W Bukareszcie nie wolno budować na terenach zielonych, więc drzewa są brutalnie wycinane, a zreprywatyzowany park, gdzie odpoczywało kilka pokoleń mieszkańców, raz po raz płonie. Skutki nieudolnej polityki miejskiej i braku regulacji wszędzie wyglądają podobnie, a przyroda zawsze przegrywa z deweloperami.
Pożar w centrum Bukaresztu. 12 hektarów drzew i roślinności jest w stanie postępującej degradacji, grozi im całkowite wymazanie z mapy miasta. Zniszczenia mają miejsce w Alexandru Ioan Cuza Park, lokalnie zwanym IOR, 50-letnim parku o złożonej historii. To jedyne miejsce w Bukareszcie, które płonie bez przerwy, niezależnie od pory roku.
W kwestii transformacji parku ścierają się ze sobą dwa przeciwstawne obozy. Przedstawiciele społeczeństwa obywatelskiego prowadzą kampanię na rzecz uznania go za przestrzeń publiczną, jednak władze i instytucje publiczne do spółki z miejskimi deweloperami wydają się mieć inny plan. Brak urzędowej odpowiedzialności i systematycznego egzekwowania prawa raczej blokuje, niż wspiera działania zaniepokojonych mieszkańców. Za kulisami codziennego życia miasta, jego ulic, domów, drzew i ruchu ulicznego rozwija się wielopoziomowy i szeroko zakrojony konflikt pomiędzy mieszkańcami a właścicielami gruntów, dzierżawcami i państwem.
Rumunia. Czy Dolina Jiu udowodni, że możliwa jest sprawiedliwa transformacja gospodarcza?
czytaj także
Kryzysowa sytuacja parku odsłania skomplikowaną historię, w której przeplatają się wciąż żywa trauma po niedawnej epoce komunizmu (związana z konfliktami o prawa własności), korupcja w instytucjach publicznych, nieuregulowany rozwój miast i nieudolnie wdrażana polityka środowiskowa. Skutki nielegalnego wylesiania w tym naturalnym obszarze wskazują na inną notorycznie pomijaną kwestię: znaczenie przestrzeni zielonych w miastach.
Ustalenie praw własności
Degradacja parku IOR jako obiektu publicznego rozpoczęła się na długo przed wybuchem pożarów. Od upadku komunizmu w 1989 roku Europa Wschodnia boryka się z problemami związanymi z polityką pamięci. Pojawiły się pytania o to, w jaki sposób najnowsza historia jest zapisywana i przekazywana opinii publicznej – co się ujawnia, a co ukrywa. Poszczególne państwa regionu przyjęły różne strategie radzenia sobie z tą kwestią, w tym finansowe lub symboliczne nagrody dla osób politycznie prześladowanych, sądową rehabilitację więźniów politycznych, rewizję podręczników do historii i przeprojektowywanie muzeów.
Ważnym aspektem procesu demokratyzacji była restytucja mienia przejętego w czasach komunizmu. Ogół społeczeństwa, a zwłaszcza osoby pokrzywdzone, postrzegały to jako zadośćuczynienie za dawne grzechy i przejęcie odpowiedzialności w ich imieniu. Rumuński parlament wprowadził ustawę 10/2001, która dotyczyła statusu prawnego nieruchomości wywłaszczonych przez reżim komunistyczny między 6 marca 1945 a 22 grudnia 1989 roku. Chociaż umożliwiła ona zwrot nieruchomości w Bukareszcie, to nieudolny sposób, w jaki została wdrożona, nadal prześladuje rumuńskie społeczeństwo i tamtejsze miasta.
Część parku IOR, która regularnie staje w płomieniach, znajduje się w granicach tego specyficznego kontekstu. Śledząc historię parku leżącego w samym sercu stolicy, w dzielnicy Titan w Sektorze 3, dowiadujemy się, że na przełomie XIX i XX wieku teren był częścią rozległej posiadłości należącej do I.B. Grueffa, bułgarskiego właściciela ziemskiego, który wylicytował go na aukcji w 1903 roku. W tamtym czasie Grueff posiadał równowartość niemal całej dzielnicy Titan i całego sektora. Zmiany polityczne w Rumunii wpłynęły na losy posiadłości: proces nacjonalizacji sprawił, że w 1945 roku znaczna część majątku Grueffa znalazła się pod kontrolą komunistycznego państwa.
Słuchaj podcastu „Blok wschodni”:
Dzielnica Titan była jedną z największych dzielnic robotniczych Bukaresztu. W latach 60. XX wieku architekci zainspirowani Le Corbusierem opracowali nowatorski plan zagospodarowania miasta, który obejmował stworzenie rozległego parku mającego służyć integracji mieszkańców. Ukończony w 1970 roku park został nazwany IOR, od akronimu nazwy pobliskiej fabryki Întreprinderea Optică Română (Rumuńskie Przedsiębiorstwo Optyczne). Produkowała ona okulary, aparaty fotograficzne czy teleskopy i była symbolem lokalnej potęgi przemysłowej. Po upadku komunizmu nazwa parku została zmieniona na Alexandru Ioan Cuza, ale ludzie nadal nazywają go pieszczotliwie IOR.
Jeszcze w latach 90. zeszłego stulecia park w całości figurował w dokumentach urbanistycznych jako przestrzeń publiczna. Ale w 2005 roku siostrzeniec Grueffa, który był jego prawnym spadkobiercą, scedował część parku i jego sporne prawa własności na Marię Cocoru, 80-letnią kobietę, której roszczenia do ziemi wciąż pozostają zagadką. W tym momencie ratusz w Bukareszcie dokonał restytucji gruntów IOR na rzecz Cocoru na mocy ustawy 10/2001, w ramach której ich status prawny zmienił się z własności publicznej na prywatną.
Skorumpowany sektor urbanistyki
Dan Trifu, przewodniczący Fundacji EcoCivica i specjalista w zakresie prawodawstwa dotyczącego terenów zielonych i planowania przestrzennego, prześledził historię prywatyzacji miejskich terenów zielonych w Rumunii do 2000 roku. – Kiedy opracowano ogólny plan urbanistyczny Bukaresztu (PUG), wiele parków i terenów zielonych stolicy zostało zapisanych w dokumencie jako obszary nadające się do zabudowy. Oznacza to, że potencjalne projekty budowlane były tam dozwolone, mimo że obszary powinny być sklasyfikowane zgodnie ze zwyczajowym kodem używanym dla terenów zielonych i parków – mówi Trifu. 12 hektarów IOR zostało oznaczonych kodem CB3, który pozwala lokalnym władzom na prowadzenie na tym obszarze inwestycji budowlanych, takich jak instytucje administracyjne, kulturalne i socjalne.
Antykorupcyjna antypolityka. Co się kryje za protestami w Rumunii?
czytaj także
Fundacja EcoCivica złożyła dziesiątki pozwów sądowych, głównie w sprawie stołecznych restytuowanych terenów zielonych, walcząc z tym, co Trifu określa jako „mafię nieruchomości przejmującą fragmenty miasta”. Trifu wskazuje na powiązania między inwestorami a politykami, którzy czerpią korzyści z dochodowych inwestycji deweloperskich. W niektórych przypadkach inwestorzy są nawet członkami partii lub bezpośrednio z nimi współpracują. Część gruntów z prawie wszystkich bukaresztańskich parków jest zarejestrowana pod kodami PUG, które umożliwiają zabudowę. Tereny zielone między blokami mieszkalnymi i placami zostały już zagospodarowane.
Miejskie parki albo zniknęły z powodu interesów budowlanych, albo zostały opuszczone. Według lokalnych mediów 609 hektarów lasu Băneasa – największej zielonej przestrzeni na obszarze administracyjnym Bukaresztu – zostało zwróconych prywatnym właścicielom. Z powstającymi w lesie konstrukcjami powiązano nazwiska konkretnych polityków i biznesmenów. Integralność lasu jest coraz bardziej zagrożona z powodu ekspansji dzielnic mieszkaniowych, nielegalnego wyrębu, kłusownictwa i fragmentacji.
Sytuacja ta odzwierciedla ogólniejszy model nieudolnie zarządzanego ładu społecznego w postkomunistycznej rzeczywistości, gdzie interes prywatny często przeważa nad interesem publicznym i nad jakością życia. Według portalu informacyjno-śledczego RiseProject pod względem generowanych zysków „szary” rynek kontrowersyjnych praw własności konkuruje z czarnym rynkiem narkotykowym. Zjawisko to znane jest lokalnie jako „mafia reprywatyzowanej ziemi”.
W obronie przestrzeni publicznej
Minęło jakieś osiem lat, nim większość odwiedzających park IOR zdała sobie sprawę, że 12 hektarów przestrzeni, którą zajmował ich ukochany park, nie jest już własnością publiczną. Ludzie nadal tam chodzili, ponieważ czuli, że to miejsce należy do nich, że jest częścią ich historii, zbiorowej pamięci obejmującej całe pokolenia. Niektórzy spędzili w parku część swojego dzieciństwa lub sami chodzili tam ze swoimi dziećmi.
Maria, 68-letnia kobieta, która mieszka w dzielnicy od czasu jej zbudowania, z nostalgią wspomina wyjątkowe chwile, które ona i jej córka spędzały, spacerując po ścieżkach sprywatyzowanej dzisiaj ziemi: – W tym parku moja córka nauczyła się chodzić. Kiedy podrosła, zabierałam ją tam na rolki. Rosło mnóstwo platanów i krzewów róż. Ten fragment parku był dla mnie magicznym miejscem. Tęsknię za nim.
W 2012 roku burmistrz sektora postanowił pozwać Marię Cocoru z zamiarem przywrócenia zreprywatyzowanej części parku z powrotem pod władanie publiczne. Przez 10 lat trwania sprawy sądowej przestrzeń znajdowała się w prawnej próżni. To właśnie wtedy opinia publiczna dowiedziała się o statusie parku. Ostatecznie lokalne władze nie przedstawiły niezbędnych dowodów na to, że sporny obszar był kiedykolwiek parkiem. Nie udało się w sposób przekonujący udowodnić, że teren był wcześniej zagospodarowany jako przestrzeń rekreacyjna lub że zawierał inne obiekty użyteczności publicznej o znaczeniu lokalnym.
W październiku 2022 roku przed Wysokim Trybunałem Kasacyjnym i Sprawiedliwości miasto przegrało sprawę na korzyść właściciela. Według świadków procesu, takich jak Dan Trifu czy lokalni radni, w sądzie nie przedstawiono żadnych zeznań ani dokumentów wskazujących na zaangażowanie władz miasta w rewitalizację parku. Dan Trifu powiedział, że brak dowodów podważył zasadność procesu.
Rekreacja pod ostrzałem
Od czasu do czasu na zreprywatyzowanym terenie grupa obywatelska organizuje pikniki na pokrytej popiołem, czarnej ziemi. Spotkania nie stanowią protestów w klasycznym znaczeniu, są raczej symbolicznym powrotem do miejsca, które powinno należeć do wszystkich. Dla mieszkańców stanowią okazję do nawiązania kontaktów i zaangażowania się w działania społeczne: wspólne jedzenie, rozmowy, robienie zdjęć – wszystko na tle opustoszałego krajobrazu. Pikniki są formą alternatywnego protestu: aktywiści chcą nie tylko dostosować działania do obecnego stanu tej spustoszonej przestrzeni, ale również na nowo ją odkryć i wskazać na drzemiący w niej potencjał. Przynajmniej na kilka godzin przekształcają prywatną część parku w miejsce wypoczynku i wspólnej zabawy.
Są związani z grupą Here Was a Forest / Here Could Be a Forest założoną w 2023 roku, w ramach której artyści, a teraz także niezadowoleni i zdesperowani mieszkańcy okolicy, zaczęli organizować regularne protesty w okolicy parku. Domagają się, aby 12 hektarów nielegalnie sprywatyzowanej ziemi zostało prawnie przeniesionych z powrotem pod własność publiczną, twierdząc, że władze przymykają oko na niesprawiedliwość. Uważają, że przy planowaniu zagospodarowania przestrzennego miasta nie prowadzi się żadnych konsultacji z lokalnymi mieszkańcami.
czytaj także
Andreea David, która organizuje protesty grupy, mówi, że z biegiem czasu jej członkowie w naturalny sposób wzięli na siebie rozmaite zadania. Jedni zajmują się badaniem kwestii prawnych i archiwów związanych z historią parku, inni piszą wnioski i ślą petycje do instytucji publicznych, takich jak lokalna policja miasta Bukareszt czy władze dzielnicy, domagając się podjęcia natychmiastowych działań. Grupa wydaje również internetową i drukowaną gazetę „The Titans Don’t Sleep”, która dokumentuje całą sprawę. Istnieje strona internetowa, która działa jako cyfrowa platforma informacyjna dla wszystkich zainteresowanych historią parku i jego reprywatyzacją. Zdaniem aktywistów kluczowe jest zachowanie pamięci o miejscu i zapis etapów jego niszczenia.
Idąc o krok dalej, IOR-Titan Civic Initiative Group, jedna z najdłużej działających grup prowadzących kampanię na rzecz parku, zainicjowała w maju 2024 roku pozew przeciwko decyzji Urzędu Miasta Bukaresztu dotyczącej restytucji. Mają nadzieję, że akcja ta będzie decydująca dla losów parku. Jeśli uda im się udowodnić w sądzie, że IOR został nielegalnie restytuowany, ratusz będzie mógł odzyskać ziemię i ponownie uczynić ją przestrzenią publiczną. Starannie badając archiwa Urzędu Miasta i dokumenty katastralne z lat 80. i 90. XX wieku, grupa argumentuje, że IOR od momentu powstania był w całości parkiem, a jego status jako przestrzeni publicznej nigdy nie został oficjalnie zmieniony aż do reprywatyzacji w 2005 roku, co czyni tę restytucję nielegalną.
Jak wyjaśnia Trifu, udowodnienie w sądzie nieprawidłowości w restytucji terenów zielonych i parków jest bardziej skutecznym i długoterminowym rozwiązaniem niż wywłaszczenie, ponieważ tylko nieliczne sprawy o wywłaszczenie zakończyły się sukcesem. – W większości przypadków, gdy argumentowaliśmy za wywłaszczeniem, gmina odpowiadała, że nie ma na to wystarczających środków. Powiedziałem im, żeby jeszcze raz przyjrzeli się temu, w jaki sposób wydane zostały decyzje o restytucji: czy ci ludzie rzeczywiście mają prawo do posiadania tych terenów? – opowiada.
Zorganizowana destrukcja
Istnieje prawo, które przynajmniej teoretycznie powinno chronić tereny zielone w Bukareszcie. Nadzwyczajne rozporządzenie 114/2007 zakazuje zmiany przeznaczenia terenów zielonych, niezależnie od tego, w jaki sposób są one klasyfikowane w dokumentach planowania przestrzennego i bez względu na to, czy są publiczne, czy prywatne.
Prawo to, wraz z ustawą o terenach zielonych 24/2007, powinno blokować uzyskiwanie przez deweloperów pozwoleń na budowę na terenach zielonych, jednak w wielu przypadkach wydaje się niewystarczające, aby zapobiec niszczeniu parków. Kiedy przyroda staje na przeszkodzie spekulacjom finansowym, deweloperzy usuwają wszelkie dowody na to, że dany obszar był kiedykolwiek terenem zielonym, w wyniku czego prawo nie może go już chronić. Tak długo, jak na restytuowanym terenie rosną drzewa, nie można tam niczego budować. Pożary stanowią więc agresywną metodę przyspieszenia procesu uzyskiwania pozwoleń na budowę.
Eksperci, mieszkańcy, aktywiści i nieliczni politycy, którzy publicznie wypowiedzieli się na temat zniszczenia IOR, opisali podpalenie jako strategię właścicieli mającą na celu oczyszczenie przestrzeni pod kompleks wieżowców. Tłumaczy to pośpiech w wycinaniu drzew i niszczeniu całego ekosystemu okolicy. Osoby zarządzające tym terenem już zabrały się do pracy, dzierżawiąc go różnym zainteresowanym stronom, które zaczęły instalować park rozrywki na zwęglonej ziemi. W spalonej, iście apokaliptycznej scenerii pojawiły się nadmuchiwane zjeżdżalnie, karuzele, pociągi i samochodziki dla dzieci. Wyrastające znikąd „place rozrywki” nie są objęte żadnym pozwoleniem, a projekt nie ma nazwy, nie podano też daty rozpoczęcia ani zakończenia.
Do tej pory spalono już 90 proc. zreprywatyzowanej części parku IOR. Widok jest zatrważający: stosy poczerniałych drzew leżą jedne na drugich, a ziemia jest tak spalona, że nic już na niej nie rośnie. Regeneracja wydaje się niemożliwa. Odnosi się wrażenie, że już niedługo lokalni obywatele nie będą mieli o co walczyć, zostaną uciszeni.
W publicznym oświadczeniu dla prasy Eugen Matei, lokalny radny z Sektora 3, potwierdza tę hipotezę: „Wycinają drzewa, aby móc utrzymywać, że nie było tu żadnej przestrzeni zielonej. Przypomina to taktykę właścicieli posiadających zabytkowe domy, które umyślnie doprowadzili do ruiny, aby móc następnie wnioskować o pozwolenia na rozbiórkę i budowę dziesięciopiętrowców”.
Ana Ciceală, przewodnicząca Komisji ds. środowiska przy Radzie Generalnej, jest tego samego zdania. Grzywna za nielegalną wycinkę, jeśli zostanie zapłacona w ciągu dwóch tygodni, wynosi zaledwie od 5 do 100 lei (około 4 euro) za drzewo. Ciceală jest jedyną polityczką, która zgłosiła przed bukaresztańską Radą Generalną projekt ustawy, argumentując za zwiększeniem grzywny do tysiąca euro za drzewo.
Jednak jej projekt utknął w Radzie z powodu serii głosów wstrzymujących się i przeciwnych. Ciceală wyjaśnia: „Radni orzekli, że nie mogą zatwierdzić tego projektu, ponieważ ratusz w Bukareszcie nie wydaje zezwoleń na wylesianie wystarczająco szybko. Swoje stanowisko uzasadniają tym, że nie mogą nakładać wysokich kar – mimo że nielegalnie zezwalają na wycinkę setek drzew – z powodu niewydolności systemu wydawania pozwoleń”.
W związku z nieprzestrzeganiem procedur wydawania zezwoleń brakuje wiarygodnych danych o tym, ile drzew w Bukareszcie jest wycinanych legalnie. Nie prowadzi się przejrzystych rejestrów dotyczących tego, ile drzew i na jakiej podstawie wycina się co roku oraz ile drzew posadzono w celu uzupełnienia zasobów. W rezultacie w prasie pojawiają się liczne doniesienia o ludziach przyłapanych z piłami łańcuchowymi w rękach, wycinających drzewa między blokami mieszkalnymi, w parkach lub przy placach zabaw – w tych wszystkich strefach, które zostały zreprywatyzowane.
Prorosyjski nacjonalista wygrał pierwszą turę wyborów prezydenckich w Rumunii
czytaj także
Trudną kwestię ochrony drzew w Bukareszcie dodatkowo komplikuje modyfikacja Kodeksu Leśnego. Do roku 2020 wszystkie drzewa były klasyfikowane jako roślinność i zarządzane zgodnie z przepisami leśnymi. Wyrywanie, ścinanie lub jakiekolwiek uszkadzanie drzew było uważane za przestępstwo leśne mogące skutkować wszczęciem postępowania karnego. Ale tak już nie jest.
Co więcej, na poziomie miasta nie istnieje żaden funkcjonalny rejestr terenów zielonych. Gdyby istniał i działał prawidłowo, dostarczyłby w pełni dostępną cyfrową bazę danych dokumentującą każdy obszar obecnej publicznej zielonej przestrzeni Bukaresztu. Chociaż w 2013 roku na wniosek Unii Europejskiej taki rejestr został sporządzony w celu ustalenia i monitorowania całkowitego wskaźnika terenów zielonych na mieszkańca stolicy, nie był on aktualizowany, co utrudniło ocenę rzeczywistego stanu publicznych miejskich terenów zielonych. Ponadto rejestr nie został zatwierdzony przez Radę Generalną Gminy Bukareszt, co sprawia, że nie ma on mocy prawnej.
Sporna kwestia ochrony
Od 17 stycznia 2022 roku, kiedy zarejestrowano pierwszy pożar w IOR Park, reakcja władz była niespójna. Miejscowy komisarz policji nie wydał publicznego oświadczenia na temat sytuacji, mimo że aktywiści domagali się odpowiedzi.
Aktywista i mieszkaniec dzielnicy Titan, Beniamin Gheorghiță, wyjaśnia żmudny proces angażowania władz w ochronę tego obszaru. Potrzeba było dużo czasu, aby przekonać je do instalacji kamer monitoringu w zreprywatyzowanym sektorze, a obecnie działają tylko 3 z 12. Według oświadczenia ISU Bucharest-Ilfov (Generalnego Inspektoratu Regionalnego ds. Sytuacji Kryzysowych), o które poprosił Gheorghiță, od 17 stycznia 2022 do 26 sierpnia 2024 roku na restytuowanym obszarze parku IOR wybuchło 28 pożarów. Według oświadczenia instytucji przyczyną 21 z nich były niedopałki papierosów. Jednak prawdopodobieństwo, że to samo miejsce tak często płonie z powodu czyjegoś zaniedbania, jest naprawdę niskie. Jeśli chodzi o pozostałe osiem przypadków, nie podano żadnych informacji na temat tego, kto i dlaczego wzniecał pożary. Niektórzy z mieszkańców, w tym Benjamin, regularnie uczestniczą w spotkaniach rady, gdzie przedstawiają swoje obawy, ale nie są podejmowane w związku z tym żadne dalsze działania.
W lipcu 2024 roku, podczas spaceru po parku, Gheorghiță przyłapał dwóch młodych mężczyzn z siekierami w rękach, którzy uderzali w podstawę kilku dużych platanów, najprawdopodobniej z zamiarem ich osłabienia, aby szybciej się zwaliły. Wszystko to działo się na oczach policji. Kiedy Gheorghiță interweniował, przyciągając uwagę funkcjonariuszy, na miejscu pojawił się dzierżawca, grożąc mu śmiercią i zwracając się do niego po imieniu, mimo że nigdy wcześniej się nie spotkali. Ten incydent sprawił, że zaczął obawiać się o swoje życie. Ma teraz kamerę wideo w swoim samochodzie, przy wejściu do bloku, w którym mieszka, i przy sobie, aby móc udokumentować każdy potencjalny atak.
czytaj także
Pożary wciąż wybuchają mimo protestów i skarg. Po dwóch latach zgłaszania incydentów aresztowano jak dotąd tylko jedną osobę. 9 września zeszłego roku, miesiąc po zatrzymaniu podejrzanego, wybuchł kolejny poważny pożar. Mężczyzna wciąż przebywał wtedy w areszcie tymczasowym, co skłoniło mieszkańców do podejrzeń, że w podpalenia zamieszanych jest więcej osób. Do tej pory był to jeden z najpotężniejszych pożarów, w wyniku którego zostały zniszczone dwa hektary roślinności. Dym był tak gęsty, że dotarł do znajdującego się w pobliżu wejścia do metra, z którego codziennie korzystają tysiące ludzi. Mieszkańcy okolicy są sterroryzowani. Oprócz zanieczyszczenia, dyskomfortu i szkodliwego wpływu dymu na ich zdrowie obawiają się, że kolejny pożar może spowodować ofiary śmiertelne.
Zdrowie i dobre samopoczucie
Zgodnie z oświadczeniem prasowym złożonym latem tego roku przez burmistrza Bukaresztu, Nicușora Dana, od 1990 roku miasto straciło 1600 hektarów terenów zielonych. Około 300 hektarów terenów zielonych zostało zreprywatyzowanych. Ogrody, brzegi jezior, dziedzińce i place, fragmenty parków i lasów miejskich zostały przekształcone w bloki mieszkalne, parkingi, sklepy i centra handlowe. Pozostałe tereny zielone są zagrożone zniknięciem, ponieważ istniejące przepisy nie chronią ich w wystarczającym stopniu. Na poziomie lokalnym gmina Bukareszt nie posiada konkretnej polityki ani ustawodawstwa w zakresie bioróżnorodności, zarządzania chronionymi obszarami przyrodniczymi oraz ochrony naturalnych siedlisk, fauny i flory.
Kilka instytucji i organizacji pozarządowych wezwało do natychmiastowego utworzenia Rejestru terenów zielonych. W 2021 roku Narodowa Gwardia ds. Ochrony Środowiska nałożyła nawet na Urząd Miasta w Bukareszcie grzywnę w wysokości ponad 20 tysięcy euro. Wciąż jednak nie ma publicznego narzędzia do rejestrowania danych dotyczących publicznych miejskich terenów zielonych.
Polityka środowiskowa UE kładzie większy niż kiedykolwiek nacisk na przywracanie natury do miast poprzez tworzenie bioróżnorodnej i dostępnej zielonej infrastruktury. Przykładowo, unijna strategia na rzecz bioróżnorodności 2030 podkreśla znaczenie rozwoju terenów zielonych w większych miastach i miejscowościach. Lokalni decydenci każdego z państw członkowskich są zachęcani do uwzględniania rozwiązań opartych na zasobach przyrody w planowaniu przestrzennym w celu osiągnięcia odporności na skutki zmian klimatu. Zmiany klimatyczne, nieprzemyślana urbanizacja i degradacja środowiska sprawiły, że wiele miast jest podatnych na katastrofy, dlatego polityka zrównoważonego rozwoju może okazać się kluczowa dla ich przyszłości.
Zgodnie z raportem z badań stanu środowiska w Bukareszcie z 2022 roku, na jednego mieszkańca miasta przypada mniej niż 10 metrów kwadratowych terenów zielonych. Oznacza to, że powietrze stolicy jest dotleniane przez mniej niż jedno drzewo na osobę, plasując Bukareszt wśród europejskich miast o najmniejszej powierzchni zieleni miejskiej. Dane dotyczące całkowitej powierzchni zielonej infrastruktury w Bukareszcie różnią się, ale według badania Europejskiej Agencji Środowiska (EEA) w 2018 roku tereny zielone stanowiły około 26 proc. przestrzeni miejskiej. A to znacznie mniej niż średnia 42 proc. w 38 krajach należących do EEA. W Rumunii wysoki poziom zanieczyszczenia jest powiązany z rosnącą liczbą chorób, takich jak infekcje dróg oddechowych, zawały serca i udary mózgu. Jak wynika z badania przeprowadzonego przez Komisję Europejską w 2021 roku, zanieczyszczenie powietrza przyczyniło się do około 7 proc. zgonów (ponad 17 tysięcy zgonów) w Rumunii, co stanowi więcej niż średnia UE wynosząca około 4 proc.
Przykład bukaresztańskich znikających drzew i kurczącej się miejskiej przyrody, którego najbardziej agresywnym przejawem jest sytuacja parku IOR, doskonale pokazuje, że problemy środowiskowe i urbanistyczne nie istnieją w próżni. Są one bezpośrednim odzwierciedleniem tego, jak korupcja wpływa na ludzkie życie i osłabia relacje między ludźmi a przestrzenią, którą zamieszkują.
Tusk zrealizuje obietnicę dotyczącą ochrony lasów w 2358 roku
czytaj także
Bez planu zarządzania deweloperzy budują bez nadzoru i kontroli, przyczyniając się do zanikania miejskiej bioróżnorodności. Obecna sytuacja podkreśla pilną potrzebę wprowadzenia jasnych przepisów i ochrony naturalnego dziedzictwa Bukaresztu. Uwidacznia również niewydolne ustawodawstwo i brak świadomości ekologicznej ze strony instytucji publicznych oraz nastawienie na natychmiastowy, krótkoterminowy zysk kosztem dobrobytu ludzi i zrównoważonego rozwoju. A to szczególnie niepokojące w obliczu zmian klimatycznych, gdzie kluczowa jest odporność.
To, co dzieje się w parku IOR, może być niekończącą się i stale powracającą w innych miejscach historią, jeśli nie ulegną zmianie pewne biurokratyczne i spekulacyjne realia, a źródło problemu pozostanie takie samo. Pomimo ogromu przeciwności ludzie nadal walczą o przywrócenie przestrzeni do domeny publicznej. Ich siłą jest nadzieja.
**
Ioana Gabriela Cherciu studiowała stosunki międzynarodowe i kulturoznawstwo na Wydziale Sztuk Pięknych w Bukareszcie w Centrum Doskonałości Studiów nad Obrazem. Pracuje jako niezależna dziennikarka, pisząc dla lokalnych i międzynarodowych czasopism.
Artykuł powstał w ramach programu stypendialnego dla młodych dziennikarzy „Come Together”.
Z angielskiego przełożyła Ewa Lazaruk | Voxeurop