To Putin konserwatysta, a nie Putin realista, zdecydował się pogwałcić suwerenność Ukrainy.
1 marca Rosja de facto przejęła kontrolę nad Krymem – skłaniając niemiecką kanclerz Angelę Merkel do komentarza, jakoby prezydent Putin żył „w jakimś innym świecie”. Czy Putin faktycznie się pogubił, a może po prostu zaznacza swą władzę nad Krymem i wschodem Ukrainy? Dlaczego zdecydował się uciec do siły? I dlaczego wydaje się nie obawiać zachodniej reakcji? Popularna opinia głosi, że rosyjski prezydent to twardogłowy realista, wierzący, że „lepiej, żeby się bali, niż żeby kochali”. Inna teoria mówi, że podejście Putina do władzy ewoluowało i o ile wcześniej działał pragmatycznie na rzecz obrony swych interesów wojskowych i gospodarczych, o tyle teraz stylizuje się na postać bardziej ideologiczną, w stylu cara Mikołaja I, ultrakonserwatywnego autokraty, który zdusił dwie rewolucje i poszedł walczyć w wojnie krymskiej.
Rosyjscy oficjele już zadeklarowali, że zmianę rządu w Kijowie postrzegają jako zamach stanu. Ich warunki powrotu do dyplomatycznych negocjacji w sprawie Ukrainy to powrót do porozumienia Janukowycza z opozycją z 21 lutego, za które poręczyli trzej unijni ministrowie spraw zagranicznych. Tego samego, którego podpisania Rosja odmówiła. Rosja świadoma jest, że Janukowycza nie da się przywrócić do władzy, Kreml chciałby w tej sytuacji zastąpić obecny rząd przejściowy w Kijowie jakimś innym, w którym znaleźliby się prorosyjscy politycy ze wschodniej Ukrainy. Rosja naciska również, aby wybory parlamentarne i prezydenckie odbyły się w grudniu, zamiast w maju. Putin oczekuje też rozmów o naturze przyszłej ukraińskiej konstytucji.
Kreml zawsze wątpił w zdolność Ukrainy do trwania jako państwo suwerenne, a przez ostatnie dwie dekady wyglądało na to, że Ukraińcy starali się jak mogli udowodnić, że to prawda – poziom dysfunkcji i korupcji był zdumiewający. Według doktryny politycznej Kremla, jaką dziesięć lat temu wyłożył architekt obecnego ustroju, były wicepremier Władysław Surkow, suwerenność to zdolność działania, a nie tylko formalne prawo.
Aby być suwerennym, państwo musi być niezależne gospodarczo, silne wojskowo i asertywne kulturowo. W opinii Putina Ukrainie brakuje wszystkich tych trzech komponentów.
W efekcie zawsze będzie mogła zostać zdominowana przez jedną bądź wiele sił zewnętrznych. Rosyjskie kierownictwo chce zagwarantować, że dominujące siły polityczne nie będą wrogie wobec Rosji.
Obecna strategia nie polega zatem na zagarnianiu jakiegoś kraju, lecz odbudowie państwa. Kremlowska wizja przyszłości Ukrainy zakłada, że stanie się ona „większą Bośnią” – państwem radykalnie sfederalizowanym, którego części składowe mogą realizować swe naturalne preferencje kulturowe, gospodarcze i geopolityczne. To znaczy w teorii, że integralność terytorialna kraju zostanie zachowana, ale status Ukrainie Wschodniej będzie podobny do statusu Republiki Serbskiej w Bośni i zachowa ona bliższe więzi z Rosją niż reszta Ukrainy. Regiony Ukrainy Zachodniej, pozostając częścią państwa ukraińskiego będą silniej zintegrowane z Polską i Unią Europejską. Kijów będzie wyizolowaną stolicą federalną. W ramach takiego ustroju Ukraina zachowałaby swoją geopolityczną ambiwalencję, nie będąc ani częścią Unii Europejskiej, ani Unii Eurazjatyckiej.
Być może tyle właśnie Rosja ma nadzieję uzyskać jeśli chodzi o terytorium i wpływy; wciąż trzeba jednak odpowiedzieć jeszcze na pytanie, dlaczego Putin wydaje się stawiać taki opór Zachodowi. Potoczne założenie mówi, że prezydent Rosji zachowuje się tak, jak się zachowuje, ponieważ może to robić. Jest przekonany, że Ukraina jest ważniejsza dla Rosji niż dla Zachodu, a jakiekolwiek reperkusje ze strony Zachodu będą może głośne, ale nieskuteczne. Putin świadomy jest, że Unię przetrąciły jej problemy gospodarcze, a do tego nerwowość wzbudzają w niej sukcesy prawicowych partii populistycznych w licznych państwach członkowskich. Do tego, co najważniejsze, na podstawie decyzji USA o uniknięciu interwencji w Syrii uznał, że amerykańska opinia publiczna sprzeciwi się jakimkolwiek militarnym awanturom z dala od amerykańskich granic.
Putinowskiej sprzeciwu wobec Europy i USA nie da się jednak sprowadzić do argumentów z realizmu politycznego, jak te o wadze bazy marynarki w Sewastopolu czy potrzeby utrzymania kontroli nad rurociągami przebiegającymi przez Ukrainę. O ile przed kryzysem Putinowi nie podobało się zachowanie USA i Europy wobec Rosji, o tyle teraz jego rozczarowanie dotyczy dekadenckiego i, jego zdaniem, niemoralnego stanu współczesnej Europy oraz destabilizującej roli, jaką według niego Stany Zjednoczone odgrywają dziś w światowej polityce. Analiza niedawnych wypowiedzi Putina wskazuje, że prezydent Rosji postrzega swą misję nie jako integrację Rosji z Europą, lecz jako obronę tradycyjnych rosyjskich wartości przeciwko unijnemu postmodernizmowi. „Europejczycy wymierają… z małżeństw jednopłciowych nie ma dzieci” powiedział zeszłego września Putin w czasie spotkania Klubu Wałdajskiego, który zbiera się, by przeanalizować polityczną, kulturalną i gospodarczą przyszłość Rosji. Niedawne ustawodawstwo antygejowskie i antylesbijskie uchwalone przez rosyjski parlament to czytelny wyraz nowego konserwatyzmu Putinowskich elit, które czują zagrożenie ze strony bardziej liberalnych społeczeństw europejskich.
Stosunki z USA znalazły się w sytuacji patowej, ponieważ Putin oskarża Amerykę o celowe prowokowanie konfliktów, by zapobiec zyskaniu siły przez jej geopolitycznych rywali. Putin zrobił to z Janukowyczem, za czego zaniechanie Putin wini Amerykanów w Egipcie – gdzie ich skłonność do przyklaśnięcia ludowym rewolucjom doprowadziła do przejęcia władzy przez Bractwo Muzułmańskie i zaogniło dalszy kryzys. Poparcie Putina dla obalonego prezydenta Ukrainy nie wynika z jakichś osobistych skłonności (powszechnie wiadomo, że Putin nim pogardza), ale ponieważ podtrzymywanie prezydenta wydawało mu się właściwym postępowaniem w obliczu rewolucji. To element szerszych starań podłączenia się pod wartości imperialnej przeszłości Rosji i nostalgiczny nacjonalizm kojarzony z XIX-wiecznymi władcami kraju, takimi jak Mikołaj I.
To Putin konserwatysta, a nie Putin realista zdecydował się pogwałcić suwerenność Ukrainy. Jego marsz na Krym to nie Realpolitik – to Kulturkampf.
Przeł. Michał Sutowski