Nad czeskimi mediami publicznymi wisi miecz. Pod stołem leży też tykająca bomba zegarowa, w jedzeniu jest paskudna trucizna, a na pobliskim trawiastym pagórku czai się snajper.
Zacznijmy od anegdotki. Oto mamy czerwiec 2019 roku i prezydent Czech Miloš Zeman bierze udział w cotygodniowej debacie na jedynym kanale TV, na którym ma odwagę pokazać swoją twarz: w studiu stacji Barrandov, w której większościowe udziały ma kapitał chiński. Stacja jest znana głównie z absurdalnej liczby rozrywkowych programów dezinformacyjnych prowadzonych przez jej zidiociałego prezesa (obecnie jest ich sześć, choć w przeszłości ta liczba bywała dwucyfrowa) oraz z tego, że jej widownia to prawdziwi, stuprocentowi czescy patrioci – czyli ludzie przekonani, że szatańska Unia Europejska masowo przemyca do kraju muzułmańskich terrorystów, zrzucając chemtrailsy z samolotów pożyczonych od szatańskiego NATO.
Zeman to gość prestiżowy, więc co tydzień dostaje godzinę czasu antenowego na chlustanie w widownię płynem do balsamowania zwłok, a ona wydaje się łykać to wszystko bezkrytycznie. Prezydent ma wolną rękę i kieruje dyskusją, jak mu się podoba. Właśnie obrzuca błotem socjaldemokratów, porównując ich do lemingów, ponieważ próbują zdjąć z urzędu skrajnie niepopularnego ministra kultury – a znając swoją publiczność, Zeman nie zawahał się przedstawić autorskiego opisu tych nader osobliwych zwierząt. Otóż według najwyższego przedstawiciela państwa leming to „pół chrząszcz, pół motyl – w zależności od aktualnego etapu życia – znany z tego, że cierpi na kompleks samobójczy: lemingi skaczą do morza i tam toną, bo nie umieją pływać”.
czytaj także
Nietrudno odgadnąć, skąd wzięła się pomyłka naszego ukochanego prezydenta (oby rój lemingów na śmierć go pokąsał): po czesku nazwa tego puchatego gryzonia i dość nieprzyjemny gatunek osy różnią się tylko jedną literą. Odłóżmy na bok takie biologiczne detale jak fakt, że chrząszcze, motyle i osy potrafią latać, a masowe samobójstwa lemingów i tak są mitem, i zadajmy sobie proste pytanie: jakim cudem, do jasnej ciasnej, gospodarz programu nie poprawił go podczas wywiadu?
Próżnia w krajobrazie
Odpowiedź jest prosta: tak się akurat składa, że gospodarzem tego konkretnego programu telewizyjnego jest wierny człowiek Zemana, który doskonale wie, że nieszczęśnicy oglądający ten kanał i tak czczą ziemię, po której Pan Prezydent powłóczy nogami. Jednak przekaz dla ogółu czeskich mediów jest jasny: politycy, którzy łaskawie zjawiają się w telewizji, nie muszą stawiać czoła zadziornym pytaniom; mogą spakować zabawki i iść kłamać gdzie indziej. Prezydent, który udziela wywiadów na wyłączność alt-prawicowej, prorosyjskiej, finansowanej przez Chiny, ale na szczęście wciąż marginalnej stacji telewizyjnej, ustanawia niebezpieczny precedens.
Według najwyższego przedstawiciela państwa czeskiego leming to „pół chrząszcz, pół motyl, znany z tego, że cierpi na kompleks samobójczy”.
Weźmy inny przykład: oto premier Andrej Babiš, przedmiot dochodzenia w sprawie malwersacji finansowych, najpopularniejszy polityk w kraju, a obecnie cel największych protestów społecznych od 1989 roku. Babiš rozpoczął karierę polityczną od zakupu dwóch czołowych gazet w Czechach, po czym zamienił je w swoje tuby propagandowe, tworząc swoistą próżnię w medialnym krajobrazie. (Przy okazji Czesi mogli się pobawić w zgadywanie: o czym będzie traktował artykuł na pierwszej stronie gazety Babiša nazajutrz po protestach? W tym roku zdecydowanym faworytem był długi kawałek o smrodzie z niemieckich fabryk, który dociera nad Czechy wraz z zachodnim wiatrem).
Większość pozostałych gazet, stron internetowych i stacji TV ma mniej lub bardziej jasno zdefiniowany profil ideologiczny, co zwykle oznacza, że nie są w stanie wpływać na potencjalnych niezdecydowanych wyborców – otwarcie schlebiają konkretnym bańkom społecznym i jedynie potwierdzają ich już ugruntowane opinie.
Czechy: Ćwierć miliona ludzi żądało ustąpienia premiera Babiša
czytaj także
Co ciekawe, pomimo powyższego zdarzają się rzadkie i odizolowane przypadki Czechów, których poglądy nie są jeszcze zabetonowane na amen. Istnieje nawet pewien łatwo dostępny serwis medialny, który dostarcza informacji na temat najnowszych wydarzeń i jest prowadzony zgodnie z dość surowymi standardami dotyczącymi publikowanych treści. Są to mianowicie media publiczne – a fakt, że oglądają je niezdecydowani wyborcy, czyni je głównym celem politycznych nacisków. By przytoczyć nieśmiertelne słowa lidera czeskiej partii komunistycznej, „dziennikarze powinni być wybierani jak politycy”. I prawdopodobnie przez polityków.
Infiltracja i unicestwienie
Ryzyko, że ktoś będzie próbował egzekwować standardy dziennikarskie, mocno uwiera współczesnych polityków. Oznacza bowiem, że media będą przynajmniej próbowały zrównoważyć punkt widzenia (z bardzo, ale to bardzo różnym powodzeniem, ale to temat na osobny artykuł), jak również weryfikować prawdziwość oświadczeń składanych przez polityka (czymże sobie zasłużył na takie nieszczęście?!). Krótko mówiąc, że żadne lemingi tamtędy nie przejdą, a dzięki dość zawiłemu systemowi nadzoru żadne medium publiczne nie będzie – przynajmniej w teorii i abstrahując od osobistych sympatii dziennikarzy – jednopartyjnym kanałem politycznym.
Mediów publicznych należy się zatem pozbyć.
czytaj także
Obecny plan ataku jest dwutorowy: z jednej strony infiltracja, z drugiej – unicestwienie, przy czym każda z tych opcji w równym stopniu zadowala polityków z dyktatorskimi zapędami. Obie te strategie można zresztą stosować równolegle, z potencjalnie niszczycielskim skutkiem: w ubiegłym roku rządząca partia populistyczna ANO nominowała Petra Štěpánka, człowieka, który wielokrotnie wyrażał chęć dosłownego wysadzenia czeskiej telewizji w powietrze, do jednego z jej organów nadzorczych. Plan zdusiły w zarodku masowe protesty, które zmusiły przedstawicieli innych partii, by wycofali poparcie dla kandydata, ale Štěpánek nie był ani pierwszym, ani ostatnim kretem wpuszczonym do czeskich mediów publicznych.
Weźmy najpopularniejsze medium, czeską telewizję: podlega ona organowi nadzorczemu zwanemu Radą Radiofonii i Telewizji – RRTV. Organ ten składa się z czternastu osób nominowanych przez parlament, a obecna struktura odzwierciedla rosnącą popularność partii autorytarnych, jak ANO Babiša czy skrajnie prawicowa SPD. Oto przykład, który ilustruje całość problemu: Ladislav Jakl, homofobiczny świr, wyznawca teorii spiskowych i chodząca porażka, obecnie w centrum zainteresowania mediów, bo snuje niestworzone historie o tym, jak został zaatakowany, podczas gdy tak naprawdę sam wszczął bójkę albo nie był w stanie udowodnić, że w ogóle doszło do agresji. Jego nominacja to efekt niestrudzonych wysiłków, długiej kariery w dezinformacji oraz faktu, że w tej samej radzie zasiada jego była żona.
Infiltracja czeskiej telewizji przebiega dość powoli, ale istnieje sposób, by ją przyspieszyć, a Zeman zaproponował go równolegle ze swoim zoologicznym blamażem. Cała rada może zostać natychmiast zdymisjonowana, jeżeli przez dwa lata z rzędu parlament nie przyjmie rocznych sprawozdań czeskiej telewizji. W tej chwili czekamy na zatwierdzenie czterech raportów za lata 2016 i 2017, co pokazuje, jak żywo czeski parlament jest tą kwestią zainteresowany. To może się jednak szybko zmienić; Zeman już teraz sugeruje, że parlament odrzuci sprawozdania, a to będzie oznaczać konieczność wybrania nowej rady. W obecnym układzie sił parlamentarnych oznaczałoby to, że zamiast powolnej infiltracji (tu się da jakiegoś Jakla, tam jakiegoś Štěpánka…) otrzymamy radę w całości złożoną z przedstawicieli ANO, SPD i kandydatów tak zwanej partii komunistycznej (w rzeczywistości konserwatywnych nacjonalistów), a czeska telewizja albo przeistoczy się w organ propagandowy, albo zostanie rozwiązana.
Biorąc pod uwagę czas antenowy, jaki poświęcono protestom przeciwko Babišowi, a także to, że premier wielokrotnie ośmieszył się przed kamerami, kiedy poproszono go o wypowiedź na ten temat, zapewnienia niektórych członków ANO dotyczące rocznych sprawozdań nie brzmią przekonująco. Wygląda na to, że mamy do wyboru stopniowy przewrót albo całkowite unicestwienie – tak czy inaczej, w obecnym klimacie politycznym czeska telewizja jako medium publiczne i tak ma przechlapane.
I wcale nie to jest w tym wszystkim najgorsze.
Jaka czeska prasa?
Prawdopodobnie najbardziej wpływowe medium publiczne jest najmniej widoczne dla obywateli: Czeska Agencja Informacyjna, ČTK. Newsy podawane przez ČTK przekazują dalej niemal wszystkie źródła informacji w kraju, co sprawia, że w dziedzinie kształtowania opinii publicznej agencja jest kluczowym graczem.
czytaj także
Posiada również organ nadzorczy – Radę ČTK. Jej infiltracja zaszła już znacznie dalej niż przejmowanie telewizji publicznej. Wielokrotnie podejmowane były próby przesunięcia akcentów w wiadomościach ČTK przez składanie formalnych skarg na przykład na to, że agencja nie wspomniała o nagrodzie Niezależnej Dezinformacji – ups, pardon, Niezależnych Mediów. Skargę złożył członek Rady, a przy okazji także weteran rosyjskiej propagandy, Petr Žantovský, który przez czysty przypadek pominął przy tej okazji jeden maleńki drobiazg, a mianowicie fakt, że jest on członkiem stowarzyszenia przyznającego nagrodę i że był gospodarzem całego wydarzenia. Próbował tego samego numeru z wysoce podejrzaną konferencją pisarzy (zgadnijcie, kto był jej gospodarzem), a nawet zasugerował, aby ČTK zorganizowała studia uniwersyteckie, natychmiast wysuwając własną kandydaturę na stanowisko wykładowcy.
Rada ČTK składa się z siedmiu osób; pięć z nich to kandydaci pierwotnie nominowani przez SPD lub ANO. Nikt z tej piątki nawet nie udaje, że choćby w minimalnym stopniu zależy mu na dostarczaniu niezależnych informacji. Oprócz Žantovskiego w przypadku co najmniej trzech innych osób występuje oczywisty konflikt interesów spowodowany zatrudnieniem ich samych lub ich bliskich w innych mediach. Posunęli się nawet do tego, że otwarcie to potwierdzili, sugerując jednocześnie proste rozwiązanie: zmienić przepisy regulujące działanie ČTK. Fakt, że wszyscy zostali nominowani przez ANO i SPD, jest niczym więcej, jak tylko kolejnym niesamowitym zbiegiem okoliczności.
czytaj także
Zostaje jeszcze ostatnie miejsce. Nowego członka Rady powinien wybrać parlament, jednak wstępne głosowania nie przyniosły rezultatu. Zdecydowanym faworytem (do wygranej zabrakło mu zaledwie sześciu głosów) jest niejaki Michal Semín, nominowany – niespodzianka! – przez SPD. Z punktu widzenia infiltracji jest to kandydat doskonały. Twardogłowy katolik (jeśli urodzisz się z orientacją inną niż heteroseksualna, popełniasz przestępstwo), konserwatysta do szpiku kości (UE chce nas zniszczyć za pomocą zgubnej „antydyskryminacyjnej” propagandy) i oczywiście świr od teorii spiskowych (za zamachami z 11 września stoją amerykańcy Żydzi). Fakt, że jest dobrym kumplem Žantovskiego i całej reszty czeskiej sceny nacjonalistycznej, mówi sam za siebie.
ČTK ma niewielkie pole manewru. Wprawdzie Rada nie sprawuje bezpośredniej kontroli nad agencją informacyjną, może jednak kierować skargi dotyczące działania agencji do jej dyrektora. Gdy zbierze się ich wystarczająca liczba, Rada może odwołać dyrektora i wskazać nowego.
Dlaczego tak się jeszcze nie stało, zapytacie zapewne – cóż, na to pytanie istnieje wiele możliwych odpowiedzi. Po pierwsze, członkowie Rady są bardziej zainteresowani własnymi konfliktami interesów niż faktycznym przejęciem kontroli nad agencją. Po drugie, ANO i SPD nie potrafią się porozumieć w kwestiach politycznych. ANO Babiša robi wszystko, co wydaje się popularne, a publiczny sojusz z partią nadal postrzeganą przez znaczną część potencjalnych wyborców jako ekstremistyczna nie byłby rozsądnym posunięciem z punktu widzenia strategii. Po trzecie, figury na szachownicy zostały już rozstawione i pozostaje czekać na kolejne wybory oraz otwartą koalicję pomiędzy ANO, komunistami i SPD, która wydaje się znacznie bardziej prawdopodobnym scenariuszem teraz niż rok temu, biorąc pod uwagę katastrofalne wyniki wyborcze socjaldemokratów, czyli obecnego partnera koalicyjnego ANO. Po czwarte, wszyscy są za głupi na współpracę.
czytaj także
Tak czy inaczej, nad czeskimi mediami publicznymi wisi miecz. Pod stołem leży też tykająca bomba zegarowa, w jedzeniu jest paskudna trucizna, a na pobliskim trawiastym pagórku czai się snajper. A jak już to wszystko walnie i kurz opadnie, powinniśmy się przygotować się na kolejne, niczym nieprzerywane opisy lemingów. Będą do nas dobiegać z każdej strony.
Człowiek zaczyna żałować, ze te małe, włochate szczurki jednak nie rzucają się z klifów.
**
Z angielskiego przełożyła Katarzyna Gucio.