To nie jest kolejny tekst o tym, jak nacjonaliści dyskredytują ukraińską rewolucję.
To nie jest kolejny tekst o tym, jak nacjonaliści dyskredytują ukraińską rewolucję. Jak wielu innych mam problem z pisaniem takich tekstów w czasie, gdy obywatele Ukrainy wciąż giną z rąk milicji oraz jej najemników. Jak wielu innych szczególny problem mam z tym, że informacja o niekoniecznie prodemokratycznej frakcji Majdanu została upowszechniona przez zachodnie media właśnie wtedy, gdy polityczny terror ze strony ukraińskiej władzy osiągnął apogeum. Jak to się stało, że problem, o którym mówiono od pierwszych dni Euromajdanu (wtedy jeszcze całkiem umiarkowany), made the news dopiero wtedy, gdy najbardziej tego potrzebują Janukowycz i Putin?
Jest już za późno, by obwiniać nacjonalistów o sprowadzenie ludowego powstania do scenariusza najbardziej wygodnego dla władzy, albo oskarżać tę władzę, że nacjonalistów, których sama rozpleniła, użyła w przydatny jej sposób. Natomiast czas zająć się zachodnią recepcją tej rozgrywki. Już dawno bowiem czarno-biały obraz świata leżącego poza granicami Unii Europejskiej, wszechobecny w zachodnich mediach, tak bardzo i w tak zły sposób nie zakpił z wszystkich, których obecna sytuacja na Ukrainie dotyczy choćby w najmniejszym stopniu. Czyli, z grubsza rzecz biorąc, z każdego mieszkańca i mieszkanki Europy.
Kiedy pisaliśmy – przez kilka miesięcy – że na Euromajdanie nie wszystko jest takie dobre, jak to podają zachodnie media, że wraz z frustracją protestujących rośnie tam hegemonia narodowców, byliśmy natychmiast oskarżani o działalność kontrrewolucyjną albo wprost o pracę dla Putina. Przecież zakłócenie pięknego obrazu ukraińskich protestów w oczach zachodnich partnerów i potencjalnych sponsorów to zbrodnia gorsza od zamachu na jedność w ławach opozycjonistów. Mówiono, że najpierw należy wygrać, a potem się kłócić.
Wkrótce jednak okazało się – wraz z militaryzacją Majdanu i wkroczeniem na scenę Prawego Sektora – że ciągłe zamiatanie problemu pod dywan nie może trwać długo. Że nie trzeba być agentem Putina, żeby zwracać uwagę mediów na nieproporcjonalną obecność skrajnej prawicy na Majdanie. Nieproporcjonalną, bo medialna widoczność prawicowych bojowników wcale nie odzwierciedla ich rzeczywistej liczby wśród protestujących – tak naprawdę dość marginalnej. Ale kto z przedstawicieli „demokratycznych mediów” będzie sobie tym zawracał głowę? Przecież świat na wschód od unijnej granicy dzieli się na „białych” demokratycznych aktywistów i „czarnych” autorytarnych dzikusów u władzy – a kiedy sytuacja nieco się komplikuje, następuje zwykła wymiana ról. Biali stają się czarnymi. Tylko brunatni nie zmieniają koloru.
Główny nurt zachodniej recepcji ukraińskich protestów można streścić w dwóch zdaniach. Grudzień 2013: Ach, ci Ukraińcy, prawdziwi Europejczycy, tak dzielnie i pokojowo walczą o wszystko, co dobre, przeciwko wszystkiemu, co złe! Styczeń 2014: Oj, chyba się pomyliliśmy, przecież oni mają pałki, portrety Bandery i płonące opony, musimy teraz szybko przeprosić Putina, to on nas uratuje przed tą ukraińską dziczą.
Nie przecząc istnieniu rzeczywistych medialnych agentów Kremla, nie będę teraz rozważał ich roli w powstaniu tej recepcji (zostali zresztą dość szczegółowo opisani). Prawdziwym jej źródłem jest dziwna europejska niezdolność do odbioru jakiegokolwiek przekazu składającego z innych kategorii niż „czarne” i „białe”. Naprawdę nie rozumiem, co się stało z Europą, ojczyzną myślenia dialektycznego. Dlaczego każda próba chociażby minimalnego skomplikowania przekazu prowadzi tylko ku diametralnej wymianie „plusa” na „minus”, „białego” na „czarne”? Czy nie bierze się to czasem z przekonania, że to tylko „u nas”, na Zachodzie, wszystko jest tak bardzo złożone, bo panuje tutaj racjonalna i pluralistyczna demokracja liberalna, podczas gdy „u nich” na Wschodzie wszystko jest proste, jasne i czarno-białe, bo nadal są za mało liberalni i demokratyczni?
Żeby ostatecznie wszystko poplątać, proponuję małe ćwiczenie umysłowe.
Proszę sobie wyobrazić sytuację, w której wzięlibyście Państwo udział w rewolucji, która raz przypomina Marsz Niepodległości, a raz akcje obrońców krzyża. I że wzięlibyście w niej udział całkiem szczerze, mimo zagrożenia dla życia, zdrowia i wolności osobistej.
Jeszcze niedawno też nie mogłem sobie takiej sytuacji wyobrazić. A jednak ukraińskiej oligarchii udało się nas wszystkich doprowadzić do takiej sytuacji. Mam nadzieję, że żadnej innej oligarchii w Europie to już się nie uda.
Czytaj także:
Serhij Żadan, Najdłuższa zima
Ula Lukierska, W uścisku Familii
Mykoła Riabczuk: Pieniądze od Rosji to fundusz wyborczy dla Janukowycza
Paweł Pieniążek: Protesty z domieszką internetu
Andrij Portnow, Ten kryzys nie będzie miał happy endu
Serhij Leszczenko, Janukowycz stracił legitymację do rządzenia
Paweł Pieniążek, Ustępstwa Janukowycza? To za mało – mówi Majdan
Ostap Sływyński, Służby świadomie łamią prawa człowieka
Nie wolno nam odwrócić się od Ukrainy. List otwarty
Oleksij Radynski, Nasza niemoc wspiera przemoc
Ziemowit Szczerek, Władza może zdusić ten bunt. Ale co dalej? Przecież nie wydusi całej opozycji!
Aleksander Smolar, Cena pozostawienia Ukrainy samej byłaby wysoka
Jurij Andruchowycz, Nie możemy zatrzymać protestów
Justyna Krawczuk, Milicja przejmuje kontrolę nad szpitalami
Czas gra na korzyść opozycji – międzynarodowa prasa o Ukrainie
Paweł Zalewski, Fasada i rzeczywistość polityki UE wobec Ukrainy
Paweł Pieniążek, Śmierć na Majdanie
Paweł Pieniążek, Euromajdan przerósł ukraińską opozycję
Oleksij Radynski, Wszyscy jesteśmy poza prawem
Paweł Pieniążek, Ukraina coraz dalej od demokracji
Apel o plan Marshalla dla Ukrainy
Serwis specjalny Dziennika Opinii: Ukraina – Z Unią Europejską czy z Rosją?
Zobacz także:
Ukraińska zima. Fotorelacja Tomáša Rafy z Kijowa
Dymy i barykady. Fotorelacja z Kijowa
Telewizja Krytyczna: Skąd ta przemoc w Kijowie
Telewizja Krytyczna: Przeciwko terrorowi politycznemu
Telewizja Krytyczna: Życie na barykadach
Kijów, 23 stycznia: Krajobraz po bitwie. Fotorelacja