Kraj

#MediaBezKobiet: Kobiety same są sobie winne?

Obalamy 13 mitów, które stoją na straży męskiej dominacji w mediach.

„Media są genderowo nierówne. Rządzi w nich męski ród, a kobiet jest jak na lekarstwo.” Spróbuj to powiedzieć, napisać. Dowiesz się, że przesadzasz. Dadzą ci do zrozumienia, że to doktrynerstwo. Albo, że widocznie tak ma być, że nic się z tym zrobić nie da. Możesz też usłyszeć kontrargumenty. Niektóre będą nawet prawdziwe.

1. Gdzie ty widzisz tę nierówność?! Lepiej zdejmij feministyczne okulary!

Nie ma żadnej nierówności, w kółko oglądamy i czytamy Olejnik, Pochanke, Paradowską, Lichnerowicz, Wielowieyską, a z polityczek – bagatela – dwie premierki, Kempę, niech będzie i Pawłowicz, babki z .Nowoczesnej, prof. Płatek, a w „Wyborczej” Siedlecka i inne komentatorki wręcz zdominowały łamy…

Czyżby? Od trzech lat razem z Anną Dryjańską liczymy proporcje płci i wciąż nam wychodzi, że kobiet jest w polskich telewizjach, radiach i gazetach co najmniej trzy cztery razy mniej niż facetów. Ten udział dodatkowo spada, gdy temat jest „prestiżowy” („hard news”: polityka, gospodarka, bezpieczeństwo, sprawy zagraniczne), czas antenowy lepszy, wydarzenie ważniejsze. Nieco lepiej jest w tematyce społecznej i obyczajowej („soft news”), ale nawet o in vitro, aborcji czy gender częściej dyskutują mężczyźni.

Najmniej równościowe są flagowe programy publicystyczne. Do objaśniania świata zapraszani są głównie faceci. Konkrety? Proszę bardzo: od marca 2014 do maja 2015 kobiety stanowiły 13 proc. gości/ń 14 najważniejszych audycji, które analizowaliśmy*. W Kawie na ławę Rymanowskiego, Kontrwywiadzie Piaseckiego czy w Kropce nad i Olejnik kobieta pojawiała się tylko od wielkiego dzwonu. Bił on raz na kilkanaście audycji.

Tu akurat Polska nie jest wyjątkowa. Przewagę facetów potwierdzają badania na całym świecie. W 2008 r. francuską opinię publiczną poruszył raport o męskiej dominacji medialnej na poziomie od 66 do 85 proc. w zależności od kanału i tematyki. W telewizji – stwierdzono – nie dość, że kobiet jest mało, to pokazywane są stereotypowo i „raczej meblują przestrzeń publiczną niż ją współtworzą”. Szczególnie uderzający był brak ekspertek czy komentatorek. Stanowiły 15 proc. w prasie, 18 proc. w telewizjach i 23 proc. w radiach. We wszystkich mediach łącznie – 18 proc.

Rząd ogłosił program naprawy, powstał komitet z wielkimi nazwiskami, opracowano listy ekspertek, media obiecały poprawę, przeprowadzono szkolenia. Po roku powtórzono badanie. Okazało się, że komentatorek we wszystkich mediach jest … 18 proc.

Tak jest na całym świecie. Niedawno Greta Gober z Centrum Badań Genderowych w Oslo porównała media w kilkunastu krajach świata. Mężczyźni dominowali wszędzie. U nas najwyraźniej, bardziej niż w Tanzanii czy Kambodży.

Skąd zatem wrażenie, że jest inaczej? Odpowiada za nie badany od 70 lat błąd percepcji zwany też efektem izolacji. Llepiej zapamiętujemy to, co wyróżnia się z otoczenia. Wystarczy, że zobaczysz dwie arabskie twarze w metrze i już masz wrażenie, że uchodźcy zaczęli przyjeżdżać, masowo! Gdyby np. Joanna Lichocka poprowadziła „Wiadomości TVP” w hidżabie, każdy zwróciłby na to uwagę.

2. Nawet jeżeli kiedyś była nierówność, to wyraźnie się zmniejsza.

Statystyki tego nie potwierdzają. Męskość mediów jest zastanawiająco trwała, choć oczywiście zdarzają się zmiany sytuacyjne. W Polsce 2015 przeżyliśmy wręcz jazdę genderową kolejką górską.

W tygodniu przed 2. turą prezydenckich wyborów w 14 flagowych audycjach radia i telewizji* usłyszeliśmy 90 wypowiedzi, z tego tylko sześć kobiet. Mężczyźni mówili 84 razy, niektórzy wielokrotnie. Sam Jarosław Gowin cztery razy.

Przed wyborami parlamentarnymi coś jednak drgnęło, aktywizacja polityczek Platformy i obecność Beaty Szydło jako maszynistki lokomotywy wyborczej PiS, zmieniły klimat nawet w mediach. We wrześniu i październiku Monika Olejnik zaprosiła aż 24 proc. kobiet, doszło do tego, że ustawę o uzgadnianiu płci komentowały u niej Joanna Senyszyn i Marzena Wróbel! Oczywiście dwóch mężczyzn zdarza się w Kropce często, ale dwie kobiety dopiero drugi raz; poprzednio przed Wigilią 2014 Magda Gessler i Maria Czubaszek opowiadały o gotowaniu i pieczeniu.

Podobnie było w innych programach. Jakby na chwilę przestawała obowiązywać zasada, że sprawy publiczne to męska rzecz – jak pisała 60 lat temu Simone de Beauvoir „Mężczyzna jest Podmiotem, jest Absolutem; kobieta jest Innym”.

Po wyborach wróciliśmy do polskiej normy. Od listopada do końca marca w Kropce zobaczyliśmy 107 występów (nie mylić z osobami), w tym aż 99 męskich i ledwie 8 kobiecych (cztery razy posłanka Beata Kempa, dwa razy socjolożka Jadwiga Staniszkis oraz po razie posłanka Nowoczesnej Barbara Dolniak i europosłanka PO Róża Thun). Niewiele rzadziej niż wszystkie panie razem wzięte wystąpił Roman Giertych (6 razy). Pawła Kukiza i Ryszarda Petru Olejnik zapraszała po pięć razy a Piotra Glińskiego i Ludwika Dorna po 4 razy.

3. Nierównośc jest sprawiedliwa – najwyraźniej mężczyźni są mądrzejsi i inteligentniejsi od kobiet.

Poprawność polityczna sprawia, że taką opinię mało kto wygłosi otwarcie. Obrońcy status quo raczej wzruszą ramionami: „Mniej kobiet? Cóż, tak po prostu jest. To naturalne”. Stabilne nierówności zawsze wydają się oczywiste – pod koniec XIX wieku najprzyzwoitsi ludzie uważali za naturalne, że kobiety nie głosują, a sufrażystki traktowali jak wariatki. W połowie XX wieku porządni Amerykanie z Południa uznawali za oczywiste, że czarni obywatele nie mogą chodzić do tych samych restauracji i siedzieć z przodu autobusu.

Ludzie nie lubią uświadamiać sobie, że świat jest niesprawiedliwy, a teza o naturalnym źródle różnic poprawia nam samopoczucie. Inaczej trzeba by przyjąć, że brak kobiet jest wynikiem mniej lub bardziej subtelnej przemocy, władzy, czy – żeby użyć języka Michela Foucaulta – wiedzy/władzy. No właśnie.

Według najnowszego raportu Europejskiego Instytutu ds. Równości Płci w UE kobiety zajmują w mediach tylko 16 proc. stanowisk kierowniczych i 21 proc. w tzw. organach regulujących. Nasza Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji składa się z pięciu członków – wyłącznie mężczyzn.

W najważniejszych dziennikach i tygodnikach naczelnych i wice jest 33, z tego kobiet – sześć. Czysto męskie kierownictwo jest m.in. w „Gazecie Wyborczej” i „Polityce”.

Najprzyzwoitsi faceci sprawujący medialną władzę powierzają funkcje kierownicze raczej kolegom niż koleżankom m.in. dlatego, że mają z nimi więcej kontaktów towarzyskich. Cały zestaw stereotypów genderowych upewnia ich w przekonaniu, że wybierają „najlepszych kandydatów”.

To widać w języku, polski jest tu szczególnie jednoznaczny. Zdecydowana większość nauczycielek woli, by mówić o nich per „nauczyciele”, bo brzmi to według nich poważniej. Podobnie z „dyrektorem”, „kierownikiem”, „premierem”. Język zdradza hierarchię wartości i władzy. Rządzić mają mężczyźni, jeśli przytrafi się to kobiecie, trzeba jej nadać „męskie imię”. To dlatego ruch „Solidarności”, który przetrwał w podziemiu lata 80. w znacznym stopniu dzięki dzielnym aktywistkom, do Okrągłego Stołu dopuścił jedną kobietę – Grażynę Staniszewską.

Założenie, że kobiety gorzej nadają się do mediów działa jak samospełniająca się przepowiednia. Paradoksalnie, łatwiej byłoby z nim walczyć, gdyby towarzyszyła mu jakaś argumentacja, choćby typu: kobiety są mniej inteligentne, mają wyższy timbre głosu i mniej wdzięku, nie potrafią myśleć logicznie itp. Siła stereotypu polega na tym, że nie wymaga uzasadnienia. Tak jak antysemityzm: mówcie sobie, co chcecie, a i tak każdy wie, że Żydzi są fałszywi.

4. Mniejszy udział kobiet odzwierciedla po prostu brak kobiet wśród specjalistów, w świecie akademickim czy w polityce.

Ten argument stanowi bardziej racjonalną wersję poprzedniego. Jest częściowo prawdziwy, najważniejsze pozycje w wielu dziedzinach zajmują mężczyźni, na ogół po 50. Redaktor „Le Monde’a” tłumaczył, że „kobiety są autorkami ledwie 15 proc. publikacji naukowych i wszystkie, które się liczą są już w naszych karnetach”. A przecież, moi kochani naiwniacy (naiwniaczki?), trudno by media tworzyły sztuczny świat…

Tu jednak gwałtownie oddalamy się od prawdy. Rzecz bowiem w tym, że media nie tylko nie korygują owej męskiej dominacji, ale – przeciwnie – „przeginają w drugą stronę”. Medialna nadreprezentacja mężczyzn w porównaniu z nadreprezentacją w realnym życiu zwrotnie nasila stereotypy genderowe, które rządzą naszym życiem społecznym.

Posłanek w Sejmie jest 27 proc., dlaczego więc polityczek w mediach dwa razy mniej? Według monitoringu KRRiTV w programach wyborczych przed wyborami samorządowymi w 2014 r. wystąpiło tylko 14 proc. kobiet, choć kandydatki stanowiły 35 proc. wszystkich startujących. Czy to nie dziwne, że media, które w wielu kwestiach są bardziej otwarte i tolerancyjne i nie replikują panujących stereotypów, starają się nawet osłabiać ich złowieszczą moc, akurat w kwestii genderowej nierówności są tak konserwatywne, że opóźniają proces zmiany?

5 . Powołaniem mediów jako IV władzy jest kontrola pozostałych władz, a w nich dominują mężczyźni. To co mają robić dziennikarze?

Powtórzmy: reprezentacja męskiej władzy w mediach jest nadreprezentacją. Taki szkodliwy przekaz osłabia efekt zmian prorównościowych, np. kwot na listach wyborczych. My dziennikarze i dziennikarki, uczymy ludzi, że ludzie władzy to mężczyźni, utrwalamy stereotyp. Kropka.

W dodatku nasze media (informacyjne) są ogarnięte dziwną obsesją, polityczną, żeby nie powiedzieć partyjną. To politycy (znacznie rzadziej polityczki) w kółko oceniają nawzajem swoje dokonania, zapowiadają własne posunięcia, bronią i atakują, chwalą samych siebie i obrażają tych drugich. W ten świat męskiej wojenki – w jakiejś mierze udawanej, po programie wojownicy idą razem na piwo – faktycznie polityczki wpisują się gorzej.

Problem nieobecności polityczek wiąże się z opętańczym upolitycznieniem, które sprawia, że dumna deklaracja o „kontroli pozostałych władz” staje się gołosłowna. Mamy raczej do czynienia ze specyficzną rozrywką polityczną, w której politycy przekrzykują się i obrażają na potęgę. Prawdziwa kontrola polegałaby na zapraszaniu ekspertów i ekspertek, którzy i które objaśnialiby/łyby świat polityki i merytorycznie oceniali/ły posunięcia władz. Zamiast tego mamy do czynienia z taką sytuacją, jakby o filmach dyskutowali wyłącznie aktorzy czy reżyserzy, recenzowali to, co robi konkurencja, zapowiadali swoje następne produkcje, chwalili już zrealizowane. Mówiła o tym niedawno Kasia Madera, dziennikarka BBC World: „W polskich mediach niemal wyłącznie politycy rozprawiają o polityce. Jestem w szoku, ilekroć przyjeżdżam do Polski i to widzę. Brakuje mi materiałów o społeczeństwie, w takim bardziej codziennym ujęciu. W BBC właśnie to staramy się przede wszystkim pokazać. Oczywiście, polityka dotyka wszystkiego, co robimy, ale zadaniem dziennikarzy jest właśnie pokazanie tego, jak ona dotyka”.

6. To nie media zapraszają lecz partie polityczne delegują swoich przedstawicieli. A to sami faceci

Takie tłumaczenie można czasem usłyszeć podczas rozmowy przy piwie. Zdradza ono raczej służalczą – zamiast krytycznej – funkcję mediów. Taka sztama dziennikarzy z politykami wydaje się niebezpieczna dla mediów. Jeżeli taka jest praktyka niektórych audycji, to należy natychmiast z niej zrezygnować z uwagi na zasady etyczne naszego zawodu i tyle.

7. Kobiety są trudniej dostępne, szczególnie rano.

Redaktor „Le Monde’a” powoływał się na brak kobiet w „redakcyjnych karnetach”. Z pewnością mówił prawdę, ale z pewnością też jego karnet był i jest narzędziem dyskryminacji, bo pomija wiele doskonałych ekspertek. Redaktor, czy dziennikarz, prędko nabiera nawyków, które upraszczają mu życie, zwłaszcza, że obciążenie pracą gwałtownie rośnie. Lepiej mieć kilku (rzadziej kilkoro) sprawdzonych specjalistów z pierwszych stron karnetu, niż sięgać po nowe osoby, zwłaszcza kobiety, które trudniej zaprosić do studia.

To fakt. Na kilku konferencjach Ewa Wanat, była szefowa radia TOK FM, a potem RDC, opowiadała, jak ekspertki czy polityczki odmawiają przyjścia do audycji w porannym prime time’ie. Czemu? Bo muszą wyprawić dzieci do szkoły. Nierówność w podziale obowiązków domowych sprzęga się z nierównością w mediach.

Pokonanie tej trudności wymaga od mediów pewnej gimnastyki, ale się opłaca – pierwszy występ pani X toruje drogę następnym. Wywiad radiowy czy telewizyjny zmienia stosunek samej kobiety i jej rodziny do nowego zadania, jest się czym pochwalić przed znajomymi itd. Zwykle okazuje się, że można nieco przeorganizować domowy poranek.

Niestety mało kto jest gotów w mediach podjąć dodatkowy wysiłek. Łatwiej uznać poranną niedostępność kobiet za alibi dla zaniechania starań o większą równość gazety czy anteny. Zwłaszcza, że media pracują dziś pod potężną presją czasu, konkurencji, braku pieniędzy.

8. Kobiety są skromniejsze i nastawione bardziej merytorycznie. A to… może być kłopot.

Jest taka anegdota. Jaka jest różnica między zapraszaniem kobiety i mężczyzny do programu? Kobieta pyta: „O czym będzie mowa”. Mężczyzna: „O której ma przyjść”. Agnieszka Lichnerowicz z TOK FM opowiada z kolei, że jej rozmówczynie – w odróżnieniu od rozmówców – zwykle przynoszą do radia jakieś materiały czy notatki. Faceci mówią „z głowy”.

Oczywiście bez trudu można znaleźć kontrprzykłady dla takiej generalizacji, a opisane różnice są raczej pochodną socjalizacji, która – zwłaszcza w szkole – kształtuje dziewczynki jako bardziej „odpowiedzialne i sumienne”, a chłopcom zostawia więcej swobody i zachęca do samodzielności. Owocuje to większą pewnością siebie wśród mężczyzn, nawet jeśli nieuzasadnioną. Zapraszanie skromniejszych i „merytorycznych” kobiet często będzie wymagać większej pracy w przygotowanie audycji. Ale chyba z zyskiem dla wszystkich?

9 . Kobiety są mniej popularne, a odbiorcy mediów lubią znane twarze

Czyli zapraszając kobietę, szkodzimy antenie, gazecie, audycji… Ten sposób myślenia daje kolejny efekt błędnego koła. Zapraszanie gości często zapraszanych prowadzi do powstawania sztywnej „hierarchii medialnego dziobania” czasem zaskakującej – od marca 2014 do maja 2015 najczęściej słyszeliśmy komentarze Leszka Millera, choć jego partia przechodziła kryzys, a on sam robił wrażenie polityka schodzącego ze sceny.

A rzadziej zapraszane kobiety są zapraszane jeszcze rzadziej.

Wydawcy lubią powtarzać, że walczą o oglądalność/słuchalność/klikalność i dlatego zależy im na znanych twarzach. Ale to tylko część prawdy o mediach. Równie skuteczne może być wprowadzanie nowych osób, szczególnie w dobie internetu możliwe są błyskawiczne kariery – w polskiej polityce jeden dobry występ Adriana Zandberga zbudował jemu i partii Razem ogromną popularność.

Sięgnięcie po nowe twarze specjalistek i akademiczek o wyrazistych osobowościach mogłoby stać się atutem medium, które odważyłoby się postawić na równość. Sądzę, że jest to jedno ze źródeł sukcesu TOK FM, radia popularnego mimo tak trudnej formuły.

10. Kobiety są delikatniejsze, a mężczyźnie nie wypada kłócić się z kobietą, dlatego media muszą stracić „na kobietach”.

Zdanie jest podwójnie nieprawdziwe. Jest sporo polityczek (Joanna Mucha, Kamila Gasiuk-Pihowicz, Barbara Nowacka) czy ekspertek (Ewa Łętowska, Monika Płatek), które potrafią wyłożyć swoje poglądy nawet posadzone naprzeciwko rozjuszonego polityka, zachowując przy tym kulturę polemiki. Faktycznie trudniej się z nimi kłócić, co może oznaczać chwilową utratę części publiczności przyzwyczajonej do „medialnej jatki”, ale w dłuższej perspektywie większy udział kobiet mógłby ucywilizować media, sprawić, by były bardziej analityczne, merytoryczne i zróżnicowane.

11. U kobiet liczy się wygląd, a kobiety bardziej doświadczone są starsze, więc…

Nikt tego obrzydliwego argumentu nie użyje wprost, ale tak myśli wielu wydawców. Ejdżyzm w Polsce ma płeć. Mężczyzna może być łysy, gruby, niezdrowy z wyglądu. Kobieta ma być „ładna”, a więc „młoda”. Prowadzi to czasem do karkołomnych prób odmłodzenia ekspertki czy polityczki przy pomocy agresywnego makijażu. Kiepskim pocieszeniem jest, że w takich krajach jak Włochy telewizja jest jeszcze bardziej nastawiona na „laski” (dekolt niezależnie od typu programu).

Antidotum na antykobiecy ejdżyzm może być obejrzenie programów BBC World czy CNN, w których prym wiodą tak wspaniałe dziennikarki jak Zeinab Badawi czy Christiane Amanpour (obie pod sześćdziesiątkę). Oglądanie starszych kobiet i mężczyzn w dobrych telewizjach szybko zmienia nastawienie odbiorcy, uczy mniej prymitywnej estetyki, przekonuje, że nie tylko młody człowiek może być piękny.

12. Brak kobiet to wina kobiet

Taki – karkołomny – pogląd można czasem usłyszeć z męskich ust. W panelu o braku kobiet w mediach na Kongresie Kobiet 2015 Tomasz Lis prowokował salę: „A kto jest główną dziennikarką polityczną Superstacji? Pani Michalik [Eliza Michalki prowadziła panel – PP]. A w TVN24? Pani Olejnik. A jeśli nie pani Olejnik, to pani Pochanke. W telewizji publicznej parytet też jest zachowany, w Polsacie też. Jeżeli zatem – macie panie problemy z tym, jaki jest dobór gości, to w większości są to pretensje do kobiet. Co potwierdza moją tezę, że największymi seksistkami w Polsce są kobiety”.

Jak widać, główny element wypowiedzi stanowi mit nr 1, czyli zaprzeczenie nierównościom na podstawie wyrywkowych obserwacji kobiet w specyficznej roli prowadzących program. Na tej podstawie Tomasz Lis obarcza odpowiedzialnością za brak kobiet same kobiety… Inna rzecz, że jego obserwacja jest częściowo trafna: w naszych monitoringach nie było genderowej różnicy między gośćmi zapraszanymi przez kobiety i mężczyzn prowadzących audycje.

I jeszcze argument dodatkowy, który ma dobić zwoleniczkę/ka równości.

13. Zabieganie o większą równość jest uwłaczające dla kobiet, bo dowodzi, że są gorsze i trzeba je sztucznie wspierać.

Możecie być pewni, że taka opinia, pojawia się prędzej czy później w dyskusji, zwłaszcza jeżeli dotkniecie tematu pozytywnej dyskryminacji czy akcji afirmatywnej. Jest przewrotny, bo odwołuje się – na pozór – do równości płci. Można go usłyszeć także z ust wielu kobiet, które zrobiły karierę w mediach albo w polityce.

Była prezydent Łotwy Vaira Vīķe-Freiberga krytykuje np. parytety w biznesie jako „poniżające dla kobiet”. „Skutkują jedynie zatrudnianiem osób o niewystarczających kompetencjach, ale o aktualnie promowanej płci”. Tworzenie ułatwień – kwot czy parytetów – może być przez „kobiety sukcesu” odbierane jako podważenie ich wyjątkowej pozycji i zmianę reguł gry, w której odniosły sukces. Takie wypowiedzi stanowią alibi dla wielu facetów, którzy nawet czują, że coś tu jest nie tak: „skoro same kobiety uważają, że nie są im potrzebne przywileje, to o co właściwie chodzi?”.

Teza o naruszonej godności kobiet, byłaby uzasadniona tylko gdyby reguły owej gry były rzeczywiście równe dla kobiet i mężczyzn. Tymczasem, jak starałem się pokazać w całym tekście, reguły są nierówne. Bardzo nierówne. A jeśli tak, jeśli kobiety są w mediach dyskryminowane, to zabieganie o zmianę status quo nie tworzy nowych nierówności między płciami lecz zmniejsza już istniejące.

Grzecznie czy niegrzecznie?

Trzynaście powyższych twierdzeń – a na pewno nie są to wszystkie – tworzy spójny system przekonań i uprzedzeń, pasujący do wizji mediów nadmiernie upolitycznionych, ugruntowany w stosunkach władzy, wpisany w szerszy kontekst męskich i kobiecych ról w życiu rodzinnym i zawodowym. Trudno liczyć na to, że tak mocna konstrukcja ulegnie szybkiej zmianie, zwłaszcza, że w skali świata przeżywamy silną konserwatywną reakcję na liberalizację II połowy XX wieku – „backlash” opisywany już przez Susan Faludi w końcu zeszłego stulecia nasila się.

Oczywiście, można – i trzeba – wspomagać zmiany równościowe tworząc i popularyzując listy ekspertek, prowadząc szkolenia dla dziennikarzy, podejmując perswazję itp., ale nie daje to nadziei na szybką zmianę. Zmiany kulturowe postępują zbyt wolno, a kampanie prorównościowe odbijają się od stereotypów jak groch od ściany. Przydałyby się działania bardziej spektakularne, więcej oburzenia, niezgody na ten genderowy absurd (np. przyznawanie anty-nagród za szczególnie wytrwały mizoginizm medialny).

Z drugiej strony, przykład BBC – gdzie obowiązują rozbudowane regulacje prorównościowe oraz procedury kontroli – podpowiada inną drogę. Rok temu na konferencji organizowanej przez ówczesną ministrę ds. równego statusu Małgorzatę Fuszarę i KRRiTV zgłosiliśmy z Anną Dryjańską pomysł, by w ustawie o radiofonii i telewizji wprowadzić zapis prorównościowy.

Zmienić prawo?

Taka regulacja – pierwsza na świecie w skali ogólnokrajowej – byłaby realizacją zaleceń Komisji Europejskiej, by media „zwalczały strukturalnie wpojone stereotypowe wyobrażenia na temat kobiet i mężczyzn” a także wezwań europarlamentu do „powołania krajowych organów nadzoru mediów ze specjalnymi eksperckimi jednostkami do spraw równości płci, których zadaniem będzie przyjmowanie skarg, przyznawanie nagród za propagowanie równości płci, prowadzenie badań na temat kobiet w mediach oraz systematyczna kontrola wizerunków płci w treściach medialnych”.

Pomysł jest prosty. Kontrolę nad polskimi mediami sprawuje Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, która działa w oparciu o ustawę. I pilnuje, na przykład, by w radiach było 33 proc. piosenek po polsku (art. 15.1). Jeżeli można regulować rzecz tak błahą, z całym szacunkiem dla piosenek rzecz jasna, można chyba – zgodnie zresztą z duchem i literą ustawy – zadbać o równość. Zaproponowaliśmy nawet taki oto konkretny zapis, używając nawet odpowiedniego języka (konsultowane z prawniczkami!).

„Wśród ekspertów/ek komentujących wydarzenia krajowe i zagraniczne w audycjach radiowych i programach telewizyjnych o charakterze informacyjno-publicystycznym o tematyce politycznej, gospodarczej, religijnej, kulturalnej, obyczajowej, sportowej itp., minimum 40 proc. osób biorących udział w danej audycji lub programie w charakterze eksperta/tki czy komentatora/ki w każdym kwartale stanowi każda z płci”.

Dopuściliśmy wspaniałomyślnie wyjątki od tej zasady np. gdy audycja czy program dotyczy spraw kobiecych albo antena jest specyficznie przeznaczona głównie dla odbiorców płci męskiej (np. kanał sportowy). Dalibyśmy też mediom ogólnoinformacyjnym trochę czasu na dojście do wymaganej kwoty. Powiedzmy, trzy lata.

Niech taka właśnie – prawno-techniczna – będzie puenta tego tekstu. Można tylko dodać, że autor też potrafi ocenić szanse na równościową nowelizację ustawy o radiofonii i telewizji za rządów obecnej koalicji.

* Salon Polityczny Trójki, Dziś wieczorem i Polityka przy kawie (TVP1), Graffiti (Polsat News), Gość Radia Zet, Kontrwywiad (RMF FM), Fakty po faktach, Jeden na jeden i Kropka nad i (TVN 24), Sygnały dnia (PR1), Gość Poranka (TVP Info), Poranek w radiu TOK FM (pierwsza godzina), Sedno sprawy (Radio Plus)

 

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij