Oleksij Radynski

Uważajcie na Ukrainę

Przemoc – nie tylko policyjna – może okazać się siłą napędową ruchu obywatelskiego na Ukrainie.

Sto pizz dla protestujących przygotował szef pizzerii na Majdanie. Kobieta przypina milicjantom ochraniającym siedzibę prezydenta Janukowycza papierowe kwiaty. Celnicy na lotnisku w Monachium poprosili pasażerów z Ukrainy, aby stanęli w kolejce dla gości z Unii. 

Ukraińskie protesty, relacjonowane przez polskie media, wyglądają jak radosne święto, pełne przyjaźni, miłości i tolerancji. Jak gdyby wszyscy redaktorzy naraz wsłuchali się w apel Oksany Zabużko, by nie skupiać się w swoich relacjach na aktach przemocy towarzyszących protestom.

A jednak wygląda na to, że właśnie przemoc – nie tylko ta policyjna – może okazać się siłą napędową ruchu obywatelskiego na Ukrainie. 

Polscy dziennikarze, zachwyceni obywatelskim karnawałem na Majdanie, zdają się nie zauważać, że ten karnawał staje się coraz bardziej nacjonalistyczny i ksenofobiczny. Tutaj można skrycie dać upust własnej niechęci do Ruskich, skacząc sobie w tłumie, który skanduje: „Kto nie skacze, jest Moskalem”. Nikogo już nie dziwi, że hasłem numer jeden Majdanu stały się okrzyki „Chwała Ukrainie – Bohaterom sława – Chwała nacji – Wrogom śmierć!”. Cóż, Polacy czasem też lubią dla frajdy pokrzyczeć sobie coś takiego podczas spaceru Chreszczatykiem, nie zdając sobie sprawy, że to jest to samo, co wołać „Czołem wielkiej Polsce!” na warszawskiej starówce. A przynajmniej było to samo, dopóki partia Swoboda nie narzuciła swoich kretyńskich haseł tłumowi na Majdanie. Normalizacja tej retoryki – zbudowanej na takich europejskich wartościach jak rusofobia i antysemityzm – staje się kluczowym skutkiem obecnych protestów. 

Spójrzmy na to wzruszające zdjęcie. Polscy parlamentarzyści na scenie Majdanu udzielają wsparcia protestującym. 

Drugi po lewej – przywódca Swobody Ołeh Tiahnybok. Panie Schetyna, to jest trochę tak, jakby pan zrobił sobie zdjęcie z Robertem Winnickim, który dorobił się pozycji lidera kluczowej frakcji opozycyjnej w parlamencie. „Wyborcza”, która drukuje to zdjęcie, nie opatruje go żadnym komentarzem. Zdaje się nie mieć  problemu z tym, że partia tego faceta przy okazji rocznicy wołyńskiej nawoływała do nienawiści wobec Polaków, a jej kibolskie bojówki niemal co tydzień biją związkowców i lewicowców. Ale teraz sprawa ma się inaczej. Dajmy Swobodzie spokój, to ważny gracz ruchu protestacyjnego, nie pozwólmy rozbić jego jedności. A że nieśmiałe próby przyjścia na Majdan z hasłami o równości płci spotkały się natychmiast z falą przemocy? Trudno, ale przy podpisaniu stowarzyszenia, gdyby do tego doszło, żadna Europa nam by tego nie wytknęła. 

Cezary Michalski niechcący trafił w samo sedno sprawy, pisząc niedawno z zupełnie innego powodu, że nawet gdy rewolucja jest legitymizowana przez głupotę, brak wrażliwości i krótkowzroczność elit, warto do samego końca próbować zmieniać jej kierunek. Tylko że niestety bardzo dobrze widać kierunek, w jakim idzie ukraińska rewolucja – i nie chodzi mi wcale o kolejny straszak faszyzmu. 

Próbując oderwać się od Rosji, ukraiński Majdan zaczyna fatalnie odtwarzać losy rosyjskiego ruchu protestu, który zaczął się dokładnie dwa lata temu. Rocznica startu antyputinowskich protestów w Rosji musi otrzeźwić wszystkich zachwyconych obywatelską rewolucją na Ukrainie. 

Kiedy zaczynały się moskiewskie protesty, euforia była niemal tak samo powszechna jak teraz. Nawet tytuły największych wieców opozycyjnych – „marsz milionów” – są identyczne w Kijowie i w Moskwie. Tylko że ukraiński scenariusz powtarza ten rosyjski w przyspieszonym trybie. Rosyjski ruch protestu czekał na swoich więźniów politycznych niemal pół roku, więźniowie z Euromajdanu pojawili się już w drugim tygodniu protestów. 

Ukraińska milicja działa też dużo brutalniej niż rosyjska policja: nawet 6 maja 2012 roku w Moskwie nikt nie wyłapywał z tłumu losowo wybranych ludzi, nie bił ich do utraty tchu i nie wrzucał natychmiast do więzienia. Przyszli po nich dopiero później. Ukraińskie państwo postanowiło nie tylko zapożyczyć tę technikę, ale ją udoskonalić. Nawet wyroki, które grożą przypadkowym przechodniom z ulicy Bankowej, są wyższe niż w Rosji. Od pięciu do ośmiu lat. W Rosji dają średnio cztery. 

Co było dalej? Wbrew powszechnej opinii represje policyjne wcale nie rozbiły ostatecznie rosyjskiego protestu. Stłumiły go, wyparły na inne poziomy społeczne, dzięki czemu protest całkowicie zmutował, angażując takie warstwy społeczne, o których protestująca inteligencja może tylko marzyć. Dopóki, oczywiście, nie zobaczy tłumów w moskiewskim Birulowie idących na pogrom migrantów z Kaukazu. 

My na Ukrainie na szczęście prawie nie mamy emigrantów, różniących się kolorem skóry czy kształtem oczu.

Mamy natomiast całkiem sporo ludzi posługujących się językiem rosyjskim, którzy na powitanie „Chwała nacji!” rozsądnie odpowiadają: „Idź się pieprzyć”.

To nie znaczy, że są zwolennikami Putina czy stowarzyszenia z Rosją. Są Ukraińcami, którzy tworzą unikalne społeczeństwo, oparte na zróżnicowaniu etnicznym i językowym. Każdy więc, kto flirtuje z ukraińskim nacjonalizmem, każdy, kto twierdzi, że hasło „wrogom śmierć!” to taka niewinna gra językowa, każdy, kto robi sobie zdjęcia z naziolami, bo są proeuropejscy, niesie zagrożenie dla tego społeczeństwa. Porównywalne z zagrożeniem niesionym przez Putina. 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Oleksij Radynski
Oleksij Radynski
Publicysta i filmowiec (Kijów)
Filmowiec dokumentalista, współzałożyciel Centrum Badań nad Kulturą Wizualną w Kijowie. W latach 2011-2014 redaktor ukraińskiej edycji pisma Krytyka Polityczna.
Zamknij