Kolejni ministrowie deklarują swoje poparcie dla wypowiedzenia konwencji antyprzemocowej przez Polskę. W całej tej gorączce chodzi o jedno, o to mianowicie, co można oficjalnie powiedzieć o Kościele. Komentarz posła Macieja Gduli.
Ministrowie na wyścigi deklarują swoje poparcie dla wypowiedzenia konwencji antyprzemocowej przez Polskę. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę kontekst rekonstrukcji rządu, w jakim takie deklaracje mogą być walutą, którą opłaca się przynależność do rządzącej elity, to jednak sprawa ma głębszy sens. Chodzi w niej o to, co można oficjalnie powiedzieć o Kościele, czego można nauczać w szkole i jak podchodzić do problemów społecznych.
Długo oczekiwana decyzja! Do inicjatywy @MS_GOV_PL i @SolidarnaPL dotyczącej wypowiedzenia Konwencji Stambulskiej przyłączyła się min. @MarlenaMalag. Czas pozbyć się tego genderowego konia trojańskiego!
— Romanowski (@MarRomanowski) July 18, 2020
Prawicowi politycy przy okazji krytyki „kontrowersyjnych zapisów” konwencji zainicjowanej w Stambule mówią, że bronią wiary i rodziny. W konwencji możemy bowiem przeczytać, że „kultura, zwyczaje, religia, tradycja czy tzw. «honor» nie będą uznawane za usprawiedliwienie dla wszelkich aktów przemocy objętych zakresem niniejszej konwencji”. Trzeba przyznać, że brzmi to dość rozsądnie. Jeśli istnieją jakieś tendencje do uzasadniania przemocy religią i tradycją, to należy je piętnować i zmieniać.
Dlaczego chcemy wyłączenia Polski spod obowiązywania Konwencji Stambulskiej? ?
W #KonwencjaStambulska są zapisy o charakterze ideologicznym, których nie akceptujemy i uważamy za szkodliwe❗️ pic.twitter.com/cJQOTv0cdJ
— Zbigniew Ziobro | SP (@ZiobroPL) July 25, 2020
I tego właśnie nie chcą katoliccy politycy. Używają przy tym pokrętnych i sprzecznych tłumaczeń. Nasza religia uznaje absolutną równość płci – mówią. I zaraz dodają: konwencja jest zagrożeniem dla naszej religii, bo może podważać ważne dla nas zwyczaje i wartości. Coś tu się zatem nie zgadza.
Otóż chrześcijaństwo, jak większość religii monoteistycznych powstałych w basenie Morza Śródziemnego, zawiera w sobie potężną doktrynalną dawkę męskiej dominacji.
Od czego by tu zacząć? Może od św. Pawła: „Żony niechaj będą poddane swym mężom jak Panu, bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus Głową Kościoła”. Dalej Tertulian: „W boleściach i trwodze rodzisz kobieto, ku twojemu mężowi masz spoglądać, i on panuje nad tobą – czy ty wiesz, że jesteś Ewą? Trwa wyrok Boga nad twą płcią w tym świecie: nieuniknione jest, by przestępstwo też trwało. Jesteś drzwiami diabła; jesteś tą, która złamała prawo słynnego drzewa”. No i jeszcze mniej znany, ale w swoim czasie niezwykle wpływowy Cezary z Arles: „Mąż, który współżyje ze swoją żoną bez wstrzemięźliwości, poza pragnieniem posiadania potomstwa, czy myśli o tym, ilekroć zbliża się do żony nakłoniony pożądaniem, że gdyby swoje pole corocznie obsiewał, czy mógłby otrzymywać pożądane zbiory?”. Kobieta ma słuchać mężczyzny, bo jest grzeszna, a jej główna rola to rodzenie dzieci.
Podobnymi cytatami można by wypełnić grubą i dość przerażającą książkę. Czy to oznacza, że chrześcijaństwo skazane jest na reprodukowanie nierówności i przemocy między płciami? Na pewno nie, bo przecież ten sam św. Paweł mówił o tym, że nie ma Żyda ani Greka, kobiety i mężczyzny. Na szczęście myśl religijna jest pełna sprzeczności i zawiera różne tendencje, które można wzmacniać lub osłabiać. Także dokonując ich krytyki z pozycji międzyreligijnych, świeckich lub ogólnoludzkich.
I na to nie chcą pozwolić prawicowi politycy. To oni mają mieć władzę nad definiowaniem tego, co można, a czego nie powinno się mówić o religii i zanurzonych w tradycji stosunkach między płciami. Nie chcą pozwolić na dyskusję i krytykę, która mogłaby się pojawić np. w szkole. Lepiej, żeby o płci mówili tam katecheci.
A walka z przemocą wobec kobiet? Będzie, ale odbędzie się ona w atmosferze wzajemnego zrozumienia na linii rząd – Kościół – Ordo Iuris. Dlatego tak ważne jest, żeby konwencja antyprzemocowa została.