Polacy, którzy dziś przylecą z Ukrainy, mogą spokojnie iść w miasto spotykać się z przyjaciółmi. W tym samym czasie Ukraińcy będą musieli odbyć kwarantannę w domu. Zagrożenie, jakie możesz stanowić dla zdrowia publicznego, nie zależy od przestrzegania norm sanitarnych czy wyników badań medycznych, tylko od tego, które państwo wydało ci paszport.
Co zmniejsza twoje szanse na zachorowanie podczas pandemii? Częste mycie rąk, dystans społeczny, maseczka noszona w miejscach publicznych? To wszystko prawda, ale istnieją bardziej niezawodne środki – np. paszport obywatela UE. Przynajmniej na to wskazują ostatnie rozporządzenia polskiego rządu.
Późnym wieczorem 30 czerwca w Dzienniku Ustaw pojawiło się rozporządzenie Rady Ministrów w sprawie przywrócenia od 1 lipca połączeń lotniczych z niektórymi krajami spoza UE. Nowo otwarte trasy lotnicze obejmowały kraje z „zielonej listy” sporządzonej kilka dni wcześniej przez Radę UE: Japonię, Albanię, Gruzję, Czarnogórę i Kanadę, a także Ukrainę, której wprawdzie na liście nie było, aczkolwiek loty do Kijowa z Niemiec, Danii, Estonii i Grecji odbywają się od połowy czerwca. Krótko po tym opublikowano rozporządzenie ministra spraw wewnętrznych, które zwalnia osoby przybywające z wyżej wymienionych państw z obowiązku kwarantanny w Polsce.
Ta wiadomość bardzo ożywiła ukraińską społeczność migrantów w Polsce: po pierwsze, można w końcu polecieć samolotem do domu (przekroczenie granicy polsko-ukraińskiej było wątpliwą rozrywką już w czasie przed wybuchem pandemii COVID-19), a po drugie, nie musisz po powrocie spędzać dwóch tygodni w domu, często małym, wynajmowanym przez kilka osób mieszkaniu. Już w nocy z 30 czerwca na 1 lipca ludzie zaczęli masowo kupować bilety na rejsy LOT i WizzAir na początek lipca.
Epidemia pokazała, że europejskie gospodarki zależą od migrantów
czytaj także
Wydawało się wprawdzie nieco zaskakujące, że tylko pasażerowie samolotów zostali zwolnieni z kwarantanny, ale już nie ci przyjeżdżający autobusem czy samochodem, niemniej po ponad trzech miesiącach lockdownu i te zmiany już czyniły święto.
Nie minęło jednak nawet 48 godzin, a podejście polskich władz się zmieniło. 2 lipca po południu opublikowano nowy dekret ministra spraw wewnętrznych, zgodnie z którym przybywający samolotem obywatele Ukrainy znów będą poddani kwarantannie po przybyciu do Polski. Rozporządzenie zaczęło obowiązywać kilka godzin później, o północy 3 lipca.
Rzeczywiście, sytuacja epidemiczna w Ukrainie pogorszyła się w ostatnich dniach. O ile 29 czerwca zarejestrowano 696 nowych przypadków zakażenia COVID-19, a 30 czerwca – 664, o tyle już 1 lipca – 889. 2 lipca wskaźnik znów się obniżył – do 876 przypadków. Natomiast od 4 lipca obserwujemy dalszy spadek zachorowań. Jednocześnie liczby rejestrowane w dniach 1–3 lipca i tak są mniejsze niż liczba przypadków odnotowana 25 czerwca – 1109, czyli na krótko przed przygotowaniem pierwszej wersji rządowego rozporządzenia.
Załóżmy, że ostatnie liczby są uzasadnionym powodem do ponownego – po 40 godzinach – nałożenia obowiązku kwarantanny dla Ukraińców. Tylko że te same liczby nie wpłynęły na stanowisko rządu w sprawie kwarantanny dla Polaków przybywających z tego samego terytorium Ukrainy!
Zgodnie z rozporządzeniem ministra obywatele Polski, obywatele UE, a nawet obywatele EOG i ich małżonkowie nie muszą przechodzić samoizolacji po przybyciu do Polski. Po przyjeździe z dowolnego państwa świata, nawet z tych, gdzie sytuacja epidemiczna jest gorsza od ukraińskiej, a podawane statystyki zachorowań nie są wiarygodne. Jeśli obywatel Polski, Szwecji lub Wielkiej Brytanii przyleci na weekend do Kijowa, gdzie zrobi sobie trip po kawiarniach, sklepach i imprezach, to po przylocie do Warszawy będzie mógł spokojnie wyjść do miasta i nadal się bawić. Ale jeśli Ukrainiec, który ostatni miesiąc spędził w domu, przyleci tym samym samolotem, to czekają go dwa tygodnie wysyłania selfie na policję.
Nawet aktualny test PCR (taki warunek wjazdu dla turystów dziś postawiła Czarnogóra) nie pomoże osobie bez paszportu jednego z krajów „lepszego świata”. Bez tego certyfikatu jakości stanowi ona po prostu większe zagrożenie dla zdrowia publicznego. Pandemia dodała przywilejów tym, którzy urodzili się po dobrej stronie granicy Wschód–Zachód.
W rozporządzeniu wspomniano, że obowiązek kwarantanny nie dotyczy ukraińskich studentów i uczestników kursów językowych. Ale pracownicy nawet małych firm już nie załapią się na tę „ulgę”. Chociaż trzeba zadać pytanie: przedstawiciele której z tych kategorii prowadzą bardziej intensywne życie społeczne?
czytaj także
W ten sposób tysiące ludzi, którzy zdążyli już zaplanować podróż i kupić bilety, znów stają przed wyborem: czy dysponują zasobami materialnymi i psychologicznymi, aby przejść izolację? Czy warto zabrać dzieci do dziadków, jeśli lecisz na trzy dni, a potem nie możesz pójść do pracy – często na śmieciówce, więc bez żadnych postojowych i zwolnień lekarskich – przez ponad tydzień. I gdzie jest gwarancja, że rano przed wylotem rozporządzenie nie zmieni się ponownie?
Polscy pracodawcy i obrońcy praw człowieka od dawna apelują o reformę prawa migracyjnego, która uprościłaby migrantom, w tym Ukraińcom, zatrudnienie i legalizację pobytu w Polsce. Jednak po 2014 roku nie dokonano tu większych zmian, poza uproszczoną procedurą uzyskiwania obywatelstwa dla posiadaczy Karty Polaka. I tak przyjadą, nie ma co się starać. Krótka chwila zamieszania pojawiła się, gdy Niemcy ogłosiły otwarcie swojego rynku pracy, ale efekt „zjadł” koronawirus. A do tego kampania prezydencka, w której obaj kandydaci rywalizują o elektorat Bosaka – trudno w takiej sytuacji o miłe gesty pod adresem cudzoziemców.
czytaj także
Podczas czerwcowej debaty prezydenckiej w TVP kilku kandydatów, odpowiadając na pytanie o przyjęcie uchodźców, wspomniało, że Polska jest gościnnym krajem. Ostatnie kroki władz potwierdzają, że jest. Tylko że ten gość musi mieć „prawidłowy” paszport.