W powszechnym przekonaniu – co naturalne w tego rodzaju sytuacjach – bezsprzecznie czynimy odpowiedzialnym za tę inwazję prezydenta Rosji, ale jednocześnie musimy pamiętać, że czym innym jest polityczna odpowiedzialność, a czym innym udowodnienie jej w procesie karnym czy jakimkolwiek innym. To nie jest niemożliwe, ale nie jest też łatwe – mówi Anna Błaszczak-Banasiak, dyrektorka Amnesty International Polska.
Paulina Januszewska: W komentarzu do raportu Amnesty International na temat zbrodni wojennych w Ukrainie powiedziała pani, że „Rosja nie tylko narusza suwerenność Ukrainy, ale także podważa światową strukturę bezpieczeństwa i wykorzystuje jej słabość, w tym dysfunkcyjną Radę Bezpieczeństwa ONZ”. Jakie inne organy mają w takim razie moc, by pociągnąć Putina i państwo rosyjskie do odpowiedzialności za atak na naszych sąsiadów?
Anna Błaszczak-Banasiak: Dysfunkcyjność Rady Bezpieczeństwa nie jest szczególnie zaskakująca, jeśli weźmiemy pod uwagę, w jakich okolicznościach powstawała i to, że jej stałym członkiem jest Rosja. Na problemy związane z demokratycznością i skutecznością Rady zwracano uwagę od dawna. W 1945 roku jej skład był formułowany z myślą o zapewnieniu światu powojennego ładu międzynarodowego, ale dziś ta sytuacja drastycznie się zmieniła. Obawiam się, że próby reformowania jej są bezcelowe, najprawdopodobniej okazałyby się nieefektywne, a na pewno – długotrwałe. Jeśli natomiast chodzi o realne możliwości działania tu i teraz, widzę trzy drogi.
Jakie?
Najbardziej podstawowym sposobem, wykorzystującym mechanizm uniwersalnego, czyli ONZ-owskiego systemu ochrony praw człowieka, jest zwrócenie się do Międzynarodowego Trybunału Karnego. Wiemy jednak, że Rosja, jak również Ukraina, nie są stronami Statutu MTK. W związku z tym nie możemy liczyć, że bezpośredni sprawcy zbrodni wojennych, w tym Władimir Putin, natychmiast albo w ogóle staną przed Trybunałem.
To znaczy, że ma on całkowicie związane ręce?
Nie. Z uwagi na decyzję ukraińskich władz, dotyczącą objęcia w 2014 roku jurysdykcją MTK trwającego wówczas konfliktu, istnieje możliwość prowadzenia śledztwa przez ten organ w sprawach zbrodni popełnionych również dziś na terytorium Ukrainy. Postępowania mogą więc toczyć się przeciwko generałom, osobom wydającym rozkazy i odpowiadającym za różnego rodzaju nielegalnie przeprowadzone ataki czy zastosowanie zakazanej broni.
Putin stworzył nową architekturę bezpieczeństwa. Ale zupełnie inną, niż chciał
czytaj także
Wspomniała pani o trzech ścieżkach międzynarodowej interwencji prawnej. Jakie są dwie pozostałe?
Drugą, również mało prawdopodobną, choć niewykluczoną opcją jest powołanie zupełnie nowego, dedykowanego trybunału do wyjaśnienia zbrodni popełnionych wyłącznie w ramach inwazji rosyjskiej w Ukrainie. W historii miały już miejsce takie przypadki, w większości dotyczące zbrodni ludobójstwa. Mowa na przykład o trybunale powstałym ds. wyjaśnienia zbrodni w czasie wojny bałkańskiej i tym, który badał masakrę w Rwandzie. Sądzę, że na arenie międzynarodowej mielibyśmy konsensus co do konieczności oceny pod takim kątem sytuacji w Ukrainie, więc odrębny organ mógłby powstać i teraz. Nie sądzę jednak, by tak się stało.
Dlaczego?
Przede wszystkim dlatego, że dotychczasowe tak zwane międzynarodowe trybunały karne ad hoc (których jurysdykcja była ograniczona do zbrodni popełnianych w ograniczonym czasie na ograniczonym terytorium) były powoływane na mocy rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ. Tej samej Rady, której stałym członkiem jest Rosja. Można sobie wprawdzie wyobrazić powołanie takiego organu przez inną instytucję, ale jest to w praktyce niezwykle trudne.
A trzecia opcja?
Paradoksalnie wydaje się najłatwiejsza do zastosowania, bo sprowadza się do zaangażowania państw, które uznają tak zwaną jurysdykcję uniwersalną w kwestii ścigania zbrodniarzy wojennych. To szczególny przypadek jurysdykcji, w którym dane państwo może na swoim terytorium i na podstawie własnych przepisów karnych skazać sprawcę zbrodni wojennych, nawet jeśli ten ostatni nie jest obywatelem skazującego go kraju, a zbrodni dokonał na obcym terenie.
Czy z tej zasady korzystano już w przeszłości?
Owszem, na przykład w Niemczech na jej podstawie skazano zbrodniarzy z Syrii. Nie są to wprawdzie powszechne przypadki, ale w obecnej sytuacji nawet Polska mogłaby zatrzymać osobę, której postawiono zarzuty lub która jest podejrzewana o popełnienie zbrodni wojennych na terytorium Ukrainy, i sądzić ją w ramach tutejszego prawa karnego. Jest to relatywnie nieskomplikowane rozwiązanie, bo nie wymaga osiągania żadnych porozumień na szczeblu międzynarodowym. Właściwie mamy do czynienia z suwerenną decyzją państwa, które z jurysdykcji uniwersalnej może skorzystać w każdej chwili. Jednym ze skutków jej wdrożenia mógłby być także daleko idący izolacjonizm.
Pod warunkiem że tę zasadę zastosowaliby wszyscy na świecie?
Owszem. Trudno sobie bowiem wyobrazić, by osoby, wobec których sformułowano zarzuty, mogłyby swobodnie i bezpiecznie opuszczać terytorium Rosji. W chwili gdy państwa ościenne i trzecie wobec trwającej inwazji zadeklarowałyby zastosowanie jurysdykcji uniwersalnej wobec zbrodniarzy, to ci, udając się dokądkolwiek, zostaliby pociągnięci do odpowiedzialności za swoje czyny.
czytaj także
Ukraina wybrała jeszcze jeden sposób na postawienie Rosji w stan oskarżenia. 7 marca rozpoczęło się postępowanie w Międzynarodowym Trybunale Sprawiedliwości, który ma orzec, czy strona rosyjska w ostatnich dniach dopuściła się ludobójstwa, a nie zbrodni wojennych. Jak właściwie prawo międzynarodowe hierarchizuje tego typu przestępstwa?
Ludobójstwo to odrębna kategoria zbrodni. Można o nim w niezaprzeczalny sposób mówić w kontekście Rwandy lub wojny na Bałkanach. W ludobójstwie chodzi o wyeliminowanie wszystkich przedstawicieli i przedstawicielek danego narodu, grupy etnicznej czy społeczeństwa. Nie chodzi wyłącznie o prowadzenie działań wojennych, ale o wiele różnego rodzaju zabiegów, których celem jest eksterminacja ludności ze względu na jej przynależność etniczną. Tego właśnie dotyczył konflikt Serbów z Bośniakami oraz plemion Hutu i Tutsi. Ludobójstwem nazywamy także zbrodnie Holokaustu. W tej chwili nie mamy dowodów, by podobne zarzuty postawić stronie rosyjskiej, ale możemy oskarżyć ją o zbrodnie wojenne, czyli takie, które naruszają tak zwane międzynarodowe prawo wojny.
Co je określa?
Wiele regulacji i umów wchodzących w skład tak zwanego prawa twardego, ale także zwyczajów międzynarodowych, należących do soft law i obowiązujących w nie mniejszym stopniu na arenie światowej. Międzynarodowe prawo wojny to w uproszczeniu zespół zasad, których celem jest możliwie jak największe ucywilizowanie metod prowadzenia działań zbrojnych. Wskazuje ono na przykład, jakiego rodzaju amunicji można używać na danym terenie, jakie obiekty są szczególnie chronione w trakcie wojen, jak należy traktować ludność cywilną oraz jeńców wojennych, co jest dopuszczalne, a co zabronione. Zbrodnie wojenne są pogwałceniem tych regulacji.
Czyli de facto wojna nie jest nielegalna?
W potocznym rozumieniu myślimy, że prawo międzynarodowe zakazuje jej prowadzenia, ale to nieprawda. Nawet Karta Narodów Zjednoczonych przewiduje pewne wyjątki, w których dopuszczalne jest prowadzenie działań wojennych. Głównie chodzi o akcje zbrojne podejmowane w samoobronie, ale Rada Bezpieczeństwa może zalegalizować wojnę w innych, ściśle określonych i uzasadnionych przypadkach. Jako przedstawicielka Amnesty International nie mam jednak żadnych wątpliwości, że inwazja rosyjska w Ukrainie jest całkowicie niezgodna z Kartą Narodów Zjednoczonych, a więc bezprawna. Natomiast uzasadnienie, dlaczego to, co dzieje się na Wschodzie, nosi znamię zbrodni wojennych, można uzasadnić jedynie na podstawie pogwałcenia międzynarodowego prawa wojny. I takie przykłady podajemy w naszym raporcie.
Na które warto zwrócić uwagę?
Na pewno na rodzaj stosowanej przez siły rosyjskie broni, w tym bardzo często wymienianą amunicję kasetową, której użycia powszechnie zakazano na mocy przyjętej w 2008 roku konwencji w Dublinie.
Ale USA, Rosja, Chiny i Polska jej nie podpisały.
Owszem. Nie ulega jednak wątpliwości, że efekty czy konsekwencje stosowania tego rodzaju broni są świetnie znane sięgającym po nią stronom. Amunicja kasetowa ma bardzo szeroki, trudny do przewidzenia zasięg rażenia, dlatego jest uznana za broń nieprecyzyjną i zakazaną zwłaszcza na gęsto zaludnionych terenach. Jej użycie z góry zakłada uderzenie nie tylko w cele wojskowe, ale także cywilne. Rosja może nie podpisywać dokumentu, w którym zrzeka się użycia tej broni, ale będzie ponosić konsekwencje jej wystrzelenia.
Rosjanie twardo twierdzą, że stosują wyłącznie precyzyjną broń kierowaną.
To nieprawda. Amnesty International niezależnie, na podstawie własnych analiz i badań potwierdziła, że Rosja użyła tego rodzaju broni, w wyniku czego śmierć poniosła ludność cywilna, i już ten sam fakt jest wystarczającym powodem do postawienia Rosjanom zarzutu o popełnienie zbrodni wojennej.
czytaj także
Co jeszcze Amnesty International wymienia w swoim raporcie?
Ataki armii rosyjskiej na szkoły i przedszkola. Według międzynarodowego prawa wojny obiekty edukacyjne podlegają szczególnej ochronie. W praktyce oznacza to, że można je atakować wyłącznie wtedy, gdy są wykorzystywane do celów wojskowych. Nie ma żadnych dowodów na to, by strona ukraińska używała w taki sposób bombardowanych i ostrzeliwanych przez Rosję placówek. W tych atakach również ponieśli śmierć cywile, poszukujący schronienia w budynkach.
Ale Rosjanie atakują nie tylko szkoły, lecz także inne elementy infrastruktury krytycznej, na przykład szpitale. Czy Amnesty International udało się potwierdzić takie przypadki?
Tak. Podajemy przykład szpitala w Charkowie, który został zniszczony w pierwszych dniach inwazji. Z mediów wiemy o szpitalach w innych miastach, ale nam na razie udało się znaleźć niepozostawiające żadnych wątpliwości dowody tylko w tym jednym przypadku.
Co jest największym wyzwaniem w procesie zbierania dowodów zbrodni wojennych?
Nie mamy żadnych kłopotów z dostępnością treści, jest dokładnie odwrotnie – mamy klęskę urodzaju. W dzisiejszych czasach, gdy każdy może być operatorem kamery czy fotografem, ilość danych udostępnianych nam przez osoby prywatne jest olbrzymia. Borykamy się z trudnością związaną z selekcją materiału. Poza tym część zweryfikowanych nagrań i zdjęć nie nadaje się do użycia w postępowaniu karnym, mimo że obrazuje jakąś tragedię.
Dlaczego?
Powiem obrazowo: jeśli widzimy na nagraniu grupę płaczących ludzi, poszkodowanych ofiar, to z komunikacyjnego, ale i czysto humanitarnego punktu widzenia jest to bardzo cenny, mocny i pozwalający zrozumieć przeżycia tych osób materiał. Ale – jeśli nie widać tam szczątków użytej broni, dokładnych zniszczeń czy szczegółów pozwalających określić, w jakim miejscu wykonano wideo (porównujemy je między innymi ze zdjęciami satelitarnymi, mapami i innymi nagraniami) – to niestety dla śledztwa w sprawie zbrodni wojennych jest to bezużyteczny materiał. Musimy jednocześnie pamiętać, że choć treści jest dużo, trzeba też troszczyć się o ochronę tych szczególnie wartościowych, bo po umieszczeniu w sieci mogą mieć tendencję do znikania.
A czy możemy liczyć na to, że to Władimir Putin, a nie jego ludzie, generałowie czy osoby walczące na froncie, bezpośrednio odpowie za inwazję w Ukrainie? Może należałoby oskarżać go o – jak sądzę – łatwiejszą tu i teraz do udowodnienia – zbrodnię agresji, czyli zorganizowania ataku na Ukrainę, a nie zbrodnie wojenne?
Moim zdaniem postawienie Putina przed jakimkolwiek trybunałem międzynarodowym będzie niezwykle trudne. Począwszy od nieuznawania jurysdykcji MTK przez Rosję, przez trudności w postępowaniu dowodowym, aż po kwestię samego jego schwytania. Prawo karne nie jest jednak tak proste, jak mogłoby się wydawać w powszechnym rozumieniu – to znaczy, że zbrodnię popełnia ten, kto trzyma w ręku pistolet. Dla odtworzenia czy udowodnienia odpowiedzialności karnej bada się cały proces decyzyjny. Także na gruncie polskiego prawa karnego istnieje pojęcie sprawstwa kierowniczego, czyli odpowiedzialności za zbrodnię, która nie polega na bezpośrednim wykonaniu danych czynności, lecz ich zleceniu. Nie potrafimy sobie dziś odpowiedzieć w żaden sposób na pytanie, kto konkretnie po stronie rosyjskiej mógłby ponieść winę za inwazję i w jakim zakresie, bo to wymaga szczegółowego badania i przeprowadzenia postępowania opierającego się na zebraniu dowodów, a nie intuicji.
To frustrujące.
Owszem. W powszechnym przekonaniu – co naturalne w tego rodzaju sytuacjach – bezsprzecznie czynimy odpowiedzialnym za tę inwazję prezydenta Rosji, ale jednocześnie musimy pamiętać, że czym innym jest polityczna odpowiedzialność, a czym innym udowodnienie jej w procesie karnym czy jakimkolwiek innym. To nie jest niemożliwe, ale nie jest też łatwe. Pewni możemy być tylko jednego: grupa, która poniesie konsekwencje ataku na Ukrainę, nie ograniczy się do osób, które wydają i wykonują rozkazy, używają broni, strzelają. Zaś historia międzynarodowych procesów karnych świetnie pokazuje, że na ławie oskarżonych najczęściej zasiadali czołowi decydenci. Trybunały, o których rozmawiamy, nie są przeznaczone dla szeregowych żołnierzy, choć musimy pamiętać, że teoria ślepego bagnetu, czyli braku odpowiedzialności za wykonywanie poleceń przełożonych, już dawno odeszła do lamusa.
Czy trybunały i inne organy międzynarodowe, których postępowania będą zapewne rozciągnięte w czasie, mają możliwość zastosowania jakichś środków zapobiegawczych, pozwalających blokować działania Rosji? Czy możemy mówić o ich skuteczności w kontekście teraźniejszości, bez czekania na kolejne bezsensowne śmierci?
Oczywiście takie środki istnieją. Strona ukraińska zwróciła się nie tylko do MTS, ale także do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z prośbą o zastosowanie środków tymczasowych. Relatywnie łatwe i szczególnie uzasadnione w tej sytuacji byłoby nakazywanie stronie rosyjskiej czasowego zawieszenia broni w celu otworzenia i zabezpieczenia korytarzy humanitarnych, a tym samym umożliwienia ewakuacji ludności cywilnej. Choć istnieją silne przesłanki do zarządzenia takich działań, cała słabość mechanizmów międzynarodowych, którą obnażyła wojna w Ukrainie, sprowadza się do kwestii egzekucji.
Ciche poparcie milczącej większości, czyli teraz to Rosjanie muszą się zbuntować i powstrzymać wojnę
czytaj także
Tej nie da się na Rosji wymusić?
Wysoce nieprawdopodobne jest, by strona rosyjska, która neguje nielegalność inwazji, chciała dobrowolnie poddać się środkom tymczasowym orzeczonym przez którekolwiek z ciał międzynarodowych. O ile w sporach między stronami prywatnymi w takiej sytuacji wykorzystuje się urząd komornika, o tyle na arenie międzynarodowej trudno o chętnego do odegrania tej roli. Oczywiście mogłyby ją podjąć inne państwa i to częściowo dzieje się w ramach nacisków sankcyjnych. Jednak nie wyobrażam sobie, by któreś z państw zdecydowało się na siłowe wyegzekwowanie środków orzeczonych przez trybunał.
Bo to byłoby wypowiedzenie wojny Rosji?
Tak zapewne zinterpretowałby to Władimir Putin, a w tej chwili wszyscy unikają zaangażowania zbrojnego. Myślę, że dobrym przykładem tego, jak trudno cokolwiek osiągnąć w tym zakresie, jest głośno dyskutowana decyzja o zamknięciu przestrzeni powietrznej nad Ukrainą. To było łatwe do zrobienia, ale znów – trudność polega na egzekucji. Powstrzymanie Rosjan wymagałoby użycia przez inne państwa sił powietrznych i wzięcie na siebie decyzji o przynajmniej częściowym włączeniu się w wojnę.
Z drugiej strony można powiedzieć, że rolę komornika mogłaby pełnić ONZ, ale tu wracamy do początku naszej rozmowy. Wspomniałam o kompletnej bezsilności Rady Bezpieczeństwa, mogącej zdecydować o zesłaniu na jakiś obszar konfliktu zbrojnego sił pokojowych. To się jednak nie stanie, bo Rada jest zablokowana przez odpowiedzialną za sytuację w Ukrainie Rosję. Niestety skuteczność tego rodzaju środków tymczasowych w trakcie działań wojennych jest niewielka, by nie powiedzieć: żadna.
**
Anna Błaszczak-Banasiak jest zaangażowana w działania na rzecz praw człowieka od ponad 15 lat. Jest prawniczką, adwokatką, aktywistką, specjalistką w zakresie prawa antydyskryminacyjnego. Pracowała w Parlamencie Europejskim, a wcześniej przez 14 lat w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich, w którym pełniła m.in. funkcję dyrektorki Zespołu do spraw Równego Traktowania. Obecnie dyrektorka Amnesty International Polska.