Laburzyści mają trzydziestopunktową przewagę w sondażach, nie mają za to prawdziwej oferty dla swoich wyborców. A to już wkrótce stanie się problemem.
Wybory samorządowe w Anglii i Walii skończyły się fatalnie dla Partii Konserwatywnej, która straciła 474 mandaty, ale i niezbyt dobrze dla Partii Pracy, która zyskała zaledwie 186 mandatów – to dość powszechna opinia.
W powyborczych komentarzach wielu publicystów nie dostrzegało tego, jakie nastroje panują wśród zwolenników Partii Pracy. Dużo zainteresowania wzbudziła trzydziestopunktowa przewaga laburzystów w sondażu YouGov, ale już fakt, że sondaż nie wzbudził entuzjazmu wśród elektoratu Partii Pracy, umknął uwadze komentatorów.
czytaj także
Choć wielu wyborców czuje niechęć, a nawet gniew wobec Partii Konserwatywnej pod wodzą Rishiego Sunaka i chociaż z pewnością cieszy ich wizja odsunięcia torysów od władzy, wcale nie znaczy to, że ekscytuje ich alternatywa proponowana przez laburzystów.
Kiedy przeanalizujemy wyniki głosowania w wyborach samorządowych, zobaczymy, że Partia Pracy może liczyć na znacznie mniejszą przewagę w wyborach parlamentarnych, niż sugerowałyby to dzisiejsze sondaże. Głosów prawdopodobnie wystarczy, żeby przejąć władzę, ale raczej nie będzie to miażdżące zwycięstwo. Mając to na uwadze, warto spojrzeć, z jakimi wewnętrznymi napięciami mierzy się Partia Pracy i jak odbija się to na postawach wyborców – gdyż to wszystko może sprawić poważne problemy Keirowi Starmerowi po objęciu rządów.
Spora część tego niezadowolenia wynika z obaw, że pod przywództwem Starmera Partia Pracy zmieniła kurs na centroprawicowy, dlatego nie przegłosuje żadnych znaczących reform potrzebnych milionom zwykłych ludzi, którzy ledwo wiążą koniec z końcem. Starmer dawał nadzieję na zmiany w niewielu dziedzinach, ale na pewno były wśród nich prawa pracownicze. Dzisiaj nawet to nie jest pewne i można spodziewać się rozwodnienia wcześniejszych obietnic.
Kontynuacja kierunków polityki obecnego rządu wydaje się prawdopodobna również wtedy, gdy obserwuje się ruchy kadrowe – w ostatnich tygodniach do Partii Pracy przeszło dwoje dezerterów z Partii Konserwatywnej. Jedną z nich jest Natalie Elphicke, polityczka zdecydowanie prawicowa – nie byłoby przesadą stwierdzenie, że tworzyła skrajnie prawicowe skrzydło jeszcze u konserwatystów. Wywołało to oburzenie niektórych posłów Partii Pracy, którzy wykorzystali okazję, żeby przypomnieć o wykluczeniu z klubu parlamentarnego Partii Pracy Diane Abbott i Jeremy’ego Corbyna. (Abbott została zawieszona w 2023 roku za artykuł w „The Observer”, w którym stwierdziła, że czarni doświadczają rasizmu bardziej dotkliwie niż inni, a Corbyn w roku 2020 po kampanii oskarżeń o antysemityzm – przyp. tłum.).
Partia Pracy może twierdzić, że jest za sprawiedliwym systemem podatkowym, ale mało kto wierzy, że rzeczywiście rozprawi się z unikaniem podatków. Jeszcze mniej wyborców wierzy, że dojdzie w następnej kadencji do kompleksowej reformy podatkowej. Rachel Reeves, kanclerka skarbu w gabinecie cieni, już wykluczyła wprowadzenie podatku majątkowego – mimo że najbogatszy 1 proc. Brytyjczyków posiada więcej majątku niż 70 proc. mieszkańców Wielkiej Brytanii.
czytaj także
Starmer lubi uchodzić za jastrzębia w sprawach obronności, a Partię Pracy przedstawia jako zdecydowaną na wydatki wojskowe i utrzymanie horrendalnie kosztownego programu nuklearnego. Podpisuje się też pod niejasno określonymi staraniami, które miałyby uczynić Wielką Brytanię światową potęgą. Takie stanowisko prawdopodobnie spotka się z oporem wielu wyborców Partii Pracy, którzy w ciągu ostatnich 25 lat wielokrotnie sprzeciwiali się zaangażowaniu Wielkiej Brytanii w liczne nieudane wojny – w tym w Afganistanie, Syrii, Iraku i Libii, a teraz w Gazie.
Niezależnie od tego, co wydarzy się w Gazie, Partia Pracy już musi się mierzyć z utratą zaufania spowodowaną tym, że jeśli chodzi o obronę sprawy Palestyńczyków, poniosła porażkę. Protesty przeciwko wojnie Izraela w Gazie, zorganizowane naprędce w czasie wyborów samorządowych, przyczyniły się do tego, że laburzyści nie przejęli wszystkich głosów, które utracili torysi. Jeśli inicjatorzy tych demonstracji zorganizują się z odpowiednim wyprzedzeniem na wybory parlamentarne, ich wpływ na wyniki może być znacznie większy.
Pozostaje kwestia kryzysu klimatycznego – coraz bardziej paląca, zwłaszcza dla młodszych wyborców. Partia Pracy najpierw obiecała zainwestowanie 28 miliardów funtów w plan błyskawicznej dekarbonizacji, a następnie się z niego wycofała. Dlatego wielu wyborcom trudno teraz uwierzyć Edowi Milibandowi, sekretarzowi ds. klimatu w gabinecie cieni, że jego partia nadal chce, by Wielka Brytania została „supermocarstwem czystej energii”.
Partia Pracy może mieć wkrótce problem również we własnych szeregach. Spośród 30 posłów partii o socjalistycznych poglądach wielu woli się nie wychylać w okresie przedwyborczym z obawy przed zawieszeniem lub wykluczeniem. Z pewnością zmieni się to zaraz po ogłoszeniu wyników. Niewykluczone, że w wyborach zdobędą mandaty jacyś nowi radykałowie – kto wie, może nawet uda się prześlizgnąć jakiemuś socjaliście albo dwóm. Niezależnie od tego, czy Starmer zbuduje mniejszościowy, czy większościowy rząd, można bezpiecznie oszacować, że będzie miał do czynienia z ok. 40 posłami o wyraziście lewicowych poglądach.
Partia Pracy idzie po władzę w Wielkiej Brytanii. Kim jest jej lider, Keir Starmer?
czytaj także
Ich znaczenie wzrośnie, kiedy Partia Pracy będzie musiała mierzyć się z pierwszymi poważnymi problemami, a nastąpi to pewnie około roku po rozpoczęciu nowej kadencji. Czternaście lat rządów konserwatystów musi zostawić po sobie toksyczne dziedzictwo, które w końcu da o sobie znać. Wtedy, jeśli jedyne, co Partia Pracy będzie miała do zaoferowania, to niewielkie zmiany kursu względem swoich poprzedników, temperatura brytyjskiej polityki pewnie się podniesie. A to może być szansa dla naprawdę progresywnych idei.
**
Paul Rogers jest emerytowanym profesorem w Katedrze Studiów nad Pokojem i Stosunków Międzynarodowych na Uniwersytecie w Bradford oraz honorowym członkiem Joint Service Command and Staff College. Jest międzynarodowym korespondentem ds. bezpieczeństwa openDemocracy. Na portalu X: @ProfPRogers
Artykuł opublikowany w magazynie openDemocracy na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożył Dawid Krawczyk.