W ubiegły weekend w Czechach odbyły się wybory samorządowe, które przyniosły ostry zwrot w dyskursie politycznym w kierunku skrajnej prawicy. Nawet „konserwatywne” partie głównego nurtu o ustalonej pozycji odwoływały się do retoryki nienawiści i rasizmu. Pomijając około miliona rozterek natury etycznej, należy postawić sobie pytanie: czy zadziałało?
„Zbudujemy wioskę dla lumpenproletariatu”
Być może najostrzejsze, najbardziej szokujące slogany pojawiły się w północnych Czechach, w peryferyjnym mieście Most, zdewastowanym przez przemysł ciężki (i późniejsze bezrobocie, które nadeszło wraz z zamknięciem kopalni węgla), borykającym się od dłuższego czasu z kryzysem mieszkaniowym zawinionym przez handlarzy nieruchomościami powiązanych z samorządem lokalnym. Co ciekawe, to właśnie partia Mostowianie dla Mostu (SMM), najbardziej uwikłana w handlowanie biedą, dolewa oliwy do ognia, wywołując rasistowską gorączkę u porządnych skądinąd ludzi. To partia, która otwarcie zaproponowała segregację i tworzenie miejsc nieobjętych zasiłkami mieszkaniowymi dla najuboższych oraz, jak już się czytelnik domyśla, wybudowanie „wiosek dla lumpów”, do których przeniesiono by ów „margines”. Procedura ustalania, kto dokładnie należy do owej grupy zwanej „marginesem” nie jest do końca jasna, należy jednak przypuszczać, że nie obejdzie się bez filtra koloru.
czytaj także
„Margines” to nowe pojęcie w czeskim dyskursie politycznym. „Poprawnym” kryptonimem na oznaczenie mniejszości romskiej był do tej pory przymiotnik „nieprzystosowani”. Partia SMM oczywiście zadbała o to, by nie tworzyć bezpośredniej korelacji między lumpowatością i przynależnością etniczną, jednak jej plany tworzenia „wiosek dla marginesu” dziwnym zbiegiem okoliczności uwzględniają przede wszystkim ludzi żyjących w miejscach wykluczonych społecznie, zamieszkiwanych niemal wyłącznie przez Romów. Tego typu wyrafinowane techniki kamuflażu stały się chlebem powszednim licznej rzeszy mniej lub bardziej rasistowskich partii, które powyrastały jak grzyby po deszczu w całym kraju, zwracając nawet uwagę brytyjskich mediów.
SMM nie wygrała wyborów w Moście, skończyła na trzecim miejscu. Jednak to wystarczy, by odcisnęła swoje piętno na przyszłej polityce (anty-)społecznej miasta. Jej kampania odbiła się echem w postulatach partii, która zajęła miejsce czwarte: tradycyjnej, konserwatywnej Demokracji Obywatelskiej (ODS), która od lat dziewięćdziesiątych odgrywała decydującą rolę w czeskiej polityce, ale wraz z nadejściem masowego populizmu znalazła się w opałach. Niczym niezrażona ODS pojęła w lot, co w trawie piszczy, i zaczęła obiecywać politykę zerowej tolerancji wobec obcokrajowców (akurat ten slogan pochodzi z Mladej Boleslav, miasta, któremu ekonomiczne koło ratunkowe rzucili zagraniczni pracownicy z fabryki samochodów Skody), zyskując dzięki temu znacznie na popularności. Jeżeli można mówić o jakimś ogólnym zwycięzcy tych wyborów, to jest nim właśnie ODS. Hm…?!
czytaj także
Mieszkania socjalne? Nie, dziękuję.
Oczywiście najpilniej śledzono wybory w dwóch największych miastach w kraju: Pradze i Brnie. Praga to pandemonium osobnej kategorii, zajmiemy się nią za chwilę. Natomiast Brno zwróciło na siebie uwagę dzięki kilku ciekawym zjawiskom, które miały miejsce za kadencji ostatniego samorządu. Założona jako żart partia protestu, Žít Brno („Żyć Brno”), która ostatecznie dostała się do rady miasta, jedyne socjalne i progresywne ugrupowanie w ofercie, okazała się kompletną pomyłką. Owszem, jej polityka bez dwóch zdań przyniosła wiele problemów, parę skandali, parkowanie w centrum stało się niemożliwe, a jej pomysły na wykorzystanie dróg i samochodów skuteczniej sparaliżowały brneński ruch niż środek uspokajający dla słoni wstrzyknięty w tyłek. Jednak politycy z tego ugrupowania mają na swoim koncie jedyny projekt mieszkalnictwa socjalnego w kraju, który a) rzeczywiście został zrealizowany, b) sprawdził się.
czytaj także
Szybkie przenoszenie mieszkańców do nowych domów zaczęło się jako eksperyment – próba ustalenia, czy oferowanie mieszkań rodzinom bez domu to właściwy sposób, by ułatwić im integrację społeczną. Rodzinom proponowano wsparcie w utrzymaniu mieszkań i pomoc społeczną pod warunkiem, że nie będą łamać umów z wynajmującym i będą płacić czynsz w terminie. Kto by pomyślał? Okazało się, że mieszkalnictwo to rzeczywiście brama do lepszego życia. 96% z tych rodzin utrzymało mieszkania przez ponad rok. Sukces na całej linii. Ale potem lud poszedł na wybory i przemówił.
Prezydent mojego kraju spalił wielkie czerwone gacie [ZOBACZ MEMY]
czytaj także
Ostateczny kształt koalicji tworzącej się na ratuszu w Brnie nadal nie jest jeszcze przesądzony. Z jednej strony mamy ODS, której lokalny lider, wypowiadając się przeciwko całemu projektowi w słowach „Najpierw praca, potem mieszkania” sprawił, że przeciętny miś koala wydaje się geniuszem, a następnie stroszył piórka w samozadowoleniu twierdząc, że przecież nie można mieszać bezdomnych, z których większość to narkomani i ludzie o skłonnościach samobójczych, z porządnymi, pracującymi, płacącymi czynsz lokatorami. Z drugiej strony stoi populistyczna ANO, która wcześniej z lubością przypisywała sobie zasługi za cały projekt, teraz jednak nie pozwoli, żeby stanął na drodze do utworzenia koalicji. Tak czy siak, ów unikalny projekt czeka definitywny i bardzo bolesny los. Zresztą podobnie jak każdego, kto próbuje szukać pracy, nie mając domu.
Kapitał kapitalistyczny
Jakby tego było mało, mamy jeszcze Pragę. Wybory w stolicy sprowadzały się generalnie do konkursu na największego cwaniaka. Populistyczna ANO wystawiła lichwiarza z hasłem „Dzięki nam Praga będzie bogata”. Najwyraźniej ironia tego stwierdzenia umknęła uwadze partyjnego aparatu PR. W odpowiedzi ODS zaproponowało zaiste błyskotliwą kampanię pod hasłem „Porządek przeciwko anarchii”, atakując dzikich lokatorów, bezdomnych, śpiochów z komunikacji miejskiej i zdaje się, że również uzależnionych od narkotyków, choć trudno mieć pewność, patrząc na ich klip, w którym pytają dobrych, przyzwoitych Czechów, czy chcą, żeby KTOŚ TAKI decydował o losie wyborów w ich imieniu. O ironio, to ostatnie było wierutnym kłamstwem, ponieważ facet z klipu nie mieszka w Czechach, a film wykorzystano bez zgody autora. Cóż lepiej podkreśla wolę walki o zachowanie „porządku” niż kradzież?
Ta część kampanii miała zdyskredytować partię Piraci, która w praskich wyborach zajęła drugie miejsce, Dlatego wydaje się, że wspomniany slogan stanowił skrajny przykład idiotycznego hasła politycznego, które nic nie wskórało. Nie ma jednak zbytnich powodów do radości. Bez względu na kształt przyszłej praskiej koalicji, nieunikniony będzie mariaż konserwatystów, populistów i ODS, która, zabiegając o głosy skrajnej prawicy, zmieniła się nie wiadomo do końca w co.
A czy są jakieś dobre wieści? No są. ANO Andreja Babiša zdobyło mniej głosów, niż początkowo przypuszczano, w większych miastach minimalnie ustępując pola ODS. Na wieść o tym Babiš i lider ODS Fiala natychmiast zaczęli oskarżać się wzajemnie o lewicowanie. Aż strach pomyśleć, co w takim razie oznacza ich zdaniem skrajna prawica.
czytaj także
Dla ksenofobów z SPD wybory też zakończyły się klapą. W całym kraju zdobyli zaledwie 155 mandatów. Ich lider, Tomio Okamura, słynny kanciarz i siewca strachu, niezwłocznie zmienił wcześniejsze przewidywania z „setek mandatów dla SPD” na „chodziło mi o liczbę trzycyfrową”. Jednak jego ludzie wykazali się mniejszą flegmą: „miłej zabawy z imigrantami”, wrzucił na Twittera przegrany kandydat SPD w Pradze. I choć o wynikach wyborów w Brnie można powiedzieć dużo złego, to przynajmniej otwarcie neonazistowska partia Przyzwoici Ludzie przegrała wybory z kretesem.
Cóż, chyba w takim razie mogło być gorzej…
**
Z angielskiego przełożyła Dorota Blabolil-Obrębska.