Gniewu i konsternacji włoskiej prawicy nie wywołała bynajmniej fałszująca naturę sugestia, iż spaghetti ugotowane w Anglii mogłoby być smaczne. Problemem są dwie misiowe mamy, bo takie, zdaniem prawicy, nie występują w naturze.
„Uwaga! Włochy mają nowego wroga! To Świnka Peppa” – pisze zgryźliwie na Facebooku poseł Nicola Fratoianni, lider Włoskiej Lewicy.
To prawda. Włoska prawica od lat straszy „nielegalnymi”, czyli imigrantami, ale najwyraźniej przed wyborami 25 września potrzebne są dodatkowe bodźce. Padło na Świnkę Peppę, a mówiąc precyzyjniej – na jej koleżankę, niedźwiedzicę polarną Penny. To ona powinna się bać gniewu Braci Włochów, największej partii prawicowej, której liderka, Giorgia Meloni, szykuje się – jako pierwsza kobieta w historii Włoch – do objęcia funkcji premiera.
Poszło o jeden z nowych odcinków Świnki Peppy, w którym Penny mówi o swojej rodzinie: „Mieszkam z mamą i z drugą mamą. Jedna jest lekarzem, a druga gotuje spaghetti. Uwielbiam spaghetti”. Gniewu i konsternacji włoskiej prawicy nie wywołała bynajmniej fałszująca naturę sugestia, iż spaghetti ugotowane w Anglii mogłoby być smaczne. Problemem są dwie misiowe mamy, bo takie, zdaniem prawicy, nie występują w naturze.
„Miłuj bliźniego swego, chyba że jest homo − wtedy dyskryminuj gnoja”
czytaj także
„Każde dziecko ma ojca i matkę”
Bracia Włosi nie mogli puścić tego płazem. Co tam wojna w Ukrainie, rosnące ceny prądu, 9-procentowa inflacja, chroniczny brak pieniędzy na nowe etaty dla nauczycieli i lekarzy, dziesiątki tysięcy Włochów unikających płacenia podatków, 1,9 mln Włochów żyjących w ubóstwie czy prawie 15 mln (25 proc. społeczeństwa) mających problemy ze związaniem końca z końcem. Grunt to rozprawić się z misiem. Bo miś z dwiema mamami to deprawacja dzieci, zagłada narodu włoskiego i w ogóle dopust boży.
„Poprawność polityczna przypuszcza kolejny atak, a nasze dzieci płacą za to cenę” – grzmi Federico Mollicone, który z ramienia Braci Włochów ubiega się o mandat posła w regionie Lacjum.
„Jak pokazała niedawno Giorgia Meloni, jesteśmy i zawsze będziemy na pierwszej linii walki z dyskryminacją, ale nie możemy zgodzić się na indoktrynację gender. Postać z dwoma mamami jest niedopuszczalna!” – dodaje Mollicone. To nie byle kto: odpowiada w partii za kulturę, jest też członkiem komisji nadzoru telewizji publicznej, poczuł się więc na siłach, by wezwać ją do nieemitowania we Włoszech nieszczęsnego odcinka pt. Rodziny.
Oburzył się też Filippo Bianchi, kandydat Braci Włochów z Bergamo, pisząc: „Strzeżcie się kreskówek, narzędzia dewiacji nowych pokoleń od najwcześniejszych lat życia, nauczającego rzeczy fałszywych, przeciw naturze, czyli że dzieci mają dwie matki lub dwóch ojców. Każde dziecko ma ojca i matkę”. Prawicowym cenzorom należy pogratulować czujności: włoska telewizja nawet jeszcze nie zdobyła praw do tego odcinka, ale na zimne trzeba dmuchać.
„Co się stanie, kiedy Bracia Włosi odkryją, że rodziny tęczowe istnieją nie tylko w kreskówkach, ale także w realu?” – ironizuje w swym oświadczeniu partia +Europa, a Fratoianni proponuje Meloni, „żeby wyeliminowała także Hyzia, Dyzia i Zyzia, trzech siostrzeńców, których wychowuje Kaczor Donald. A także Maszę, która – o zgrozo – żyje z niedźwiedziem”.
Fratoianni poinformował Braci Włochów, że „tęczowe rodziny istnieją i odkrycie tego faktu nie jest traumatyzujące dla żadnego dziecka”, a lewica nie pozwoli na „wymazania prawdziwych rodzin tęczowych”, co jest prawdziwą intencją „patriotów”. I może byłoby to wszystko zabawne, gdyby nie fakt, że obrońcy „tradycyjnej rodziny” niedługo będą rządzić Włochami.
Meloni grozi Brukseli
Już w odchodzącym parlamencie siły między tzw. centrolewicą (czyli Partią Demokratyczną i populistami z Ruchu 5 Gwiazd) a tzw. centroprawicą (a tak naprawdę prawicą skrajną) były wyrównane. Prawicy udało się utrącić projekt ustawy o walce z homofobią i drugi, o obywatelstwie dla młodych Włochów pochodzących z rodzin imigranckich. Teraz będzie jeszcze ostrzej – sama Meloni zapowiedziała na jednym z ostatnich wieców (7 września w L’Aquili): „W najbliższym czasie spodziewajcie się wszystkiego!”.
Skrajna prawica idzie po władzę we Włoszech. Kto może ją powstrzymać?
czytaj także
11 września na wiecu w Mediolanie zaatakowała Brukselę: „Gdy wygramy, piknik się skończy”. Ma na myśli stosunek do krajów niechętnych limitowi cen gazu, wymienia Holandię i Niemcy, ale „zapomina” o Węgrzech. Wcześniej Meloni usiłowała zaprezentować oblicze umiarkowanej konserwatystki i uspokajała, że po zwycięstwie prawicy 25 września Włochy nie staną się „słabym ogniwem sojuszy” (w kontekście przynależności do NATO i krytycznego stosunku wobec rosyjskiej agresji na Ukrainę). Przestała nawet pokazywać się wspólnie ze swoim przyjacielem Viktorem Orbánem, znanym kumplem Putina.
Jeśli chodzi o prawa obywateli, Meloni przyjęła wizerunek przedsiębiorczej kobiety, która radzi sobie z sukcesem w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Fachowcy przewidują, że odda na nią głos wiele kobiet: tych, którym się nie powiodło, które nie zdobyły edukacji, żyją w biedzie – i które do tej pory nie głosowały. W ten sposób liderka postfaszystowskiego ugrupowania, będąca ucieleśnieniem patriarchalnego myślenia o społeczeństwie (Bóg, Ojczyzna i Rodzina to jej bożkowie) zapewne stanie się pierwszą premierką we Włoszech. Polska, o czym dobrze pamiętamy, też miała taką panią premier – na usługach patriarchalnej partii, wyprowadzającej Polskę z Europy.
Demografia, migracja i gender to zdaniem Orbána główne wyzwania stojące przed Węgrami
czytaj także
„Wyzwolę Włochy z lobby LGBT, migrantów zatopię”
Żeby uspokoić obawy zachodniej Europy co do międzynarodowej postawy Włoch po 25 września, Meloni wysłała na początku września do Kijowa swego człowieka, senatora Alfredo Urso, który jest szefem parlamentarnej komisji ds. bezpieczeństwa narodowego. Sygnał był oczywisty: o ile Matteo Salvini, sojusznik Meloni, rwie się do wojaży moskiewskich, Bracia stają po stronie Ukrainy i nie pozwolą Salviniemu pohasać.
Tyle że wcześniej, jeszcze przed wojną, Meloni podróżowała z Urso do Budapesztu, gdzie rozmawiała o „węgierskim modelu inwestowania w rodzinę, wznoszeniu murów przed nielegalną imigracją i obronie tożsamości chrześcijańskiej”. To wszystko jednym tchem. Zupełnie jak w pisowskiej Polsce – albo w putinowskiej Rosji.
Ale to było „dawno” – w 2018 roku, a poza tym wyborcy w nosie mają politykę zagraniczną. Zarówno Węgry, jak i Ukraina to z perspektywy włoskiej odległe światy. Meloni koncentruje się więc na sprawach włoskich i dziś obiecuje, że „wyzwoli Włochy z wpływów lobby” oraz że jej rząd „nie będzie się kłaniał nikomu – z wyjątkiem narodu”.
O tym, z jakim lobby będzie walczyła Meloni, można dowiedzieć się, słuchając jej czerwcowego przemówienia w Madrycie, również zbliżonego do standardów rosyjskich, wykrzyczanego na wiecu swoich politycznych kamratów z postfrankistowskiej i antyunijnej partii Vox: „Tak dla rodziny naturalnej, nie dla lobby LGBT! Tak dla tożsamości seksualnej, nie dla ideologii gender!”
Jeśli zaś chodzi o imigrantów, Meloni cały czas powtarza, iż jedynym rozwiązaniem tego problemu jest blokada morska. To termin militarny – oznacza zamknięcie portów w obliczu ataku wrogiego państwa i przewiduje możliwość bombardowania jego okrętów.
Sport wyleczy z dewiacji
„Dewiacje” to w ogóle ulubione słowo Braci. W bieżącej kampanii w mediach społecznościowych partia ogłosiła, że będzie walczyć z „dewiacjami wśród młodych: narkotykami, uzależnieniem od papierosów, hazardem, samookaleczeniami, otyłością, anoreksją, bulimią, dziecięcymi gangami, hikikomori”. Receptą na wyciągnięcie ich z nałogów i „spirali przemocy” jest sport. Meloni pisze o „prawie obywateli do sportu” i inwestycjach w sport, dzięki czemu „wyrosną nowe pokolenia Włochów wypełnione wartościami, które tylko sport może zaoferować i przekazać”.
A zatem rozwiązaniem życiowych dramatów, jak samookaleczenia czy anoreksja, ma być sport. Dziewczyno, zamiast się głodzić, weź sobie poboksuj! Sport jako sposób na walkę z dewiacjami to przykład przywiązania Meloni do tradycji: już Mussolini łożył na stadiony, przekonany, że sport będzie krzewił ducha jedności faszystowskiego narodu.
Niedawno również Luigi Mastrangelo, kandytat Ligi Salviniego, były znakomity siatkarz, obwieścił, że fundusze na zdrowie trzeba przesunąć na sport, bo w opiekę zdrowotną we Włoszech „i tak zawsze inwestuje się wiele pieniędzy”. Mówi to bez żenady obywatel kraju, który – z braku infrastruktury – poniósł najdotkliwsze w Europie straty, gdy wybuchła epidemia COVID-19.
Wybór tradycji
Ciągłość faszystowskich tradycji widać też w okręgach i na przykładzie poszczególnych kandydatów. O miejsce do Senatu z robotniczej dzielnicy Mediolanu, Sesto San Giovanni, gdzie w przeszłości wygrywała w cuglach lewica, walczą obecny poseł Emanuele Fiano z Partii Demokratycznej i Isabella Rauti z Braci Włochów, która jest senatorką z ramienia tej partii od 2018 roku.
Włochy: „Super Mario” rezygnuje, nad krajem krążą sępy ultraprawicy
czytaj także
To pojedynek symboliczny: ojciec Fiano był w 1944 roku deportowany do Auschwitz, z kolei ojciec Rauti na ochotnika zgłosił się do Republikańskiej Gwardii Narodowej, czyli faszystowskich szwadronów Republiki Salo. Po wojnie był jednym z liderów postfaszystowskich organizacji, od Włoskiego Ruchu Socjalnego po Ordine Nuovo – Nowy Porządek. Zarzucano mu, że w latach 70. uczestniczył w zamachu terrorystycznym w Bresci. Sąd uniewinnił go dopiero w 2010 roku.
W zeszłym roku śledztwo dziennikarskie pokazało, że mediolańska sekcja Braci Włochów kierowana jest przez sympatyków faszyzmu i nazizmu, na czele z europosłem Carlą Fidanzą, prawą ręką Meloni, która sama niezbyt zawzięcie odżegnuje się od tych powiązań. W 1992 roku zapisała się do postfaszystowskiej młodzieżówki Fronte della Gioventu, a cztery lata później, w wieku 19 lat, została liderką Azione Studentesca – radykalnie prawicowej bojówki. W tym samym czasie udzieliła wywiadu francuskiej telewizji, w którym oceniła, że „Mussolini był dobrym politykiem. Wszystko, co zrobił, zrobił dla Włoch”. Nigdy nie wycofała się z tych słów. W sierpniu, w wywiadzie dla brytyjskiego „The Spectator” Meloni powiedziała: „Gdy jestem czymś, to mówię o tym otwarcie. Gdybym była faszystką, powiedziałabym, że jestem faszystką”.
**
Bartosz Hlebowicz – antropolog, doktor nauk humanistycznych (UJ). Prowadził badania wśród niewielkich grup tubylczych USA i Kanady. Jest autorem książki Odnaleźć nasze prawdziwe ścieżki. Nanticoke Lenni-Lenapowie i Oneidowie ze Wschodniego Wybrzeża Stanów Zjednoczonych (2009), a także tłumaczem książek o tematyce rdzennych ludności (m.in. Ligi Irokezów Lewisa H. Morgana, 2011). Pracuje jako korespondent „Gazety Wyborczej” z Włoch, mieszka we Florencji.