Świat

Jemy więcej mięsa, handlujemy żywymi zwierzętami, a to zwiększa ryzyko epidemii

Fot. Loaf/Flickr.com CC BY-NC-SA 2.0

Choroba wściekłych krów, afrykański pomór świń, a teraz szalejąca w Chinach epidemia koronawirusa mają jednego wspólnego winowajcę – postępującą globalizację przemysłu spożywczego. Żywność jest produkowana, przetwarzana i transportowana w coraz większych ilościach i do coraz odleglejszych zakątków świata. Niestety staje się również coraz bardziej niebezpieczna dla ludzkiego zdrowia i życia.

Z początkiem stycznia polskie media alarmowały, że nad Wisłą rozprzestrzenia się wirus ptasiej grypy. Kilka dni temu Główny Inspektorat Weterynarii potwierdził, że wykryto 14. ognisko tej choroby, przez co wstrzymano eksport zarażonego drobiu i jaj na terenie kraju oraz za granicę – m.in. do Hongkongu. W tym czasie polski rząd próbuje przy pomocy myśliwych walczyć z zalewającym całą Europie afrykańskim pomorem świń. Ta choroba zagraża zarówno żyjącym w lasach dzikom, jak i świniom hodowanym przez człowieka.

Koronawirus

Na tym jednak bilans zagrożeń się nie kończy, bo w grudniu zeszłego roku na targu owoców morza w chińskim Wuhan wykryto koronawirusa 2019-nCoV, który najprawdopodobniej pochodzi od sprzedawanego tam nielegalnie mięsa dzikich zwierząt i wywołuje śmiertelne schorzenia u spożywających go ludzi. Chińska Narodowa Komisja Zdrowia podaje, że z tego powodu zmarło już 80 osób, a u kolejnych 3 tys. – głównie na terenie południowo-wschodniej Azji – potwierdzono zakażenie wirusem. Przypadki zachorowań odnotowano też w USA, Australii oraz Europie. Wielu ekspertów zaczyna mówić już o wybuchu globalnej epidemii.

Przedstawiciele Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) przestrzegają jednak, że zalew niezidentyfikowanych wirusów i powodowanych przez nie schorzeń staje się coraz trudniejszy do zatrzymania, podobnie jak ulegający znaczącej dywersyfikacji krajobraz chorób. To oznacza, że niezidentyfikowanych wirusów będzie więcej i więcej, a walka z nimi obciąży środowisko, gospodarkę i światowy system ochrony zdrowia. Wszystko za sprawą niezrównoważonej produkcji żywności, która sprzyja błyskawicznemu rozprzestrzenianiu się niebezpiecznych patogenów, w pierwszej kolejności wśród zwierząt, a następnie u ludzi.

Jemy coraz więcej mięsa

Aby zrozumieć te zależności, należy prześledzić, jak funkcjonuje współczesny łańcuch dostaw żywności. Eksperci z FAO obliczyli, że do 2017 roku w ciągu zaledwie dekady globalny przepływ eksportowy zwierząt przeznaczonych do produkcji żywności zwiększył się o blisko 30 proc. i nic nie wskazuje na to, by to tempo miało ulec zmianie.

Przeciętny Chińczyk zjada 39 kg samej tylko wieprzowiny rocznie, Europejczyk – dwa razy tyle, a Amerykanin nawet 100 kg. Jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie rodzaje mięsa, okaże się, że ludzki apetyt przyczynia się w sumie do śmierci ponad 70 mld zwierząt w ciągu roku. Jeśli zawartość naszych talerzy i lodówek nie zacznie ulegać zmianie, wkrótce będziemy musieli co roku zabijać 120 miliardów kur, owiec, krów czy świń.

Odpowiadający na te nawyki żywieniowe producenci starają się wyprodukować jak najwięcej w jak najkrótszym czasie. W przypadku mięsa jest to możliwe m.in. dzięki procedurze zwanej CAFO (Concentrated Animal Feeding Operations), czyli modelowi skoncentrowanego karmienia zwierząt, dzięki któremu upchane w wielkich halach stworzenia intensywnie tuczy się tylko po to, by je jak najszybciej zabić i zjeść. Niestety warunki, w jakich przebywają np. świnie, pozostawiają wiele do życzenia, co powoduje namnażanie się chorób i wymaga od producentów stosowania antybiotyków i innych środków chemicznych mogących wywoływać niepożądane reakcje u zwierząt, a następnie u ludzi.

I kto tu jest radykałem? List do mięsożerców

Każdy kraj sprowadza żywność z zagranicy

Prawdziwym problemem jest jednak nieprzestrzeganie procedur i pozyskiwanie żywności z niekontrolowanych źródeł. Ryzyko kontaktu z niebezpiecznymi produktami jest w szczególności w tych miejscach, które zaopatrywane są niemal wyłącznie przez zewnętrznych dostawców. A należy pamiętać, że nie ma dziś na świecie kraju, który nie sprowadzałby żywności z zagranicy.

Niestety poszczególne państwowe organy zajmujące się regulacją przepisów i nadzorujące przepływ towarów nie są w stanie w 100 procentach skontrolować zagranicznych producentów i partnerów handlowych – nie nadążają z inspekcjami granicznymi lub mają związane ręce w związku z rozbieżnościami w prawie krajowym i międzynarodowym. Te różnice są zresztą zręcznie wykorzystywane przez producentów żywności, którzy w pogoni za zyskiem omijają regulacje, np. importując produkty z krajów rozwijających się, gdzie obostrzenia nie obowiązują lub nie są w ogóle przestrzegane.

To dotyczy nie tylko samego procesu produkcji, ale przede wszystkim transportu. Jak podaje FAO, pomimo zaawansowanego postępu technologicznego wielu dostawców „świeżego” mięsa rezygnuje z kosztownego transportu chłodniczego i ściąga z zagranicy żywe zwierzęta. Taka procedura zdaniem weterynarzy i epidemiologów w stopniu najwyższym zwiększa ryzyko przenoszenia groźnych chorób.

Jak twierdzi cytowany przez „Guardiana” Jeroen Dewulf, weterynarz z belgijskiego Uniwersytetu w Gandawie, jest niemal pewne, że wirus ASF do tego kraju dotarł za sprawą ludzkiej ingerencji – w wyniku importu zakażonych produktów mięsnych lub nielegalnego transportu zwierząt. „Wirus jak najbardziej może być przenoszony w mięsie czy już przetworzonych produktach, ale znacznie bardziej efektywny jest w przypadku żywych zwierząt ” – twierdzi Dewulf.

Handel żywymi zwierzętami a wirusy

W czasopiśmie naukowym „BioMed” w artykule z 2015 roku można z kolei przeczytać, że handel żywymi zwierzętami w przeszłości przyczynił się m.in. do rozprzestrzeniania się różnych szczepów pryszczycy w Afryce, na Bliskim Wschodzie i w Azji, a także rozwoju wirusa odpowiedzialnego za tzw. chorobę wściekłych krów. W Chinach z kolei żywe zwierzęta są regularnie rozwożone po całym kraju w celu zaopatrzenia tzw. wet markets, czyli targów, gdzie serwuje się świeżo ubite mięso, owoce morza itd. Rozwój zbierającego obecnie śmiertelne żniwo koronawirusa staje się więc dowodem na to, że i tutaj przewóz zwierząt miał wpływ na rozwój choroby.

Wykluczymy hodowlę przemysłową, ale nadal będziemy jeść mięso

Tymczasem do poszczególnych krajów i regionów cały czas trafiają zwierzęta mogące być nosicielami niebezpiecznych patogenów, których identyfikacja i zwalczanie stanowią ogromne wyzwanie dla naukowców, epidemiologów i lekarzy.

Zdrowe zwierzęta to zdrowi ludzie

Jak temu zaradzić? FAO apeluje, by dbałość o zdrowie zwierząt uczynić priorytetem zmian w funkcjonowaniu globalnej produkcji żywności. Zdaniem ekspertów konieczne jest kompleksowe podejście zawarte w specjalnym programie One Health (Jedno zdrowie – zwierząt i ludzi) i zakładające działania na rzecz wzmacniania odporności agroekologicznej, ochrony różnorodności biologicznej, efektywnego wykorzystania zasobów naturalnych i zapewnienia bezpieczeństwa łańcuchom dostaw żywności, szczególnie na obszarach najbardziej dotkniętych ubóstwem i chorobami zwierząt. Można też ograniczyć jedzenie mięsa.

FAO proponuje w tym zakresie szereg rozwiązań prewencyjnych oraz kontrolnych, które mają służyć ochronie zdrowia zwierząt, np. poprzez regulację zasad i strategii reagowania w sytuacjach kryzysowych na choroby odzwierzęce, przenoszone przez owady i transgraniczne, wzmocnienie systemów weterynaryjnych, a także restrykcji dotyczących higieny i procesów produkcji żywności.

Źródło: FAO, The Guardian. Opracowała: Paulina Januszewska

Jak stworzyć wegański świat

czytaj także

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij