W kwestii wyborów prezydenckich we Francji spełniło się tylko jedno przewidywanie: pierwsza tura nie przyniosła rozstrzygnięcia. Reszta jest zaskoczeniem.
Czar Sarkozy’ego zadziałał?
Przed pierwszą turą wielu komentatorów we Francji i na świecie spisało Sarkozy’ego na straty. Odwrócili się od niego dawni polityczni sojusznicy. Nawet Jacques Chirac po którym Sarkozy przejął przywództwo na francuskiej prawicy, publicznie zadeklarował, że w tych wyborach zagłosuje przeciw Sarkozy’emu – za kandydatem socjalistów. Sam Sarkozy, jak zawsze, nie tracił pewności siebie i konsekwentnie walczył o szeroki elektorat – lewe skrzydło uwodząc obietnicami większego uregulowania kapitalizmu, prawe hasłami o twardej polityce bezpieczeństwa. Fakt, że w pierwszej turze właściwie doprowadził do remisu, jest jednak sukcesem jego i zespołu robiącego mu kampanię.
Bez wątpienia w Sarkozy’emu pomogły zamachy w Tuluzie. Atak szaleńca na żydowską szkołę zdjął z pierwszych stron gazet tematykę ekonomiczną, wzmacniając medialny popyt i polityczną koniunkturę na takie tematy jak bezpieczeństwo, integracja muzułmańskiej mniejszości, imigracja – w których tradycyjnie wygrywa prawica. Gdyby nie zamachy, gdyby w kampania dominowała tematyka ekonomiczna, lewica bez wątpienia zgarnęłaby więcej głosów. Koniunktura jednak rozłożyła się zupełnie inaczej.
Antysystemowcy decydują
Kandydatka skrajnej prawicy, Marine Len Pen zdobyła ponad 18% głosów. Więcej niż jej ojciec w 2002 roku, gdy w pierwszej turze pokonał Lionela Jospin i stanął do – z góry przegranej – walki o prezydenturę z Jacques’em Chirakiem. Głosów oddanych na Le Pen jest też prawie dwa razy więcej niż tych na kandydata Frontu Lewicy (gromadzącego ugrupowania na lewo od popierającej Hollande’a socjaldemokracji) Jean-Luc Mélenchona (zdobył on tylko około 11% głosów, mniej niż się wszyscy spodziewali). Co więcej, Liderka FN zgromadziła poparcie większe niż wszyscy kandydaci „na lewo od Hollande’a” (Eva Joly z Zielonych, Philip Poutou z Nowej Partii Antykapitalistycznej, Nathalie Arthaud z Walki Robotniczej) razem wzięci. Same głosy oddane na Sarkozy’ego i Le Pen dają około 47% procent głosów oddanych w tych wyborach. Na wszystkich kandydatów lewicy padło około 44% głosów. 47% to ciągle za mało o 3% i jeden głos, by zdobyć Pałac Elizejski, ale pokazuje to siłę prawicy. I potwierdza, że w sytuacji kryzysu w Europie to właśnie skrajna prawica rośnie w siłę. Zyskuje nie tylko Front Narodowy we Francji, ale także holenderska Partia Wolności Geerta Wildersa czy węgierski Jobbik, przy którym nawet prawe skrzydło FN wydaje się poczciwymi centrystami.
Jak zauważa w wywiadzie dla dziennika „Liberation” dyrektor ośrodka badania opinii publicznej Viavoice, François Miquet-Marty, ponad 40% głosów oddanych zostało na kandydatów definiujących się jako politycy antysystemowi (Mélenchon, Bayrou, Le Pen). Cała trójka krytykuje instytucje V Republiki, wzywa do jej reformy. Jak wszystkie wybory w Europie, także i te przebiegały pod znakiem głębokiego kryzysu reprezentacji w ramach instytucji demokracji liberalnej. Jego symptomem są ruchu oburzonych, czy Occupy – francuscy oburzeni demonstrowali zresztą w różnych miastach Francji przez cały kwiecień przeciw wyborom, które ich zdaniem żadnego prawdziwego wyboru nie dają.
Gra o prawicę
Frekwencja w wyborach była – jak zwykle we Francji – wysoka, wynosiła 80%. Raczej w drugiej turze politycy nie zmobilizują istotnej części osób, które w niedzielę zostały w domach. Walka toczyła się więc będzie przede wszystkim o głosy kandydatów z dalszych miejsc – Mélenchona, Le Pen, Bayrou, w mniejszym stopniu Joly. Mélenchon i Joly już dziś wezwali do głosowania w drugiej turze przeciw Sarkozy’emu. Można się spodziewać, że większość ich wyborców posłucha tego wezwania. Jednak liczby pokazują, że nawet z poparciem tej dwójki Hollande nie może być pewny zwycięstwa.
Bayrou i Marine Le Pen na razie nie poparli w drugiej turze nikogo. To ich głosy będą stanowiły podstawową rezerwę Sarkozy’ego 6 maja. Już w pierwszej turze Sarkozy próbował grać o poparcie wyborców Frontu Narodowego. Jednym z kierowników kampanii Sarkozy’ego został Patrick Buisson, w latach osiemdziesiątych bliski środowiskom FN. Buisson był dziennikarzem pism „twardej” (antyeuropejskiej, „suwerenistycznej” prawicy), oraz współautorem apologetycznej książki o historii OAS (terrorystycznej organizacji walczącej o pozostawienie Algierii w granicach Francji). To Buissonowi powszechnie przypisuje się skierowanie kampanii Sarkozy’ego na prawo i skupienie jej w ostatnich tygodniach na tematach bezpieczeństwa itp. Jest wysoce prawdopodobne, że teraz obecny prezydent jeszcze zaostrzy swój prawicowy kurs, by przejąć wyborców Le Pen. Jak powiedział dziennikowi „Le Monde” jeden ze sztabowców Sarkozy’ego, Guillaume Peltier, „ten wynik dowodzi, że wyborcy chcą silnej, pewnej siebie Francji i silnego prezydenta”.
Jeśli Peltier ma rację co do nastrojów społecznych, Sarkozy ma szansę wygrać w drugiej turze. Oczywiście, zaostrzając kurs na prawo także musi uważać, by nie popchnąć centrowych wyborców w ramiona Hollande’a. Jednak nic nie jest jeszcze przesądzone: głosy Le Pen, poparcie europejskich przywódców (z Angelą Merkel na czele), brak międzynarodowego obycia i doświadczenia Hollande’a będą stanowiły poważne atuty Sarkozy’ego w drugiej turze.