Senator James Inhofe z Oklahomy porównuje federalną Agencję Ochrony Środowiska do Gestapo. Przyniósł kiedyś do Senatu kulę śnieżną, by „zaorać” oponentów i „obalić” tezy o globalnym ociepleniu. A jeśli tego mało, za trzy lata do Białego Domu może powrócić Trump.
Kreacjonizm „młodej Ziemi”, ujawnianie spisków naukowców przeciwko chrześcijaństwu, skrajna podejrzliwość względem ekologów – to dominujące postawy wśród amerykańskiej chrześcijańskiej prawicy. Wychowałam się w jej świecie, w jednym z wyznań ewangelikalnych. Chodziłam do chrześcijańskich szkół. Na własnej skórze przekonałam się, jak radykalni są ci ludzie i jak napastliwie bronią swoich „alternatywnych faktów”.
Warto o tym pamiętać podczas trwania szczytu 26. konferencji klimatycznej ONZ w Glasgow. Poglądy byłego prezydenta Donalda Trumpa, a także republikanów, którzy właśnie wygrali pomniejsze wybory w poszczególnych Stanach Zjednoczonych (co źle wróży demokratom w przyszłorocznych wyborach do Kongresu), stanowią kulminację wielu dziesięcioleci stopniowej radykalizacji tej partii pod wodzą autorytarnej chrześcijańskiej prawicy.
czytaj także
To nie jest Partia Republikańska pokolenia naszych dziadków. Przynajmniej dziesięciu republikanów, których wybrano w ubiegłym tygodniu [m.in. do parlamentu Wirginii i do rad miejskich – przyp. tłum.], było obecnych na wiecu Trumpa 6 stycznia, gdy zwolennicy byłego prezydenta kwestionowali wyborcze zwycięstwo Joe Bidena. Zgromadzenie, które kłamstwami o rzekomo ustawionych wyborach miało powstrzymać Bidena od objęcia stanowiska, skończyło się szturmem na Kapitol. A chrześcijańskie symbole i modlitwy stanowiły wszechobecny motyw tego niesławnego dnia.
„Bóg rozwiąże kryzys klimatyczny”
Poglądy chrześcijańskiej prawicy na klimat i środowisko są głęboko niepokojące. Aby to sobie uzmysłowić, warto przyjrzeć się cytatom z amerykańskich prawodawców szczebla krajowego na temat zmiany klimatu. Wszyscy cytowani są republikanami.
Przedstawiciel stanu Illinois John Shimkus w roku pańskim 2010 powołał się na dosłowną interpretację opowieści o arce Noego jako dowód, że niepotrzebnie martwimy się zmianą klimatu. „Bóg zapowiedział, że Ziemi nie zniszczy powódź. Ja w to wierzę” – stwierdził Shimkus.
czytaj także
Stanowisko piastował od 1997 roku, a w ubiegłym roku przeszedł na emeryturę. W Izbie Reprezentantów zastąpiła go republikanka Mary Miller. Jako nowo nawrócona nauczycielka szkółki niedzielnej i zwolenniczka chrześcijańskiego nauczania domowego Miller natychmiast okryła się niesławą, gdy wypowiedziała słowa „Hitler miał rację”. Chodziło jej o istotność indoktrynacji dzieci, a stało się to w trakcie jej namiętnego wystąpienia właśnie na pamiętnym wiecu 6 stycznia.
Miller – jak łatwo się domyślić – sprzeciwia się „radykalnym pomysłom takim jak Zielony Nowy Ład i inne ekstremalne projekty ustaw środowiskowych”.
Senator James Inhofe z Oklahomy (na stołku od 1994 roku) znany jest z tego, że w 2015 roku przyniósł śnieżkę do izby Senatu, by „zaorać” oponentów i „obalić” tezę o globalnym ociepleniu. Aha, i jeszcze porównał federalną Agencję Ochrony Środowiska do Gestapo. „Tam, na górze, wciąż jest Bóg. Oburza mnie arogancja ludzi myślących, że my, istoty ludzkie, bylibyśmy zdolni zmienić w klimacie to, co On czyni” – powiedział Inhofe w 2012 roku.
W 2017 roku reprezentant Michigan Tim Walberg tak wypowiedział się o zmianie klimatu: „Jako chrześcijanin wierzę, że istnieje Bóg Stwórca, znacznie większy od nas. I jestem pewien, że jeśli problem jest prawdziwy, on się nim zajmie”.
Wychowałam się otoczona taką retoryką – i jeszcze gorszą. Na przykład zapewnieniami, że nie musimy nic robić, by ratować środowisko, bo wkrótce i tak na Ziemię powróci Chrystus.
Dziś, skoro coraz trudniej zaprzeczać zniszczeniom, jakie pociąga za sobą zmiana klimatu, republikanie częściej sięgają po argumenty gospodarcze, starając się udaremnić poważne podejście do problemu. Jednak ich wyznaniowe postawy – a także postawa ich elektoratu – pozostają niezmienione.
Demokracja w kryzysie
Statystyczna większość Amerykanów nie zgadza się z republikanami niemal w każdej sprawie. Pomimo to – z przyczyn strukturalnych – republikanie dysponują nieproporcjonalną władzą w Stanach Zjednoczonych. Poza tym obecne przywództwo demokratyczne nie skorzystało z okazji, by przeprowadzić reformy, za sprawą których amerykańska polityka stałaby się sprawiedliwsza i bardziej demokratyczna.
Republikanie regularnie wspierają rasistowskie inicjatywy ograniczania praw wyborczych w poszczególnych stanach. Szereg takich ustaw zdążyli już przepchnąć w reakcji na wybór prezydenta Bidena. Warto pamiętać, że głowę państwa wyłania w USA kolegium elektorów zgodnie z wolą stanów, a nie sami wyborcy. Dlatego też republikanie mogą nie uzyskać poparcia większości głosujących, a mimo to zdobyć prezydenturę – i ostatnio często się tak dzieje.
Partia Demokratyczna jest jedyną liczącą się partią, której większość wybranych reprezentantów przynajmniej stara się prowadzić politykę korzystną dla środowiska naturalnego. Prawdopodobnie jednak straci ona panowanie nad Kongresem po wyborach w połowie kadencji Bidena w przyszłym roku.
Zero tolerancji dla korupcji wokół klimatu. Świat stoi w ogniu
czytaj także
Jest też możliwe, że w 2024 roku demokraci przegrają wybory prezydenckie. Do Białego Domu może wrócić nawet sam Trump. Pozostaje on figurą autorytaryzmu, której przywództwo uznają szeregowi republikanie. A nawet jeśli tak się nie stanie, inny republikański prezydent może równie dobrze (znów) wycofać USA z paryskiego porozumienia klimatycznego, tak jak zrobił to Trump – za co Biden publicznie przeprosił na COP26.
Amerykańska demokracja pogrążyła się w głębokim kryzysie. Tak długo, jak się to nie zmieni, nie można liczyć, że Stany Zjednoczone będę na arenie międzynarodowej działać odpowiedzialnie i konsekwentnie.
Nie wiem, jak rozwiązać problem reform, które uczyniłyby USA bardziej demokratycznym państwem. Republikanie, którzy w takim scenariuszu mogą stracić władzę, obecnie mają jej wystarczająco dużo, by zapobiec wprowadzeniu większości niezbędnych zmian. Współcześni autorytarni republikanie, dziś zasadniczo złączeni w jedno z chrześcijańską prawicą, chętnie wybiorą władzę ponad demokrację, a wszelką naukę przyrodniczą, stojącą na drodze ich polityki, odrzucą albo zlekceważą.
Rasizm, postprawda i teorie spiskowe – tego chce prawie połowa Amerykanów
czytaj także
Wydaje mi się jednak, że pierwszym krokiem będzie podniesienie świadomości społeczeństwa w kraju i za granicą. Mam nadzieję, że publiczne oburzenie i naciski zrobią tę różnicę, która doprowadzi do lepszych skutków politycznych.
Do rozwiązania problemu kryzysu klimatycznego potrzeba bez wątpienia czegoś więcej niż przewidywalnych, demokratycznych Stanów Zjednoczonych. Jednak mało prawdopodobne jest, że bez nich świat w ogóle wydostanie się z kryzysu.
**
Chrissy Stroop jest pisarką, mówczynią i działaczką, byłą członkinią Kościoła ewangelikalnego. Wraz z Lauren O’Neal zredagowała zbiór esejów Empty the Pews: Stories of Leaving the Church (Puste ławki: opowieści o wyjściu z Kościoła). Publikowała w „Dame Magazine”, „Foreign Policy”, „The Boston Globe”, „Playboyu” i innych czasopismach, również naukowych. Doktora Uniwersytetu Stanforda w dziedzinie współczesnej historii Rosji. W 2019 roku dokonała coming-outu jako transkobieta i weszła na ścieżkę tranzycji medycznej. Mieszka w Portland (USA).
Artykuł opublikowany w magazynie openDemocracy na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożyła Aleksandra Paszkowska.