Konfrontowanie naszych poglądów z kimś spoza naszej liberalno-lewicowej bańki może być miłe i kształcące, chyba że trafimy na zatwardziałego korwinistę. Jednak nawet taka dyskusja może przynieść pewne pożytki, o ile wiemy, jak to zrobić. Jaś Kapela wie i chętnie pomoże.
Jak dyskutować z korwinistą? Ktoś może powiedzieć, że najlepiej wcale, w końcu łatwo znaleźć setki przyjemniejszych aktywności (od leżenia w basenie po oglądanie śmiesznych zdjęć kotów w internecie). Czasami jednak zdarza się sytuacja, że nie sposób uniknąć takiej dyskusji. Może się to zdarzyć w szkole, na rodzinnej lub towarzyskiej imprezie, tudzież w dowolnej innej sytuacji, która zmusza nas do wyjścia z lewicowo-liberalnej bańki i konfrontowania się z ludźmi mającymi poglądy niż nasze. Może to być miłe i kształcące, ale może być również powodem zbędnego strzępienia nerwów, gdy partnerem do dyskusji okaże się korwinista. O ile ludzi generalnie trudno do czegokolwiek przekonać, o tyle szansa, że przemówimy do rozsądku zwolennikom wewnętrznie sprzecznych poglądów Janusza Korwina Mikkego, wydaje się graniczyć z niemożliwością. Nie znaczy to jednak, że nie można sobie z nimi podyskutować. Choćby dla rozrywki i treningu intelektualnego. Jak zatem do tego podejść?
czytaj także
Na początku powinniśmy się upewnić, że dany korwinista lub korwinistka mają ukończone osiemnaście lat. Nie chodzi mi tu bynajmniej o dyskryminację młodzieży. Z młodzieżą niewątpliwie również warto dyskutować, może nawet bardziej niż z dorosłymi, bo jest duża szansa, że młodzież z czasem swoje poglądy zmieni. Mamy na to statystyki: o ile wśród młodzieży nieposiadającej praw wyborczych odsetek osób deklarujących sympatię dla korwinizmu potrafi sięgać zawrotnych kilkudziesięciu procent, o tyle partiom Korwina dawno już nie udało się przekroczyć w wyborach do Sejmu wymaganych przez nasz system wyborczy pięciu procent. Jak widać, proces dojrzewania bywa bolesny, ale również kształcący. Większość z nas skutecznie przez niego przechodzi i zaczyna rozumieć, że świat jest bardziej skomplikowany niż może się z początku wydawać, a proste i radykalne rozwiązania proponowane przez ultraliberalnych konserwatystów, nie zawsze przynoszą oczekiwane rezultaty.
Często lepszym i bardziej pożytecznym rozwiązaniem niż dyskutowanie z nastoletnimi korwinistami, może być podrzucenie im interesujących linków lub książek. Przecież, gdy zmiażdżmy nastolatka lub nastolatkę w dyskusji, to przyjemność będzie z tego umiarkowana i krótkotrwała, a efekt może okazać się wręcz przeciwskuteczny. Poniżony i wkurzony nastolatek jeszcze tylko bardziej zamknie się w swoim zakorwinieniu i przekonaniu, że dorośli są głupi i nie mają racji. Do pewnego stopnia taki nastolatek będzie miał nawet rację, bo trzeba być naprawdę niefajnym i pozbawionym empatii dorosłym, żeby publicznie – a przecież takie dyskusje przeważnie odbywają się publicznie – poniżać młodzież udowadniając jej głupotę. Jest to też oczywiście nielewicowe.
Gdy jednak upewnimy się, że korwinista lub korwinistka mają już prawo wyborcze, pozostaje nam jednak podjąć rękawice, gdyż istnieje pewne ryzyko, że nie będą się wahali z niego skorzystać. Tu chciałem poczynić wstydliwe wyznanie: mnie samemu zdarzyło się kiedyś zagłosować na pana Janusza w wyborach do sejmiku wojewódzkiego. Już wtedy przeczuwałem, że z popularyzatorem gry w brydża jest coś nie tak, ale ponieważ polityką interesowałem się wtedy w umiarkowanym stopniu, uznałem, że dzięki obecności Korwina w sejmiku przynajmniej będzie śmiesznie. Od tamtego czasu pan Janusz pozwolił sobie na wiele żartów, z których większość nie jest zupełnie zabawna, a część jest nawet obraźliwa, więc potem żałowałem. Tyle dobrego, że mój nastoletni głos i tak nie pomógł Korwinowi wrócić na łono lokalnej władzy ustawodawczej. Koniec wyznania.
W trakcie dyskusji z korwinistą możemy być pewni, że przyjdzie nam rozmawiać o podatkach, które zdaniem tej opcji ideologicznej powinny być możliwie niskie, co ma rzekomo pobudzać rozwój gospodarczy. Zanim zaczniemy merytorycznie dowodzić, że kraje, w których były wysokie podatki, często rozwijały się znacznie lepiej niż te, w których podatki były niskie, a dla rozwoju gospodarczego często ważniejszy jest kapitał społeczny i dostępna infrastruktura niż prywatna inicjatywa, warto sprowadzić partnera na ziemię i spytać, ile zapłacił za przejazdy publiczną drogą do miejsca, w którym przyszło wam dyskutować. O ile nie jechał autostradą albo nie dostał mandatu za zbyt szybką jazdę, prawdopodobnie nie zapłacił za to ani gorsza. Możemy więc poprosić, że jeśli mamy dalej dyskutować o podatkach, bez których nie zostałaby wybudowana droga, która umożliwia wam dzisiejszą rozmowę, powinien najpierw wraz z kolegami podzielającymi jego poglądy zrzucić się na budowę tejże drogi. Ponieważ korwiniści rzadko należą do osób zamożnych i potrafiących współpracować, możemy być niemal pewni, że naszemu dyskutantowi nie uda się zgromadzić odpowiednich środków. Gdyby postępował zgodnie ze swoimi poglądami, nie miałby szansy się z nami spotkać, gdyż musiałby zostać u siebie w szałasie, więc dyskusję możemy uznać za skończoną.
Oczywiście jest też możliwe, że korwinista przyjechał się z nami zobaczyć dzięki uprzejmości rodziców lub innych znajomych, którzy nie są przeciwnikami podatków i chętnie łożą pieniądze na rzecz wspólnego dobra. Co prawda nie jestem pewien, czy korzystanie z tego rodzaju bezpłatnych usług jest w pełni zgodne z ideologią korwinizmu, bo w końcu każdy powinien być kowalem swojego losu, a nie żerować na rodzinie i przyjaciołach, ale umówmy się, że nie jest to najbardziej spójna z ideologii.
Potencjalnie możemy sobie też wyobrazić, że korwinista przyjechał na rowerze przez las (najprawdopodobniej państwowy) lub przyszedł na piechotę przez prywatne pola, nie korzystając z żadnej infrastruktury wybudowanej z publicznych środków. Jest to sytuacja tak mało prawdopodobna, jak korwinista na rowerze, ale wszystko jest przecież możliwe, więc nie da się wykluczyć, że będziemy musieli toczyć dyskusję dalej. Tym bardziej, jeśli się okaże, że nasz przeciwnik nie jest przeciwnikiem budowania infrastruktury drogowej, czy rowerowej z publicznych środków, a jedynie na przykład wrogiem powszechnej służby zdrowia.
Tutaj sytuacja jest podobnie banalna. Zamiast wdawać się w merytoryczną dyskusję o zaletach dbania o zdrowie publiczne, gdyż zdrowi ludzie są bardziej produktywni, warto spytać, ile korwinista zapłacił służbie zdrowia za swój poród i dalsze świadczone mu bezpłatnie usługi. Ostatecznie nie ma powodu, żebyśmy z publicznych podatków wspierali narodziny korwinisty. Jeśli więc nie urodził się w prywatnym szpitalu, to zgodnie ze swoimi przekonaniami powinien sam za siebie płacić przy każdej wizycie u lekarza. Od narodzin aż do śmierci.
Niestety, zważywszy, że korwiniści przeważnie są młodzi i nie cierpią na zbyt wiele dolegliwości zdrowotnych, ten argument może ich nie przekonać. Pozostaje nadzieja, że wyleczą się korwinizmu, zanim dopadną ich bardziej kosztowne w leczeniu schorzenia. Nawet największemu korwiniście nie życzę bowiem płacenia z własnej kieszeni za opiekę zdrowotną, gdy dostanie raka. Jak może się skończyć zacietrzewienie w tym temacie, świetnie pokazuje odcinek serialu Na Sygnale, w którym ideologicznie bliski Korwinowi polityk Eryk Niewiadomski, zaczyna cierpieć na przypadłości zdrowotne, ale odmawia skorzystania z publicznej służby zdrowia, a na prywatną go nie stać. Mało brakowało, by doszło do tragedii. Na szczęście państwowi ratownicy ulitowali się nad antypaństwowym politykiem i nie pozwolili mu umrzeć.
czytaj także
Choć sytuacja opisana w serialu TVP była fikcyjna, nie sposób odmówić jej realizmu. Zaświadczyć mogą o tym choćby ratownicy z Łaz, którzy musieli ratować Janusza Korwin-Mikkego tonącego w Bałtyku, co polityk skwitował słowami: „W tym kraju nie można nawet utopić się spokojnie”. Można sobie wyobrazić, że rzeczywistość, w której do władzy doszedłby Korwin, byłaby jeszcze gorsza niż fantazje scenarzystów seriali TVP. Nie sposób też nie zauważyć, że polityk w przytoczonej wypowiedzi myli się (podobnie jak w setkach innych kwestii). Według statystyk policji w zeszłym roku w Polsce spokojnie utopiło się 471 osób, a może nawet więcej, bo ostatecznie pewnie były też takie, które utonęły na tyle spokojnie, że do dziś nie mamy o tym pojęcia. W Polsce co roku kilkanaście tysięcy osób ginie bez śladu. Niestety nasze państwo nie działa jeszcze na tyle sprawnie, abyśmy wiedzieli, czy byli to korwiniści.
Oczywiście te oraz inne argumenty mogą nie przekonać co bardziej zacietrzewionych wyznawców ideologii liberalno-konserwatywnej. Na szczęście zawsze możemy zmienić temat i porozmawiać o tym, jakie są upały. Co niestety może się szybko przerodzić w dyskusję o zmianach klimatycznych, których przecież nie ma. Gdy przyjdzie wam w tym upale dyskutować z kimś takim, proponuję czym prędzej oddalić się i popływać. Natomiast jeśli życzą sobie Państwo kolejnych propozycji, jak dyskutować z korwinistami, to proszę dawać znać. Chętnie pomogę.