Kultura, Weekend

Komiks polski w pięciokilogramowej pigułce

„Obym nigdy, drogie dzieci, w waszych rękach nie zobaczył takich pism i książek jak »Karuzela«, »Świat Przygód« czy »Wiosenka«” – pisał ksiądz Władysław Szafrański. Mimo takich apeli komiks w Polsce był czytany od XIX wieku, a w kolejnych dekadach doczekał się twórców na miarę zachodniego undergroundu – i odpowiednio wyrobionej publiczności.

Komiks polski. Od Łapigrosza do Funky Kovala. Historia komiksu polskiego do roku 1989 Adama Ruska to tomiszcze, które waży prawie 5 kg. Ukazało się w 2022 roku nakładem Wydawnictwa Huta 19. Ponad 680 stron w formacie 24 na 35 centymetrów. I można nad nim spędzać długie, słodkie godziny.

Okładka komiksu Relax z 1976 r.

Książka zrobiona przez człowieka, który potrafi smakować komiks, dla ludzi, którzy cenią sobie tę przyjemność. Graficznie świetna i oczywiście bogato ilustrowana. Choć to za mało powiedziane: ten tom został zbudowany z obrazów i na tym polega w istocie pomysł autora oraz wydawcy Dariusza Rzontkowskiego, odpowiedzialnego za opracowanie i wybór ilustracji.

Można go czytać, jak Pan Bóg przykazał, od początku do końca, ale ja wolę leniwe wertowanie. Oprócz rzeczowego i uporządkowanego wykładu o historii polskiego komiksu (wiele się z niego dowiemy!) czytelnik dostaje do ręki świetną antologię. Sztuka robienia antologii polega na tym, że artefakty wyrywa się z ich pierwotnego kontekstu, żeby zaczęły znaczyć w nowy sposób i ujawniły bogactwo, które w oryginalnej wersji zwykle umyka naszej uwagi. To sposób pisania i obcowania z kulturą dla osób, które nie lubią pośpiechu, są skłonne obracać w palcach przedmioty i oglądać je z różnych stron. A także dać się uwieść zestawieniom i dzięki nim wchodzić na nieznane dotąd ścieżki.

12 komiksów, dzięki którym 2022 rok był odrobinę lepszy

Rusek tworzy antologię wizualną, a właściwie wizualną i tekstową, bo komiks polega na takim właśnie połączeniu. Reprodukuje okładki, pojedyncze kadry, paski, a także całe plansze. Można je czytać i oglądać równolegle z tekstem głównym, a nawet zupełnie osobno. Wyłania się z nich historia polskiego komiksu bogatsza od najlepszego nawet systematycznego ujęcia.

Kreska, kolor, plama, dymek

W książce znalazło się wiele powiększeń, które autor najwyraźniej lubi. Nawet jeśli dobrze znamy sceny, skąd pochodzą, efekt jest piorunujący. Czytelnik może uchwycić wizualną i estetyczną jakość tego, co zwykle traktuje jako lepszy lub gorszy wehikuł opowieści. To trochę jak oglądanie dobrych kadrów filmowych: kiedy się je unieruchomi, widać kunszt operatora.

Fragment komiksu Doman – Rogi Odyna Andrzeja Olafa Nowakowskiego i Jacka Skrzydlewskiego

Czy ktoś zatrzymywał się na przykład nad grafiką Przygód Koziołka Matołka Mariana Walentynowicza i Kornela Makuszyńskiego. Nie? No to jest okazja. Warto też popatrzeć na kilkukrotnie powiększone kadry z Klossa, Kapitana Żbika czy historyjek z „Relaksu” (ktoś jeszcze pamięta?). W powiększeniach widać fakturę papieru i raster, które grają z kreską, kolorem i plamą, liternictwem i dymkami. To robi wrażenie.

Każdy wybierze z bogactwa materiału prezentowanego w książce to, co sam lubi. Dla porządku warto powiedzieć, co składa się na historię polskiego komiksu. Zaczynamy jeszcze w XIX wieku od krótkich historyjek obrazkowych publikowanych w prasie, na przykład w „Tygodniku Ilustrowanym” albo w wydawanej w Warszawie gazecie satyrycznej pod tytułem „Mucha”. Komiks od razu pokazuje, na co go stać. W pierwszych historyjkach obrazkowych, które rzadko zajmują więcej niż dwie strony, zaskakuje różnorodność języków.

Okładka komiksu Kapitan Żbik narysowana przez Jerzego Wróblewskiego

Przeważają opowieści dość konwencjonalne: kilka wierszy narracji i ilustrujący każdy fragment obrazek. Te także mają swój smak, ale pojawiają się rzeczy znacznie ciekawsze. Na przykład cykl Z teki humorystycznej Stanisława Lenza publikowany w „Tygodniku Ilustrowanym” to już zupełnie co innego: Lenz bawi się obrazem i stylem, rozrysowuje sytuacje, wydobywa ich absurdalne rysy, inteligentnie charakteryzuje postaci. Ma poczucie humoru i dystans. Widać, że obcujemy z czymś więcej niż z doraźną satyrą. Z kolei w Historii wojny bałkańskiej z 1914 roku Kazimierza Grusa z „Muchy” rysunki odchodzą od realistycznego ilustrowania na rzecz skrótu, kontrastu, nakładania obrazów czy wykorzystywania napisów jako ich integralnej części.

Nawet polski stalinizm nie pogardził komiksem

Okres międzywojenny jest może najmniej ciekawy. Komiks amerykański zdobywa bardzo szybko rynek i rzeczywiście widać różnicę klas. A jednak oprócz rzeczy zamieszczanych w prasie pojawiają się pierwsze książeczki i broszury obrazkowe. Importowane i krajowe. Warto popatrzeć na znaleziska Ruska, bo świat komiksu z lat 20. i 30. to prawdziwa terra incognita. Nikt nie wie, co się wtedy ukazało, bo wydawnictw tego rodzaju nigdzie nie odnotowywano. Pogardzały nimi biblioteki, nie mówiąc o twórcach bibliografii.

Rysunkowa historia kolektywnej traumy [o komiksie Joe Sacco]

Okładka komiksu Kajtek i Koko

„Obym nigdy, drogie dzieci, w waszych rękach nie zobaczył takich pism i książek jak »Karuzela«, »Świat Przygód« czy »Wiosenka«” – pisał ksiądz Władysław Szafrański. Pojedyncze egzemplarze wypływają z nicości na aukcjach internetowych lub w antykwariatach. Na przykład Djabelska podróż. Bohaterskie czyny diablika Bodiczka z połowy lat 20. czy Jak Bartek Sroka był za życia w raju, wydane przez Biblioteczkę Żołnierza Korpusu Ochrony Pogranicza w roku 1929. Raj to porewolucyjna Rosja. Z historyjek antykomunistycznych i antysemickich można by zresztą stworzyć pokaźną biblioteczkę.

Z krajowych produkcji warto zwrócić uwagę na Przygody bezrobotnego Froncka, może na Pomysłowego Wojtusia. Komiks od początku romansuje z kinem. Popularne są obrazkowe przygody Pata i Pataszona, bohaterów skradzionych – tak to chyba trzeba powiedzieć – duńskim komikom Carlowi Schenströmowi i Haraldowi Madsenowi. Także polskie kino staje się inspiracją – w „Ekspresie Porannym” ukazują się Wesołe przygody Dodka i Przygody Lopka. Czterdzieści lat później Krystyna Wójcik stworzy świetne komiksy na podstawie Potopu czy inspirowane Wehikułem czasu Wellsa, opowiadaniami Boccaccia i prozą Lema, z postaciami, które mają twarze polskich aktorów.

Kilka kresek na krzyż: polski komiks na sezon festiwalowy

W czasie wojny wcale nie odłożono komiksu na półkę. Okazuje się, że po historyjki obrazkowe sięgnęli Niemcy, którzy publikowali propagandowe druki przeznaczone głównie dla mieszkańców wsi. Bardzo ciekawy jest świetny graficznie i wyraźnie wzorowany na amerykańskim komiksie cykl Epopeja polskiego bohaterstwa w ilustracji wznowiona później pod tytułem Jeszcze Polska nie zginęła w nowojorskim polonijnym „Nowym Świecie” autorstwa Czesława Barka z Grand Rapids w Michigan. Na emigracji powstały także Przygody Walentego Pompki, rysowane przez Mariana Walnetynowicza we współpracy z dziennikarzem Ryszardem Kiersnowskim. Mało kto wie, że w czasie wojny Walentynowicz i Makuszyński wydali w Palestynie nakładem jerozolimskiej oficyny W drodze trzy pierwsze tomiki Przygód Koziołka Matołka z połowy lat 30. i pierwszą część Przygód małpki Fiki-Miki.

Okładka komiksu Bunt Olbrzymów Alfreda Górnego

 

Okładka komiksu Orient Men: Śmieszy Tumani Przestrasza Tadeusza Baranowskiego

Przed zaostrzeniem kursu w drugiej połowie lat 40. wznawia działalność „Nowy Świat Przygód”. W październiku 1946 na rynek trafia legendarne dzisiaj, szesnastostronicowe wielkoformatowe wydanie Tarzana, przygotowane właśnie przez tę redakcję. Historie obrazkowe podejmują – wśród wielu innych – tematy ówczesnej polityki historycznej. Przesław znad Odry walczy z niemieckimi rycerzami, potwierdzając polskie prawa do „Ziem Odzyskanych”. Pojawia się „Przekrój”, który reprodukuje amerykańskie hity takie jak na przykład Dick Tracy Chestera Goulda, ale także wprowadza oryginalne serie, z których najsłynniejszy jest Prof. Filutek Zbigniewa Lengrena.

Fragment komiksu Prof. Filutek Zbigniewa Lengrena opublikowanego w magazynie „Przekrój” z 1948 r.

O dziwo, nawet polski stalinizm nie pogardził komiksem. Z opowieści takich jak Rewolwer i Coca-Cola albo Przegrana stawka można się było dowiedzieć o korupcji w Stanach Zjednoczonych albo o machinacjach adenauerowskiego wywiadu w powojennej Polsce. Zdarzały się też obrazkowe adaptacje literatury radzieckiej.

„Przygoda na Mariensztacie”: Co pociągającego mogło być w stalinowskiej kulturze?

Im bliżej roku 1989, tym więcej postaci, serii i autorów, których pamiętamy. Rusek stwarza jednak okazję, żeby zobaczyć na przykład, jak wyglądali Romek i A’Tomek, zanim jeszcze pojawił się Tytus, a właściwie kiedy był jeszcze zwykłą małpką. W 1957 roku – dziewięć lat przed pierwszą książeczką z przygodami Tytusa, Romka i A’Tomka – A’Tomek nosił okrągłe okulary, a Romka trudno rozpoznać, choć ma już charakterystyczną grzywkę.

 

Okładka komiksu Smocze Jajo Pawła Szarloty

Dla mnie największym odkryciem były „Szpilki” z lat 70. Rusek określa je jako „oficjalny underground”. „Szpilki” – ogólnopolskie pismo satyryczne – uchodziły za bardziej wyrafinowane w porównaniu z „Karuzelą”, której humor uznawano za bardziej ludowy. Kiedy redaktorem został Krzysztof Teodor Toeplitz, charakter „Szpilek” szybko się zmienił. Doraźną satyrę zastąpiły publicystyka i literatura. Publikowali tu wśród wielu innych członkowie Salonu Niezależnych, a rysowali tacy artyści jak Dudziński, Krauze, Mleczko, Czeczot czy Mrożek. Tradycyjną karykaturę w coraz większym stopniu zastępowały historyjki obrazkowe.

Jak pisze Rusek, twórczość tego zespołu „odbiegała od kreacji dotychczasowych pod każdym względem”. To rzeczywiście widać. Warto zajrzeć do Śmiałej, konceptualnej aczkolwiek kontrowersyjnej adaptacji klasycznego dzieła F.S. Fitzgeralda „Wielki Gatsby” w wersji komiksowej (dla inteligentnych i poinformowanych) Spółki Adaptacyjnej Dudziński-Kofta, do przygód Pana Zenka – wesołego sanitariusza Mleczki albo do Historii pewnej edukacji Dudzińskiego.

Pamiętam tamte „Szpilki” z domu. Kupował je co tydzień mój tato, inżynier, który budował elektrownie. I pewnie wielu jemu podobnych, bo pismo wychodziło w ogromnym nakładzie i można je było dostać wszędzie. Kiedy ogląda się rzeczy reprodukowane przez Ruska, trudno nie pomyśleć o tej publiczności i o jej poziomie. Artyści „Szpilek” byli bliscy amerykańskiemu i zachodnioeuropejskiemu undergroundowi, tyle że tamci wydawali własnym sumptem albo w niszowych oficynach. Humor, wrażliwość wizualna i gra z kulturą, na której to wszystko polega, wymaga niezłego przygotowania. Skąd wzięła się ta publiczność i gdzie się podziała?

*
Grafiki pochodzą z archiwów Adama Ruska i Dariusza Rzontkowskiego. Dziękujemy za zgodę na ich publikację. 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Żukowski
Tomasz Żukowski
Historyk literatury
Historyk literatury, profesor w Instytucie Badań Literackich PAN. Autor książek „Wielki retusz. Jak zapomnieliśmy, że Polacy zabijali Żydów” (2018) i „Pod presją. Co mówią o Zagładzie ci, którym odbieramy głos” (2021).
Zamknij