację publiczną i wycisnąć z niej jedynie pieniądze dla znajomków.
Ale liderowanie, troska, apele, edukowanie i dawanie przykładu społeczeństwu wykracza chyba jednak poza intelektualne i moralne możliwości tej władzy.
Tymczasem mamy sytuację, gdy prezydent Polski od tygodni na Twitterze bawi się jak nie w składanie życzeń sportowcom, to w opisy zwierzątek. Nie, nikt nie wymaga, aby Duda stał przy łóżkach w szpitalu, wystarczą jego popisowe, wiosenne zdjęcia z Szumowskim. Ale jednak w obliczu rodzącego się zarówno strachu, jak i lekceważenia wśród obywateli, może jednak pokusiłby się o kilka apeli, aby nosić te maseczki.
Opos
— Andrzej Duda (@AndrzejDuda) October 9, 2020
Ja nawet rozumiem, że Duda jest politykiem na swój sposób przegranym, bo sprowadził się do roli politycznego wasala, od którego już kompletnie nic nie zależy, wobec czego nie czeka go też już nic poza wiecznymi, politycznymi wakacjami. Ale jednak mógłby chociaż mitygować swój dobry humorek i świetną zabawę w obliczu coraz większych dramatów. Nie dla każdego w tym kraju największym problemem jest córeczka tatusia, której daje się robotę w pałacu, bo się bombelek nudzi w Krakowie.
Jeszcze większe zadanie spoczywa na Jarosławie Kaczyńskim, który w przeciwieństwie do Dudy dysponuje autentycznym autorytetem. Tymczasem mamy do czynienia wręcz z recydywą, bo jak inaczej nazwać wielokrotne przebywanie bez maseczki, czy to wiosną podczas uroczystości smoleńskich, czy ostatnio podczas wręczania Wildsteinowi kolejnej rządowej nagrody. I do tego bezczelne tłumaczenia Dworczyka, że prezes Kaczyński był przecież podczas wręczania nagrody w pracy. Naprawdę, biorąc pod uwagę, jak wielu starszych wyborców głosuje na partię Kaczyńskiego, korona by mu z głowy nie spadła, gdyby sam Kaczyński przestał mieć w rzyci zalecenia własnego rządu.
czytaj także
Przykłady można mnożyć. Szumowski, który najpierw miał złapać wirusa, a potem przyłapany na zakupach opowiada, że już wyzdrowiał. Albo poseł Czarnek, który – co za przypadek – dostał zgodę na szpitalną wizytę u babci, bynajmniej nie w hospicjum, ale na oddziale rehabilitacji, i to od lekarza, którego jeszcze niedawno jako wojewoda lubelski powołał na konsultanta wojewódzkiego w dziedzinie rehabilitacji.
Owszem, to nie jest tak, że poszczególne osoby decyzje o zakładaniu maseczek czy samoizolacji w domu podejmują, bo Czarnek albo Kaczyński zachowali się tak, a nie inaczej. Ale społeczeństwo swoich liderów, swoje elity obserwuje. I ma prawo teraz podejrzewać, że te wszystkie wymogi bezpieczeństwa to kompletna ściema. Że rzeczywiście każe im się nakładać kagańce, że są osobami drugiego sortu, bo pierwszy sort z ław rządowych niczego nosić nie musi.
W takich warunkach bardzo trudno jest wymusić zbiorową odpowiedzialność, gdyż tutaj rzeczywiście ryba psuje się od głowy. Zbiorowy wysiłek opiera się bowiem na przyjęciu pewnego wspólnego poświęcenia budowanego na zasadzie absolutnej równości. Jeśli ja mam odczuwać dyskomfort, to tylko wtedy, jeśli odczuwać będą go inni. Dlatego też mało kto, nawet o lewicowych poglądach, celowo wpłaca do budżetu więcej, niż wynosi jego opodatkowanie, bo nie chce się czuć jak frajer.
Szumowski – częściej polityk i biznesmen niż lekarz i minister zdrowia
czytaj także
Solidarność bowiem polega nie tylko na współczuciu, ale także, a może przede wszystkim, na wspólnym poświęceniu i jego ostentacyjnej wręcz prezentacji. Tymczasem absolutny brak liderowania, odpowiedzialności oraz ostentacyjne łamanie zasad sprawiają, że coraz więcej obywateli czuje się właśnie jak frajerzy, którym rząd opowiada o zagrożeniu, kompletnie nie przestrzegając własnych zaleceń. A to już prosta droga do powszechnego lekceważenia, a w konsekwencji do scenariusza z Lombardii.