Triumf demokracji podczas niedzielnych wyborów w Rosji spowodował chyba największy w historii mediów wylew informacji w internecie. Jeszcze w grudniu, podczas bezprecedensowych protestów obywatelskich w Rosji, Władimir Putin oświadczył, że znalazł sposób, by zapobiec wszystkim wyborczym fałszerstwom. Putin zapowiedział wyposażenie każdej komisji wyborczej w kamerę, w której będzie można na żywo śledzić przebieg głosowania.
Jeśli za Borisem Groysem uznamy Józefa Stalina za wagnerowskiego artystę-demiurga, który podporządkował ogromne państwo własnej woli artystycznej, tworząc z niego coś w rodzaju Gesamtkunstwerk, Putin zasługuje na miano wybitnego współczesnego artysty medialnego. Stworzył bowiem największą w historii sztuki instalację medialną, która składa się z ponad 300 tysięcy kamer działających jednocześnie. Zupełnie niczym współczesny artysta, Putin zamiast na treści swojego dzieła skupił się na warunkach jego produkcji. Krótki termin realizacji uniemożliwił przeprowadzenie przetargu, dlatego też dzieło Putina okazało się najdroższą w historii instalacją medialną, którą za państwowe pieniądze wykonała wybrana na niejasnych zasadach prywatna firma.
Skutek tego działania okazał się niezbyt zaskakujący. Wieczorem po wyborach, gdy rosyjscy telewidzowie dziwili się zwycięskim łzom Putina, to internauci udostępniali w sieci filmik, nagrany jedną z kamer z komisji wyborczej w Dagestanie. Widać na nim ukrywających twarz przed obiektywem dwóch członków komisji, którzy wrzucają do urny wyborczej setki kart do głosowania. Wyobrażając sobie skalę fałszerstw wyborczych, komentatorzy nie dziwili się temu, że falsyfikatorzy nie zwracają żadnej uwagi na śledzące ich kamery. Najbardziej martwiło ich inne pytanie: czy trzeba było wydawać tyle państwowych pieniędzy, żebyśmy mogli zobaczyć, ile dokładnie kart podrzucił do urny jakiś anonimowy członek komisji?
Instalowanie trzystu tysięcy kamer nie miało żadnego politycznego sensu, ale z punktu widzenia antropologii ta akcja odniosła ogromny sukces. Choć śledzenie wyborów przez internet nie mogło mieć wpływu na przebieg fałszerstw, to miliony Rosjan miały okazję zobaczyć swój kraj z całkiem nowej strony. Kamery w komisjach wyborczych zostały włączone jeszcze przed glosowaniem, co czasami wprawiało obserwatorów w osłupienie. Pierwszą niespodzianką była dyskoteka w komisji wyborczej, która odbyła się dzień przed wyborami. Drugą – impreza urodzinowa i wesele w kolejnej komisji wyborczej. Internautom udało się nagrać również seks w komisji wyborczej – na szczęście zarejestrowano tylko dźwięk, więc bez przeszkód możemy usłyszeć to na YouTube.
Gdy zaczęło sie głosowanie, okazało się, że Rosjanie równie dobrze bawią się podczas wyborów. Niektóre nagrania przypominały stalinowskie musicale, w których rolnicy idą głosować, śpiewając do akompaniamentu orkiestry. Z tą różnicą, że współczesne wybory są nagrywane na żywo, bez żadnego scenariusza. Ta stalinowska tradycja okazała się najmocniej zakorzeniona w Czeczenii, gdzie narodowe tańce tuż po głosowaniu wykonują nie tylko anonimowi wyborcy, ale jej też prezydent Ramzan Kadyrow. Z kolei na wideo nagranym w Kabardyno-Bałkarii wokół urn wyborczych najpierw tańczą dzieci w strojach narodowych, a potem pojawia się członek komisji, który długo próbuje wcisnąć do kosza gruby pakiet wyborczych kart. Ten króciutki filmik zawiera streszczenie całego procesu wyborczego w Rosji.