To nie jest dobra wiadomość dla polskich czechofilów i czeskich polonofobów.
Ci pierwsi uwielbiają Czechów za obyczajowy i religijny luz, fajne pociągi, piwo oraz rzekomo smaczną kuchnię, ci drudzy mają Polaków za fanatyków religijnych, piratów drogowych (i narciarskich), zdrajców na radzieckim tanku oraz cwaniaczków, którzy nieustannie próbują opchnąć innym swoje zepsute mięso doprawione solą drogową.
Obie postawy są dość rozpowszechnione – w badaniach CBOS na temat najbardziej lubianych przez Polaków narodów Czesi od lat moszczą się na podium, Czesi natomiast w najlepszym razie Polaków ignorują, jak zresztą większość państw na pogardzanym Wschodzie (poza Rosją, która przynajmniej ma jakąś kasę). Obsesja na temat niebycia Wschodem przez lata była bodaj jedyną emocją, która łączyła oba narody: lokalni intelektualiści dostają podobnej piany po pierwszej sylabie frazy „Eastern Europe”, bo przecież oni są Europa co najwyżej Środkowa i Zachód porwany przez Wschód, nie to, co ci barbarzyńcy na mapie od nas na prawo.
Dziś łączy Polskę i Czechy coraz więcej. I nie chodzi nawet o kształt sceny politycznej, bo tu i wcześniej dało się znaleźć charakterystyczne dla wszystkich wschodnioeuropejskich krajów punkty styczne – jak np. partie, które nazywają się lewicowymi, a są konserwatywne obyczajowo i turboliberalne gospodarczo. Czy – co wydaje się w tym kontekście paradoksem – niechęć do lewicowości w ogóle. Albo to, że polityką trzęsie prawica, prawica i prawica – pierwsza neoliberalno-pragmatyczna, druga populistyczno-autorytarna i trzecia – walecznie rasistowska.
Chodzi jednak o przemiany, jakie zachodzą w obu społeczeństwach w ostatnich latach.
W Polsce mamy do czynienia z lawinową, a wciąż jakby niedostrzeganą przez polityczny (w tym opozycyjny) mainstream sekularyzacją. Z roku na rok coraz mniej Polaków chodzi do kościoła, przyjmuje komunię czy bierze ślub kościelny. Dotyczy to szczególnie młodych Polaków, z których zaledwie 26% uczęszcza na mszę, a 16% twierdzi, że religia jest dla nich ważna. Według danych Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego tendencja ta miała w ostatnim roku wyhamować, ale to dlatego, że z rachunków odliczono parafian-emigrantów.
Polacy coraz częściej opowiadają się też w najróżniejszych sondażach za rozdziałem Kościoła od państwa. Jedynie 25% chciałoby, by rządzący wspierali rozpowszechnianie wartości religijnych, a 28% akceptuje finansowanie Kościoła przez państwo. Ponadto 56% Polaków nie chce finansowania lekcji religii z budżetu, a 52% jest przeciwko religiom w szkołach.
Za sekularyzacją idzie dynamiczna liberalizacja postaw w tematach obyczajowych: już większa część Polaków popiera legalizację aborcji czy związków partnerskich, w czym dotychczas w naszym regionie królowali Czesi (co znajduje zresztą odzwierciedlenie w obowiązującym tam prawie).
Czesi wciąż królują też w rankingach ateistów (nawet w skali całej Europy – tak określa się 72% z nich), ale czeski Kościół zaczął się w ostatnich latach niebezpiecznie panoszyć w debacie publicznej. Dostał kopa w 2012 roku, kiedy w ramach odszkodowania za czasy komunizmu zwrócono mu budynki i hektary lasów oraz ziemi warte ok. 4 miliardy dolarów, a resztę wypłaca się w rocznych ratach, które łącznie składają się na sumę kolejnych 3 miliardów.
czytaj także
A nie jest to żaden Kościół, jak by się mogło wydawać, tak zwany otwarty. Jedną z jego medialnych twarzy jest prymas i metropolita praski Dominik Duka, niestrudzony hejter liberałów, osób LGBT, islamu i kobiet oraz miłośnik prezydenta Miloša Zemana. O antyprzemocowej konwencji stambulskiej opowiadał te same głupoty co kler u nas. Niewiele zdziałał (tak jak wtedy, kiedy próbował namówić premiera Andreja Babiša na wycofanie się z poparcia dla projektu małżeństw jednopłciowych), ale w mediach i tak bryluje, szczególnie w kwestii uchodźców, których przyjmowaniu się sprzeciwia.
Tymczasem Czesi zaczęli dużo gadać o chrześcijańskich wartościach. Petr Kratochvil, dyrektor Instytutu Stosunków Międzynarodowych w Pradze, uważa że Czesi romantyzują i idealizują tzw. kulturowe chrześcijaństwo. „Nie chodzą do kościoła, nie wierzą nawet w Boga, ale ostatnio zaczęli mówić, że są chrześcijanami. Ale to nie znaczy, że modlą się do Jezusa, tylko że nie lubią muzułmanów”. Biorą w tym udział również rządzący, którzy ustanowili Wielki Piątek świętem państwowym.
Kolejne przykłady podobieństw można mnożyć. Piwko z lokalnego browaru? W Polsce już dobre parę lat panuje na nie moda. Fajne pociągi? Dożyliśmy czasów, kiedy transport publiczny przestał być traktowany jak złóg komunizmu, a stał się głównym tematem wyborów samorządowych, a w tym roku może i parlamentarnych.
Tak jak i prawa kobiet: w Czechach, choć aborcja jest legalna, z postępami w innych aspektach jest z tym dość krucho. Udział kobiet w polityce należy do najniższych w Europie, do najwyższych zaś – różnice płac. A w zeszłorocznych wyborach wszyscy kandydaci na prezydenta – podobnie jak wiele innych medialnych twarzy – uznali za stosowne wypowiedzieć się przeciwko #metoo.
Jeśli chodzi o tanki, z Rosją dziś chętniej układają się Czesi; na mięsie się nie znam, to się nie wypowiem. Polscy piraci drogowi trzymają się mocno. Z pewnością natomiast w ostatnich latach Polaków i Czechów połączyło jeszcze jedno: niechęć do nieistniejących uchodźców.
Polscy kierowcy są bardziej śmiercionośni niż rak szyjki macicy
czytaj także
Rację miał więc Jaroslav Fiala, gdy na łamach Political Critique ostrzegał przed polonizacją Czech. Bohemizacja Polski przebiega w podobnie zatrważającym tempie. Jak tak dalej pójdzie, Polacy nie będą mieli kogo kochać, a Czesi kim pogardzać. Osobiście nie miałabym nic przeciwko sprowadzeniu z Czech tradycji coverowania wszystkiego, co śpiewa w radiu.