Unia Europejska

Słowacja po morderstwie w klubie LGBT: Arcybiskup zastanawia się, czy ofiary same się o to nie prosiły

Wydawać by się mogło, że takie wydarzenie jak atak terrorystyczny motywowany homofobią wstrząśnie społeczeństwem. Nie trzeba było jednak długo czekać, by przekonać się o czymś zupełnie przeciwnym.

W weekend po morderstwie Juraja Vankuliča i Matúša Horvátha przez największe słowackie miasta  przeszły marsze przeciw nietolerancji i nienawiści. Najliczniejszy odbył się w piątek 14 października w Bratysławie, mogło być na nim obecnych nawet 15 tysięcy osób. W tłumie można było dostrzec transparenty z hasłami „Miłość to nie grzech. Zabijanie już tak”, „Zło zwycięży, gdy dobrzy ludzie nic nie zrobią” i „To nie była tylko jedna skrzywiona jednostka, to jest 78 proc. naszego parlamentu”.

Bratysława: Ultraprawicowy terrorysta zamordował dwie osoby przed klubem LGBT+

Wśród uczestników nie zabrakło polityków. Na scenie przed tysiącami uczestników głos zabrał m.in. prezes partii Progresívne Slovensko [Progresywna Słowacja] Michal Šimečka, prezydent Bratysławy Matúš Vallo oraz prezydentka Zuzana Čaputová, która powiedziała: „Przepraszam. Przykro mi, że nasze społeczeństwo nie potrafiło ochronić waszych bliskich. Przykro mi, że nie możecie czuć się w Słowacji bezpiecznie. To jest też wasz kraj, jesteście cenni dla naszego społeczeństwa”.

Premier Eduard Heger, który wcześniej w mediach wyraził ubolewanie, że na początku w ogóle nie wspomniał o społeczności LGBT+ i nazywał orientację homoseksualną „sposobem życia”, również pojawił się na piątkowym marszu. Ktoś z uczestników dał mu nawet do ręki tęczową flagę, z którą premier maszerował przez miasto, jednak na scenę nie wszedł i nie zabrał głosu.

Po tym pierwszym weekendzie rozpalona została iskierka nadziei, że śmierć Juraja i Matúša przyczyni się do zmian w słowackim ustawodawstwie i społeczeństwie. Niektórzy komentatorzy dostrzegali tutaj podobieństwo z tym, co się działo po zabójstwie dziennikarza śledczego Jána Kuciaka i jego narzeczonej Martiny Kušnírovej.

Słowacja po zabójstwie Kuciaka: Nacjonaliści i neofaszyści u bram

Otwarta puszka Pandory

Wydawać by się mogło, że takie wydarzenie jak atak terrorystyczny motywowany homofobią wstrząśnie społeczeństwem. Nie trzeba było jednak długo czekać, by przekonać się o czymś zupełnie przeciwnym.

Już kilka dni po ataku media pisały o wyzwiskach wypisanych na torbie z jedzeniem przez dostarczającego je kuriera. Innego dnia w pociągu kibice piłkarskiego klubu Slovan Bratysława pobili dwie osoby, bo jedna z nich miała w kurtce wpiętą tęczową wstążkę. Kolejne dni przynosiły nowe informacje o podobnych atakach – wulgarny atak słowny na parę gejów w bratysławskiej restauracji, gdzie menadżer, zamiast wyrzucić napastników, postanowił wyrzucić ofiary, czy brutalne pobicie geja w Nitrze. W obu tych przypadkach powodem agresji był pocałunek.

Oczywiście nie oznacza to, że wcześniej nie było żadnych ataków na tle homofobicznym.

Były.

Już w 2017 roku z badań przeprowadzonych przez inicjatywę Inakosť [Inność] wśród społeczności LGBT+ wynikało, że blisko połowa respondentów – 49,6 proc. – doświadczyła przykrych przeżyć: przemocy, wyzwisk, (cyber)szykan itp., ze względu na swoją orientację seksualną. Spośród osób, które miały nieprzyjemne doświadczenia, aż 80,8 proc. doświadczyło wyzwisk, a 79,4 proc. było przedmiotem żartów. Jeśli chodzi o formy przemocy fizycznej, to 16,2 proc. respondentów doświadczyło uderzenia i potrząsania, 12,3 proc. zostało pobitych, a 7,4 proc. osób było kopanych.

Teraz o tych przejawach homofobii i atakach zdecydowanie więcej się pisze i mówi. Dlatego też organizacje walczące o prawa osób LGBT+ w obawie przed tym, że atak spod Teplárni otworzył puszkę Pandory, zainicjowały inicjatywę Ide nám o život [Chodzi nam o życie], aby wezwać rząd i parlament do podjęcia działań, które pomogą stworzyć poczucie bezpieczeństwa osobom LGBT+, ich rodzinom i dzieciom oraz postawią je w świetle prawa na równi z resztą społeczeństwa. Apel ten zawiera zestaw postulatów mających na celu poprawę sytuacji osób LGBT+ na Słowacji, a podpisać go może każdy.

Prezydentka Zuzana Čaputová na manifestacji „Ide nám o život”. Fot. REFRESHER SK/youtube.com

Słowaccy politycy są po prostu sobą

Słowacki parlament przyjął rezolucję potępiającą atak terrorystyczny z 12 października, posłowie wyrazili najgłębsze kondolencje rodzinom ofiar, zapewniając jednocześnie członków wszystkich mniejszości, że są oni wzbogacającą częścią społeczeństwa.

Dzień później parlament miał zajmować się złożonym przez partię SaS (która ostatnio opuściła koalicję rządzącą) projektem ustawy wprowadzającym legalną instytucję konkubinatu. Na podstawie tej ustawy konkubenci, bez względu na płeć, mogliby m.in. mieć dostęp do dokumentacji medycznej i dziedziczyć po sobie.

Jednak gdy doszło do głosowania, okazało się, że za projektem głosowało jedynie 50 z 133 obecnych posłów. Projekt został odrzucony.

Na zdanie słowackich parlamentarzystów nie wpłynął nawet fakt, że po przestudiowaniu manifestu napastnika prokuratura zdecydowała przekwalifikować atak z morderstwa z premedytacją na atak terrorystyczny, a policja zebrała dowody, z których wynika, że celami napastnika był także premier Heger, były minister edukacji Branislav Gröhling oraz kilku innych polityków.

Oczywiście złożony przez SaS projekt ustawy daleki był od ideału, na niedociągnięcia zwracały uwagę nie tylko środowiska LGBT+. Jednak to, że posłowie od razu go odrzucili, świadczy tylko o tym, że nawet po wstrząsających wydarzeniach na ulicy Zámockiej nie chcieli w ogóle debatować na ten temat.

W ten sposób słowaccy parlamentarzyści po raz kolejny pokazali, że są obłudnikami i mimo wcześniejszych słów solidarności ze społecznością LGBT+ już kilka dni po tej tragedii nie potrafili nawet podjąć rozmowy na temat projektu złożonego przez SaS. Mistrzynią hipokryzji okazała się posłanka Romana Tabák, która podczas piątkowego marszu w Bratysławie wylała morze łez, jednak gdy doszło do wyrażenia swojego zdania w parlamencie, to nagle jej urządzenie do głosowania „przestało działać”. Przy czym takiego problemu nie miała w pozostałych głosowaniach tego dnia.

Po odrzuceniu projektu ustawy Parlament Europejski wezwał słowacki rząd do poczynienia znaczących postępów w ochronie mniejszości LGBT+ przed przestępstwami z nienawiści. Europosłowie zwrócili także uwagę na konieczność zajęcia zdecydowanego publicznego stanowiska wobec łamania praw człowieka tych osób.

Premier Eduard Heger zapowiedział, że koalicja jak najszybciej złoży swój projekt ustawy ułatwiającej życie osobom żyjącym w konkubinacie, jednak od tamtej chwili w tej kwestii w parlamencie panuje cisza.

Czuwanie pod lokalem zaatakowanym przez prawicowego terrorystę. Fot. Startitup/youtube.com

A księża wiedzą lepiej

Atak oraz wszelkie przejawy nietolerancji potępił przewodniczący Konferencji Episkopatu Słowacji, mówiąc o śmierci dwóch niewinnych osób. Jednak jak się okazało, tych poglądów nie podziela arcybiskup Trnawy Ján Orosch, który w okólniku dla księży wyraził swój pogląd na temat morderstwa na ulicy Zámockiej. W dokumencie zastanawia się on, czy obie ofiary naprawdę były „niewinne”, czy przypadkiem nie spożywały narkotyków lub ile razy miejsce zbrodni było miejscem nalotów służb antynarkotykowych.

To niebezpieczna retoryka. Biskup celowo dopuszcza się manipulacji, podaje w wątpliwość informacje, które były publikowane w mediach, i chce wywołać wrażenie, że takie ataki mogą być czymś uzasadnialnym, bo grzesznicy zostali ukarani.

Tak też podsumowała to słowacka policja, pisząc, że autorytet, jakim dla wiernych powinien być arcybiskup, zamiast jednoczyć i dodawać otuchy w trudnych chwilach, dzieli społeczeństwo na podstawie manipulacyjnych pytań opartych na kłamstwie. Konferencja Episkopatu Słowacji odcięła się od poglądów arcybiskupa, twierdząc, że każdy biskup w swojej diecezji odpowiada za własne czyny i wypowiedzi.

Cóż, arcybiskup Orosch może sobie przybić piątkę z Marianem Kotlebą (przewodniczący faszyzującej partii ĽSNS), który kilka dni po ataku zaprosił do swojego internetowego radia ojca napastnika. Ten podczas wywiadu stwierdził, że to jego syn jest tutaj ofiarą, jako że był dobrze wychowany i nawet muchy by nie skrzywdził. Kotleba oczywiście wykorzystał okazję do podania w wątpliwość, czy chodziło o atak terrorystyczny, szerzył nieprawdziwe informacje i teorie spiskowe.

Czuwanie pod lokalem zaatakowanym przez prawicowego terrorystę. Fot. REFRESHER SK/youtube.com

Nadzieja na zmiany?

Nadzieję na zmiany niespodziewanie przyniósł sąd rejonowy w Żylinie. Po dwuletnim procesie wydał on wyrok uchylający decyzję policji ds. cudzoziemców o nieprzyznaniu stałego pobytu Argentyńczykowi, który w Argentynie zawarł związek małżeński ze Słowakiem.

Przyznawanie stałego pobytu w kraju osobom pochodzącym z tzw. trzeciego państwa, które pozostają w stałym związku z obywatelem słowackim, jest powszechną praktyką. W przypadku pary heteroseksualnej sprawa byłaby już dawno załatwiona. W tym przypadku policja ds. cudzoziemców stwierdziła jednak, że małżeństwo nie jest ważne w Słowacji – choć przecież nikt nie chciał legalizacji związku małżeńskiego, Argentyńczyk starał się tylko o uzyskanie stałego pobytu w celu połączenia rodziny.

I oto sąd orzekł, że nieprzyznanie prawa pobytu partnerowi tej samej płci jest dyskryminujące i bezprawnie ingeruje w prawo do życia prywatnego i rodzinnego. Co było potwierdzeniem wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który w przeszłości uznał, że jeśli państwo decyduje się na umożliwienie małżonkowi obywatela uzyskania stałego pobytu wyłącznie ze względu na to, że pozostają oni w związku małżeńskim (heteroseksualnym), to musi dać taką samą możliwość również parom, które nie mogą zawrzeć małżeństwa ze względu na swoją orientację seksualną.

Osoby LGBT+ nie potrzebują waszej litości

Prawnik pary powiedział: „Byłem przekonany, że wygramy w jednej z trzech słowackich instancji, ale pozytywnie zaskoczyło mnie, że udało się to już w pierwszej. Z drugiej strony nie chodziło o jakąś szalenie kreatywną interpretację prawa, tutaj trzeba było raczej odwagi ze strony sądu, żeby publicznie przyznać, że prawo obowiązuje także w naszym kraju, tylko od wielu lat je lekceważono”.

Ale to dopiero jedna jaskółka zmian, do wiosny daleko. Zwłaszcza że wyrok nie jest jeszcze prawomocny i państwo może się od niego odwołać. Wówczas sprawą zajmie się słowacki Naczelny Sąd Administracyjny.

***

Trzy tygodnie po ataku na ulicy Zámockiej wydaje się, że społeczeństwo jest bardziej podzielone niż zjednoczone w kwestii statusu mniejszości LGBT+. Pytanie, czy kiedykolwiek będzie inaczej?

Teraz czas, by politycy i duchowni zrozumieli, że ani im, ani tzw. tradycyjnym rodzinom wyciąganym z rękawa za każdym razem, gdy poruszany jest temat LGBT+, nie zagraża miłość dwóch osób tej samej płci. To, czy Słowacy należący do mniejszości LGBT+, będą czuć się bezpiecznie w swoim własnym kraju, zależy w dużej mierze właśnie od polityków i księży, bo przykład musi przyjść z góry. A ich wypowiedzi są wciąż pozbawione empatii, przyczyniają się do polaryzacji społeczeństwa i wywołują poczucie beznadziei wśród społeczności LGBT+.

Jednak wydarzenia z 12 października pokazują, że nie ma już miejsca na puste słowa czy wylewanie łez pod publikę, a same rezolucje potępiające atak w niczym nie pomagają. Należy zacząć działać. Potrzebne są nie tylko odpowiednie zmiany w prawie, ale także oświata, szczególnie rzetelna edukacja seksualna w szkołach.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij