Tomasz Piątek

Bomba pejczowa

Dzisiaj mamy nasze nowe narodowe święto. Drugie Zaduszki, Zaduszki Polityczne. Dla uproszczenia można byłoby przenieść Święto Zmarłych na 10 kwietnia, żeby wszystko załatwić za jednym zamachem. Ale co ja gadam, przecież w Polsce jest tak, że im więcej Zaduszek, tym lepiej. Jesteśmy narodem Dziadów (chodzi mi oczywiście o Dziady Adama Mickiewicza, nie odpowiadam za inne skojarzenia). Powinniśmy więc zalegalizować pączkowanie Zaduszek i ogłosić, że 10 kwietnia będzie odtąd Świętem Zmarłych Gwałtowną Śmiercią. Zmarłych Śmiercią Naturalną nadal będziemy obchodzić 1 listopada. A 5 sierpnia, dokładnie pomiędzy jednym świętem a drugim, będziemy obchodzić Święto Zmarłych w Niewyjaśnionych Okolicznościach. Chociaż tych ostatnich PiS zapewne też chciałoby przesunąć na 10 kwietnia. PiS uważa, że katastrofa smoleńska jest niewyjaśniona, co w pokrętnym języku tej partii oznacza wyjaśniona inaczej: winny jest spisek, Rosjanie, sztuczna mgła, bomba tlenowa, helowa czy jeszcze jakaś inna (w komiksach z kapitanem Klossem, które pewien mój znajomy przerabiał za pomocą długopisu i flamastrów, występowała bomba pejczowa: po jej wybuchu esesmani ginęli od razów nieposkromionego pejcza). PiS-owcy tłumaczą swoje spekulacje zasadą cui bono (ten zabił, kto ze śmierci zabitego odniósł korzyść): że niby Lech Kaczyński był tak wielką zawadą dla Rosjan i jego śmierć była dla nich tak wielką korzyścią, że musieli go sprzątnąć. Aż chciałoby się zastosować tę zasadę (cui bono) do PiS-u: a co, jeżeli smoleński spisek to był sPiSek? Jeżeli to kamikadze PiS-u odpalili w samolocie bombę pejczową, po to, żeby Lech Kaczyński zginął od razów nieposkromionego pejcza, a to z kolei po to, żeby na fali żałoby, współczucia i antyrosyjskiego sentymentu PiS wygrał wszystkie następne wybory? Jeżeli tak było, to ten sPiSek był taki, jak wszystko, co PiSowskie. Nie udał się.


Przyznam się, że mnie jest kompletnie obojętne, czy była bomba pejczowa i kto ją odpalił. Załóżmy, że PiS ma rację. Wszyscy przecież znamy Putina: nie jest to człowiek, który by się cofnął przed bezczelną zbrodnią. I co z tego? Na świecie, jako ofiary masowych bezczelnych zbrodni, giną co roku miliony osób. Nigdy nie było na świecie tylu niewolników, co teraz. Nigdy tyle osób naraz nie ginęło z głodu. Nigdy nie było tylu piratów – i nie mam tu na myśli piratów internetowych. Nigdy tyle osób nie cierpiało przemocy. Można powiedzieć, że to tylko dlatego, iż ludzi na Ziemi jest coraz więcej. Ale czy to coś zmienia? Żyjemy w czasach największego nieszczęścia. Różni ludzie mordują innych, niezwykle licznych, dla władzy, pieniędzy albo z nienawiści. Rozgrzebywanie i rozpamiętywanie jednej zbrodni, znikomej w skali świata, niczemu nie służy, tylko użalaniu się nad sobą. Użalaniu się naprawdę haniebnemu, bo miliony, a nawet miliardy ludzi mają o wiele gorzej niż Polacy. Zamiast użalania się trzeba walczyć o to, żeby świat się zmienił, żeby miliony nie ginęły z głodu, od wojny czy AIDS. Jeśli wygramy tę walkę, to przy okazji pozbędziemy się także różnych Putinów, niezależnie od ich prawdziwej czy rzekomej odpowiedzialności za jedną małą katastrofę samolotową.


I to tyle na ten temat, jak śpiewał Jacek Kaczmarski. Nie chce mi się dalej zajmować smoleńszczyzną (wystarczy, że wszyscy inni się nią zajmują). Zamiast tego na zakończenie  opowiem Państwu pewną ciekawostkę, którą przekazał mi mój syn. Mój syn ma przyjaciela katolika (jestem tolerancyjny, pozwalam dziecku bawić się z papistami). Ten przyjaciel katolik służył do mszy jako tak zwany ministrant. I wyjawił mojemu synowi ciekawą tajemnicę. Otóż przed mszą proboszcz kazał zamykać wszystkie okna w kościele i wyłączał wentylację. Po co? Po to, żeby od duchoty ludzie poczuli się dziwnie (odurzyli się trochę dwutlenkiem węgla) i pomyśleli, że to Bóg. Przyznam się, że jak to usłyszałem, to w pierwszej chwili nie uwierzyłem. Ale potem przypomniałem sobie tę dziwną, mdlącą i obezwładniającą duszność, jaką czuć we wszystkich kościołach katolickich, a której nigdy nie poczułem w żadnym, choćby najbardziej zatłoczonym zborze protestanckim. Czyżby jednak? – pomyślałem sobie. Dlaczego w takim razie nie zaczną nasączać swoich hostii LSD, jeśli chemiczne odurzenie jest ich celem? Byłoby prościej i skuteczniej.


Ale na ten temat też już nic więcej nie powiem. Bo bomba pejczowa mi się w kieszeni otwiera.

 

www.tomaszpiatek.pl 

 

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Piątek
Tomasz Piątek
Pisarz, felietonista
Pisarz, felietonista. Ukończył lingwistykę na Universita’ degli Studi di Milano. Pracował w „Polityce”, RMF FM, „La Stampa”, Inforadiu, Radiostacji. Publikował w miesięczniku „Film” i w „Życiu Warszawy”. Autor wielu powieści. Nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukazała się jego książka "Antypapież" (2011) i "Podręcznik dla klasy pierwszej" (2011).
Zamknij