To, że nudzi nas Solidarność, to naturalna kolej rzeczy, a czy nie zaczynamy się już nudzić katastrofą klimatyczną?
Co tydzień redakcja Krytyki Politycznej poleca Wam w newsletterze najciekawsze teksty ostatnich dni. Czytelniczki i czytelnicy, którzy są zapisani na newsletter, dostali poniższy tekst już we czwartek. W tym tygodniu newsletter przygotowała Kinga Dunin. Zapiszcie się na newsletter, a regularnie będziecie dostawać od nas autorski przegląd tygodnia.
*
Jeśli uda nam się odwrócić leżący gdzieś na polu spory kamień, okaże się, że pod nim toczy się życie, chodzą różne robaczki, zwijają się gąsienice… Zryw Solidarności odkrył prawie od razu, co się dzieje pod kamieniem monocentrycznej hegemonii i ludowych wyobrażeń o podziale na „my, społeczeństwo” i „oni, władza”.
W Solidarności powstał projekt Samorządnej Rzeczpospolitej, zakładający powstanie samorządów robotniczych, a zaraz potem Klubów Służby Niepodległości. Odezwali się też zwolennicy wolnego rynku. Byli „Prawdziwi Polacy” – rożne szury i antysemici. I papieska idolatria.
Na dole odbywano praktyczne ćwiczenia z demokracji, zakładając koła związkowe i wydając rozmaite gazetki. W jednych było o Katyniu, a w innych śmiano się, że wędrujący obraz Matki Boskiej z Wałęsą w klapie dotarł już do Pułtuska. Radykałowie chcieli już teraz obalić Związek Radziecki, a przynajmniej marzyła im się jakaś większa rewolucja, np. strajk generalny po pobiciu Rulewskiego w Bydgoszczy. Pragmatycy starali się rozmawiać z władzą i uzyskać to, co jest możliwe… Jasne, byli też (aż) robotnicy, kobiety (To trochę późniejsza historia, ale właśnie mija 30 lat nie tylko od legalizacji Solidarności, ale też od powstania w niej Sekcji Kobiet. Potem Solidarność poparła zakaz aborcji, a Sekcję zlikwidowała).
Nie chcę się rozpędzać w tych wspomnieniach. Kiedy powstawały przed wyborami 1989 Kluby Obywatelskie mające wspierać naszych kandydatów, ktoś powiedział: My otworzyliśmy drzwi do demokracji, a teraz wy przez nie przejdźcie… Jedność ponad podziałami przestawała być potrzebna.
Czasy się zmieniły i w demokratycznym państwie inaczej już trzeba prowadzić politykę. Solidarność stała się „zasobem symbolicznym”, o który toczy się walka między rożnymi odłamami politycznymi. Może jest to już szarpanie się o symbole, które dla mało kogo mają znaczenie, a walka o oryginał 21 postulatów to tylko wyrywanie sobie kawałka tektury.
W najnowszej odsłonie Spięcia – debaty między rozmaitymi redakcjami – Agnieszka Wiśniewska pyta: „Kogo dziś obchodzi Solidarność?”.
czytaj także
Wygląda na to, że nawet uczestników Spięcia niezbyt. „Ziewam. Tak bardzo ziewam, aż w płucach ledwo mieści się tyle powietrza, ile gotów byłem wdychać” – deklaruje Tomasz Sawczuk z Kultury Liberalnej.
czytaj także
Trochę jednak obchodzi, więc każdy wyciąga z tego koszyka to, co mu najbardziej pasuje: red. Wiśniewska kobiety i robotników.
Adam Michalak z Nowej Konfederacji wspólnotę narodową i papieża.
czytaj także
Michał Rzecki z Klubu Jagiellońskiego republikanizm i dobro wspólne.
czytaj także
Najciekawszy wydaje mi się tekst Sawczuka – kiedy już przestał ziewać – „Zerwana ciągłość tradycji solidarnościowej”. O tym, że dziś historia tego wielkiego wolnościowego zrywu to piękne wydarzenie z przeszłości, które nie daje żadnych wskazówkę na przyszłość. „Stanowi ono jedynie próbę sentymentalnego przywłaszczenia niegdyś atrakcyjnego zasobu symbolicznego, którego znaczenie staje się z czasem coraz bardziej enigmatyczne”. My potrzebujemy innych działań. Instytucjonalnych. O wolność w Polsce walczy dziś Rzecznik Praw Obywatelskich.
A Białoruś? Czy gdy patrzymy na toczoną tam walkę, nie przychodzi nam na myśl Solidarność? Bezkrwawa, przynajmniej ze strony demonstrujących, rewolucja jednocząca całe społeczeństwo przeciwko dyktaturze.
Codziennie znajdziecie na naszej stronie nowe relacje na ten temat. I tym razem trudno pominąć kobiety. „W kryzysowych sytuacjach na ulice wychodzą kobiety” – pisze z Mińska Sławek Sierakowski. Trudno pominąć, chyba że jest się Adamem Michnikiem, który na pytanie zadane przez Sławka o rolę kobiet w protestach po prostu nie odpowiada. Ale to już jest relikt, tak jak Solidarność. Taki świątek.
Putin to uczeń Łukaszenki [rozmowa Sierakowskiego z Michnikiem]
czytaj także
Nie wiemy jednak, co się dzieje pod morzem biało-czerwono-białych flag. Zapewne tam również za tą jednością w buncie kryje się wiele podziałów. Niektóre przybliża nam rozmowa z białoruskimi aktywistami LGBT. Mówią:
„W ostatnim czasie, szczególnie kiedy rozpoczęły się protesty, zrozumieliśmy, że mamy nowego przeciwnika, który określa się jako ruch antygenderowy”.
„Homofobiczny hejt słychać z obu stron. Hasła typu «wszyscy jesteście pedałami» krzyczeli zarówno milicjanci, OMON-owcy do protestujących, jak i demonstranci do nich. A to niestety oddaje stan świadomości białoruskiego społeczeństwa”.
„Wystarczy, że milicjanci uznają kogoś za osobę LGBT, i wtedy rozpoczyna się piekło”
czytaj także
To, że nudzi nas Solidarność, to naturalna kolej rzeczy, a czy nie zaczynamy się już nudzić katastrofą klimatyczną? Nie jesteśmy negacjonistami, wiele się ostatnio dowiedzieliśmy o klimatycznej apokalipsie, ale czy naprawdę w nią wierzymy? A może nie bardzo potrafimy się tym martwić, kiedy przez całe miesiące możemy cieszy się bezchmurnym, gorącym latem.
„Jeśli zaakceptujemy prawdziwą rzeczywistość (to, że niszczymy planetę), lecz nie będziemy w stanie w to uwierzyć, to nie jesteśmy w żadnym razie lepsi od tych, którzy zaprzeczają, że za zmianami klimatu stoi człowiek” – pisze Jonathan Safran Foer.
czytaj także
Czujecie tę różnicę – między wiedzieć a wierzyć? Mnie się wydaje istotna.
„…prawda jest równie banalna, jak oczywista: mamy to gdzieś. I co teraz?”
Odpowiedzi możemy poszukać w książce Klimat to my Jonathana Safrana Foera, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Jeśli chcesz co tydzień otrzymywać nasz newsletter – zapisz się.