Oleksij Radynski

Kto nie skacze…

Polski antymajdan uległości i służalstwa narodził się na corocznej imprezie PiS-u 13 grudnia.

Czy w Polsce będzie Majdan? Ta wizja podnieca – na różne sposoby – zarówno Gazetę Wyborczą („ Majdanu w Polsce nie da się wykluczyć”), jak i obóz narodowy. Ten ostatni co prawda nie potrafił sprostać obietnicy zablokowania sobotniej „próby destabilizacji państwa” , ale już same takie obietnice stwarzają nadzieję na przyszłość. Bo – jak mogliśmy przekonać się w Kijowie – nic nie niszczy politycznej przyszłości Majdanu bardziej niż pojawienie się w jego szeregach obozu narodowego. A zatem sprzeciw narodowców wobec Majdanu znacznie zwiększa jego prawdopodobieństwo oraz utrudnia możliwości jego stłumienia.

Tak czy owak, Majdanu w Polsce na razie nie ma. Tym niemniej, o dziwo, antymajdan już jest. Przypomnę: antymajdan to zorganizowane przez władzę manifestacje własnego elektoratu, mające świadczyć o jej masowym poparciu w sytuacji zagrożenia ze strony ulicznego ruchu opozycyjnego. W Kijowie to zjawisko powstało niemal jednocześnie z pojawieniem się masowego nieposłuszeństwa obywatelskiego w grudniu 2013 roku. Uczestnicy antymajdanu wyrażali poparcie dla prezydenta Janukowycza, ale przede wszystkim mobilizowali się dzięki hasłom o zagrożeniu płynącym z gejropejskiego eurosodomu, utracie ukraińskiej niepodległości wskutek integracji z UE oraz niszczeniu tysiącletnich tradycji narodowych. Czy to coś wam przypomina?

Antymajdan w Polsce narodził się 13 grudnia. Mimo że był kolejnym wydaniem corocznej imprezy PiS-u, tym razem odbywał się w cieniu o dzień wcześniejszego opozycyjnego wiecu w Warszawie.

Buntownicza retoryka niedzielnego marszu nie pozostawia złudzeń: była to przede wszystkim demonstracja uległości i służalczego konformizmu wobec aktualnej władzy, antymajdan jak się patrzy!

W Kijowie wielbiciele rządów Janukowycza też próbowali uchodzić za buntowników: sprzeciwiali się zachodniemu imperializmowi, który przeszkadzał ukraińskiemu liderowi realizować jego politykę, oraz licznym wewnętrznym wrogom. Obydwa ruchy odwołują się do emocji i pragnienia zemsty, chcą za wszelką cenę ukończyć dzieło, które wrogie siły chciały zniszczyć. W pierwszym przypadku – poprzez pomarańczową rewolucję, w drugim – za pomocą pancernej brzozy.

Losy ukraińskiego antymajdanu są tragiczne. Mimo ogromnego poparcia ze strony władzy (albo, być może, właśnie dzięki niemu) stracił moc sprawczą tuż po eskalacji walk w Kijowie. Przeniósł się zatem do regionów (przede wszystkim wschodnich, bo właśnie stamtąd przywożono do stolicy większość jego uczestników). Stał się podstawą ruchu prorosyjskiego na Krymie i w Donbasie, umożliwiając infiltrację protestu przez rosyjskie służby i tworząc pretekst dla interwencji wojskowej. W skrócie, antymajdan stał się narzędziem do rozpętania wojny.

Ale wina za tę tragedię spoczywa nie tylko na organizatorach antymajdanu. Nie udałoby się tego ruchu zorganizować, gdyby u jego podstaw nie leżało autentyczne i całkiem usprawiedliwione niezadowolenie społeczne. Ludzie dołączali do antymajdanu, bo nikt nawet nie spróbował im wytłumaczyć, co będzie z ich fabrykami i kopalniami po stowarzyszeniu z Unią, i że nie zrobi ona na siłę z ich dzieci gejów. Paradoksalnie, niemal każdy uczestnik tego ruchu był potencjalnym majdanowcem, odstraszonym jednak przez narodowców. To oni przynieśli na Majdan swoje zabawy z okrzykami „Kto nie skacze, ten Moskal”. A więc zamiast skakać w polskiej wersji tej zabawy, protestujący mogliby się zastanowić, jak włączyć do swojego ruchu tych, co dziś w Polsce akurat nie skaczą.

**Dziennik Opinii nr 351/2015 (1135)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Oleksij Radynski
Oleksij Radynski
Publicysta i filmowiec (Kijów)
Filmowiec dokumentalista, współzałożyciel Centrum Badań nad Kulturą Wizualną w Kijowie. W latach 2011-2014 redaktor ukraińskiej edycji pisma Krytyka Polityczna.
Zamknij