Gwiazdor brytyjskiej lewicy intelektualnej serwuje czytelnikom spektakularną mieszankę nonsensu, błędnych założeń i spekulacji o polityce w Chorwacji.
Niedawna wizyta Paula Masona w Chorwacji przypomina mi inne, podobne wydarzenie – wizytę Paula Krugmana, laureata Nagrody Nobla oraz światowej sławy intelektualisty, która miała miejsce cztery lata temu podczas wielkiego tournée noblisty po krajach Europy Wschodniej. Krugman, sponsorowany przez jedną z wielkich firm tytoniowych, wygłosił rutynowy wykład w turystycznym miasteczku Rovinj. Lokalne media rozprawiały o tej wizycie przez wiele dni, zafascynowane wizytą największej ze współczesnych keynesowskich gwiazd ekonomicznego mainstreamu. Szkoda, że żaden z lokalnych komentatorów i dziennikarzy nie odwiedził w tym czasie popularnego bloga Krugmana, The Conscience of a Liberal (Sumienie liberała), aktualizowanego codziennie w „New York Timesie”. Mogliby się przekonać, jaką naprawdę wartość miała wizyta w Chorwacji dla ich ukochanego gościa.
Krugman opublikował w tym czasie siedem postów: cztery z nich analizowały kampanię wyborczą w USA, dwa śledziły trendy w brytyjskiej gospodarce, a Chorwacja wspomniana została tylko w jednym, ostatnim wpisie, opublikowanym przez Krugmana tuż przed wylotem. Składał się on z pojedynczego zdania oraz towarzyszącego mu linka : „Hej, tu, gdzie jestem, jest teraz noc, co jest trochę celem tego wideo – czas pakować walizkę, la la la”. Krugman załączył link do YouTube’owego wideo – piosenki Glamorous Life z musicalu Stephena Sondheima A Little Night Music.
Ironia wybranej przez Krugmana piosenki (opowiadającej o popularnej niegdyś aktorce, która u kresu swojej kariery musi parać się występami w odległych prowincjonalnych miasteczkach, odcinając kupony od dawnej sławy) mogłaby być nawet urocza, gdyby nie kontekst jego wizyty w Chorwacji. Łatwo odczytać cynizm znanego intelektualisty wobec małego, peryferyjnego kraiku, który w tym właśnie momencie – przy entuzjazmie naiwnych dziennikarzy i szczodrych honorariach od sponsorów – ustawiał scenę medialną pod występ owianego sławą intelektualisty.
Powtórka z peryferyjnej rozrywki
Kilka tygodni temu Chorwacja powitała z kolei dziennikarza Paula Masona – kolejną osławioną gwiazdę intelektualnej lewicy. Po zaledwie kilku dniach spędzonych na FALIŠ – Festiwalu Lewicy i Alternatyw w nadmorskim miasteczku Šibenik, Mason, którego książka „Postkapitalizm” została przetłumaczona właśnie na chorwacki, wprost ze stron wpływowego „Guardiana” pokusił się o wyjaśnienie światu dynamiki ledwie zakończonych wyborów parlamentarnych na Chorwacji .
Redaktor Mason, oferując przynajmniej analizę w miejsce dowcipów i piosenek, poświęcił Chorwacji nieco więcej uwagi niż Krugman. Jednak po przeczytaniu obu tekstów trudno mi ocenić, które z tych podejść okazało się lepsze.
Pod nagłówkiem „Chorwackie wybory są ostrzeżeniem przed powracającym na Bałkany nacjonalizmem” Mason zaserwował czytelnikom spektakularną mieszankę nonsensu, błędnych założeń, nieuzasadnionych spekulacji i wybiórczych informacji, opisując czytelnikom Chorwację widzianą z ignoranckiej, kolonialnej perspektywy.
Własne braki w zrozumieniu miejscowych zależności nadrobił zaś Mason całą górą bzdurnych, bałkańskich stereotypów.
Mason zaczyna komentarz uderzającym wspomnieniem z festiwalu FALIŠ, kiedy to widownia wysłuchała „ostatniego z miejskich partyzantów”, byłego członka narodowego ruchu oporu, który organizował sprzeciw wobec faszystowskich i nazistowskich okupantów oraz ich krajowych popleczników w czasie II Wojny Światowej. Starszy pan przypominał, jak to po zwycięstwie w roku 1945 ludzie byli skłonni budować drogi, fabryki i budynki dobrowolnie, bez żadnej zapłaty. Dziś jednakże – stwierdził – takie kolektywne projekty są zupełnie nie do pomyślenia. Słowa tego człowieka, otwierające tekst Masona, są jednocześnie ostatnimi nieproblematycznymi zdaniami jego tekstu.
Znacznie ciekawsze od wyliczania kolejnych, następujących po sobie pomyłek w tekście Masona będzie przyjrzenie się błędnym interpretacjom analizowanych przez niego, chorwackich wyborów. Niech to zilustruje kompletną ignorancję Masona co do rzeczywistości, którą zdecydował się opisać.
W wyborach parlamentarnych, które miały miejsce we wrześniu 2016 roku, Chorwacka Wspólnota Demokratyczna (HDZ) niespodziewanie, choć niewielką liczbą głosów, pokonała faworyzowaną wcześniej Partię Socjaldemokratyczną (SDP). Mason twierdzi, że najbardziej prawdopodobnym rezultatem takiego wyniku będzie „wielka koalicja” dwóch największych chorwackich partii politycznych – nacjonalistów i socjaldemokratów. W rzeczywistości jednak rząd utworzyły HDZ i partia Most, natomiast Masonowska „wielka koalicja” pojawiła się w debatach tylko raz, i to bardzo przelotnie (po niespodziewanej porażce SDP jej były przewodniczący Zoran Milanović niebezpośrednio zasugerował taką koalicję w ostatniej próbie ratowania przewodnictwa w partii, jednak nikt nie wziął tego na poważnie).
Nawet powierzchowne spojrzenie na balans siły w chorwackiej polityce pozwala na łatwe stwierdzenie, że taka koalicja nie byłaby w ogóle możliwa. W ostatnim roku konserwatywna HDZ tworzyła najmniej udaną koalicję w krótkiej historii tego kraju; koalicję, która promowała radykalny nacjonalizm, nową politykę historyczną, rehabilitującą ruch kolaborujący z faszystami w czasie II wojny światowej, histeryczny antykomunizm oraz mowę nienawiści przeciw mniejszościom. Koalicja upadła w wyniku własnej niekompetencji oraz skandali korupcyjnych przewodniczącego HDZ Tomislava Karamarko. Po rezygnacji Karamarki partia wysunęła na czoło wymuskanego europarlamentarzystę (i nowego premiera kraju) Andreja Plenkovića, a najbardziej radykalne skrzydło partii taktycznie wycofało się, zmiękczając agresywną retorykę. Te manewry pozwoliły Chorwackiej Wspólnocie Demokratycznej odzyskać dobre notowania w zaledwie kilka miesięcy, podczas gdy próby taktycznego zwrotu w prawo ze strony socjaldemokratów i wprowadzenia „twardszej”, niemal nacjonalistycznej retoryki, zakończyły się katastrofą. Oczywistością jest, że niespodziewany zwycięzca wyborów nie miał żadnego interesu w sprzymierzaniu się z oczywistym przegranym, szczególnie mając do wyboru koalicję z kilkoma mniejszymi partyjkami o różnych profilach ideowych, która pozwoliła na stworzenie stabilnej większości parlamentarnej.
Dzicy, ale na obraz i podobieństwo
Artykuł Masona jest spóźniony co najmniej o rok. Powrót nacjonalizmu był faktycznie ważną cechą p o p r z e d n i c h wyborów parlamentarnych w Chorwacji, lecz w tym roku byliśmy świadkami czegoś dokładnie odwrotnego – mimo niezaprzeczalnych wpływów radykalnej prawicy w społeczeństwie chorwackim, tegoroczne wybory udowodniły, że rząd bazujący na takich właśnie wartościach nie ma zdolności do rządzenia krajem. Na dzisiaj to „zeuropeizowana” wersja prawicy wydaje się być opcją zdolną do politycznych zwycięstw, a wyborcy pokazali, że zdecydowanie odrzucają umizgi liberalnej części sceny politycznej w stronę nacjonalizmu.
Dlaczego więc Mason uparcie chce odczytywać chorwackie wybory parlamentarne jako symptom „powrotu nacjonalizmu na Bałkany”, mimo że fakty temu przeczą? Otóż jego interpretacja łączy wydarzenia na Chorwacji z niedawnym wzrostem tendencji nacjonalistycznych w sąsiedniej Bośni i Hercegowinie. Tak Mason dociera do triumfalnej konkluzji: „Jeżeli Europa chce, aby sytuacja na Bałkanach się unormowała, musi zrozumieć ograniczenia swojego obecnego podejścia. Obniżyła swoje standardy akcesyjne dla państw na wschodzie i południu Europy, aby przyciągnąć je do projektu powiększenia. (…) Krótkoterminowo, kluczowe jest dla europejskich demokracji zaangażowanie na Bałkanach w promocję demokratycznej kultury i instytucji. Ostatecznie to dyplomacja Stanów Zjednoczonych narzuciła pokój w 1995. Dziś to bezpośrednio do UE należy utrzymanie go”.
A więc problemem, zdaniem Masona, jest fakt, że Europa jest zbyt pobłażliwa w stosunku do Bałkanów, podczas gdy powinna, niczym surowy nauczyciel, ostro przywoływać do porządku swoje ignoranckie, postsocjalistyczne dzieci.
Pogląd ten jest rozpowszechniony wśród liberalnych intelektualistów także w Chorwacji. Środowiska te wyprowadzają z tekstu Masona jeszcze jeden wniosek: Chorwacja wstępując do UE w 2013 była krajem lepszym, bardziej unormowanym i cywilizowanym, bo trwały jeszcze wymuszane przez Brukselę przedakcesyjne kontrole, ale teraz odpuściła i pozwoliła na wypuszczenie szowinistycznych demonów z butelki. Mam jeden problem z tymi (auto)kolonialnymi interpretacjami – bazują one na sztywnej dychotomii pomiędzy rozwiniętą i cywilizowaną Europą a zacofanymi Bałkanami, ale nie zauważają, że owo „niedorozwinięcie” Bałkanów jest systemowo zależne i wzmacniane właśnie przez „rozwiniętą” Europę.
Przyjrzyjmy się temu: radykalna prawica, nacjonalizm i ksenofobia rozkwitają obecnie w całej „rozwiniętej” Europie, od skandynawskiego modelu „kapitalizmu z ludzką twarzą”, przez Francję i Niemcy, aż do Wielkiej Brytanii Masona. Chorwacki nacjonalizm od momentu swojego powstania w późnych latach 80. i wczesnych 90. XX wieku legitymizował sam siebie poprzez rzekome pradawne związki z „cywilizacją zachodnioeuropejską”, tym samym jawnie odróżniając się od wysuniętych bardziej na wschód republik pojogusławiańskich. Ta „proeuropejska” linia, legitymizująca pozycje skrajnej prawicy, jest dziś w różnych wariantach kontynuowana.
Równocześnie rząd posłusznie wypełnia ekonomiczne wytyczne Brukseli, przygotowując wyprzedaż majątku narodowego i nowe ataki na prawa pracownicze. To dlatego – ku zaskoczeniu Masona – HDZ nie dostała po łapach ze strony instytucji europejskich mimo flirtu z faszystowską spuścizną.
Stworzony przez Masona wyciskający łzy opis Chorwacji jako kraju z 40-procentowym bezrobociem wśród młodych oraz 90-procentowym długiem publicznym ma mniej wspólnego z Bałkanami, a więcej z szerszymi warunkami ekonomicznymi panującymi w krajach europejskich peryferii. Nie jest możliwe zrozumienie tej peryferyjnej struktury ekonomicznej bez połączenia jej z takimi zjawiskami, jak prywatyzacja miejscowego sektora bankowego (sprzedawanego francuskim, niemieckim i austriackim właścicielom, którzy następnie wprowadzają na rynek kredyty konsumenckie, aby pomóc tubylcom nabywać niemieckie i francuskie samochody, a tym samym przyczyniając się do rozwoju krajów centrum). Uwagi Masona o tym, jak chorwackie wybrzeże jest „zależne od turystyki” (a więc od bogatych, europejskich odwiedzających) i jego lamenty nad wyjeżdżającą w poszukiwaniu pracy na zachód siłą roboczą mogą być interpretowane podobnie.
We don’t need no education
Uparte trzymanie się mitu rozwiniętej, cywilizowanej i zaawansowanej Europy nie jest w stanie rozwiązać problemów Chorwacji (ani Bałkanów w ogólności) z prostego powodu – to właśnie Europa stworzyła i w dalszym ciągu tworzy wiele z tych problemów.
Kiedy historia o zbawczej roli Europy jest autokolonialnie głoszona przez chorwackich intelektualistów i liberalne elity, te same, które czerpią symboliczne i materialne profity z owej Europy, to jest to po prostu niedorzeczne. Ale kiedy podobne rzeczy słyszy się z ust „Europejczyka”, turysty-aktywisty, który potrzebuje zaledwie kilku dni nad Adriatykiem, aby wygłaszać tak jednoznaczne sądy, to staje się to irytujące.
Dlatego wykazujący przynajmniej uczciwy brak zainteresowania Chorwacją Krugman zademonstrował być może bardziej przyzwoite podejście.
Ale istnieje jeszcze jedna, znacząca różnica pomiędzy Krugmanem i Masonem. Krugman przyjechał do Chorwacji cztery lata temu, na koszt potężnych i bogatych korporacji. Mason przyjechał na marginalne spotkanie lewicy, zaproszony przez ludzi, którzy – pomimo politycznie bezskutecznej formy festiwalu – próbują zachować jakiś rodzaj lewicowej tradycji; tradycji, która została zapomniana i porzucona przez scenę polityczną po rozpadzie Jugosławii. Tradycja socjalistyczna może, oczywiście, być obwiniana o wiele rzeczy, ale jeden jej aspekt pozostaje niezwykle ważny także dziś. Stary partyzant z tekstu Masona był członkiem narodowego ruchu oporu, który pokonał nazizm i odrzucił zachodnioeuropejski kapitalizm, po czym Jugosławia odrzuciła także sowiecki stalinizm, ustanawiając Ruch Państw Niezaangażowanych oraz wybierając otwarcie antyimperialistyczną i antykolonialną politykę. Tym samym miejscowy socjalizm w swojej podstawowej formie był więc autonomicznym ruchem emancypacyjnym bez precedensu na Bałkanach, epokowym projektem zakorzenionym w wierze w ludzkie umiejętności i wiedzę, bez potrzeby ingerencji żadnego zewnętrznego przewodnika. Z tego powodu uczestnictwo w wydarzeniu, które zachowuje i przywraca tradycję tego ruchu nie powinno kończyć się taką wycieczką intelektualną, jaką zafundował nam wszystkim Mason. To kwestia podstawowej politycznej przyzwoitości, ale też – by zakończyć w duchu typowo bałkańskiego sentymentalizmu i patosu – po prostu kwestia respektu dla starych partyzantów.
**
Borys Postnikov jest publicystą, eseistą i krytykiem literackim. Mieszka w Zagrzebiu.
Artykuł w pełnej wersji ukazał się w angielskim wydaniu Krytyki Politycznej, PoliticalCritique.org. Tłumaczenie Szymon Pytlik.
**Dziennik Opinii nr 299/2016 (1499)