Piaski mogłyby posłużyć za scenerię postapokaliptycznego filmu.
Po względnym uspokojeniu na ukraińskim froncie walki znowu ruszyły na dobre. I znowu oczy wszystkich zwróciły się na donieckie lotnisko.
– Jak byłem tu jakiś czas temu, Piaski wyglądały znacznie lepiej – mówi jeden z dziennikarzy. Teraz miejscowość, leżąca dwa kilometry od donieckiego lotniska, mogłaby posłużyć jako sceneria postapokaliptycznego filmu. Wszędzie straszą leje po bombach; każdego dnia pojawiają się nowe. Budynki bez okien, dachów i ścian. Czasami kompletnie zrujnowane. Na ulicach rzadko widać jakiś ruch, a jeśli już, to są to ludzie w mundurach: gdzieś idą albo mkną transporterami opancerzonymi noszącymi ślady walki.
Siedemdziesiąt z trzech tysięcy
Odgłosy wybuchających pocisków moździerzowych, z wyrzutni GRAD czy nawet karabinów nikogo tu nie dziwią. Podobnie jak to, że całe budynki trzęsą się od eksplozji i wystrzałów artylerii. W Piaskach to codzienność.
Nie zostało już wielu mieszkańców. Pięćdziesięcioletni Mykoła, przewodniczący rady wiejskiej, twierdzi, że znajduje się tu około siedemdziesięciu osób. Przed wojną mieszkały trzy tysiące. Jednym z nich jest dziewięcioletni Bohdan. Ze względu na ciągły ostrzał trudno jednak odwiedzić jego dom i dowiedzieć się, dlaczego wciąż nie został ewakuowany. Jest jedynym dzieckiem, które jeszcze nie opuściło Piasków.
Fot. Paweł Pieniążek
Bohdana widziano ostatnio cztery dni temu. Może jednak wyjechał? Teraz ciężko wytrzymać w Piaskach, bo ostrzał bardzo się nasilił. Wiele osób twierdzi, że jest on najcięższy od końca lipca, odkąd ukraińskie siły odbiły miasto z rąk separatystów. – Czy tu jest strasznie? Przede wszystkim niebezpiecznie – mówi Mykoła.
Gdy w pobliżu budynku trafiają kolejne pociski z GRAD-ów, wszystko się trzęsie i nigdy nie wiesz, czy za ułamek sekundy nie spadnie na ciebie. Dlaczego Mykoła nie wyjechał? Nie ma gdzie. Do tego ma sparaliżowanego ojca, przez co nawet nie może chować się do piwnicy. Ojca nie da się tam zanieść. – Jedyne, co zrobiłem, to przeniosłem nas na skraj Piasków, bo tam ostrzał jest mniejszy – mówi. Nie może liczyć na niczyją pomoc w znalezieniu mieszkania i transporcie chorego ojca.
Fot. Paweł Pieniążek
W Piaskach nie działa w zasadzie nic, nie ma wody w kranach ani prądu. Dojazd do większych miast jest trudny i niebezpieczny. Nawet do Karliwki, oddalonej o jakieś dziesięć kilometrów, dolatują od czasu do czasu pociski. Mieszkańcy są dokarmiani przez ukraińskich żołnierzy i bojowników, a także przez wolontariuszy. Bez nich już dawno zmarliby z głodu.
Separatyści na lotnisku
Ostrzał jest tu naprawdę silny. Da Vinci z ochotniczego batalionu Prawego Sektora twierdzi, że GRAD-y tak często strzelały pod Sawur-Mohyłą, czyli w trakcie jednej z cięższych bitew w trakcie ukraińskiej wojny. Tylko w niedzielę w pobliżu jednej z ukraińskich pozycji spadło siedem salw wystrzelonych z tych wyrzutni. Na GRAD-ach się jednak nie kończy. To tylko jeden z rodzajów artylerii na wyposażeniu separatystów.
To nie Piaski są jednak celem, tylko pobliskie lotnisko w Doniecku, które separatyści próbują zdobyć od maja. Kończyło się to dla nich poważnymi stratami, ale powoli ukraińskie siły traciły nad lotniskiem kontrolę. Najpierw separatyści przejęli stary terminal, potem zdobyli górne piętra nowego.
Kolejne zawieszenia broni czy, jak mówi się na Ukrainie, „reżimy ciszy” skutkowały tylko tym, że ukraińska armia była w defensywie. Odpowiadała wyłącznie wtedy, gdy była zagrożona. Wykorzystywali to separatyści, którzy przeważnie prowadzili ostrzał, aby sprowokować odpowiedź. Każdego dnia Rada Bezpieczeństwa i Obrony Narodowej Ukrainy informowała o kilkunastu lub kilkudziesięciu naruszeniach zawieszenia broni. Po tym, jak dotarł kolejny „konwój humanitarny” z Rosji, ostrzał się nasilił.
Lepiej siedzieć
Jeden z bojowników Prawego Sektora pokazuje karabin z drugiej wojny światowej. Jak twierdzi, to ostatni egzemplarz „Maksyma”, który jest używany w walkach. Czegoś takiego nie ma chyba nigdzie indziej na świecie. Gdy oglądam karabin, krzyczy: – Zobacz, jedzie kolumna ukraińskich czołgów. Muszą jechać na lotnisko, to jedyna droga.
Poza czołgami jadą transportery opancerzone. To Zbrojne Siły Ukrainy. Po kilkunastu minutach zaczynają się walki z separatystami. Do czołgów i transporterów opancerzonych dołącza ukraińska artyleria. Na horyzoncie pojawiają się tumany ciemnego dymu.
Szedłem z dwoma fotografami do jednej z pozycji ukraińskiej artylerii, gdy nagle przed oczami błysnęło. To pocisk uderzył w róg budynku. Na szczęście, bo byliśmy na jego trajektorii. Chwilę później na budynek spadł GRAD. – W blindaż, w blindaż! – krzyczy jeden z bojowników. Budynek się trzęsie, sypie się tynk. Wbiegamy. Wszyscy cali.
Obok budynku, w którym mieszkam, regularnie spadają pociski. O dziwo przez cały konflikt bezpośrednio trafiło w niego raptem kilka. Jednak nawet gdy pociski z GRAD-ów lub wysokokalibrowych moździerzy spadają obok, uczucie jest podobne. Wszyscy spotykają się na korytarzach niższych pięter, bo tam jest bezpiecznie. Trzeba jedynie uważać, żeby nie stać w drzwiach – odłamki czasami je przebijają, podobnie jak umocnienia na oknach. – Lepiej siedzieć – śmieje się „Wodos” z Prawego Sektora.
Poza hukiem i trzęsieniem jest bezpiecznie. Z czasem się przywyka.
Fot. Paweł Pieniążek
Konflikt bez końca
Dopiero drugiego dnia, gdy sytuacja się uspokoiła, mogłem wyjść na zewnątrz. Ziemia całkowicie przeorana. Wszędzie leje. Ludzie żartują, że gdyby była wiosna, to od razu można byłoby sadzić ziemniaki. Zaparkowane samochody w kilku miejscach przeszyły odłamki. Pobliski dom kultury jest podziurawiony jeszcze bardziej, podobnie jak szkoła.
Siły ukraińskie wzmocniły pozycje wokół lotniska i zadały trochę strat separatystom. Mimo optymistycznych zapewnień ukraińskiego Sztabu Generalnego nic jednak nie wskazuje na to, że donieckie lotnisko zostało całkowicie odbite.
Fot. Paweł Pieniążek
***
Już wkrótce w księgarniach: Pozdrowienia z Noworosji Pawła Pieniążka!
Wojna na Ukrainie zaskoczyła Europę, która przywykła do „odwiecznego” pokoju w pobliżu swoich granic. Jak się okazało, niesłusznie. Po dramatycznych wydarzeniach na kijowskim Majdanie i rosyjskiej aneksji Krymu akcja przeniosła się do Donbasu, gdzie prorosyjscy separatyści zamarzyli o nowym regionie Rosji – Noworosji. Nieliczne początkowo demonstracje przeistoczyły się w otwarty konflikt zbrojny podsycany i wspierany przez władze w Moskwie.
Paweł Pieniążek na bieżąco relacjonował te wydarzenia dla polskiej prasy, radia i telewizji. Był pierwszym dziennikarzem, który dotarł do wraku zestrzelonego przez separatystów samolotu malezyjskich linii lotniczych. W Pozdrowieniach z Noworosji opisuje tragikomiczne narodziny konfliktu i jego tragiczne konsekwencje – katastrofę humanitarną, zniszczone miasta i zdruzgotane marzenia ludzi o normalnym życiu.
Paweł Pieniążek (1989) – dziennikarz specjalizujący się w tematyce Europy Wschodniej. Relacjonował wydarzenia na Majdanie i konflikt zbrojny we wschodniej Ukrainie. Współpracuje z „Dziennikiem Opinii”, „Nową Europą Wschodnią”, „New Eastern Europe”, Informacyjną Agencją Radiową Polskiego Radia S.A. i „Tygodnikiem Powszechnym”. Publikował m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Newsweeku”, „Polityce” i „Wprost”.