Unia Europejska

Ostolski po szczycie UE: Europa kupiła święty spokój. Polska – zacofanie

W Brukseli wygrało tak naprawdę lobby węglowe.

Po brukselskim szczycie w sprawie celów klimatycznych Unii Europejskiej premierka Ewa Kopacz ma powody do radości. Niczym starożytny król Pyrrus odniosła zwycięstwo. Przez najbliższe półtorej dekady Polska nie będzie musiała nic robić, aby unowocześnić swoją gospodarkę i sektor energetyczny. I można się spodziewać, że tę możliwość nicnierobienia – czy to pod rządami PO, czy PiS, czy SLD – ochoczo wykorzysta.

Premierka Kopacz zapomniała, że odsuwanie problemu na później nie jest tym samym, co rozwiązanie go. Jej sukces nie jest sukcesem Polski, jest sukcesem lobby węglowego.

Przystając na polskie warunki, europejscy przywódcy kupili sobie święty spokój i możliwość działania. W sumie to dobra wiadomość, że polski rząd przynajmniej pozwolił w końcu Europie pójść do przodu. Tyle że oznacza to w rzeczywistości, na nasze własne życzenie, budowanie Europy dwóch prędkości. Podczas gdy Zachód będzie rozwijać nowe technologie, Polska pozostanie przy tym, co ma. Nie pierwszy raz przecież w naszej historii.

Lobby węglowe odgrywa dziś tę samą rolę, co XVI- i XVII-wieczna szlachta, pławiąca się w dochodach z ekstensywnego rolnictwa w czasach, gdy na zachodzie kontynentu kwitły już manufaktury.

Gdybym był premierem polskiego rządu, również negocjowałbym dla Polski większe środki i dłuższy okres przejściowy. Zależność naszej gospodarki od paliw kopalnych jest faktem i szaleństwem byłoby sądzić, że da się to zmienić z dnia na dzień. Transformacja energetyczna z konieczności musi być rozciągniętym w czasie procesem; powinna być też procesem przemyślanym. Jednak pod rządami Platformy Obywatelskiej można mieć pewność, że środki te będą źle wydane, a czas – zmarnowany. Zamiast na wsparcie dla obywatelskiej energetyki rozproszonej czy badania nad nowymi technologiami pozyskiwania i przechowywania energii pieniądze pójdą najpewniej na „modernizację” elektrowni węglowych, może nawet na atomówki. A po roku 2030, kiedy reszta Europy będzie już w zupełnie innym miejscu, nas czeka terapia szokowa.

Na miejscu Ewy Kopacz posłuchałbym też europejskich związków zawodowych i negocjowałbym w Brukseli nie skromniejsze, lecz ambitniejsze cele klimatyczne, zabiegając przy tym o to, aby towarzyszyły im gwarancje społeczne konkretne zobowiązania dotyczące tworzenia nowych miejsc pracy, inwestycji w rozwój miast i regionów, które dziś zależą od górnictwa, zmniejszania ubóstwa energetycznego. Walczyłbym o tanią energię na podstawowe potrzeby nie zamiast transformacji energetycznej, lecz jako element tej transformacji. Walczyłbym o górników i ich godną przyszłość, a nie o lobby węglowe i jego zyski.

Przeciwnicy zajmowania się zmianami klimatu lubią się powoływać na Chiny czy USA jako przykłady rzekomej bierności w tej dziedzinie. Pudło. Chiny są obecnie największym na świecie producentem zielonej energii. A w tym roku – po wielu latach wzrostu – po raz pierwszy spadło zużycie węgla przez chińską gospodarkę. Także w Stanach Zjednoczonych sporo się zmienia. Prezydent Obama podejmuje realne działania na rzecz wspierania zielonej energii, ostatnio zaś wprowadzono regulacje, które obligują elektrownie do zmniejszenia emisji dwutlenku węgla o 30% do 2030 roku.

Nie bronię unijnej polityki klimatycznej w obecnym kształcie. Nie jest tajemnicą, że wymaga ona głębokiej reformy. Obecny system jest, jaki jest, bo powstał jako „wspólny mianownik” wielu, czasem rozbieżnych interesów. Zielono-lewicowy rząd mógłby zaproponować głębszą zmianę wizji na poziomie europejskim. Odejście od systemu handlu emisjami w stronę planowania ekologicznego lub choćby podatku węglowego. Wyjęcie pomocy publicznej dla zielonej energii z gorsetu unijnych reguł ochrony konkurencji. Ściślejsze powiązanie kwestii ekologicznych i sprawiedliwości społecznej. Nie oczekuję jednak od premierki Kopacz aż tak ambitnych działań.

Jako obywatel Polski oczekuję jedynie, że nie będzie prowadziła polityki skazującej nas na pozostawanie na peryferiach nowoczesnego świata.

 

 

***

Serwis >>WYBORY EUROPY jest współfinansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych 


__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Adam Ostolski
Adam Ostolski
Socjolog, publicysta
Socjolog, publicysta, adiunkt w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. W nauce reprezentuje perspektywę teorii krytycznej, łączącej badanie społeczeństwa z zaangażowaniem w jego zmianę. Członek redakcji "Green European Journal". W Krytyce Politycznej od początku.
Zamknij