Doda kręci „Dziewczyny z Dubaju”. Od miesięcy powtarza, że wiele celebrytek pracowało seksualnie – a kiedy tak pracujesz, nie powinnaś się pchać do show-biznesu, bo ktoś ci to może wytknąć.
Przeraża mnie, jak w Polsce traktowane są pracownice seksualne. Że ta praca to coś, co można im „wytknąć”. Przeraża tym bardziej, że to zwyczajna hipokryzja. Zdjęcia Dody, na których seksownie się wygina (i super), nie różnią się niczym od zdjęć pracownic seksualnych na OnlyFans. I ona też na tym zarabia – tworzy zasięgi i dostaje pieniądze za reklamowanie produktów. Niedawno piosenkarka nakręciła erotyczne wideo za wpłaty na leczenie chorej dziewczyny. Była to praca seksualna w szczytnym celu.
Praca seksualna to bardzo szerokie pojęcie. Obejmuje zarówno uprawianie seksu za pieniądze, striptiz, jak i występy na kamerkach czy zdjęcia. Co miałoby w niej upokarzać – to, że kobiety pracują ciałem? Dlaczego więc inne prace cielesne – aktorstwo, modeling – nie są obłożone takim wstydem? Bo seksualność ma zawstydzać i upokarzać kobietę, a nie zapewniać jej pieniądze do życia.
Nie ma co udawać: Doda także zarabia ciałem i seksualnością. Robi to większość influencerek, np. Natalia Siwiec, którą ponoć demaskuje film Dody. Dziewczyny! Wy też pracujecie ciałem! Nie poniżajcie innych kobiet, gdy również to robią – czy to na kamerce erotycznej, czy na kasie.
Moje ciało, mój wybór? Tak, dlatego pracuję na czacie erotycznym
czytaj także
Pogarda i stygmatyzacja
Film, którego Doda jest producentką, oparty jest na książce pod tym samym tytułem, która ukazała się w 2019 roku. Czytałam ją. Autor Dziewczyn z Dubaju Piotr Krysiak w atmosferze skandalu obnaża fakt, że celebrytki pracowały seksualnie. Narracja jest totalnie pozbawiona ich punktu widzenia – Krysiak pisze o nich „kurwy”, odkrywa kolejne „wstydliwe” fakty, zagląda im do łóżka i do portfela. Zastanawia mnie tylko, dlaczego nie zagląda się na równi do portfela bogatym influencerkom, które promują kolejne niepotrzebne lub wręcz szkodliwe produkty? Albo dlaczego nie zagląda się do łóżka politykom i uznanym mężczyznom, czy nie nadużywają swojej pozycji do seksualnego wykorzystywania kobiet?
Recenzje książki na portalu lubimyczytac.pl dość ciekawie oddają jej charakter. W olbrzymiej większości są negatywne.
Rażące jest podejście autora do osób, które opisuje. Jest bardzo negatywne, oceniające. Czytając książkę, miałam wrażenie, że autor samymi określeniami użytymi w książce chce ukarać opisywane kobiety za to, co robiły […].
[…] To, co woła o pomstę do nieba, to sposób, w jaki autor odnosi się do bohaterek swojego wywiadu – za przeproszeniem „kurwy”, „małe kurewki”, odmienione przez wszystkie przypadki. Najlżejszym jest „prostytutka” powtarzana tu jak mantra. Co ciekawe, same uczestniczki wyjazdów mówią, że propozycje seksualne nie zawsze padały, odmowa była odmową, a autor tego stanu rzeczy nie komentuje. Nawet jak na dziennikarza TVP prezentuje poziom kreta na żuławach.
[…] Forma zachęcania przez tego patałacha do linczu na dziewczynach, które powinny nas guzik interesować, jest wręcz śmieszna.
Po ukazaniu się książki w show-biznesie zawrzało. Dziennikarze mediów plotkarskich biegali za celebrytkami, pytając, czy to one zostały opisane w książce lub czy może znają dziewczyny, o których pisze dziennikarz. Rozpoczęło się polowanie na czarownice i nagonka na podejrzane osoby, które musiały się tłumaczyć ze swojego życia seksualnego, wykręcać, zapewniać o swoim porządnym „prowadzeniu się”. Podobnie jest teraz z promocją filmu – dziennikarzy interesuje głównie, o kim mowa, a Doda leci na fali festiwalu pogardy i stygmatyzacji pracownic seksualnych.
Gruzinki opowiadały o seksie, o przemocy. Faceci się obrazili [rozmowa]
czytaj także
Nie outujcie pracownic seksualnych wbrew ich woli!
Dziewczyny z Dubaju reżyseruje Maria Sadowska, autorka świetnego Dnia Kobiet i trochę mniej świetnej – ale wciąż dobrej – Sztuki kochania. Feministka. Oba dotychczasowe filmy oddawały głos kobietom – pracownicy sklepu spożywczego walczącej o byt i prawa pracownicze oraz autorce książki o seksie. Dlatego dziwi wybór tej właśnie pozycji do zekranizowania. A znając odbiór książki i dotychczasowe reakcje na promocję filmu, trudno nie przewidzieć, że film także stanie się oskarżycielskim paluchem wycelowanym w kobiety, który rozpocznie kolejną nagonkę.
Doda mówi, że chodzi jej o to, by osoby przestały ukrywać, że pracują lub pracowały seksualnie. Bo według niej to hipokryzja. Tyle że nikt nie ma prawa wymagać od pracownic seksualnych, żeby spowiadały się każdemu ze swojej pracy. Podobnie jak nikt nie ma prawa wymagać od osób po doświadczeniu przemocy seksualnej, by mówiły o swojej przeszłości. W głęboko seksistowskim świecie, gdy seks i przemoc seksualna „naznaczają” kobiety – nikt nie ma prawa wymagać od nich publicznego opowiadania o tych doświadczeniach. Bo może je to skazać na dodatkową przemoc i traumę.
Pracownice seksualne to jedne z najbardziej stygmatyzowanych grup społecznych. Chciałabym, żeby to tak nie wyglądało – ale nie szybuję gdzieś w celebryckich przestworzach odklejenia od rzeczywistości, tylko żyję tu i teraz. W nieujawnianiu się jako pracownica seksualna nie ma żadnej hipokryzji – może być za to wiele lęku o swoje życie i zdrowie czy los dzieci.
I dlaczego zamiast wymagać outowania się przez pracownice seksualne, celebrytka nie postuluje np. outowania się właścicieli wielkich firm w kwestii swoich zarobków? Dlaczego nie walczy o inną jawność związaną z pracą: jawność płac w Polsce? Łatwiej wymuszać ujawnianie się przez grupę pracownic w trudnej sytuacji, ale trudniej wymagać od menadżerów wielkich korporacji czy celebrytki, by ujawnili swoje zarobki, prawda? Jedno może naznaczyć pracownice, drugie – wywołać wkurw (zasadny) na nierówności w Polsce. I boli mnie, że Doda wybiera to pierwsze.
czytaj także
Czym jest seks?
W dyskusjach wokół Dziewczyn z Dubaju czasem pojawia się zarzut: praca na kamerce to co innego, ale żeby uprawiać seks za pieniądze?! Tyle że praca na kamerce to często także uprawianie seksu. Seks to nie tylko penetracja. Składa się na niego mnóstwo naszych zachowań i praktyk, które mogą odbywać się bez obecności penisa, penetracji czy partnera. Także cyfrowo. Cyberseks – czyli np. zaspokajanie się przed kamerą, wysyłanie sobie erotycznych zdjęć na Snapchacie czy seksting – to również rodzaj seksu. Albo „gra wstępna” – to nie żadna gra wstępna (wstępna do czego?), tylko po prostu seks. Dotykanie, głaskanie, trzymanie, lizanie, całowanie się, taniec, szeptanie, krzyk, rozmowa, patrzenie, wąchanie, słuchanie, klikanie, angażowanie całego ciała (i umysłu!), a nie tylko genitaliów – to również jest lub może być seks. Często odbywa się bez dotyku. Praca seksualna obejmuje to wszystko. Penetracja jest tylko jej niewielką częścią.
Jeśli dla kogoś penetracja to wyraz największej intymności – świetnie! Ta osoba zapewne będzie chciała podjąć penetrację wyłącznie w sytuacjach największej intymności. Ale wmawianie wszystkim, że penis w ciele kobiety to jakieś doniosłe i ostateczne spełnienie (w małżeństwie) albo splamienie (poza małżeństwem) – jest już zwyczajnie szkodliwe. Dla innej osoby bardziej intymny byłby pocałunek. A dla kolejnej – masaż sutków, głowy lub intymna rozmowa. Zakładanie, że seks to tylko penis w ciele kobiety, ogranicza seksualność kobiet do dodatku do penisa, wyklucza relacje seksualne pomiędzy kobietami czy z większą liczbą osób i pozbawia kobiety dostępu do ich przyjemności – wszak „seks” kończy się dojściem mężczyzny.
czytaj także
„Ty dziwko!”
To wszystko są głęboko seksistowskie, homofobiczne i po prostu fałszywe przeświadczenia o seksualności. Przeświadczenia, które rozwalają życie seksualne kolejnych pokoleń – moje, twoje, nas wszystkich. Gdy kobieca seksualność jest uznawana za uwłaczającą, kobiety nie mają szans mieć z nią dobrej relacji. Całe dorosłe życie musimy uczyć się słuchać swojego ciała, przekraczać blokady, które nałożono nam przez ograniczanie rozumienia seksu do penetracji i potrzeb penisa. To także bardzo szkodliwe dla mężczyzn – powoduje presję, która może wywoływać trudności z erekcją, oraz wyklucza tych, którzy mają małe potrzeby seksualne albo nie mają ich wcale.
Rodzimy się jako istoty seksualne. Ale później przejeżdża po nas walec moralności ludzi, którzy mają żyć w celibacie. To przede wszystkim księża nakładają nam tyle blokad i ograniczeń, że przestajemy mieć jakikolwiek kontakt ze swoją seksualnością. I to nazywają „naturalnością” – uciskanie naturalnej, różnorodnej seksualności i potrzeb seksualnych (albo ich braku) do wstrzymania się od seksu aż do małżeństwa (zwłaszcza w przypadku dziewczynek), a potem uprawiania go wyłącznie w celach reprodukcyjnych. No po prostu czysta natura!
Całe życie musimy walczyć o to, by rozpoznawać swoje podniecenie i potrzeby. By pozbyć się wewnętrznego oceniającego głosu, który woła nam do ucha: „Ty dziwko!”, „Miałaś 12 partnerów? Jesteś szmatą!”, „Lubisz anal? Ale z ciebie kurwa!”.
Więc tak, stygmatyzacja pracy seksualnej jest elementem procesu zawstydzania kobiet za seksualność i ograniczania jej. Zmiana podejścia do pracy seksualnej musi się więc wiązać ze zmianą podejścia do seksualności kobiet. Ludzie wytykają pracownicom seksualnym, że „dają dupy” – podobnie jak wytykają to każdej z nas. To oczywiście nie ma nic wspólnego z dbaniem o prawa pracownicze czy ochroną przed nadużyciami – chodzi wyłącznie o zawstydzenie kobiet, że uprawiają seks.
Poniżanie kobiet za prace seksualne sprawia, że trudniej mówić o nadużyciach seksualnych. Skoro seks „plami” kobiety, to jak się przyznać do doświadczenia przemocy seksualnej?
Gwałt w pracy
Wspierałam pracownicę seksualną, która doświadczyła gwałtu w trakcie pracy. Wspierałam także pracownicę urzędu, która doświadczyła gwałtu w trakcie pracy. Dla tej pierwszej to był podwójny wstyd: z jednej strony wywołany piętnem gwałtu, z drugiej – piętnem pracy seksualnej. Nie chciała nigdzie się z tym zgłosić, bo bała się, że nikt jej nie uwierzy albo że to ona zostanie dodatkowo ukarana i poniżona za swoją pracę. W końcu: „Jak można zgwałcić prostytutkę?”.
„Ubrałaś się jak dziwka, to czego oczekiwałaś?” – słyszą często kobiety po gwałcie. Jakby „dziwka” zasługiwała na gwałt. A także kobieta, która „ubiera się jak dziwka”, „wygląda jak dziwka” i „zachowuje się jak dziwka”. Taka kobieta zasługuje, żeby za nią biegać i ją pytać, czy była „dziwką”, czy może „dziwkami” były jej koleżanki; by wyjawiać całemu światu detale dotyczące jej życia seksualnego; by ją obrażać, poniżać, wyzywać i traktować z najwyższą pogardą. Po prostu – zasłużyła na krzywdę. Sama jest sobie winna. I społeczeństwo daje na to wyraźne przyzwolenie.
czytaj także
Ale skoro można skrzywdzić „dziwkę”, to można skrzywdzić każdą z nas. Bo w oczach patriarchalnego świata wszystkie jesteśmy „dziwkami”.
W tym świecie seks ma być ukryty gdzieś w sypialniach małżeństw albo reklamować samochody i zegarki. Służyć mężowi albo właścicielom wielkich korporacji. Ale nie tylko seks. Cała koncepcja wykupowania naszego czasu przez szefów firm na 8 czy 10 godzin dziennie to istota tego systemu. My mamy do sprzedania tylko swój czas i pracę, oni – posiadają środki produkcji, nieruchomości i mnóstwo kasy. To nie jest w żadnym razie równa wymiana. Gdybyśmy to zmienili – w każdym zawodzie, w całym świecie pracy – nastąpiłaby rewolucja. I tego boją się ci smutni obleśni bogaci biali panowie, którzy przez 8 godzin nas wyzyskują, a po pracy klepną w tyłek czy złapią za cipkę, bo myślą, że mogą wszystko.
Kłopotliwe nawyki Harveya Weinsteina i sieć wsparcia gwałcicieli
czytaj także
Normalna praca? Czyli jaka?
Całe to wielkie oburzenie wokół pracy seksualnej wspiera się na totalnie arbitralnych, katolickich zasadach moralnych na maksa uprzywilejowanych ludzi – nie na realnym spojrzeniu na rzeczywistość. Żyjemy w świecie, w którym po zainstalowaniu DateZone w kilka minut dostaniemy setki propozycji seksu za pieniądze – poczynając od 100 zł za loda czy cyberseks, a kończąc na kilku tysiącach za całą noc. W tym świecie bodaj jedyną natychmiast dostępną pracą z natychmiastowym wynagrodzeniem jest sponsoring. Tak wygląda w Polsce rynek pracy – i to jest realny powód do wściekłości. Gdy chcecie pracować w Amazonie, gdzie nie wymaga się nawet CV, musicie czekać na przyjęcie zgłoszenia, rekrutację i dopiero po kilku dniach albo i tygodniach możecie rozpocząć pracę. Wypłatę dostaniecie miesiąc później, a pieniądze za nadgodziny – pod koniec okresu rozliczeniowego (który w trakcie pandemii uległ wydłużeniu).
Co ma zrobić osoba, która potrzebuje pieniędzy w tym momencie, bo inaczej nie będzie miała co jeść i czym nakarmić dzieci, a nie ma oszczędności i znajomości? Czekać kolejne tygodnie na przyjęcie jej do pracy fizycznej i kolejny miesiąc na wypłatę? Czy rozsyłać swoje wypasione CV i czekać miesiącami, by prestiżowe firmy je rozpatrzyły, a ona mogła rozpocząć swoją wielce prestiżową pracę na darmowym stażu?
Bardziej opłaca się wynająć Polaka niż kupić robota [rozmowa]
czytaj także
Niestety, głód nie ma miesięcy na zaspokojenie, a właściciel mieszkania nie będzie czekał tygodniami na zapłatę za wynajem. Fajnie, jeśli ktoś ma przywilej studiowania, a następnie czekania miesiącami na odpowiedź od wymarzonej firmy. Ta osoba nie jest zmuszona do pracy, aby przeżyć. Przeżyje i bez pracy – bo ma bogatych rodziców, męża lub żonę, spadek albo jest rentierem. Ale większość ludzi nie ma tego przywileju. Często pracują fizycznie – w fabrykach, magazynach czy jako pracownicy seksualni. Czy to jest okej? Nie, nierówności nie są okej. Fakt bycia zmuszonym do pracy, by móc przeżyć, też nie jest okej – a przeważająca większość ludzi codziennie doświadcza takiego przymusu. Ale walcząc z pracownikami, nigdy tego nie zmienimy. Walcząc z systemem i tymi, którzy trzymają w nim władzę – owszem.
„Znajdź sobie normalną pracę” – słyszą często pracownice seksualne. Normalną, czyli jaką? 10 godzin w magazynie Amazona, gdzie biega się 20 kilometrów dziennie, a za pójście się napić można dostać naganę? A kto w tym czasie zajmie się małymi dziećmi? A może pracę w Amice Wronki, którą rodzina jednej z pracownic oskarża o mobbing, bo ten doprowadził kobietę do samobójstwa? Albo w wegańskiej sieci restauracji na śmieciówkach podpisywanych – albo nie – już po wykonaniu pracy?
Jaka praca jest tu w ogóle normalna?
Walczmy z wyzyskiem, nie ze sobą nawzajem
Czy jestem zadowolona z tego, jak wygląda praca seksualna? Jasne, że nie. Pracownice seksualne są pozbawione wielu praw, stygmatyzowane, a przemoc seksualna uciszana. Wystarczy ich wysłuchać, by to wiedzieć. Nie jestem też zadowolona z warunków pracy w Amazonie czy sieciach marketów. Ale z tej okazji nie postuluję pozbawienia pracy osób tam zatrudnionych. Nie piszę, że się „sprzedają” – bo to nieprawda. Sprzedają swój czas i usługę. Dokładnie tak samo jak pracownice seksualne. Komuś nie podoba się tylko ta usługa, którą sprzedają pracownice seksualne? To niech się zastanowi dlaczego. Może jednak dlatego, że seks ma poniżać kobiety, więc sprzedawanie usługi seksualnej to rzekomo poniżenie najwyższej rangi?
Seksworkerka: Dlaczego chcę pełnej dekryminalizacji usług seksualnych
czytaj także
Mnie się nie podoba, że szwaczki szyją olbrzymi nadmiar ubrań, bo nie potrzebujemy na każdy dzień innego ciucha, naprawdę. Spokojnie moglibyśmy żyć z mniejszą ilością. Ale nie będę przez to atakowała szwaczek, tylko właścicieli korporacji ubraniowych. Podobnie w fabrykach wyrabiających sprzęt elektroniczny. Przecież za potężną nadprodukcję są odpowiedzialni właściciele, a nie my – tania siła robocza. Za warunki pracy seksualnej są odpowiedzialni politycy – zarówno ze względu na ignorowanie głosów pracownic seksualnych, jak i przez blokowanie edukacji seksualnej – a nie pracownice. Blame the game, a nie ofiary tej gry.
Jeśli będziemy się wzajemnie wspierać i słuchać, będziemy w stanie osiągnąć wszystko – ograniczyć nadprodukcję towarów, doprowadzić do skrócenia tygodnia pracy i zapewnić sobie zabezpieczenie socjalne. To nasze wspólne interesy – wszystkich pracownic i pracowników. To w interesie szefów i wyzyskujących jest, żeby pracownicy walczyli między sobą, a nie razem przeciwko szefom i wyzyskującym.
Chcecie sprawić, by nikt, kto tego nie chce, nie pracował seksualnie, w Amazonie czy na kasie w supermarkecie? To walczcie o bezwarunkowy dochód podstawowy, a nie napędzajcie nagonkę na pracownice.
Kto zarabia na sprzedawaniu seksu?
Seksualnością kobiet sprzedaje się wszystko – od proszku do prania po samochody. Czy to jest okej? Nie, to jest beznadziejne. Ale w takim razie trzeba krytykować właścicieli, którzy na tym zarabiają, albo celebrytki, które seksownymi zdjęciami sprzedają kolejne szkodliwe diety – a nie pracownice seksualne, wśród których często są migrantki, osoby niezamożne czy te w trudnej sytuacji.
Seksualność kobiet wykorzystuje się dosłownie wszędzie – ale gdy kobieta przejmie kontrolę i wykorzysta swoją seksualność do swoich celów, słyszy, że jest dziwką i szmatą. Mężczyźni uwielbiają patrzeć na zdjęcia z widocznym ciałem i komentować je w obrzydliwie seksistowski sposób – ale gdy kobieta wrzuci takie zdjęcie, słyszy, że się nie szanuje.
czytaj także
Ludzie, to wy nie szanujecie kobiet! To, że patrzycie na nasze ciała jak na przedmioty, świadczy o was, nie o nas. To wy nas uprzedmiotawiacie, nie my siebie – tylko dlatego, że śmiemy pokazać kawałek ciała albo pracować ciałem. Nikt z nas nie sprzedaje „siebie” – sprzedajemy swoją pracę i swój czas, zarówno jako dziennikarki, jak i pracownice na kamerkach. Wykorzystujemy nasze umysły, naszą wiedzę i empatię codziennie – dlaczego nie możemy wykorzystywać ciała? Bo wy macie do niego prawa? Bo ono służy milionerom do sprzedawania samochodów i produkowania ich luksusowych towarów w fabrykach, a nie nam?
Seksualność nie jest upokarzająca. Praca też nie jest upokarzająca – ani jako budowlaniec, kelnerka, sprzedawczyni czy pracownica seksualna. Wiecie, co jest upokarzające? Wykorzystywanie swoich zasięgów do tego, żeby tworzyć atmosferę polowania na czarownice za to, że ktoś pracował seksualnie. I jednocześne promowanie w mediach Dagmary Kaźmierskiej z Królowych życia, która siedziała w więzieniu za zmuszanie kobiet do prostytucji.
Serio, to jest takie popieprzone.
*
Dziękuję kitty_tease za przeczytanie tekstu przed publikacją i uwagi.