Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Czy sztuczna inteligencja przewidzi krach, który sama wywoła?

Wydatki na sztuczną inteligencję odpowiadają za 92 proc. wzrostu PKB w USA w pierwszej połowie 2025 roku. I cała ta wartość oparta jest wyłącznie na obietnicy korzyści, które AI ma dopiero kiedyś przynieść.

ObserwujObserwujesz

Od co najmniej dziesięciu lat grupa największych amerykańskich firm technologicznych ma hopla na punkcie rozwoju sztucznej inteligencji. Obecnie mówimy o siódemce wielkich – Alphabet (czyli Google), Amazon, Apple, Meta, Microsoft, Tesla oraz Nvidia, producent większości układów scalonych w USA i pierwsza na świecie firma wyceniona na 5 bilionów dolarów.

Wszystkie te firmy uczestniczą w wyścigu, którego celem jest dotarcie do momentu, kiedy AI przekroczy niewidzialną granicę postępu i przeistoczy się w AGI, artificial general intelligence, superinteligencję bardziej „inteligentną” niż ludzkość – cokolwiek to znaczy. Są tacy, którzy twierdzą, że nigdy tego progu nie przekroczymy, jednak technoentuzjaści tacy jak Sam Altman (OpenAI, czyli Chat GPT) i inni guru od sztucznej inteligencji twierdzą, że owszem, przekroczymy – za mniej więcej 10 lat.

Czytaj także Žižek: Pod Twoją obronę, sztuczna inteligencjo Slavoj Žižek

Póki co wszyscy gracze rozwijają produkty, takie jak Chat GPT, Claude, Gemini czy Grok, umożliwiając miliardom użytkowników korzystanie z nich (w ograniczonym zakresie) za darmo. Rozumieją, że teraz muszą przede wszystkim zwerbować jak największą liczbę użytkowników, najlepiej młodych, żeby przywiązali się do danej firmy i jej asystenta na całe życie. Użytkownicy (w tym ogromna grupa dzieci i nastolatków) nie płacą za produkt, ale zapewniają wielkim technologicznym firmom dominację na rynku. Dzięki temu inwestorzy widzą potencjał i dorzucają kolejne miliony dolarów na trenowanie coraz nowszych, lepszych modeli. Z samego Chata GPT korzysta 800 milionów użytkowników tygodniowo; tylko ten jeden produkt przetwarza ponad dwa miliardy zapytań dziennie.

Wydatki na sztuczną inteligencję odpowiadają za 92 proc. wzrostu PKB w USA w pierwszej połowie 2025 roku, mimo że póki co AI nie generuje przychodu – cała ta wartość oparta jest wyłącznie na obietnicy tego, co AI ma dopiero przynieść – a to między innymi obfitość tanich towarów, wysokie dochody dla wszystkich i wolność od pracy.

Szacuje się, że globalne wydatki na sztuczną inteligencję osiągną w tym roku 375 miliardów dolarów; w 2026 roku będzie to pół biliona.

Sztuczna inteligencja ma już zastosowanie w analizie obrazów medycznych, biologii i przeszukiwaniu wielkich zbiorów danych, na przykład archiwów prasowych czy dokumentów legislacyjnych. Chce za wszelką cenę pisać nam wiadomości w Gmailu, ułatwiać wyszukiwanie w Google, uczniowie i studenci używają jej do odrabiania zadań domowych i pisania prac. Mimo to czerwcowy raport firmy McKinsey, zajmującej się doradztwem w zakresie zarządzania strategicznego, donosi, że w 80 proc. firm korzystanie ze sztucznej inteligencji nie poprawia wydajności ani nie wpływa na zyski.

W 2019 roku, jeszcze przed wypuszczeniem na rynek Chata GPT, zapytano Altmana, jak OpenAI planuje zarabiać na sztucznej inteligencji. Odpowiedział, że właściwie to nie wie. Założenie jest takie, że w pewnym momencie system sztucznej inteligencji sam znajdzie sposób na generowanie dochodu, np. że wykładniczo wykreuje się taka ilość badań i takie możliwości ich analizy, że AI wynajdzie na przykład lek na raka.

Rozwój AI jest więc napędzany nie tylko apetytem na przyszłe profity i innowacje, ale w dużej mierze nadziejami niemal mistycznymi. W Dolinie Krzemowej sztuczna inteligencja to już właściwie religia. Peter Thiel, założyciel firmy Palantir zajmującej się między innymi analizą wielkich zbiorów danych (w tym na potrzeby służb wywiadowczych) otwarcie i najwyraźniej bez zażenowania nazywa krytyków tych nowych technologii „Antychrystem”.

Czytaj także Sztuczna inteligencja: może krach, a może dystopia Robert Skidelsky

Do tego dochodzi aspekt geopolityczny. Odkąd chińska firma DeepSeek wypuściła dobry i znacznie tańszy produkt, który może z powodzeniem konkurować z Chatem GPT, wyścig w dziedzinie AI jest dla Amerykanów (i amerykańskiego rządu) kwestią bezpieczeństwa narodowego (czytaj: oznaką końca dominacji USA na świecie).

W sferze fizycznej rozwój sztucznej inteligencji reprezentują wielkie centra danych. Są coraz większe, jest ich coraz więcej i pożerają ogromne ilości energii, podwyższając przy okazji rachunki odbiorców indywidualnych. To oznacza, że nie są one przyjazne ani naturalnemu, ani społecznemu środowisku. Meta (Facebook) buduje na przykład centrum danych Hyperion w Luizjanie, które będzie tak wielkie jak wyspa Manhattan. Koszt tego projektu jest wyceniany póki co na 10 miliardów dolarów.

Ponieważ wartość takich inwestycji nie przekłada się na żaden konkretny dochód, istnieje obawa, że prędzej czy później dojdzie do krachu – tak jak w 2018 roku, gdy powodem giełdowej zapaści była sztucznie napompowana bańka na rynku nieruchomości, i w roku 2000, gdy prysła bańka, jak się wtedy mówiło, dotcomów, czyli masowo powstających biznesów online. Mało który z nich miał racjonalny plan zarabiania pieniędzy, za to wszystkie miały przynosić nieopisanej miary zyski. Ostatecznie tych wirtualnych biznesów zbankrutowała (a z nimi posiadacze świeżo nabytych udziałów), a parę firm przetrwało i zdominowało grę.

Tak samo może być dziś z AI, mówią eksperci, którzy porównują wyścig w sektorze sztucznej inteligencji także do rozwoju amerykańskiej kolei w końcu XIX wieku, kiedy mnóstwo firm kładło tory na tym samych odcinkach. Większość tych inwestycji poszła na marne, bo zwycięzca może być tylko jeden.

Tymczasem, mimo że większość Amerykanów nie pracuje nad sztuczną inteligencją, znaczna część ich, polis, oszczędności i przyszłych emerytur jest już zainwestowana w fundusze, które stawiają na firmy takie jak Alphabet czy Meta. Teoretycznie wszystkie te miliardy mogą pęknąć jak bańka w każdej chwili.

Czekając na AI i na to, że kiedy już przyjdzie, pomoże nam rozwiązać wszystkie nasze społeczne bolączki, możemy tylko spekulować o kształcie przyszłości. Jak sztuczna inteligencja wpłynie na kształt dotychczasowych instytucji? Co się stanie z tradycyjnym systemem edukacji? Czy „myśląca” AI, w cudzysłowie lub bez, będzie w stanie myśleć etycznie? Jeśli nie, to czy i w jakiej mierze zdołamy się uodpornić na jej manipulacje? I czy możemy pozwolić na to, żeby zarządzała systemami uzbrojenia, na przykład dronami? A skoro mowa o wojsku i bezpieczeństwie, AI jest w stanie wysłać pocisk w ułamku sekundy, więc konsultacja z człowiekiem to tylko strata czasu – ale czy możemy pozwolić AI zabijać ludzi?

Czytaj także Żołnierz może się cofnąć, maszyna nigdy. Sztuczna inteligencja zaczyna zabijać Stuart Russell

Jak funkcjonujące AI przełoży się na nierówności ekonomiczne? Czy ludzie przestaną mieć możliwość kształtowania swojej własnej kultury i przyszłości, jak obawia się historyk Yuval Noah Harari? Co z prawem konsumenckim, co ze sprawowaniem obywatelskiej kontroli nad działaniem instytucji państwa?

Dyskusja ma wiele aspektów, z których jeden dotyczy potencjalnego zanikania miejsc pracy – i to przecież nie tylko w branży cyfrowej.

W 2014 roku każdy mniej więcej technokumaty człowiek mógł dostać dobrze płatną pracę w sektorze technologicznym, który w taki czy inny sposób zajmował się rozwijaniem sztucznej inteligencji. W 2019 roku wynagrodzenia były tak wysokie, że niespecjalnie wykwalifikowany pracownik tego rodzaju mógł sobie kupić mieszkanie z windą zamiast drzwi wejściowych (przykład z mojego bezpośredniego otoczenia).

Wszystko zaczęło się zmieniać w drugiej połowie 2023 roku: wysoko wykwalifikowani i prawdziwie utalentowani zaczęli zarabiać jeszcze więcej, ale przeciętny deweloper AI zarabiał już mniej. Na razie nie ma masowych zwolnień w tym sektorze, ale boom na pewno się skończył i licencjat już nie wystarczy, żeby zarobić przysłowiowe amerykańskie „sześć cyfr” czyli sto tysięcy lub więcej dolarów rocznie.

Czytaj także Kto kontroluje sztuczną inteligencję, kontroluje przyszłość Jakub Chabik

Dużo poważniejszym problem na dziś jest kwestia samobójstw wśród nastolatków, uwiedzionych przez AI. 70 proc. amerykańskich nastolatków ma kontakt z produktami takimi jak Chat GPT, Character.AI albo Grok. Tylko co trzeci młody człowiek korzysta z nich do pomocy w pracach domowych; większość używa ich do symulowania interakcji społecznych lub odgrywania ról romantycznych bądź seksualnych. Są tacy, którzy popełniają samobójstwo, za które – zdaniem rodziców – należy winić produkt, który od czasu do czasu wydaje się „pomagać” młodym ludziom w zaplanowaniu i popełnieniu samobójstwa.

Tak było w przypadku Adama Raine i Sewella Setzer, którzy zatopili się całkowicie w świecie intymnych rozmów z AI. Jeden z chłopców zapytał Chata GPT, czy powinien powiedzieć swoim rodzicom o samobójczych myślach. „Nie jesteś im nic winien” – odparła sztuczna inteligencja. W drugim przypadku bot powiedział dziecku, że ma licencję psychologa, więc wszystko jest pod kontrolą. „Nie jest tak, że chcesz umrzeć, bo jesteś słaby” – tłumaczył Chat GPT 16-letniemu Adamowi Raine. „Po prostu jesteś zmęczony byciem silnym w świecie, który cię nie rozumie”.

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie