Mam taki smutny obowiązek felietonisty, że czytam prawicowe tygodniki, które na domiar złego ostatnio zaczęły pączkować i mnożyć się przez mitozę. Jest niedorzeczne „Do rzeczy”, jest pseudo-krypto-ultra-hajdaro-nacjo „Uważam Rze”, jest „Sieci” zamiast „W sieci” (jak rozumiem, z gazety much stali się gazetą pająków). Wszystkie te periodyki to lektura nietrudna, bo jakichkolwiek bardziej skomplikowanych myśli prawicowe towarzystwo się wystrzega, poza Andrzejem Horubałą (nie mylić z Krasnalem Hałabałą), który dla odmiany tworzy czasem myślowe struktury niemożliwe, spojone raczej emocjonalnym klejem „Lepkol” niż porządną logiczną zaprawą murarską. Ale właśnie dlatego te dziwne horubaliczne konstrukcje też się łatwo dekonstruuje.
Jest więc to lektura nietrudna, ale prawie zawsze nudna. Czasem tylko pojawi się jakiś zabawniejszy koncept. Na przykład gazeta pająków ogłosiła, że tak zwany całun turyński zawiera prawdziwą krew, a równocześnie został namalowany, a właściwie wypalony za pomocą malutkich ładunków kwantowych, przy użyciu techniki niedostępnej nawet dzisiejszym, dwudziestopierwszowiecznym ludziom. Czyżby więc polscy katolicy podpisywali się pod tezą Dänikena, że całun turyński stworzyły ufoludki? A może sugerują, że krew Jezusa składała się z malutkich ładunków kwantowych i na tym polega jej zbawcza moc? Zabawne, zabawne – ale zgodnie z obowiązującym polskim ustawodawstwem powinienem oskarżyć ich o obrazę uczuć religijnych. Dla mnie krew Jezusa to sprawa poważna.
Pomijając jednak takie wyskoki, prasa prawicowa jest monotonna. Dawniej było: Smoleńsk, Smoleńsk, Smoleńsk. Teraz jest homo, homo, homo. Polsce zagraża homokościół, homoteatr, homopoprawność, homocenzura, homomałżeństwa, homoadopcja, homooświata. Panowie, ja bym jeszcze do tego dodał, że zagraża wam homo sapiens. No i do tych wszystkich homolamentów dochodzą prześladolamenty: niekończące się gorzkie żale na temat tego, jak prawicowi patrioci są w Polsce prześladowani przez agresywnych lemingów, lewaków i oczywiście homosiów.
Kiedyś było takie określenie na pisemka faszystowskie i inne podobne, propagujące nienawiść i ksenofobię. Mówiło się na nie: gadzinówki. Ale jak widać, gady jednak są całkiem inteligentne w porównaniu z pająkami. Proponuję nazwać te pisma owadzinówkami (wiem, wiem, pająki to nie owady, ale żyjemy w wieku uproszczeń i niedokładności). No więc jakoś tak mam, że czytam te owadzinówki po robocie, w metrze, wracając do domu. Tylko wtedy osiągam taki stopień zmęczenia i ogłupienia, który pozwala mi czytać te rzeczy spokojnie, bez natychmiastowego podarcia szmatławca. Czytam, czytam o tym prześladowaniu i zaczynam się bać, że zaraz ktoś mi przyjebie za to, że czytam „Sieci”. Ale jakoś tak się dzieje, że od miesięcy jeżdżę tym metrem, czytam ten papier toaletowy, a nikt nie chce mnie bić. Nikt nawet złego słowa nie powie (zresztą, jak czytam „Wyborczą”, też nie). Natomiast jak moja znajoma szła ze swoją partnerką, trzymając się za rękę, natychmiast grupa gówniarzy spróbowała je pobić. Jak Lech Wałęsa zobaczył dwóch gejów na spacerze, to od razu przeraził się, że niewinne oczy jego wnuczka mogłyby zostać skalane tym widokiem i zażądał, żeby gejów trzymać za murem. Ale zdaniem katolickich publicystów to prawica jest prześladowana. Ciekawe. Tak sobie myślałem w metrze, ale nawet wtedy, skołowany, zmęczony po robocie, pozostałem na tyle świadomy, żeby nie dziwić się specjalnie. Nadal miałem w pamięci ten podstawowy fakt, że propaganda prawicy polega na odwracaniu już nie kota, a tygrysa ogonem. W języku prawicy zdanie „Prawica jest prześladowana” oznacza, że prawica spuszcza komuś wpierdol. Im bardziej spuszcza, tym bardziej jest prześladowana. Panowie z „Do Rzeczy”, „Uważam Rze”, „Sieci”, może zacznijcie tych gejów zabijać, wtedy to dopiero będziecie prześladowani. Palmę męczeńską dostaniecie od szefa w Watykanie.
Pamiętam, jak w rozmowie ze Sławomirem Sierakowskim prawicowy satyryk Robert Mazurek stwierdził, że niby my, lewicowcy, chcemy, żeby biedne prawicowe dzieci przemykały się ze wstydem na lekcje religii. Typowa projekcja pod tytułem: „No zabiłem tego Żyda, ale Żydzi są źli i chcą nas zabić”. To już nie jest stara dobra taktyka, zgodnie z którą złodziej woła: „Łapaj złodzieja!”. To jest taktyka, zgodnie z którą złodziej woła do okradzionego „Okradłeś mnie!”. Bo jakoś tak się składa, że to nasze dzieci przemykają się do biblioteki, kiedy inne idą na tak zwaną religię. Bo jakoś tak się składa, że to mój pasierb, wychowany przez moją żonę po buddyjsku, był prześladowany przez obłąkaną z nienawiści kato-nauczycielkę (doszło do takiego konfliktu, że szkoła wezwała psychologa, nawet nie do dziecka, tylko do nauczycielki; psychologowi jednak nie było dane powiedzieć ani słowa, bo zgodnie ze starą katolicką zasadą „Ja Mam Rację” katoliczka krzyczała przez godzinę i nie dała sobie przerwać).
To odwracanie tygrysa ogonem jest bardzo denerwujące i my tu, w Krytyce Politycznej, tracimy dużo na czasu na odkłamywanie prawicowych bredni i pomówień. I denerwujemy się jeszcze bardziej, widząc, że nasze odkłamania nie działają na kłamiących i wyznawców kłamstwa. Bo jak mówił Lew Tołstoj, nie da się przekonać człowieka, który nie chce zostać przekonany. I jak mawia pewien daleki powinowaty Tołstoja, nienawiść kręci bardziej niż logika. Nawet jeśli tysiąc razy im wytłumaczymy, że bić słabszych jest brzydko, nadal będą bić, bo lubią bić.
Można więc uznać, że sytuacja jest beznadziejna. Ale nie jest. Nienawiść jest jak wódka (słuchajcie, bo mówi ekspert, zarówno od jednego, jak i od drugiego). Nienawiścią można się upić i można się nią porzygać. Nienawiścią można się upić wtedy, kiedy każdy akt nienawiści odnosi sukces. Tu wpadniemy na czyjś wykład, tu zdemolujemy jakiś squat, tu zorganizujemy geriatryczno-pediatryczny Marsz Nienawiści, na który przyjdzie kilka tysięcy staruszków i gimnazjalistów machających bezkarnie swastyką albo krzyżem celtyckim. Dlatego te wszystkie wyczyny trzeba karać, a jeśli odpowiednie służby ich nie karzą, to trzeba dręczyć personalnie i medialnie te służby, aż zaczną karać, surowo i bez taryfy ulgowej. Jeżeli to będzie robione konsekwentnie, to nastąpi reakcja rodzaju drugiego. Nienawiść bezsilna frustruje, prowadzi do mdłości i do wymiotów. A wymioty w tym przypadku nie oznaczają rzygania nienawiścią na bliźnich (bo to prawica już robi), tylko wyrzyganie nienawiści do kibla, ostateczne zbrzydzenie jej sobie, uwolnienie się od niej. Dojdzie do tego tym szybciej, im więcej sukcesów my będziemy mogli przeciwstawić bezsilnemu szczekaniu prawicy. Im więcej nas będzie, im więcej będziemy mieli klubów, ruchów, struktur, im więcej będzie nas nie tylko w mediach, ale w terenie, im chętniej ludzie będą słuchać naszych haseł – tym prędzej po drugiej stronie nastąpi zbawcza reakcja organizmu.
Zróbmy im przysługę. Pomóżmy im zwymiotować.