Mój przyjaciel Łukasz chciał kiedyś robić cykliczny program telewizyjny, który polegałby na nadawaniu w kółko jednego i tego samego materiału. Miał to być fragment filmu Wayward Cloud autorstwa Tsai Ming-Lianga. Program byłby pokazywany codziennie. Na początku programu byłaby cytowana jakaś szczególnie zasługująca na uwagę (takich nie brakuje) wypowiedź polskiego polityka z ostatniej chwili, a potem pokazywałoby się wyżej wspomniany kawałek chińskiego filmu, stanowiący, zdaniem Łukasza, idealną odpowiedź na wszystko, co polski polityk może wymyślić i powiedzieć. Program miałby się nazywać „Chińska szczepionka”, ponieważ stanowiłby swoiste antidotum na polskie życie polityczne.
Postanowiłem przetestować, czy chińska szczepionka rzeczywiście nadaje się do wszystkiego i czy jest uniwersalnym komentarzem na różne wiadomości polityczne. Weźmy te z ostatniego dnia. Premier Tusk, na wiadomość, że różni ludzie, w tym prezes Kaczyński, domagają się referendum w sprawie ACTA, odpowiada, że może prezes Kaczyński boi się na siebie brać odpowiedzialność za niepopularne decyzje i chce je zrzucać na wyborców, ale on, Tusk, się nie boi. Jak na coś takiego odpowiedzieć? Przypomnieć Tuskowi, że demokracja na tym między innymi polega, że decyzje podejmują wyborcy? Powiedzieć mu, że w ten sposób wychodzi na polityka jeszcze bardziej autorytarnego niż Kaczyński (i to nie po raz pierwszy – przypomnijmy poparcie Tuska dla antydemokratycznego Orbana na Węgrzech)? Ja jednak obawiam się, że wszelkie racjonalne komentarze są wobec czegoś takiego bezsilne. Kiedyś brałem udział w debacie, której prowadzący zwracał się do mnie z pytaniami składającymi się z jednego słowa. Na przykład: „Panie Tomaszu, konserwatyzm?”. I oczekiwał, że udzielę mu wyczerpującej odpowiedzi. Na pytanie: „Panie Tomaszu, konserwatyzm?” miałem ochotę odpowiedzieć „Panie Andrzeju, tralala”. I tak samo chce mi się odpowiedzieć premierowi Tuskowi. Panie Donaldzie, tralala. Skoro oliwa jest z oliwek, to czy pomidory są z pomidorków? Takie pytanie też byłoby dobrą odpowiedzią. Ale rzeczywiście – okazuje się, że Łukasz w tym przypadku miał rację – najlepszą odpowiedzią będzie to.
Inna wiadomość. Posłowie PSL-u z charakterystycznym ludowym zaśpiewem ubolewają w Sejmie nad tym, jak zniszczony medialną nagonką jest Bartosz Arłukowicz, minister choroby, przepraszam, zdrowia, główny bohater afery z refundowaniem recept. „Wiadomości” w TVP podały, że Arłukowicz marzył o tym, żeby zostać ministrem zdrowia przed ukończeniem czterdziestego roku życia. I to marzenie mu się spełniło. Przypomina mi się dowcip o tym, jak facet łapie złotą rybkę, ta mówi mu: „Puść mnie, puść, a spełnię twe życzenie”. Facet mówi: „Chcę być księciem” i nagle budzi się w jedwabnej pościeli, a kobiecy głos mówi: „Ferdynandzie, wstawaj, jedziemy do Sarajewa”. Ktoś powinien opowiedzieć Arłukowiczowi ten dowcip (zakładając, że Arłukowicz wie, kim był Ferdynand i jak wybuchła I wojna światowa, bo w naszych czasach nie można zakładać, że ktoś coś wie, raczej trzeba zakładać, że ktoś czegoś nie wie i dlatego piszę dla Krytyki Politycznej: bo to jest jedno z ostatnich mediów, których odbiorca raczej coś wie, niż nie wie). No więc ktoś powinien opowiedzieć Arłukowiczowi ten dowcip, ale jeszcze lepiej by zrobił, gdyby mu puścił to. Ze szczególnym uwzględnieniem tego hahahahahaha w refrenie.
Wydawałoby się, że nie da się wyśmiać wiadomości o tym, iż „Rzeczpospolita” nie musi przepraszać za kozę. Ta obdarzona niezwykłym (hahahahahaha) poczuciem humoru gazeta opublikowała w 2009 rysunek przedstawiający mężczyznę z kozą na sznurku, który czeka w kolejce do ślubu (do ślubu z kozą) za parą gejów. Kilka osób i organizacji wystąpiło z pozwem przeciwko redakcji. Przegrali jednak, bo sąd uznał, że żadna z tych osób i organizacji nie została przedstawiona na rysunku, ani jako para gejów, ani jako koza. Ten wyrok oznacza, że wolno w Polsce obrażać gejów jako grupę – pod warunkiem, że nie obraża się żadnego geja imiennie. Trudno śmiać się z czegoś takiego (zarówno z rysunku, jak i z wyroku), ale z pomocą przychodzi nam nieoceniony Tomasz Terlikowski. Napisał on, że homoseksualizm i zoofilia są tak samo złe, bo w obu przypadkach nie ma prokreacji. Rozumiem, że jeśli jakiemuś człowiekowi uda się zapłodnić małpę, to wtedy Terlikowski stanie się gorącym zwolennikiem takiej zoofilii. Hahahahahaha.
Natomiast wątpliwości budzi zastosowanie hahahahahaha wobec Marka Suskiego z PiS-u, który nazwał posła Johna Godsona „Murzynkiem”. Suski najwyraźniej chciał wywołać hahahahahaha w stosunku do Godsona. Można przyjąć, że w tej sytuacji hahahahahaha powinno dotyczyć Suskiego. Ale to chyba jednak za słaba kara. Samo wyśmianie Suskiego mogłby być dla niego zbyt mało dotkliwe. Mógłby sobie powiedzieć, że skoro chciał śmiech wywołać i śmiechem się skończyło, to właściwie osiągnął swoje zamierzenie i wszystko odbyło się w atmosferze żartu.
I tu kończy się skuteczność chińskiej szczepionki. Żeby odpowiedzieć Suskiemu tak, jak na to zasługuje, należałoby nazwać go Polaczkiem. Suski, ty Polaczku.