Pod okiem Trumpa i Muska trwa największa od stulecia przebudowa amerykańskiego systemu – choć to po prostu demolka. Nawet na prawicy słychać obawy, że pacjent Ameryka umrze na stole operacyjnym.
W imieniu prezydenta Trumpa tech-miliarder Elon Musk rozpoczął błyskawiczny demontaż systemów amerykańskiego państwa. Pierwsza miała polecieć United States Agency for International Development (USAID), którą rząd Trumpa przedstawia albo jako marnowanie pieniędzy, albo wręcz zagrożenie dla Amerykanów.
W mediach społecznościowych krążą rozmaite historie – od tego, że USAID „krzewi transpłciowość” za granicą, przez twierdzenia, że w 2013 roku agencja pomogła w niedemokratycznym przejęciu władzy w Ukrainie, aż po jej rzekomy udział w wytworzeniu koronawirusa w chińskim laboratorium w Wuhan, które to prace USAID miała sponsorować.
czytaj także
Na tę chwilę sąd federalny czasowo wstrzymał masowe zwolnienia personelu USAID i redukcję jej programów. Co nie znaczy, że to koniec kłopotów tej agencji, która zdaniem liberałów i samych pracowników głównie zapewnia żywność i leki w najbiedniejszych miejscach na świecie, jednocześnie budując soft power Ameryki.
Mimo zagorzałej dyskusji w mediach USAID to najmniejszy z problemów Amerykanów, ze zdumieniem obserwujących ekspresową rozwałkę federalnych urzędów i instytucji, które miały być przykładem zachodniej, stabilnej demokracji dla całego świata. Amerykańskie instytucje rzeczywiście mogły wyglądać na stabilne, ale jak przyszło co do czego, to nagle się okazało, że młode i niewiele rozumiejące ze świata imperium trzyma się wyłącznie na ulotce z końca XVIII wieku – amerykańskiej konstytucji.
Postępujące zmiany już teraz składają się na największą przebudowę amerykańskiego systemu od czasów Franklina Delano Roosevelta w latach 30. ubiegłego wieku. Nawet gwiazda prawicowych mediów Tucker Carlson, który popiera i promuje politykę Trumpa i Muska, zaczyna wyrażać obawy, że pacjent Ameryka może umrzeć na stole operacyjnym, bo usunięto mu niezbędne do życia organy.
Jak to wygląda w praktyce? W najważniejszych rządowych agencjach, takich jak Skarb Państwa, pojawili się młodzi, nawet dziewiętnastoletni ludzie, którzy działają jako agenci DOGE, nowego Departamentu ds. Efektywności Rządu, który Trump powołał do życia przy Białym Domu. Przysłani przez Elona Muska – głównie byli pracownicy Tesli lub SpaceX – ani nie przedstawiają się z nazwisk, ani nie mają upoważnień zezwalających na dostęp do systemów i baz danych agencji federalnych. Mają za to polecenie od Muska i milczące przyzwolenie prezydenta.
Dyrektorzy i kierownicy tych agencji toczą niemal fizyczną walkę z młodymi z Doliny Krzemowej, którzy usiłują uzyskać dostęp do informacji o wszystkich płatnościach Skarbu Państwa (np. żeby zatrzymać te w ramach USAID) i do wrażliwych danych (jak adresy i numery ubezpieczenia społecznego) większości Amerykanów. Inwazję DOGE na Skarb Państwa zablokował jak na razie sędzia federalny. Musk już nawołuje w mediach społecznościowych, by za ten sprzeciw pozbawić go urzędu.
Przejmując władzę, Trump planował zwolnić przynajmniej tysiąc pracowników rządowych, głównie tych, których postrzega jako lojalistów poprzedniej administracji. Z Rady Bezpieczeństwa Białego Domu zwolniono 160 osób. Pracę straciło siedemnastu inspektorów generalnych najważniejszych departamentów. Departament Stanu zwolnił 60 kontraktorów zajmujących się krzewieniem demokracji i praw człowieka.
Zwolniono też personel usługowy (ochrona, sekretariaty) Departamentu Stanu i Białego Domu, a w Departamencie Sprawiedliwości – tysiąc osób zajmujących się odpowiedzią administracji Bidena na atak na Kapitol z 6 stycznia 2021 roku.
Federalna Agencja Zarządzania Kryzysem (FEMA) trafiła na gruntowny przegląd po tym, jak Trump podczas niedawnych pożarów w okolicach Los Angeles w Kalifornii ogłosił jej niewydolność. Po dokonaniu przeglądu prezydent zdecyduje, czy agencję zamknąć, czy reformować.
Płonący McDonald’s w Kalifornii to symbol schyłkowej fazy amerykańskiego turbokapitalizmu
czytaj także
Mówi również o likwidacji Departamentu Edukacji, gdzie już teraz Musk wpuścił sztuczną inteligencję, ku zgrozie liberałów. W FBI i CIA też mają nastąpić czystki. Mimo że do niedawna agencja była wrogiem lewicy, zdaniem Trumpa pełno tam lewaków. Pod ideologicznym ostrzałem znalazło się Biuro Zarządzania i Budżetu – instytucja, która zawiaduje budżetem federalnym i czuwa nad wszystkimi rządowymi agencjami, chociażby informując pracowników federalnych o tym, kiedy rząd jest zamknięty, np. podczas śnieżyc w Waszyngtonie. Tymczasem Musk zabiera się za Pentagon.
Jeśli chodzi o masowe zwolnienia, już 60 tysięcy pracowników rządowych zadeklarowało chęć skorzystania z propozycji rezygnacji z pracy z siedmiomiesięczną odprawą. Tę szokującą ofertę wysłano do 2,3 mln pracowników federalnych. Na razie termin skorzystania z niej został wydłużony, a program jest zablokowany na poziomie sądu federalnego. Opozycja przekonuje, że oferta odprawy nie może być gwarantowana przez prezydenta, bo to Kongres decyduje o budżecie, a Stany mają budżet tylko do marca. Jakiekolwiek późniejsze wydatki nie zostaną zatwierdzone bez udziału demokratów w Kongresie.
Wszystkie programy i stanowiska pracy w ramach tzw. DEI (Diversity Equity Inclusion) i sprawiedliwości środowiskowej (environmental justice) mają być rozwiązane. Korporacje już zaczynają naśladować rząd, usuwając własne programy DEI i zmieniając język na swoich stronach, zacierając ślady polityki wielokulturowości. Wiele z tych firm realizuje kontrakty państwowe, ale sektor prywatny też podchwycił trend. Zagrożone są nawet uniwersytety, bo pewne prowadzone badania i podejmowane na uczelniach tematy stają się tabu: prawa osób LGBTQ+, historia czarnych i rdzennych Amerykanów, zmiana klimatu i tak dalej.
czytaj także
Wszystkie rządowe agencje na każdym szczeblu wstrzymują programy, które zostaną poddane rewizji, od rozwoju czystej energii po badania medyczne. Organizacjom pozarządowym wstrzymano finansowanie. DOGE będzie również poprawiać kontrolę ruchu lotniczego, bo przecież DEI wtargnęło także do wież kontrolnych i doprowadziło do katastrofy lotniczej na lotnisku Reagana w Waszyngtonie, w której zginęły 64 osoby. Była to jedna z największych katastrof lotniczych ostatnich dekad, a doszło do niej niespełna dziesięć dni po tym, jak Trump przejął władzę – musiał więc wyrazić swoją opinię i wyraził: to wina dywersyfikacji i niedyskryminacji.
Przez pierwszy tydzień wybryków DOGE demokraci w Kongresie byli w zbyt wielkim szoku, żeby zareagować. Ale w zeszłym tygodniu partia poszła po rozum do głowy. Demokratyczni kongresmeni pojawili się np. u drzwi Departamentu Edukacji, dokąd jednak reprezentantów narodu nie wpuszczono.
Demokraci w Izbie Reprezentantów chcą teraz wezwać Muska na przesłuchanie. Zainteresowany odpowiedział na platformie X informującemu o tym kongresmenowi Ro Khannie: „Nie bądź fiutem”.
![](https://krytykapolityczna.pl/wp-content/uploads/2025/02/ro-khanna-elon-musk.png)
Do wszystkich zaczyna docierać, że Elon Musk wyrasta na czwarte ramię rządu i nie ma znaczenia, że nikt na niego nie głosował. Prokuratorzy generalni liberalnych stanów pozwali prezesa Tesli w sprawie nielegalnego uzyskania dostępu do rządowych systemów. Po pierwsze, wskazuje się na konflikt interesów. Firmy Muska realizują olbrzymie rządowe kontrakty, a teraz on sam, prywatny biznesmen, ma dostęp do informacji o swoich konkurentach.
Jedyna nadzieja w tym, że Trump i Musk w pewnym momencie się ze sobą pokłócą. Magazyn „Time” wrzucił na okładkę Muska siedzącego za prezydenckim biurkiem – a żarty na temat tego, kto tak naprawdę rządzi w Białym Domu, mocno Trumpa wkurzają. Na razie jednak rozłamu nie widać. Podobno panowie wciąż bardzo się lubią.